profil

Recenzja filmu "Lawa".

poleca 85% 2227 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Adam Mickiewicz

Jan Giemza
L.O. im. K. I. Gałczyńskiego, Otwock

Disclaimer: Praca została sprawdzona przez nauczyciela, nie powinna więc zawierać żadnych poważniejszych błędów. Przy czym uwaga - ponieważ tekst jest względem filmu bardzo krytyczny, polecałbym dowiedzieć się najpierw, jaki jest stosunek Twojego nauczyciela do \"Lawy\". W moim krytyka przypadku poskutkowała tylko niższą oceną i zgryźliwym (w założeniach) komentarzem, że nie jestem wystarczająco inteligentny, aby pojąć to wiekopomne \"dzieło\" (o którym, tak naprawdę, chyba oprócz polonistów niewiele osób pamięta). Niemniej, jeśli Twój polonista potrafi zachować obiektywizm, zapraszam...

--

LAWA
Recenzja

Jestem głęboko zawiedziony filmem, którego celem było rozpalenie patriotycznych uczuć Polaków. Niestety, zamiast tytułowej lawy, na ekranie tli się tylko nikły ogieniek – tak nikły, jak umiejętności ekipy realizatorskiej.

Na wstępie jestem zobowiązany zaznaczyć, że w niniejszym tekście wszelkie opinie nie odnoszą się do samego tekstu Adama Mickiewicza (którego jakość nie ulega żadnym wątpliwościom), a raczej tego, jak jego potencjał został wykorzystany w zbudowaniu świata tajemniczego, pełnego grozy i śmiertelnej walki o wolność narodu. Nie zamierzam również usprawiedliwiać amatorszczyzny filmowców z Iluzjonu odległą datą premiery (która odległa tak naprawdę nie jest) oraz skromnym budżetem, jakim dysponowała produkcja. Dlaczego? O tym w dalszej części.

EGZEKUCJA

„Lawa” w swoich założeniach miała spełniać rolę podobną do „Dziadów”, czyli rozpalić w Narodzie patriotyczne uczucia w przełomowych chwilach historycznych. A nie dość, że film zrobiono w sposób chyba najbardziej banalny i przewidywalny z możliwych, to na dodatek bardzo słabo. Osią akcji są połączone ze sobą wydarzenia z trzech części „Dziadów”, przeplatane niekiedy zdjęciami współczesnej (zniewolonej) Polski oraz zwłokami ludzi zabitych w obozach koncentracyjnych. Dodajmy do tego prymitywną symbolikę (orzeł, który próbuje wzlecieć, ale nie może), tylko utwierdzającą w przekonaniu, że według filmowców „sprawdzony” scenariusz i wrzucone do jednego worka wszelkie skojarzenia z niewolą wystarczą, by stworzyć dzieło przełomowe.

Najbardziej z tego wszystkiego szkoda mi aktorów, którzy, pomimo trudności, próbują podratować poziom przedstawienia. Dobrze gra Gustaw Holoubek, Piotr Fronczewski, Jolanta Piętek-Górecka oraz Tadeusz Łomnicki, w miarę znośnie radzi sobie także Maja Komorowska w roli kobiecego guślarza. Jednak płomienie ich talentu nie wystarczają, aby poczuć wypływający z ekranu strumień ognistej lawy. Tak naprawdę, jedyne, co czułem, to żal po dwóch godzinach wyjętych z życia.

KAPLICA

Pierwszym gwoździem do trumny ekipy filmowej jest techniczna realizacja strony dźwiękowej przedstawienia. Nie usunięto żadnych szumów, które w naturalny sposób pojawiają się na planie podczas kręcenia filmu. Nie wyciszono fragmentów wypowiedzi aktorów, przez co każdy recytowany przez nich wers zaczyna się od uciążliwego i nienaturalnie głośnego nabrania powietrza lub przełknięcia śliny. Nie wykorzystano potencjału pięknej muzyki i chórów śpiewających we wstępie, okaleczając je niską jakością i dudnieniem przy każdej wysokiej nucie. Za to się właśnie płaci dźwiękowcom – nie za nałożenie muzyki na obraz.

Drugi gwóźdź należy się „specjalistom” od efektów „specjalnych”. Możliwości techniczne komputerów w roku 1989, wbrew utwierdzonym stereotypom, były bardzo dobre (nawet w Polsce!), brakowało tylko specjalistów, którzy potrafiliby je odpowiednio obsłużyć. Stworzenie dobrej oprawy graficznej udało się jednak twórcom „Akademii pana Kleksa”, „Seksmisji”, czy chociażby „Krzyżaków” – filmów wyprodukowanych na długo przed zmianami ustrojowymi w kraju. „Lawa” zaś może pochwalić się czarną płachtą i dwoma niebieskimi lampkami robiącymi za ciemny las oraz wielkim balem obsługiwanym przez dwóch kamerzystów stojących jak kołki w jednym miejscu. Oraz – oczywiście - zielonym piorunem zasłaniającym na sekundę cały obraz.
Wszystkie te problemy zawdzięczamy trzeciemu „gwoździowi” – żałośnie niskiemu budżetowi, którego nicość można dostrzec w każdej niemal sekundzie filmu. Rozumiem – Polska to nie Hollywood, u nas film za 250 tys. dolarów jest wysokobudżetowy, tam czasem jeden człowiek zarabia tyle w ciągu roku. Ale nie rozumiem z kolei, po co kręcić filmy, których nie da się w sensowny sposób zrealizować za posiadaną kwotę. Czy od razu powinniśmy rzucać się na ekranizację „Harry’ego Pottera” tylko dlatego, że mamy taką ambicjonalną żądzę? Ot, dla przykładu, twórcy „Wiedźmina” próbowali – i co?

Ostatni gwóźdź chciałbym wbić scenarzyście.
Podczas wyświetlania napisów początkowych, przeczytałem, że „Lawa” jest tylko luźną opowieścią na podstawie „Dziadów” Mickieiwcza. I właśnie luźnej opowieści oczekując, otrzymałem niestrawną i dla większości osób niezrozumiałą papkę. Pomimo lektury powieści, miałem poważne problemy z umiejscowieniem scen w czasie, przestrzeni i na linii fabularnej, która – swoją drogą – również rozmywa się jak wczorajszy śnieg na dzisiejszych ulicach Otwocka. A może to dlatego, że nie jestem wystarczająco dojrzały, by zrozumieć tak ambitne dzieło? Nie sądzę. Oglądałem wiele poważnych filmów, które dało się zrozumieć bez dogłębnego, wielogodzinnego przygotowania.

KOLUMBARIUM

Gdyby na grobie „Lawy” napisać epitafium, mogłoby ono wyglądać mniej-więcej tak:
Film tu spoczywa przełomowy,
Nie tam jakieś figle-migle,
Film, jak Polaków los typowy:
Chcieli dobrze, a wyszło… jak zwykle.

Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 4 minuty

Podobne tematy
Gramatyka i formy wypowiedzi