profil

Dlaczego warto czytać poezję? Uzasadnij odpowiedź na powyższe pytanie, argumentując swój wywód wybranymi tekstami poetyckimi.

poleca 85% 940 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Zbigniew Herbert

Często w rozmowach starszych osób, pośród utyskiwań na bezwzględną rzeczywistość, słyszę zdanie, które nie daje mi zapomnieć jak wielka jest przepaść między pokoleniami. Pozwala również snuć przypuszczenia, że to stała cecha Polaków – komentowanie zjawisk społecznych poprzez narzekanie bądź niezrozumienie i brak jakiejkolwiek chęci czy gotowości do zmiany stanu rzeczy są przyczynami, które każą im w kółko i do znudzenia powtarzać: „Ach ta młodzież...”. Na dźwięk tych słów budzi się we mnie głośny sprzeciw, potęgowany jeszcze artykułami w prasie, podejmującymi temat wartości prezentowanych przez nas – przyszłość narodu. Gazety zdążyły już wydać wyrok – Polska nie zdoła utrzymać silnej pozycji w Europie, zachowując przy tym tak zawsze bogatą kulturę, tradycje chrześcijańskie i ciągle żywą pamięć o ciekawej historii, jeżeli pokierują nią ludzie, którzy nie wiedzą jak bronić swego patriotyzmu, są obojętni na interesy ojczyzny, co więcej – nie mają pomysłu na siebie. Media stworzyły portret psychologiczny młodego pokolenia, który natychmiast podchwyciła opinia publiczna. Podnoszą się głosy, że bierzemy udział w wyścigu szczurów, gdzie nie ma miejsca na ofiarność, czasu na podanie komuś pomocnej dłoni, ochoty, by być wyrozumiałym i współczującym. Świat jest okrutny, bo tacy są tworzący go ludzie. A tworzą go ludzie niewrażliwi, pozbawieni pasji poszukiwania i odnajdywania odpowiedzi na pytania: kim być, by nie sprawić zawodu?, jak żyć, by nie zranić? Nie zgadzam się! Czy ci, którym spać w nocy nie daje myśl o wciąż nie dość wypchanym lub pustym portfelu, sięgaliby po poezję – trudną, zajmującą czas, wymagającą skupienia, a nade wszystko wrażliwości, często tej ponad normę? Nie! A przecież nadal niemało jest jej wielbicieli wśród moich rówieśników. Świat dorosłych poskąpił cennych rad, nie dał oparcia, lekceważył rozterki, obawiał się wziąć odpowiedzialność za to, jakimi ludźmi będziemy w przyszłości. Nikt nie postawił drogowskazu przy naszych drogach, a zatem wędrujemy, nieustannie tracąc z oczu wcześniej obrany szlak. Przy takiej samotnej wyprawie przez życie, poezja jawi się jako schronisko dla zbłąkanych, szukających prawdy, miłości, wyjaśnienia. W niej często odnajdujemy wskazówki, które prowadzą do trafnych wniosków, stąd już niedaleko do podjęcia odważnej i słusznej decyzji.

Właśnie w wierszu „Przesłanie Pana Cogito” Zbigniew Herbert prezentując swoją etykę, manifestem której jest tytułowa postać w „postawie wyprostowanej”, podpowiada jakie życie gwarantuje osiągnięcie pełni człowieczeństwa i przyjęcie do grona „zimnych czaszek”: Gilgamesza, Hektora, Rolanda. Autor zwraca się do czytelnika bezpośrednio słowami: „idź”, co czyni ich wzajemny kontakt znacznie intymniejszym. Herbert napomina, by człowiek pomimo wszystko zachował swą godność, honor oraz niezniszczalność, a istotą jego egzystencji zawsze pozostało dawanie świadectwa prawdzie. Kardynalnym błędem jest pozwalać, żeby rosła w nas pycha, buta, należy zastąpić ją szczerą pokorą, odwagą, nie tracić wrażliwości serca i pamiętać o tym, że jesteśmy spadkobiercami kultury. Autor opowiada o prawdach dla niego najważniejszych. I tutaj odnajduję niezwykle istotny atut poezji: pokazuje, czym można się w życiu kierować, jak różne wartości są w stanie wpływać na ludzkie postępowanie. Nie jest ona jednak tworzona po to, by stać się kolejnym dekalogiem, a nas przemienić w jej wyznawców i dlatego mamy szansę dokonywać wyboru między „przykazaniami” różnych twórców. Dla mnie ważne jest to, że potrafię pojąć ludzkie poczynania, bo poezja klaruje, że w hierarchii wartości każdego człowieka inne pojęcia będą wiodły prym.

Dla przykładu: Epikur twierdził, że nasze istnienie powinniśmy spędzić na rozważnym dążeniu do przyjemności i szczęścia, które może osiągnąć człowiek mądry, sprawiedliwy, cnotliwie żyjący. Proponuje „czwórmion leczniczy”, by ustrzec się lęków przed bogami, niezaznaniem szczęścia w życiu, cierpieniem i śmiercią.

Inaczej przedstawił cel życia Sokrates. Pojmował on naukę jako najważniejsze zadanie, to z niej miała wynikać mądrość człowieka, a gdy ten je posiadł, oznaczało to dla niego życie godne, szczęśliwe i sprawiedliwe. Poprzez poszerzanie wiedzy zyskiwał również moralność, zaletę prowadzącą do cnoty – dobra bezwzględnego.

Supremację cnoty nad wszystkimi innymi przymiotami ludzkiego ducha wykpił w swoim utworze „Fraszka cnota”(Tren XI) Jan Kochanowski. Cnota – najważniejsza wartość stoicka okazuje się być czymś błahym. Kochanowski rozwija tę myśl, mówiąc, że wszystko, co nas otacza jest fraszką. To nawiązanie do motywu „marności nad marnościami\", zaczerpniętego z Księgi Koheleta. Kochanowski zadaje bluźniercze pytania retoryczne: „Kogo kiedy pobożność jego ratowała?”, dowodząc, że światem, nie rządzą prawa moralne, że króluje w nim zło i występek, a: „Nieznajomy wróg jakiś miesza ludzkie rzeczy, nie mając ani dobrych, ani złych pieczy”. Pytania, które już niegdyś stawiałam samej sobie, wprowadziły zamęt w życie tego poety. Wiem – dzięki lekturze „Trenów” – że nie powinniśmy potępiać, tłumić takich rozpaczliwych uniesień czy też unikać, wstydzić się głośno wypowiadanych pretensji, bowiem są one jedynie dowodem poszukiwania prawdy o Bogu i świecie. Przecież w „Trenach” obraz Boga ulega zmianie w stosunku do tego, jaki dominował w dotychczasowej twórczości poety. Wcześniej często pojawiał się w niej zachwyt nad wspaniałym porządkiem pełnego dobroci świata, rozumnie rządzonego przez Boga.

Wyrazem miłości i zaufania do takiego Stwórcy jest hymn „Czego chcesz od nas, Panie”. W III i IV zwrotce poeta opisuje akt stworzenia znany z Księgi Genesis. Bóg uznaje swoje dzieło za dobre. Jest doskonałe, harmonijne i podlega Stwórcy. Kochanowski w podniosłym tonie mówi o Nim jako o panu świata. Eksponuje jego potęgę i wszechobecność. Motyw zaczerpnięty z Księgi Rodzaju – Bóg przedstawiony jako architekt. On zbudował niebo i sprawił, że wody zebrały się w brzegach. W liryku odnajdujemy topos Arkadii i rajskiego ogrodu, bo przedstawiony zostaje świat sprzed grzechu pierworodnego, świat, w którym panuje boski porządek, a jego gwarantem jest sam Stwórca. Ten biblijny obraz jest kontynuacją tradycji judajskiej. Zbudował go renesansowy Bóg artysta – kolejny topos, wywodzący się z platońskiego mitu o początku kosmosu. Ów religijno-filozoficzny wiersz informuje nas zatem jak prawdopodobnie nastąpiło powstanie wszechrzeczy. Jeden utwór ofiarowuje nam potężną wiedzę na temat tego, skąd pochodzimy, czyim dziełem jest rzeczywistość, w której egzystujemy, do kogo zanosić swe modlitwy i dziękczynienie za wspaniałość przyrodzenia. Uświadamia, że jeśli świat został stworzony przez jednego Boga, sam więc stanowi jedność, jest dziełem uporządkowanym, a każdy jego element ma określone miejsce, spełnia swą rolę i istnieje z konkretnego powodu. Mówi o tym, że dobro jest pierwotną naturą wszelkiego bytu („I widział Bóg, że było dobre”), a najdoskonalszą jego formą jest człowiek („na obraz i podobieństwo Boga”).

Kochanowskiemu, który wykazał się ogromną odwagą, opowiadając z niespotykaną bezpośredniością, szczerością i ogromnym autentyzmem o swych przeżyciach, zawdzięczam możliwość prześledzenia – w jego poezji – przemian światopoglądowych, uczuć i wątpliwości – wszystkiego, co zaczyna dotyczyć każdego, kto utracił kogoś najdroższego na świecie. Rozpacz autora wynika również ze świadomości. że zmarnował swój czas, żyjąc według zasad, nakreślonych przez stoików. Poezja pozwala być świadkiem tego, co dzieje się w sercu i umyśle podmiotu lirycznego, daje szansę utożsamienia się z nim i stąd zmierzenia się z własnymi emocjami. Jest to nierzadko klucz do nabycia późniejszej umiejętności radzenia sobie z własnymi namiętnościami, zrozumienia drugiego człowieka oraz komunikowania mu swoich odczuć. Kochanowski, opisując swój smutek, rozgoryczenie i bezradność, unaocznia następną właściwość poezji, składającą się na jej wielkość – nie zbywa ona milczeniem bolesnego rozdarcia między podobno nieograniczonymi możliwościami człowieka, a rzeczywistością, której nie sposób zaprzeczyć, a w której śmierć i choroby nie dają się przezwyciężyć, nie ucieka przed trudnymi pytaniami.

A jednak odrealniony świat poezji, gdy tylko zachodzi potrzeba – tak jak dzieje się to w twórczości Gajcego i Baczyńskiego – może stać się krainą zapomnienia, ucieczki od wojennego koszmaru. W rzeczywistości pełnej zła, poczucia obcości, zaniku i przemieszania wartości – poezja musi o nie walczyć.

Czytając utwory poetyckie nabieramy wrażenia, że spojrzeń na świat może być tyle, ilu ludzi na nim. I tak Jan Kasprowicz w swoim wierszu pod tytułem: „Nie ma tu nic szczególnego” pisze o prostocie świata, szemrzącym gdzieś strumyczku, zachodach słońca, podczas których dusza człowieka staje się piękna, czysta, nieskalana żadnymi grzesznymi myślami. Podmiot liryczny dziękuje Bogu za to, że został zaproszony do uczestnictwa w doświadczaniu boskiego ładu i harmonii.

W ostrym kontraście z takim widzeniem świata utrzymany jest wiersz Charles’a Baudelaire’a zatytułowany: „Spleen II”. Rzeczywistość odbiera ten francuski symbolista jako więzienie, system, który pożera dobre myśli, bo ołowiana pokrywa nieba miażdży umysł. Człowiek czuje się osaczony, jakby żył w kryminale, żadną mu pociechą nadzieja – „płochliwy stwór”, światło dnia – „smutniejsze niźli nocy grób”, a w jego duszy „pogrzeby bez orkiestr się wloką”.

Poezja pokazuje nam również, co kiedyś być może przeżyjemy, gdy skończy się czas ziemskiego trwania. Jan Kasprowicz w „Dies Irae” roztacza przed nami wizję nadejścia Sądu Ostatecznego. Zgodnie z tytułem jest to dzień, w którym człowiek staje się ofiarą Bożego gniewu. „Dziwne dźwięki” trąb i surm oraz „Enoch i Eliasz”, którzy „z proroczymi księgami przyszli” to nawiązanie do Apokalipsy św. Jana. Czytamy o „rzekach płynących krwią”, lesie krzyży oplecionych wężami, żmijami, wydobywających się spod ziemi trupach, które walczą ze sobą i niszczą się nawzajem. Świat opanowują nadprzyrodzone zjawiska: „pożary słońc”, „krzepnięcie ognia”, „ ciemnienie blasku”.

Zaskakujący pogląd na to, jak będą wyglądać nasze ostatnie chwile wyraża Czesław Miłosz w „Piosence o końcu świata”. Tak naprawdę nie dzieje się nic niezwykłego – ani zatrważającego, ani też przesadnie euforycznego. Życie płynie własnym rytmem, ludzie wypełniają swe codzienne obowiązki, nie ma jakichkolwiek zmian w ich czynach, przerwy w rutynie: „w dzień końca świata kobiety idą polem pod parasolkami, pijak zasypia na brzegu trawnika”. Nikt nie rozpoznaje, że oto nastał dzień ostateczny, bo: „Dopóki dzieci różowe się rodzą nikt nie wierzy, że staje się już”, ale „innego końca świata nie będzie”.

Przykłady utworów, które przytoczyłam w swej pracy niezbicie dowodzą nieprzemijającej wartości poezji. Staje się ona nie tylko zwierciadłem duszy ludzkiej, ale i świadectwem poszukiwania jasnych norm moralnych i odpowiedzi na dręczące pytania o los człowieka i sposób jego egzystencji. Pomaga rozumieć świat, innych ludzi, swe uczucia. Często otwiera nam oczy na sprawy, których znaczenia, a nawet istnienia nigdy nie dostrzegaliśmy, a są one w stanie odmienić naszą osobowość, nastawienie do życia. Zdarza się, że gdy czytamy wiersz wracają wspomnienia, a poezja – jak dobrotliwa matka – objawia nam prawdę o utraconych chwilach, odsłania rąbek tajemnicy i już wiemy, dlaczego coś zaistniało w ten, a nie inny sposób. Odkrywa przed nami tajemnice poetów, niejednokrotnie nasze wspólne, a kiedy odnajdujemy analogie między naszymi przeżyciami i myślami, okazuje się, że łatwiej jest iść przez świat, bo to tak, jakbyśmy byli połączeni niewidoczną nicią porozumienia dusz. Jednak najsilniejszym argumentem, skłaniającym do czytania poezji, uznałam fakt, iż nakazuje ona patrzeć dookoła siebie, brać odpowiedzialność za świat, w którym się żyje, protestować przeciw złu i krzywdzie.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 10 minut