profil

Recenzja z filmu „QUO VADIS”

poleca 85% 119 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Oto pojawiła się w kinach kolejna ekranizacja powieści „Quo vadis”. Kosztowała miliony dolarów, poprzedziła ją wielka kampania reklamowa. Ale czy rzeczywiście otrzymaliśmy wielki obraz, czy może kolejną kiczowatą niedoróbkę?

Film jest dość nierówny. Reżyser wiernie trzyma się dzieła Sienkiewicza - nie wprowadza fikcyjnych scen, dialogów, czy postaci, ale stosuje rażące cięcia, które praktycznie uniemożliwiają zrozumienie filmu osobom nie znającym książki. Może więc to film raczej dla tych, co czytali literacki pierwowzór? Też nie! Kawalerowicz stara się stworzyć przejmujący i trzymający do końca w napięciu obraz, ale jakże tu mówić o dramaturgii, gdy wiadomo, co się za chwilę stanie. Z tegoż powodu kluczowe sceny, w których widz powinien niecierpliwie oczekiwać na rozwój sytuacji, nieznośnie się dłużą. Za przykład niech posłuży scena po pokonaniu przez Ursusa byka na arenie Koloseum. Wszyscy czekają na decyzję Nerona - ułaskawi, czy nie? Publika unosi kciuki do góry, cesarz się waha, stojąc i spoglądając nerwowo wokół siebie przez jakąś minutę, a widza nachodzą myśli typu: "No podnośże szybciej ten paluch do góry!!!". Nie powiem więc, aby film ten jakoś specjalnie wciągał, ale i nudzić przez pełne 170 minut się raczej nie można.

Głównie za sprawą aktorów, którzy dobrze spisali się w swoich rolach, choć i tu dysproporcje między postaciami pierwszo- a drugoplanowymi są ogromne. Bezdyskusyjnie najlepszy jest Chilon Jerzego Treli. Postać ta jest tu wyróżniona znaczniej bardziej niż w książce (brakuje tylko sceny jego śmierci, a szkoda bo to ważny moment) i chwała za to reżyserowi. Chilon budzi mieszane uczucia. Bawi jego przesadna usłużność, pupilkowatość (dziś najlepsze, choć niezbyt estetyczne określenie to "dupowłaz":-)) i głęboko skrywany lisi spryt, później zniechęca postawa "chorągiewki na wietrze", ostatecznie jednak dużo do myślenia daje jego końcowa przemiana, której w filmie, niestety, nie ukazano dostatecznie. Obok Treli w aktorskiej ekstraklasie znajduje się Linda (Petroniusz). Widać, że coraz lepiej czuje się w ambitniejszych rolach. Dowcipny, cyniczny, elokwentny. Hedonista z krwi i kości. Nieco gorzej wypada Neron Bajora. Owszem, jest szalony, aczkolwiek w swym szaleństwie niezbyt upiorny. Raczej do bólu komiczny. Aż chce się z niego śmiać. Tylko jakże się śmiać z podpalacza Rzymu? Cóż, chyba jednak więcej w tym było reżyserskiej wizji, niż aktorskiej interpretacji, więc nie można zbytnio winić Bajora za groteskowość jego roli. Gdzie tylko nie przeczytam, z błotem mieszają Deląga. Sądzę, że niesłusznie. Jego Winicjusz jest naturalny, prawdziwy Rzymianin - zakochany, przyzwyczajony do pełnego rozpusty życia, pożądający tylko ciała kobiety. Powoli (choć w filmie wygląda to raczej błyskawicznie) przechodzi przemianę w żarliwego chrześcijanina rozumiejącego istotę miłości. Deląg dobrze to oddaje, ostre słowa krytyków biorą się chyba ze skojarzeń z jego poprzednimi rolami w filmach akcji. Cóż, ja ich nie oglądałem, więc byłem pozbawiony uprzedzeń i mogłem spojrzeć obiektywnie na jego grę. Partnerująca Delągowi modelka Magdalene Mielcarz nie spisała się w swoim debiucie najgorzej, choć mogła znacznie lepiej. W sienkiewiczowskiej wizji Ligia miała być na tyle urzekająca, by oczarować Winicjusza i na tyle żarliwa w swej wierze, by odmienić duszę swego kochanka. Mielcarz to pierwsze wychodzi doskonale, to drugie zaś tragicznie. I mógłbym na niej wieszać koty za to, ale znalazłem sobie lepszą ofiarę. Oto mistrz olimpijski, świata, Europy i czego tam jeszcze w judo Rafał Kubacki w roli Ursusa! Najsłabsza postać w filmie! Wypowiada swoje kwestie z intonacją gorszą niż Gołota z Lepperem razem wzięci. Kojarzy się z Arnim z "13 posterunku". Prezentuje się nie jak szlachetny sługa-przyjaciel Ligii, lecz jak głupawy, „napakowany” goryl. Jego walka z bykiem nudzi. Nie ma w niej żadnej dynamiki, aż żal się człowiekowi robi biednego zwierzęcia, które spokojnie stąpa sobie po arenie z piękną dziewczyną na grzbiecie, a jakiś głąb skręca mu za to kark. Nie przesadzam, tak to dokładnie wygląda!

Tyle o aktorach, teraz nieco o oprawie technicznej. Gdzie te 18 milionów $?!?!?! Wszystkie ujęcia panoramiczne to malowane tła! Koloseum ma niezwykle małą arenę. Przecież tam inscenizowano bitwy morskie, a tu kilkunastu chrześcijan zapełnia pół placu! Sama nazwa tej budowli kojarzy się przecież z czymś ogromnym. A tu taka makieta, którą można by zmieścić na każdym większym stadionie w naszym kraju. Choć scena z lwami prezentuje się tu akurat wspaniale i jest bezsprzecznie najlepszym, aczkolwiek nieco drastycznym momentem filmu. Oskar dla lwów!!! No tak, został jeszcze pożar Wiecznego Miasta. Ponoć był prawdziwy, bo makieta się zapaliła. Cóż, przy zbliżeniach wyglądało to dość dobrze, ale znów - jedno ujęcie panoramiczne ukazujące sztuczne konstrukcje z naniesionymi komputerowo płomieniami i cały efekt szlag trafia....

To może chociaż muzyka się broni? Nic z tych rzeczy! Często odgłosy z II planu wybijają się na I, co niezwykle drażni. No i chóralne śpiewy chrześcijan w tle - masakra! Kto wpadł na pomysł, by puszczać to po polsku?!?! Przecież chrześcijanie śpiewali po łacinie, która byłaby tu jak najbardziej na miejscu. Polskie słowa sprawiają, że człowiek zamiast oglądać akcję filmu, stara się w nie wsłuchać, co denerwuje i rozprasza uwagę. A propos wspomnianej łaciny - jest jej w filmie tak mało, że wypowiadane w końcówce słowa "Quo vadis, domine?" rażą. W tej sytuacji lepiej by było je przetłumaczyć na polski. Mimo tak drastycznego posunięcia, końcowa scena zyskałaby więcej harmonii i wymowy.

Cóż, żal krytykować dzieło wybitnego reżysera, ale nic innego mi nie pozostaje. „Quo vadis” ma liczne braki, których nie może zrekompensować występ kilku gwiazd ekranu. Chyba jednak warto było trochę poczekać i dopracować film do końca. Czy warto więc wybrać się na niego do kina? Mimo wszystko sądzę, że tak, chociażby dla porównania nowej adaptacji z poprzednimi aczkolwiek nie należy sobie po niej zbyt wiele obiecywać.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 5 minut