profil

Królestwo morza-mitologia Grecka

poleca 80% 3068 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Było, jak wiadomo, trzech braci: Dzeus, Posejdon i Hades. Po zwycięstwie nad Kronosem i tytanami podzielili się władzą i żeby wszystko odbyło się sprawiedliwie, ciągnęli losy. Wtedy Posejdonowi dostało się królestwo morza. Ale to mu nie wystarczało. Mówił, że jest starszy i że jemu należy się najwyższe stanowisko w świecie bogów. Dzeusa nazywał publicznie uzurpatorem i wcale go słuchać nie chciał. Dzeus kazał przed nim zamknąć bramy Olimpu i zagroził mu piorunem, jeśli ośmieli się stanąć na progu niebios. Musiał więc iść na wygnanie między ludzi i wstąpił na służbę u króla trojańskiego, Laomedonta. Pracował jako prosty mularz przy budowie murów obronnych. Po dziesięciu latach robota była skończona, a Dzeus dał się przeprosić i pozwolił mu wrócić do pałacu bogów.
Posejdon mógł się teraz ożenić. Chciał nawet tego bardzo, albowiem się zakochał. Razu pewnego był na wyspie Naksos, na przyjęciu, które wydawał stary bóg wodny Okeanos. Po uczcie tańczyły jego córki, a z nich najpiękniejsza była Amfitryta o jasnych warkoczach. Posejdon oświadczył się ojcu o jej rękę i został przyjęty. Lecz panna go nie chciała. Czuła doń po prostu odrazę. Posejdon nie był brzydki, ale pomimo potężnej budowy ciała nie mógł uchodzić za ideał piękności. Miał śniadą cerę, włosy zwichrzone i nadmiernie bujne, brodę wiecznie wilgotną i pełną mułu, a oczy jego, palące się złowrogo pod krzaczastymi brwiami, budziły przestrach w lękliwym sercu dziewczyny.
Smutny wrócił Posejdon do swego samotnego pałacu w głębinach morza. Wówczas podpłynął ku niemu delfin, najmądrzejszy ze stworzeń zamieszkujących przestworza wód, i obiecał Posejdonowi, że sam wszystko pomyślnie załatwi. Nazajutrz był u Amfitryty i opowiadał jej o niezmiernych bogactwach wszechwładnego pana wodnego żywiołu, o jego posiadłościach, które zdają się nie mieć granic, o dziwnych mieszkańcach morza, co legnie całe u jej stóp i będzie jej cześć oddawało jako swej królowej:
?Mieszka on w pałacu błękitnym, który ma dach z muszli, a one w czasie odpływu otwierają się ukazując wewnątrz cudne perły. Ze ścian wyrastają żywe kwiaty, a przez okna z bursztynu zaglądają ryby. W sadzie drzewa szafirowe i czerwone rodzą złote owoce. Algi układają się na powierzchni fal, aby światło przechodząc przez nie mieniło się barwami tęczy. Wśród gałęzi korali zabłąkane gwiazdy morskie rozniecają słabe, migotliwe światełka. Pająki mkną szybko na szczudłowatych nogach, lilie morskie wyrastają z dna jak drobne palmy o wielolistnej koronie. Gąbki szkliste wyglądają jak małe karły o wielkich siwych brodach, a gdy przepłynie orszak świecących głowonogów, w prześlicznej grze barw sypią się z góry błękitne, czerwone i białe skrzące się kulki, które opadają jak deszcz gwiazd różnokolorowych. Kiedy morze jest spokojne, widać z głębi słońce niby otwarty kielich wielkiego, purpurowego kwiatu".
Nimfa zamyśliła się, potem zapytała jeszcze o to i owo, a w kilka dni później zasiadła na szmaragdowym tronie obok Posejdona jako królowa morza. Na głowę włożyła diadem z morskich roślinek świecących i jak powiada Słowacki:

miała powozy z delfinów, z gołębi
i kryształowe pałace na głębi,
i księżycowe korony w noc ciemną.

Delfin nie kłamał. Życie Amfitryty było naprawdę rozkoszne. Otaczał ją dwór tak wspaniały, jakiego nie miała Hera, królowa nieba. Zbiegły się do niej wszystkie siostry, okeanidy, córki starca morskiego Okeanosa. A było ich trzy tysiące. Gdy płynęły dokoła jej rydwanu, fale okrywały się białą pianą, jak gdyby wszystkie srebrne obłoki spadły z nieba na wodę. Służyło jej pięćdziesiąt nereid. Były to boginki wesołe, które witały swą panią śpiewem i zapraszały do tańca. Lecz Amfitrycie nie wypadało tańczyć, więc tylko siadała w ich gronie na jakiejś skale, a one, rozłożywszy się u jej stóp, czesały swe zielone włosy. Wtedy wychodził z kryształowego pałacu ojciec Nereus i opowiadał przedziwne historie o czasach, kiedy jeszcze bogów nie było na świecie. Przeszkadzały mu w tym trytony o rybich ogonach, niesforne łobuzy morskie, które straszyły nimfy zgrzytliwym graniem na wydrążonych muszlach lub tarzały się w białej pianie wzburzonych bałwanów. Pod wieczór przyjeżdżał Posejdon i zabierał swą małżonkę na Olimp, gdzie zasiadali wśród najwyższych bogów przy stole biesiadnym.
Nad morzem panuje wszechwładna wola Posejdona. W głębi swego podmorskiego pałacu wie wszystko, co się dzieje na ruchliwej powierzchni. Gdy wiatry nieopatrznie wzburzą fale, zjawia się Posejdon i jednym spojrzeniem ciemnych oczu uśmierza bałwany, a burze niesforne precz rozpędza. Trójzębem dźwiga okręty uwięzione wśród skał lub osiadłe na mieliznach, a rozbitkom posyła wartkie prądy, które ich niosą do bezpiecznych brzegów. Przed jego gniewem drży ziemia, morze i człowiek rzucony w lichej łupinie na wodne obszary, a on pamięta o malutkim ptaszku, zimorodku. Po słotach listopadowych nastają w grudniu dni ciepłe i łagodne, właśnie w czasie, kiedy samiczka zimorodka wysiaduje jajka w gnieździe pływającym. Dla jej spokoju Posejdon wygładza fale i poskramia wiatry, a okręty, burzą zimową zatrzymane w obcych przystaniach, wracają do domów.
Zazwyczaj surowy, nie był Posejdon nieczuły na ludzką niedolę. Pewna dzieweczka, imieniem Amymone, poszła z dzbankiem po wodę. Była wtedy straszliwa posucha i wszystkie źródła umarły. Zmęczona upałem i daleką drogą usnęła pod drzewem. Obudził ją trzask suchych gałęzi. Niedaleko pasł się jeleń. Amymone naciągnęła łuk i wypuściła lotną strzałę. Ale chybiła. Strzała poszła w gąszcz i ugodziła śpiącego satyra. Przestraszyła się Amymone widząc okrwawione licho leśne, które biegło wprost ku niej. Zaczęła uciekać. Nogi pod nią mdlały z trwogi i znużenia. Wtedy wezwała głośno pomocy Posejdona. Zjawił się natychmiast. W goniącego satyra rzucił trójząb tak mocno, że żelazo przeszedłszy ciało zaryło się w pobliską skałę. Bóg zapytał dzieweczkę, czego by szukała w pustej okolicy sama jedna. Powiedziała, że wody. Wówczas kazał jej podejść do skały i wyjąć trójząb. Gdy to uczyniła, trysnęło chłodne, jasne źródło.
Posejdonowi podlegały razem z morzem wyspy, nadbrzeża, przystanie. Straszliwym trójzębem poszarpał lądy i worał się głęboko w ich ciało tworząc zatoki i cieśniny. Trzęsienia ziemi były objawami jego gniewu.
Cały świat grecki czcił tego boga. W miastach portowych, które żyły z handlu morskiego, miał okazałe świątynie, na wyspach, górach nadbrzeżnych, na przylądkach stały poświęcone jemu kaplice, ołtarze i posągi, aby żeglarze nie tracili ich z oczu wśród walk i niebezpieczeństw. W najmniejszej osadzie rybackiej odbierał hołdy ludzi żyjących z morza. Zwyczajnie składano mu w ofierze konia białego lub delfina. Ku jego czci odbywały się igrzyska, z których najokazalsze były istmijskie, urządzane przez miasto Korynt.
Przedstawiano Posejdona jako silnego starca o szerokich barach. Z rysów twarzy podobny do Dzeusa, miał ten sam majestat w oczach, lecz bardziej groźny. Włosy i broda wyglądają, jakby wiecznie były wilgotne i pełne muszli. W ręce trzyma trójząb. Czasem jedzie na wozie zaprzężonym w hippokampy, dwunożne konie morskie.
Zanim Posejdon, po zwycięstwie nad starymi bogami, stał się panem wodnego żywiołu, rządził królestwem morza jeden z tytanów, Okeanos. Ale i on musiał ustąpić przed władzą syna Kronosa. Był już za stary, aby mógł się opierać. W wojnie udziału nie brał, więc go Dzeus nie strącił do Tartaru, ale ustanowił bogiem tej wielkiej rzeki, która pod nazwą oceanu opływa całą ziemię dokoła. Grecy bowiem wyobrażali sobie, że ziemia jest wyspą, na kształt tarczy, w której środku stoi delficka świątynia Apollina. W tej świątyni pokazywano obły kamień ? omfalos, czyli ?pępek ziemi". Okeanos po stracie tronu zdziwaczał zupełnie. Przeniósł się na sam koniec świata i nigdy nie opuszczał swego pałacu.
W południowych zaś morzach żył inny dziwak, przemądry Proteusz. Pod jego okiem chowały się trzody fok Posejdona. Znał przyszłość i umiał wróżyć wybornie. Ale był to odludek i grubianin, który z własnej woli nikomu nie pomógł. Kto chciał dostać od niego radę, musiał go wpierw schwytać i obezwładnić. Codziennie w południe Proteusz opuszczał głębiny morza i drzemał w którejś z grot na wybrzeżu. Wtedy można go było złapać. Ale musiało się mieć nie lada siłę i odwagę, aby opanować tego sprytnego czarownika. Umiał bowiem zmieniać swą postać. Stawał się tygrysem, lwem, smokiem; rozpływał się w wodę, płonął jak ogień, wyrastał drzewem, wreszcie, jakby życie zeń uciekło, przeistaczał się w twardą skałę. Przez cały czas trzeba go było krzepko trzymać i zaciskać jeszcze więzy, a nic się nie bać. Wyczerpany, ulegał w końcu i wówczas dawał rady nieomylne i niechybne przepowiednie.
Gdy morze jest spokojne i błękitnieje nad nim pogoda, wypływa na powierzchnię Glaukos i rozgląda się smutno, jakby czegoś szukał. Był on niegdyś prostym rybakiem. Razu pewnego zauważył, że ryby, które woda wyrzuca na brzeg, nabierają nowych sił i wkrótce znów uciekają do morza. Pomyślał, że chyba trawa na tym wybrzeżu ma jakieś dziwne właściwości, i natychmiast jej skosztował. Gdy to uczynił, ogarnęła go nagle nieprzezwyciężona ochota rzucić się w morze i pozostać tam na zawsze. Fale rozstąpiły się pod nim i młody rybak został bożkiem morskim. Wtedy ujrzał piękną Skyllę, jak siedząc na skale pośród wód czesała złote włosy. Zakochał się i prosił o jej rękę. Skylla jednak, nie wiadomo dlaczego, nie chciała wyjść za Glaukosa. Nieszczęśliwy bożek udał się do czarownicy Kirke, aby mu dała taki napój, który by serce Skylli zjednał dla niego. Ale że był niezwykle piękny, Kirke sama się w nim zakochała i robiła wszystko, żeby zapomniał o swej Skylli. W końcu, dotknięta obojętnością młodzieńca, dała mu żądany napój. Glaukos wylał go do źródła, w którym Skylla zawsze się kąpała. Ledwo nimfa weszła do wody, gdy otoczyły ją zewsząd szkaradne potwory. Chce uciekać, lecz widzi, że one ciągną się za nią. Przerażona rzuca się do morza ? potwory nie odstępują: oblepiły jej ciało, jakby do niego przyrosły. W istocie przyrosły. Czarami złośliwej Kirke została biedna Skylla zamieniona w straszydło morskie.
Okropna to była poczwara: miała dwanaście łap drapieżnych, sześć karków, a na każdym łeb sprośny, w każdej zaś paszczy trzy rzędy zębów. Osiadła na wybrzeżu Sycylii, w jaskini skalnej, nad którą latem i zimą wisiała gęsta chmura, nigdy nie ozłocona promieniem słońca. Biada przejeżdżającym statkom! Nie ma tak zwinnej łodzi ani tak szybkiego okrętu, żeby uciec, zanim potwór porwie z pokładu kilku żeglarzy. Ominąć zaś Skylli niepodobna: czujna, dojrzy na zmiennej powierzchni morza nawet najmniejszą rybę.
Starożytni wierzyli, że wszystkie rzeki, nawet w głębi lądu, mają podziemne połączenie z morzem i pozostają pod opieką bóstw osobnych, wywodzących swój ród od Okeanosa lub Posejdona. Domyślano się, że w głębokiej grocie, skąd strumień wypływa, bóg rzeki posiada pałac tajemniczy. W otoczeniu nimf, które mu służą, dowodzi biegiem swych wód, ustala i zmienia ich łożyska. Bogom rzecznym stawiano świątynie i ołtarze, zabijano na ofiarę byki lub konie. ?Niechaj nikt ? mówi poeta Hezjod ? nie waży się przejść rzeki, póki się wpierw nie pomodli, a oczyma zwróconymi ku jej jasnym wodom, póki rąk nie umoczy w jej fali miłej i przeźroczej".
Rzeki w Grecji są przeważnie małe, lecz w okresie przyboru stają się groźne, rzucają się na pola, ogrody, winnice z siłą i pędem rozjuszonego byka. Stąd bogów rzecznych przedstawiano nieraz w postaci byków albo ludzi z byczymi rogami. Częściej spotyka się inne wyobrażenie: bóg rzeki, jako poważny starzec o wspaniałej brodzie miękko spływającej na nagie ciało, leży wśród sitowia, oparty o przewróconą urnę, z której wysnuwa się strumień wody, a dookoła bawią się roje małych dzieci ? symbole urodzaju.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 11 minut