profil

„Litość wzbudza w nas nieszczęście człowieka niewinnego, trwogę natomiast nieszczęście człowieka podobnego do nas” – rozważ myśl Arystotelesa w odniesieniu do Antygony, bohaterki tragedii Sofoklesa.

Ostatnia aktualizacja: 2020-09-25
poleca 85% 267 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Sofokles Arystoteles

Zawarta w treści polecenia myśl Arystotelesa pochodzi z szóstego rozdziału jego Poetyki. W dalszym ciągu pisze on m.in. „nie należy pokazywać ludzi nieposzlakowanych popadających ze szczęścia w nieszczęście, gdyż to nie wzbudza litości ni trwogi, a tylko oburzenie (…) Los człowieka niegodziwego nie może (…) budzić ani litości, ani trwogi. Pozostaje zatem wybór kogoś pośredniego między nimi. Takim bohaterem jest więc człowiek, który nie wyróżnia się osobliwie ani dzielnością i sprawiedliwością, ani też nie popada w nieszczęście przez swą podłość i nikczemność, lecz ze względu na jakieś zbłądzenie.”

„Litość i trwoga” są elementami jednej z zasad estetyki starożytnej, mianowicie zasady katharsis (z greckiego – oczyszczenie). Litość i trwoga mają prowadzić do swoistego szoku u odbiorcy, który powoduje rozładowanie nagromadzonych emocji, uwolnienie się od nich i ostatecznie osiągnięcie spokoju wewnętrznego, czyli – mówiąc językiem Arystotelesa – eudajmonii.

W tragedii Sofoklesa zadanie to jest zrealizowane dzięki zarysowaniu konfliktu między Antygoną i Kreonem. Konflikt prowadzi do tego, że bohaterowie muszą dokonać pewnego wyboru, ale – co istotne – między wartościami równorzędnymi, a nie pomiędzy dobrem i złem. Jednak jakąkolwiek decyzję by podjęli, skazani są z góry na klęskę, gdyż obciążeni są klątwą bogów.

Tytułowa bohaterka symbolizuje niezgodę na prawa ustanowione przez ludzi w imię określonych racji wyższych. W tym konkretnym przypadku Antygona przedkłada odwieczne prawo natury, prawo boskie nad prawo ludzkie, można powiedzieć językiem Cycerona – przedkłada lex naturae nad ius positivum.

Wbrew zakazowi Kreona postanawia ona bowiem pogrzebać zwłoki poległego brata. Kreon, zgodnie z ustanowionym prawem, odmawia mu pogrzebu: Polinejkes, który – pałając chęcią zemsty przeciwko bratu, Eneokleosowi, który przejął władzę nad Tebami po ich ojcu, Edypie – doprowadził do najazdu wrogich Tebom sąsiadów, był zdrajcą, a ciała zdrajców pozostawiano zwykle niepogrzebane. Taką bowiem karę przewidywało prawo tebańskie.

Antygona sprzeciwia się temu. Argumentuje rozmaicie: twierdzi, że wszystkich obowiązuje posłuszeństwo wobec praw ustanowionych przez bogów – a bogowie wszak nakazują, by zmarłych grzebać, niezależnie od tego kim byli za życia. W przeciwnym razie dusza zmarłego błąkać się będzie przez wieczność nad brzegami Styksu. Prawo Kreona nie ma władzy nad zasadami, które Antygona wyznaje. Uważa pogrzebanie Polinejkesa za swój obowiązek, okazanie bratu lojalności; „miła jestem tym, o których stoję”; niedopuszczalne dla niej jest, by brata „dać na pastwę sępom i psom bez pogrzebu”. „Współkochać przyszłam, nie współnienawidzić” – powie później Antygona.

Córka Edypa doskonale zdawała sobie sprawę z konsekwencji swojej decyzji; za sprzeciwienie się prawu groziła śmierć. Nie odstrasza jej to: „Pogrzebię sama, potem zginę z chlubą. Niechaj się zbratam z mym kochanym w śmierci po świętej zbrodni.” Kara śmierci jest dla niej jedynie przyspieszeniem tego, co i tak nieuniknione. Lękliwej swej siostrze Ismenie mówi z wyrzutem, a może ironią: „tymczasem ty tu znieważaj święte prawa bogów”. Samotnie sprzeciwia się prawu: nie przekonuje swej siostry, która – zgodnie ze słowami Antygony – wybiera życie przeciw życia ofierze, a o Tebańczykach mówi, że „stulają wargi” przed Kreonem. Przyprowadzona przed jego oblicze, nie poczuwa się do winy: uważa, że dopełniła świętego obowiązku, a poległy Polinejkes był przede wszystkim jej bratem, nie zaś zdrajcą ojczyzny czy niewolnikiem.

Uporem swym jeszcze bardziej rozsierdza króla Teb; ten jako władca, który dopiero co uporał się z pożogą wojenną wznieconą przez Polinejkesa, nie może sobie pozwolić na to, by poddani bezkarnie łamali ustanowione prawo. Tym bardziej, jeśli dopuszcza się tego niewiasta: „u mnie nie będzie przewodzić kobieta”. Kreon chce być władcą stanowczym i niejako dla przykładu skazuje Antygonę na śmierć. Nie zważa przy tym na to, iż wywodzi się ona z rodu królewskiego: chce uzmysłowić obywatelom, że wobec prawa nikt nie może czuć się bezkarnym. Dura lex, sed lex. Wyrok zostaje wykonany.

Wróćmy do myśli Arystotelesa. Jej pierwszy człon stwierdza, że litość wzbudza w nas nieszczęście człowieka niewinnego. Czy można to odnieść do Antygony? W pewnym sensie tak, choć Kreon zapewne stwierdziłby co innego – wszak w jego mniemaniu Antygona była winna, winna złamania prawa, które on ustanowił! Anarchia może prowadzić do upadku państwa, a władca jest przecież zastępcą bogów i może wydawać określone rozkazy. Oczywiście, nie można odmówić pewnych racji pragmatycznemu Kreonowi; jako polityk i głowa państwa postawił on dobro ogółu ponad dobrem jednostki. Jednak zauważmy, że i sam Sofokles przychyla się do wyboru Antygony, ostatecznie wkłada przecież w usta Kreona słowa: „przejrzałem biedny” i „do zguby wiodą śmiertelnych rachuby”. Do konfliktu włączają się bogowie i władca odwołuje swój rozkaz. Jest to zgodne z poglądami autora tragedii – przyjaciela Peryklesa, zwolennika demokracji i wyznawcy religii delfickiej, któremu obca była aprobata dla rozkazów sprzeciwiających się woli bogów.

Skoro zatem przyjmujemy, że Antygona działała w imię wyższego, odwiecznego dobra, pozwala nam to uznać ją za niewinną. A zatem jej śmierć może budzić w widzu litość: wszak padła ofiarą ustanowionego, nieludzkiego prawa, systemu nieliczącego się z tradycją i religijnością obywateli państwa. Sama mówi m.in. „nie Zeus przecież obwieścił to prawo”. Nie przekonuje tym jednak Kreona, który odparowuje „czyż nie do władcy więc państwo należy?” A wszak władca ma prawo wydawać rozkazy w imię bogów. Bo dopiero dwa tysiące lat później, u schyłku średniowiecza św. Tomasz z Akwinu powie, że prawo stanowione sprzeczne z prawem natury nie jest prawem i nikt nie ma obowiązku go przestrzegać.

„Trwogę wzbudza nieszczęście człowieka podobnego do nas”. Antygona jest faktycznie archetypem tych wszystkich postaci z historii, które odważyły się wystąpić przeciwko obowiązującym prawom w imię wyznawanych przez siebie wartości wyższych. I każdy, który umyśliwał tak postąpić, mógł czuć braterstwo duchowe z postacią Antygony. Trwogą napawać mógł go fakt, że on również w takim wypadku spotkałby się z zupełnym brakiem odzewu ze strony konformistycznego lub zastraszonego otoczenia oraz nieuniknioną karą, wymierzoną choćby w tym celu, aby odstraszyć wszystkich innych potencjalnych buntowników. Z pewnością wielu widzów i czytelników „Antygony” zastanawiało się, czy gdyby oni znaleźli się w podobnej sytuacji, wybraliby postawę Antygony – jej heroiczną wierność przyjętym zasadom i gotowość zapłacenia za to najwyższej ceny, czy też bardziej oportunistyczną, poddańczą, a właściwie samozachowawczą postawę Ismeny. Wybór to wbrew pozorom niełatwy.

Widza, który utożsamiał się z Antygoną, trwogą napełniać mógł właśnie ów konflikt tragiczny – konflikt równorzędnych racji, z którego nie istnieje dobre wyjście, a wybierać można tylko względne mniejsze lub większe zło, Scyllę albo Charybdę, ale nigdy nie ujdzie obu. Człowiek rzucony w wir takich wydarzeń jest, jak już powiedziano na wstępie pracy, skazany na klęskę. I choć Sofokles – człowiek przecież głęboko wierzący i obcy relatywizmowi współczesnych mu sofistów – wskazuje na drogę Antygony jako słuszną („dłużej mi zmarłym miłą być trzeba niż ziemi mieszkańcom, bo tam zostanę na wieki” powiada Antygona) to jednak wolno przypuszczać, że i dla Antygony wybór nie był łatwy, bo wybór między życiem i śmiercią nawet dla najbardziej heroicznego człowieka łatwy być nie może; lęk przed śmiercią towarzyszy mu zawsze. Nawet jeżeli powtarza słowa Antygony przed Kreonem: „komu przyszło żyć wśród nieszczęść tylu, jakżeby w śmierci zysku nie dopatrzył?”

Reasumując, sylwetka Antygony może poprzez uczucie litości i trwogi wywołać u czytelnika katharsis i skłonić go do opowiedzenia się w tym konflikcie po jej stronie, mimo wszystkich nakreślonych wyżej przeciwności. Nie sposób jednak oprzeć się niewesołemu wrażeniu, że w dzisiejszych czasach, erze relatywizmu i pragmatyzmu, Antygona znalazłaby bardzo niewielu naśladowców. Co gorsza, ma się poczucie, że zapotrzebowanie na takich bohaterów jakby zmalało. Współczesna Antygona z pewnością zaliczona zostałaby do niegroźnych oszołomów.

Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie
(0) Brak komentarzy

Treść zweryfikowana i sprawdzona

Czas czytania: 7 minut

Gramatyka i formy wypowiedzi