profil

Czy żyjemy w dobie tryumfu literatury faktu?

poleca 85% 157 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Zapotrzebowanie na literaturę zwiększało się wraz ze wzrostem liczby odbiorców słowa pisanego. Powieści przygodowe, obyczajowe, spisywane baśnie i opowiadania dla najmłodszych zajmowały główne pozycje w ofertach wydawców. Dzięki rozpowszechnianiu książek rozszerzały się horyzonty poznawcze i myślowe ogółu, krąg zainteresowań powiększał się o nieznane wcześniej lądy i terytoria. Początki regularnie drukowanej prasy to przełom XVII i XVIII wieku. Ówczesne gazety zawierały w głównej mierze wiadomości dotyczące lokalnych spraw i wydarzeń, jednakże przemycane były tam również głosy będące echem wielkiej polityki. Jednakże świadomość biegu historii łączącej się ze współczesnymi wydarzeniami na arenie międzynarodowej ograniczała się do stosunkowo wąskiej elity umysłowo – intelektualnej.
Pierwszą rewolucję przynoszącą zwiększone zainteresowanie poczynaniami działaczy sceny politycznej można umiejscowić podczas budowania nowożytnych form demokratycznych w strukturach zarządzania państwami. Szerszy dostęp ludności w decydowaniu o wizerunku kraju był wstępem do masowego zainteresowania polityką.
Kolejny przełom datować należałoby na początki XX w., który przyniósł powszechny przekaz słowa mówionego, uosobionego w formie odbiorników radiowych, po kilku dekadach telewizyjnych, łączących dźwięk z rozbudzającym fantazję obrazem. Aż do dnia dzisiejszego postępuje niezwykle szybki proces udoskonalania sposobów przekazu informacji – najoczywistszym przykładem może być Internet.
Produktem finalnym okołoziemskiego obiegu najświeższych wiadomości stały się narodziny tzw. literatury faktu. Do tego należy jednak dodać jeszcze jej kolejny nieodłączny element, silnie wpływający na kształt obecnej kultury informacji – mowa jest o pamiętnikach, wspomnieniach, biografiach.
Jedna z francuskich stacji telewizyjnych, mająca w swej ramówce programy historyczne i popularno – naukowe obrała niedawno za swój slogan reklamowy hasło: „Rzeczywistość dostarcza więcej wrażeń niż fikcja”. Czy zatem naprawdę w pogoni za doznaniami przyczyniliśmy się do rozkwitu na tak szeroką skalę literatury faktu? I czy właściwie każda osoba XXI wieku szuka kontaktu z „wielkim”, „szerokim” światem?
22 czerwca 1941 Hitler przekracza granicę radziecką – świat drży w posadach, pojawiają się analogie do wyprawy napoleońskiej z 1812. Prasa prześciga się w podawaniu najświeższych faktów i doniesień... Dziesięć lat później wydarzenia te zostają jedynie we wspomnieniach wojennego pokolenia, młodzież ruszająca w świat w latach sześćdziesiątych nie zna zapachu wojny. Starsi chcą zapomnieć, wyrzucić z pamięci owe wydarzenia – młodsi chcą je poznać; ogrom wojny fascynuje, przeraża i pociąga. Procesy ogólnodziejowe zwiększają swe tempo, kaliber i wymiar; stają się mimo tego obecne w każdym mieszkaniu, w każdej kamienicy.
Sprawy społeczne, konflikty i dramaty mające miejsce w rzeczywistości stwarzają pole dla wszelkich rodzajów publicystyki i form dokumentu. Artykuły z „Gazety Wyborczej”, „Wprost”, „Polityki” lub „Rzeczypospolitej” swym wysokim poziomem leksykalno – merytorycznym przyciągają zainteresowanych tym typem gatunku literackiego i przede wszystkim tych, którzy ciekawi są świata. Są zagubieni, chcący nazwać i zdefiniować własną drogę życiową, ugruntować własną wiedzę o współczesności i odnaleźć samego siebie i swoje miejsce w labiryncie nowoczesnej rzeczywistości.
Zafascynowanie wielką historią i poszukiwaniu prawdy o świecie jest jednak niewielką częścią boomu na „fakt”. Gdy mowa o polityce mniejszej, ograniczonej, wewnętrznej, polityce z kilkunastoma nazwiskami wokół których spotykamy labirynty nieczystych afer i powiązania rodem z mafijnego świata, mamy na myśli ośrodek ku któremu ciąży większość. Zaryzykuję stwierdzenie, że powód dla którego tak wiele odbiorców zwróciło twarze chociażby w stronę tzw. „Rywin Gate” jest oczywisty, i w swoim brzmieniu prozaiczny. Był to przez wiele miesięcy temat zastępczy dla wielu rodzin borykających się z kłopotami życia codziennego. Spory i „zabawa w kotka i myszkę” znanych osobistości budziły w owych środowiskach przypływ odmiennych od dnia powszedniego emocji, ludzie wszak mogli w duchu sobie przyznać, że mimo gorszego statusu społecznego moralność ich stoi na wyższym poziomie, mogli usprawiedliwić się przed samym sobą odnośnie własnego położenia mając na uwadze zepsucie wyższych sfer i choć na chwile zapomnieć o bieżących sprawach. Lubujące się skandalach polityczno - obyczajowych gazety w stylu „Fakt”, lub też „Super Express” oddziaływują na te same pragnienia tej samej części społeczeństwa. Podobnie jest z pewnością z programami telewizyjnymi pokroju „Big Brother”, „Dwa Światy” czy „Bar”. Przed odbiorcą nie ma barier intelektualnych, wymagania nie są wyższe niż przy lakonicznym kontakcie z drugim człowiekiem.
Wielki świat kolorowych zabaw, barwnych nagłówków i wnętrz. Telenowela bez reżysera, każdy decyduje sam o następnym własnym ruchu, żadna z osób nie jest ograniczana z góry narzuconym scenariuszem. Przeciętny widz powtarza sobie w duchu: „Prawdziwe życie”... Specyficzny jednak w swej formie to „fakt”. Ale nie ma miejsca by w tym momencie rozwodzić się nad sterowaniem ludzkimi umysłami i emocjami. Sprowadza się wszystko do tego, że wchodząc w czyjś świat, w obce problemy, nasze własne zdają się być bledsze i bardziej odległe. Kolorowy jarmark znanych twarzy jest niczym narkotyk dla spracowanych mas. A może są oni na tyle przytłoczeni rzeczywistością z którą nie dają sobie rady, że aby przywołać uśmiech na ich oblicze lub wzbudzić zainteresowanie potrzebują silnego zastrzyku emocji? Sami zaś nie potrafią już dostrzegać w swym własnym życiu barwnych iskierek Może czują potrzebę posiadania własnego ośrodka zainteresowań, umiejscawiając go właśnie w okolicach dla nich niedostępnych, a rządzących się wydawać by się mogło prostymi regułami? Może powoduje nimi zwyczajna, ludzka ciekawość i podziw dla świata tak bardzo kontrastującego z ich codziennością? Jeśli nawet i tak by było, to dlaczego nie oddalą swych myśli w rejony baśniowe, oderwane od rzeczywistości? Ale czy tak się w pewnym stopniu nie dzieje? Skąd bowiem bierze się zamieszanie wokół Tolkiena i Rowling?
Nowa rzeczywistość, kreacja poetycka stawia przed odbiorcą inne wyzwania, jest w swojej formie metaforą i zagadką intelektualną. Nie każdy potrafi jej sprostać w bezpośrednim kontakcie z literatem. Słowo pisane oderwane od naszego realnego świata nie jest strawą dla każdego. Dlatego też sławiony „Władca Pierścieni”, bijący rekordy popularności w wersji filmowej, w oryginale został przeczytany przez niewielki odsetek Polaków. Podobnie jest i z innymi tytułami, których prawdziwa wartość doświadczana jest przez wąską sferę współczesnej inteligencji. Tryumfy odnoszą przystępny „Harry Potter” i popularne w swej wymowie powieści Grocholi. Pomijamy tu wszakże również i różowe książeczki z serii Harlekin.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi cały czas jednak mówią, a zwykła obserwacja zdaje się potwierdzać, że żyjemy dobie tryumfu faktu we wszelkiej możliwej formie. Jedni są tym zafascynowani, drudzy od tego uciekają, innym jest to zjawisko obojętne. Niektórzy, będąc bombardowanym nawałem informacji, chowają się w swoich więzach rodzinnych i próbują oderwać się od świata dzięki fantastyce. Transmisje, programy „na żywo”, dzienniki, relacje, komentarze, wspomnienia, biografie, ujawniane tajne niegdyś archiwa – wszystko to jednak wypełnia przestrzeń kontaktu z odbiorcą każdego formatu. Nie chcemy by coś uszło naszej uwagi, pragniemy być świadkami momentów przełomowych w dziejach świata. Nauczeni historią, że błahe epizody potrafią zmienić bieg historii, duża część nas wlepia oczy w srebrne ekrany lub pochyla się nad szarymi arkuszami gazet oczekując kolejnej Apokalipsy.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 6 minut