profil

Opowiadanie "Syzyfowe prace" za 50 lat

poleca 85% 369 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Marcin Borowicz tego dnia siedział w swoim mieszkaniu i odpoczywał. Złamał nogę, więc kierownik fabryki dał mu kilka tygodni wolnego. Powoli siadł na łóżku i jęknął, bo zabolało go udo. Wziął do ręki drewnianą laskę i wstał. Wyszedł z pokoju i poszedł do kuchni coś zjeść. Po drodze przewrócił kartkę w kalendarzu z 14 na 15 listopada 1921 roku. Akurat gdy smarował bułkę konfiturami morelowymi, usłyszał pukanie do drzwi. Położył kanapkę na masywnym stole i ze słoikiem w ręce podszedł do drzwi.
- Kto tam? – zapytał Marcin.
- Milicja – powiedział głos za drzwiami.
- Co?! Ale przecież nic złego nie zrobiłem!
- Marcin, otwórz. Żartuje przecież.
- Skąd znasz moje imię?
- To ja, Andrzej.
- Ten z pod trójki?
- Nie, Andrzej Radek.
Marcinowi opadła ze zdziwienia szczęka. Radek?! Tutaj?!! To niesamowite. Mężczyzna otworzył drzwi i przyjrzał się dawnemu przyjacielowi. Ubyło mu wszystkich włosów ale za to pojawił się spory brzuch. Miał siwe wąsy i nieogoloną szczecinę. Miał na sobie typowe ubranie mnicha.
- Już napatrzyłeś się? – zapytał trochę rozbawiony zdziwioną miną Marcina Radek.
- Tak… gdzie zgubiłeś czuprynę?
- A ten łysy placek na twojej głowie to jest jakaś instalacja artystyczna?
- Dobra nieważne, wchodź.
Radek wszedł do mieszkania i usiadł przy stole. Marcin siadł naprzeciwko niego.
- To co? – zapytał Andrzej – Uczcimy naszą przyjaźń kielichem?
- No dobra – odpowiedział żywo Marcin i popędził do piwnicy po alkohol. Wrócił do mieszkania po kilkunastu minutach, nalał napoju do dwóch wielkich kielichów i podał jeden przyjacielowi.
- Za stare czasy – powiedział Marcin.
- Za stare czasy – powtórzył Andrzej.
Kilka butelek później panowie nadal siedzieli przy stole i kłócili się.
- Ja jestem większ- YYYM – większym patriototom! – ryknął Marcin.
- Nieawda, jaestem. Pamiętasz jak chłodziliśmy do szkuly? To nie mie panoie prosorzy rusyfikowali.
- Szekaj, szekaj, szekaj. Pamiętasz jak się nasywał ten chłup z stolicy co go wyszcili ze szkoły? Fo był patariota. Jak łon się nazywał? Benek…
- Benetykt…
- Sukier…
- Bełdnant… taaaa to był Bełdnant! – krzyknął Andrzej – a jakie nazwisko byo?! Mów!!
- Andrzeju, nie denerwuj się. Zara sobie przypmnę.. Zygier. On pierwyszy powiedział narodowy poemat o narodowym charakterze słowynym pyszy zrusyfikowanym naczycielu. Ja pirwszy usłyszałem więc jestem patriota.
- „Redutę pana Łordona”? – zapytał Radek.
- Tak. Ona wzbudziła u mnie patriotyczn – OOM – patriotyczną więź z narodem wielkiej Polski!
- Wytworzyła tożysamość. To wtedy zabiłeś błotem Majewskiego…
- Nie sabiem! Błoto nie zabia tylko grzech!
- Chwała Bogu jednemu…
- Nie diabłowi…. złemu.
- Amen! – ryknęli chórem.
To była ostatnia rzecz jaką zapamiętał Marcin. Obudził się następnego dna w jakimś mieście. Czuł się fatalnie. Nagle zauważył kobietę i postanowił ją spytac, gdzie jest.
- Witam panienkę serdecznie. Czy mogłaby mi pani powiedzieć gdzie jestem? Czyżby w Krakowie?
- Sorry but I don’t understand what you tell to me.
- Dobrze, rozumiem. Spróbujemy inaczej. Where are me now?
- In London sir.
- O Matko Boska - wystraszył się Marcin - jeżeli ja trafiłem do Anglii, to gdzie jest Radek. Może być wszędzie.
Marcin postanowił rozejrzeć się po mieście. Szukał Radka w muzeach, parkach, budynkach, mostach – dosłownie wszędzie. Pod koniec dnia zmęczony i zrozpaczony Marcin wrócił na ławeczkę i usiadł. Położył dłonie na twarzy i spojrzał w dół. Zauważył jakiś ciemny kształt pod ławką. Okazało się, że był to śpiący Andrzej z równie wielkim bólem głowy. Obaj panowie wrócili do Polski i rozeszli się każdy do swoich domów, nie rozstrzygając jednoznacznie który z nich jest większym partiotą. 

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 3 minuty