profil

Aborca, eutanazja - ocena moralno chrześcijańska

poleca 85% 639 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Godzina szesnasta dwadzieścia. Przed gabinetem ginekologicznym stoi kobieta. Właściwie można by powiedzieć, że to jeszcze dziewczyna. Na pierwszy rzut oka widać, że nie ma skończonych dwudziestu lat. Stoi w deszczu i trzęsącą się ręką trzyma lodowatą klamkę. Jakby się wahała. Podjęła szybką decyzję. Otworzyła drzwi zaciskając zęby, jakby sprawiało jej to fizyczny ból. W tym momencie poczuła uderzającą falę ciepła. Nie przestała się jednak trząść, gdyż to jedynie piecyk elektryczny stojący pod ścianą. A to przerażające zimno, które tak dręczyło płynęło z jej wnętrza. Była to obawa i niepewność czy podejmuje właściwą decyzję, której w przyszłości nie będzie żałować. Niestety w tym momencie nie było już czasu na odwrót. Stał przed nią niski, krepy mężczyzna, spoglądający ponuro zza okularów.
- Dzień dobry, proszę za mną – powiedział urzędniczym tonem.
Znała ten głos. Dwa dni temu umawiała się na wizytę. Trwało to niecałe pięć minut. Pan doktor szybko podał informacje, adres, oraz cenę. A mówił to tak lodowato i płynnie, jakby umawiał się z nią na zakup pralki, a nie na morderstwo. Prowadził ją ciemnym, szerokim korytarzem. Kroczyła za nim ze spuszczoną głową. Po pół minuty doszli do gabinetu. Był to jedyny w którym paliło się światło. Dziewczynę uderzyła normalność tego miejsca. Było tam ciepło, lekarz włączył jeszcze kilka lamp i zrobiło się jasno jak w dzień. Wszędzie było sterylnie czysto. Na pewno nie tak wyobrażała sobie miejsce, w którym za chwilę ma zginąć człowiek. Kazał jej się rozebrać i usiąść na fotelu. On tymczasem założył gumowe rękawiczki i zaczął przygotowywać się do zabiegu. Dostała zastrzyk. Ponoć to było znieczulenie, więc dlaczego serce boli ją tak, jakby zaraz miało wyrwać się z piersi i zacząć krzyczeć. Ostatnim co widziała był złowrogi blask chirurgicznych narzędzi.
Wybiegła stamtąd półprzytomna i jakby w amoku. Drzwi zatrzasnęły się za nią z hukiem. Ciągle padał deszcz. Gdy zmęczyła się długim biegiem oparła się o mur i usiadła na chodniku. Była cała mokra. Właściwie to nie wiadomo na ile to był deszcz, a na ile łzy cały czas płynące jej ciurkiem po policzkach. Nie była już sobą. Sama nie wiedziała kim jest. A kim może być kobieta zabijająca własne dziecko.

Przytulny pokoik. Zza firanki wpadają do pokoju ostatnie promienie jesiennego słońca. Pod pastelowo różową ścianą stoi mały dębowy stolik, a na nim, w liliowo fioletowej ramce czarno białe zdjęcie młodej pary. Oboje są uśmiechnięci, weseli, aż tryska od nich radością i chęcią życia. Nagle w ten, jakże wydawać by się mogło bajkowo sielankowy klimat wkracza lekko przygarbiony staruszek. Nawet przy największym wysiłku trudno rozpoznać w nim człowieka ze zdjęcia. Jego twarz jest bardzo zmieniona. Tylko oczy, które ponoć są lustrem duszy zachowały swój wyraz. Choć teraz zamiast radości i życiowego zapału, można było w nich dojrzeć tylko smutek i zmęczenie. Starszy pan nie był jednak sam. Towarzyszyła mu małżonka. Właściwie to on towarzyszył jej. Z dość dużym wysiłkiem pchał ciężki wózek inwalidzki i zostawił żonę przy dębowym stoliku a sam poszedł do kuchni przygotować kolację. Był to jego codzienny rytuał. Od trzech lat opiekował się żoną. Kobieta była po dwu wylewach. Na skutek pierwszego doznała paraliżu całej prawej strony. Drugi był o wiele silniejszy. Kobieta całkowicie utraciła władzę nad swoim ciałem a także dokonały się nieodwracalne zmiany w mózgu znacznie utrudniające jej mówienie. Żyje jak roślina. Jej cierpienie jest tym silniejsze, że jest całkowicie świadoma swojej sytuacji. Zdaje sobie sprawę z tego, że resztę życia spędzi wegetując. Dlatego, z takim utęsknieniem czeka chwili gdy Bóg wezwie ją do siebie. Do pokoju wchodzi mąż. Oprócz kubka z herbatą ma w ręce jeszcze mały flakonik z przyklejoną etykietą. Podchodzi do niej i obraca wózek w swoją stronę, a szklankę stawia na stoliku. Z jej oczu można wyczytać nadzieję. Czy i tym razem się zawaha. Już tyle razy o tym rozmawiali. On wie, że dla jego żony każda minuta na tym świecie jest udręką i sprawia jej katusze. Ona nie chce być więcej dla niego ciężarem. Sama też pragnie w końcu zaznać spokoju. Mąż wykazuje się jednak wyjątkowym hartem ducha i jak co dzień wyjmuje z buteleczki dwie kapsułki, wrzuca do herbaty i podaje żonie. Ona znowu przeżywa rozczarowanie.
- Proszę cię – szepnęła ledwo słyszalnie dysząc ciężko – pomóż mi.
I złamał się. Spojrzał na żonę a w oczy zapiekły go łzy. Tak dawno nie płakał. Jednym ruchem drżącej ręki wsypał do szklanki pół butelki niebieskich pastylek i przystawił do ust kobiety. Spojrzała na niego z wdzięcznością i w kilku łykach połknęła wszystko. On opadł bezwiednie na fotel i widział jak jego żona patrzy na niego z uśmiechem i żegna się ze światem. Bardzo bolało go odejście kobiety życia. Choć tłumaczył sobie, że zrobił to na jej prośbę i dla jej dobra nie mógł sobie wybaczyć. Czuł się mordercą.

W każdej z opisanych historii mamy do czynienia z utratą życia. Śmierć nie może jednak tak wyglądać. O odejściu tych ludzi zadecydował, nie jak powinno być Bóg, ale człowiek. Człowiek, którego głównym prawem i zasadą jest poszanowanie życia innej osoby. Nie ma on prawa ingerować w czas dany bliźniemu. Bóg powołując nas na świat dał każdemu z nas zadanie. Nakazał, byśmy przez ścieżkę życia szli, niosąc nasz krzyż i wypełniając zadaną nam misję. Krzyżem starszej kobiety było jej kalectwo. Popełniła ona niejako samobójstwo. Odchodząc nie dokończyła swojej misji, gdyż zadaniem chorych jest uczyć nas cierpliwości i wiary.
Zastanówmy się również nad aborcją. Jest to zabieg nielegalny w Polsce. Odpowiedzialność karna grozi matce jak i lekarzowi, który podjął się przeprowadzenia takiego zabiegu. Mimo wszystko przeprowadzenie go nie stanowi dużego problemu. Są one powszechne w gabinetach ginekologicznych, po godzinach codziennej pracy. Niektórzy ludzie nie traktują aborcji jako morderstwa. Zależy to , od jakiego momentu będziemy liczyć życie ludzkie. My jako chrześcijanie wiemy jednak, że już zarodek będący pod sercem matki jest dziełem i stworzeniem Bożym. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić powodu, dla którego matka mogłaby zabić własne dziecko. Wiemy jednak, że takich zabiegów wykonuje się bardzo dużo, więc co jednak kieruje kobietami decydującymi się na taki krok. Ludzie wysuwają argument, że lepiej ażeby dziecko nie urodziło się cale niż gdyby później miało być niechciane i porzucone. Lepiej? Ale dla kogo? Na pewno nie dla dziecka. Człowiek ma wiele potrzeb. Pranie miłości, tolerancji, poczucia jedności z Bogiem i bliźnimi. Najważniejsze jest jednak to, by dano mu szansę żyć i swoim życiem dawać świadectwo miłości Bożej.
Pamiętajmy zatem, że to co stworzył Bóg, tylko przez niego może być zgładzone. Samowola człowieka jest konsekwencją jego pragnienia by równać się z Bogiem. Naród ludzki buduje kolejną Wieżę Babel. Cierpliwość Boża jest wielka, ale pewnego dnia jakaś kropla przeleje czarę i zabraknie jej dla tych, którzy sami siebie zabijają. Bowiem w dzisiejszych czasach życie ludzkie znaczy coraz mniej.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 6 minut