profil

Literatura współczesna pisze swój kodeks moralny - co z niego wybrałabyś dla siebie?

poleca 85% 307 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Gustaw Herling Grudziński Inny Świat

Każdy człowiek, bez względu na poziom wykształcenia, na środowisko , w którym się wychowuje i żyje, bez względu na status społeczny, ilość pieniędzy na koncie...każdy człowiek posiada własny kodeks moralny. Z reguły nie jest on jasno wytyczony...jego granice są płynne...ale każdy z nas wie co wolno robić , a czego nie...co jest , naszym zdaniem, etyczne , uczciwe, dobre.

Kodeks moralny to zbiór wartości, które są dla nas, jako jednostek, najważniejsze...nasz swoisty elementarz życia. Zawarte tam wytyczne są sterem kierującym każdym naszym krokiem, są nadrzędnym czynnikiem w dokonywaniu wyborów, są tym czym dla ślepca biała laska...

Jednak skąd mamy te wartości czerpać? Skąd wiedzieć co powinniśmy uznać za dobre, a co zaklasyfikować jako zło? Mamy wyczuwać to instynktownie? Raczej nie...chociaż bardzo często po prostu wiemy , że „tak się nie robi”. Prawda jest taka, że przez całe życie uczymy się ,obserwujemy, popełniamy błędy , schodzimy na dno, by się od niego odbić...życie serwuje nad danie z porażek...by później zajadać się podanym na deser sukcesem. Poznajemy ludzi...różnych, podobnych do nas samych lub całkiem odmiennych, obserwujemy ich zachowania, analizujemy fakty, oceniamy. Wszystko to sprawia, że niektóre rzeczy, czynności, słowa, działania uznajemy za wartościowe...inne zaś odrzucamy jako niemoralne, niedobre, nieetyczne...nie odpowiadające naszemu systemowi wartości, który wykształtował się właśnie poprzez myślenie o otaczających nas sprawach, rozstrzyganie problemów.

Jest coś jeszcze...ludzie niewykształceni opierają swoje postępowanie na kodeksie moralnym stworzonym tylko w taki sposób o jakim pisałam...tymczasem ci, którzy mają szansę wspiąć się na „wyżyny umysłowe”, którzy czytają dzieła wielkich myślicieli, poetów, literatów... którzy mają nieco szersze spojrzenie na otaczający ich...nas...świat...ci ludzie , swój zbiór praw i zasad rozwijają o wnioski , myśli bardziej wysublimowane, a granice tego co wolno lub nie, są u nich czystsze, jaśniejsze...choć niestety często u takich właśnie ludzi linie oddzielające dobro od zła zaczynają się rozmywać, aż wreszcie znikają. Należy uważać, by rozpatrywanie statusu wartości nadrzędnych...czysto teoretyczne odwracanie znaczenia tego co dobre...w to co złe...nie przyniosło szkody innym ludziom. Wystarczy przypomnieć sobie tutaj Rodiona Raskolnikowa...

Bo ,mimo wszystko, najważniejszą wartością- naprawdę nadrzędną, o której zatrzymanie przy sobie walczy każdy- jest samo życie. Dopóki nic nam nie grozi właściwie nie zastanawiamy się jak bardzo pragniemy oddychać powietrzem, opalać się w promieniach gorącego słońca, chodzić bosymi stopami po mokrej od rosy trawie...żyć! A kiedy otulona czarnym płaszczem śmierć każde nam zbierać się do drogi i nawet nie odpowie na zadane szeptem pytanie: dlaczego? ... wtedy zaczynamy rozumieć coś o czym wiedzieliśmy ,ale tak naprawdę nie mieliśmy pojęcia...jak cenne jest to co właśnie ktoś nam bezlitośnie odbiera.

I w tym momencie pojawia się możliwość szerszego spojrzenia na zagadnienie śmierci...Nałkowska, Borowski, Herling-Grudziński...oni wszyscy dowiedzieli się jak to jest być na granicy „cudownego” życia i bezlitosnego konania. Na własnej skórze lub z przekazów innych ludzi...ale poznali szczegółowo myślenie i postępowanie ,zniewolonych przez system totalitarny, skazanych na powolną śmierć z głodu i wycieńczenia, mężczyzn, kobiet i dzieci. Opisywali to w swoich dziełach...’”Medaliony” Zofii Nałkowskiej będące jawnym oskarżeniem rzuconym w twarz hitlerowcom , „Opowiadania” Tadeusza Borowskiego jako odbrązowienie powtarzających się w literaturze wojennej postaci umęczonych więźniów obozów w Auschwitz- Birkenau, wreszcie „Inny Świat” Tadeusza Herlinga –Grudzińskiego czyli „dziennik” jeńca przetrzymywanego w radzieckiej niewoli...w tych utworach wyraźnie widać jak coraz to inne wartości tracą swoje pierwotne znaczenie, jak ewoluują przekształcając się w zupełnie nowe, „widziane w krzywym zwierciadle”. Co innego staje się ważne...i nie ma to nic wspólnego z miłością, dobrocią, pięknem czy prawdą. Jednak utwory te nie są po to ,by wzorować się na postępowaniu tych czy owych...ale po to, by uświadomić nam jak przeistacza się system moralny w ludziach odizolowanych od normalnego życia. Co my możemy z tego „wziąć” dla siebie? Zagarnąć , przemyśleć, pojąć i stosować? Wydaje mi się, że z całą pewnością nadzieję, która mimo wszystkich tragicznie splatających się ze sobą przeciwności losu, wciąż tliła się w mieszkańcach obozów zagłady. Nadzieja...jest niezbędna jeśli chcemy przetrwać...bo przecież życie nie oszczędza nikogo...ciągle słyszymy o morderstwach, wypadkach, chorobach, które zaczynają atakować na tak wielką skalę, że można określić je mianem epidemii XXI wieku...kosz pełen nieszczęść, do wyboru, do koloru...Jednak nie tylko nadzieja jest tym co tkwi w ludziach z tamtego okresu. Jest jeszcze masa doświadczeń, przemyśleń, uczuć...hitlerowskie naboje nie usunęły nawet ich części...a sprawiły ,że od „kolumbów”, teraz już w jesieni ich życia, wiele się można nauczyć, z ich pogmatwanych historii życiowych wyciągnąć wnioski dla siebie. Z pewnością wzbogacą one kodeks moralny wielu osób...wstrząśniętych barbarzyńskimi procederami ,które miały miejsce niewiele ponad pół wieku temu...

Jednak czy życie , jako takie, miałoby jakieś większe znaczenie bez...miłości? Dla wielu osób z całą pewnością nie, gdyż byłoby tylko pustą i niekompletną egzystencją, namiastką . Miłość...jedna z najcudowniejszych psychicznych rozkoszy człowieka...pokarm zarówno dla ciała jak i duszy...zagubionej, zbłąkanej wśród manowców wierzeń, gęstwiny problemów, duszy wymagającej „mistrza i nauczyciela” wśród obcych zachowań tak różnych od tych, do których przywykliśmy. Miłość...również w czasach wojen rozwijała swe powoje przed młodymi i starszymi niosąc ukojenie , odcięcie się od ponurego dźwięku – huku spadających z nieba bomb. Nawet w literaturze okresu nasyconego goryczą cierpień znalazła swoje miejsce...czy to w „Pożegnaniu z Marią”, „Granicy” czy w „Mistrzu i Małgorzacie”, wreszcie...miłość , choć o nieco innym charakterze , poznaliśmy czytając „Małego Księcia” .

Wszystkie utwory ,które wymieniłam traktują o tym samym: przywiązaniu, zrozumieniu, bezinteresownej przyjaźni, namiętności, czasem również i bezgranicznym smutku...Jednak każdy z autorów...wyrażając ,poprzez postacie wyimaginowanych bohaterów, własne zdanie, ukazał w swoim dziele różne oblicza miłości, różne jej wpływy na ludzi...i różne wpływy, będących tłem , czasów na samą istotę tego uczucia. Przekazał czytelnikom zaklętą w słowach naukę o tym co w życiu ważne, czego nie można nie zaznać , w czym należy się zatracić...co trzeba szanować. Borowski poprzez Tadeusza mówi, wydawałoby się, że bez większego żalu: „Jak się później dowiedziałem (...) Marię (...) zagazowano w komorze krematoryjnej ,a ciało jej zapewne przerobiono na mydło.” Chyba należałoby w tym momencie dodać, że Maria była ukochaną narzeczoną Tadeusza...więc słowa jego brzmią jeszcze dramatyczniej. Bo wiemy co spowodowało takie znieczulenie we wrażliwej postaci młodego poety- otaczające go zło, którego niebawem sam miał zaznać trafiając do Oświęcimia. Taki stan nie jest normalny, może być jednie usprawiedliwiony warunkami. Strasznymi warunkami stworzonymi przez potwornych ludzi, których postępowanie, kierowane przez chory zamysł, nie powinno stać na podstawie czyjegokolwiek systemu wartości. A jednak zdarza się to nawet w , wydawałoby się do cna cywilizowanym ,świecie XXI wieku. Bardzo smutny wniosek...wniosek napawający lękiem. O to...jak się potoczy dalszy moralny rozwój świata...a raczej ludzi ,którzy go zasiedlają...

Tymczasem Michaił Afanasjew Bułhakow „widzi” miłość jako uczucie, którego żadne warunki, otoczenie, ludzie nie są w stanie zmienić , tworząc ją mniej ważną , mniej intensywną, namiętną, wyrazistą. Miłość Małgorzaty i Mistrza ma wręcz programową postać, jest taka jaką według pisarza ,prawdziwa miłość być powinna. Nie umiera nawet w momencie ,gdy jedno z kochanków ginie, a przynajmniej tak myśli o nim drugie. Śmierć Mistrza jest dla Małgorzaty tragedią nie do zniesienia, sprawia tak wielki ból, że kobieta myśli o samobójstwie...na szczęście życie wynagradza jej okres rozłąki z ukochanym wracając go do nowego wspólnego życia...

Nie można się nie uśmiechnąć kiedy spod pióra świetnego literata wychodzi dzieło o tak pięknym , niezniszczalnym uczuciu...Można „ Mistrzowi i Małgorzacie „ podarować coś więcej niż sympatyczny grymas...można wziąć sobie do serca przykazania Bułhakowa i kochać...naprawdę, całym sobą. Rzucić wszystko i „odpłynąć”...

Jednak choć o „odpływaniu” i nie o pulsującym namiętnością uczuciu jest książka Antoina de Saint - Exupery ...to traktuje o czymś równie cennym...o prawdziwej przyjaźni. Znajdziemy w „Małym Księciu” zdania ,dla wielu będące życiowym mottem: „Oczy są ślepe. Dobrze widzi się tylko sercem”. Czy to nie wspaniałe słowa? Kryje się w nich naiwność dziecka i jednocześnie doświadczenie starego człowieka. Ta krótka linijka tekstu objęta w klamry cytatu zawiera w sobie całą prawdę o mądrych , wartościowych ludziach. Spoglądają oni na świat nie oczyma tkwiącymi w czaszce i tępo wpatrującymi się w twarze ,sylwetki, ruchy innych...ale oczami duszy, serca...widząc to co na pierwsze spojrzenie niewidoczne, bo ukryte pod płaszczami z ciał...

Tak więc...miłość i przyjaźń...walka o utrzymanie ich przy sobie, dbanie o drugiego człowieka , tęsknota za emocjami poruszającymi do głębi...to wartości , o które należy zabiegać...dla samego siebie...by odkryć w sobie lepszego człowieka...i dla kogoś drugiego...by pomóc mu uświadomić sobie ,że jest najlepszy z możliwych...dla nas. Coś prawdziwego , naturalnego, ale jednocześnie wyjątkowego i niepowtarzalnego...coś co unosi...co sprawia, że opiekuńcze ramiona stają się synonimem bezpieczeństwa. COŚ.


Życie. Nadzieja. Miłość. Przyjaźń. Nie pieniądz, sukces, kariera, dobrobyt.

Mój kodeks moralny, dzięki poznanym utworom, znacznie się rozszerzył...powiększył o sprecyzowane zdanie na temat tego co ważne....co nie tylko należałoby, ale po prostu trzeba docenić! Na papierowych kartach spisano już mnóstwo zdań na temat wartości nadrzędnych dla człowieka jako istoty czującej, a nie tylko rozumującej. Bardzo prawdopodobne jest ,że powtórzę tylko to co dawno już wszystkim wiadome...a co po prostu niekiedy zanika...Żyjemy w ciągłym pośpiechu, coraz częściej nie mówiąc o tym co się dzieje pod naszymi cielesnymi płaszczykami, w żywo bijącym sercu...mało kto wie jakie targają nami wichry, jakie burze przetaczają się przez nasze zmęczone ciągłym liczeniem kosztów i wydatków umysły. Może nawet zapominamy pomyśleć o tym co czujemy i sami właściwie nie jesteśmy tego pewni...W każdym razie...świat dąży do zatracenia...dąży do niego odkąd tylko powstał...a istnieje w takiej, a nie innej postaci dzięki nam, ludziom, którzy przeplatając ze sobą na przemian to dobro, to zło wiją długi warkocz moralności i etyki...niemoralności i zgorszenia. Sądzę, że czasem moglibyśmy przystanąć i zastanowić się nad „wichrami i burzami”, bo są one wykładnikiem tego jacy jesteśmy...a to chyba jest dla nas ważne. W końcu wszyscy pragniemy stawać się jak najlepszymi...bez względu na „poziom wykształcenia, na środowisko , w którym się wychowujemy i żyjemy, bez względu na status społeczny, ilość pieniędzy na koncie...”


Życie. Nadzieja. Miłość. Przyjaźń. Nie pieniądz, sukces, kariera, dobrobyt.

„Oczy są ślepe. Dobrze widzi się tylko sercem”.

Pamiętajmy o tym.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 10 minut