profil

Recenzja z przedstawienia "Don Giovanni" W. A. Mozarta.

poleca 85% 520 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

„LALKI U MOZARTA”

MOTTO:
„EROS I THANATOS”
„MUZYKA BEZ GRANIC”


Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans od 37 lat we wrześniowe wieczory dostarcza melomanom niezapomnianych wzruszeń. Wielkie święto muzyki, którego inicjatorem i twórcą był w 1966r. ówczesny dyrektor Państwowej Filharmonii we Wrocławiu- znakomity dyrygent- Andrzej Markowski, z każdym rokiem, z każdą edycją przyciąga coraz większe rzesze słuchaczy, w tym najbardziej wybrednych koneserów muzyki z całego świata...
W poniedziałkowy wieczór 9.09.2002r., wybrałam się na przedstawienie „Don Giovani” W.A. Mozarta, wystawiane przez czeski Narodowy Teatr Marionetek z Pragi. Jestem już po raz czwarty gościem tegoż właśnie święta muzyki. Bardzo lubię słuchać i oglądać opery oraz koncerty muzyki klasycznej.
Geneza teatru sięga aż starożytności. Za narodziny teatru uważa się moment, gdy Tespis (grecki peta żyjący w VI wieku przed naszą erą) wprowadził pierwszego aktora, który rozmawiał z chórem. Pierwszą tragedię grecką wystawiono w 534r.p.n.e., w czasie Wielkich Dionizjów. Od tego czasu aktorów przybywało, sztuki stały się co raz bardziej rozbudowane. Jednym z rodzajów teatru jest teatr lalek lub marionetek. W teatrze marionetek ludzi zastępują lalki. Ożywają gdy zostaje odsłonięta kurtyna i gdy ktoś je pociągnie za sznurki...
Tak właśnie było o godz. 18:00 w Auli Leopoldina... przed kurtyną stanęła marionetka przedstawiająca słynnego kompozytora W.A. Mozarta, twórcę opery „Don Giovani”. Przedstawienie zaczęło się bardzo dynamicznie. Dyrygent- marionetka energicznie wymachiwała białą chustą (dla niektórych była to batuta, ale kto był bardziej spostrzegawczy wiedział, że była to biała chustka). Dyrygent był jakby autorem, narratorem. Wymachując parasolem niecierpliwie domagał się podniesienia kurtyny. W przedstawieniu dla publiczności nie mogło być ani minuty spóźnienia. Poganiał inne marionetki; pilnował programu. I tak oto rozpoczęło się przedstawienie „Don Giovani”...
Leporello, sługa Don Giovaniego, niecierpliwi się przedłużającą się wizytą swego pana w domu Komandora. Don Giovanii udał się tam, by uwieść Donnę Annę, córkę Komandora. Wybiega na zewnątrz szamocąc się z Donną Anną. Zjawia się sam Komandor, zaniepokojony hałasem. Następuje pojedynek, w którym Komandor ginie. Don Giovani spotyka się z kolei z Donną Elvirą, którą kiedyś uwiódł. Słysząc jej wymówki wymyka się pozostawiając Leporella, aby ten opowiedział Elvirze historię miłosnych wyczynów swego pana. I tak Don Giovanii umawia się z kolejna dziewczyną. Tym razem jest to Zerlina, która ma właśnie poślubić Masetta. Elvira próbuje ostrzec Zerlinę, ale niestety nie udaje jej się to. Donna, Anna i Otavio spotykają się z Don Giovanim. Ich przyjacielską rozmowę przerywa Elvira, która próbuje wydać Don Giovaniego. Jednak on jest od niej sprytniejszy i by oddalić podejrzenia stwierdza, że Elvira postradała zmysły. Lecz nagle Dona Anna rozpoznaje w Don Giovanim mordercę swojego ojca. Don Giovani zaprasza wszystkich na przyjęcie w tym trójkę przebranych i zamaskowanych gości: Donnę Annę, Donnę Elvirę i Don Ottavio. Usiłuje uwieść Zerlinę, jednak jej krzyk przywołuje całe towarzystwo. Don Giovani został zdemaskowany.
Don Giovani i Leporello spotykają się obok posągu Komandora. Słyszą głos zmarłego. Don Giovani zaprasza posąg na kolacje. Posąg przyjmuje zaproszenie. Elvira i posag próbują nakłonić Don Giovaniego do pokuty. Nie udaje się im. Rozpustnika pochłania ogień wiekuistego potępienia.
Moje wrażenia po spektaklu były następujące: dyrygent, wymachujący parasolem i niecierpliwie domagający się podniesienia kurtyny, primadonna szybująca wysoko nad sceną, pisk opon hamującego samochodu za kurtyna, efekty dymne, iskry... przedstawienie było zrealizowane na szóstkę z plusem. Nic dziwnego, że spektakl bije rekordy popularności i wystawiony był już grubo ponad dwa tysiące razy w Czechach i podczas wielu tournee zagranicznych. Nasi południowi sąsiedzi prezentują dzieło W.A. Mozarta w taki sposób, że nawet, ci, którzy nie przepadają za operą, na ich przedstawieniu po prostu nie mają się prawa nudzić. Aktorzy lalkarze nie tylko „grają” tak znakomicie, że można zapomnieć, iż na scenie widzimy zawieszone na sznurkach kukiełki, a nie prawdziwych śpiewaków, ale okraszają operę sporą dawką humoru.
Mozart i marionetki? To zestawienie wydaje się być ryzykowne. Znakomita opera powinna być traktowana niezwykle poważnie. Największa sztuka tkwiła w zgrabnej animacji i zabawnych pomysłach scenicznych. Znając z listów poczucie humoru Mozarta, można się zastanowić, czy pozwoliłby na oblewanie wodą znakomitych gości. Tak było na drugim przedstawieniu tej, że opery w Szczawnie Zdroju. Teatr czeski na festiwalu „Wratislavia Cantans” gościł już po raz drugi i ponownie wzbudził zainteresowanie publiczności, która nagrodziła artystów gorącymi brawami, które trwały ponad 5 minut. Był to aplauz nie tylko dla lalkarzy, ale także dla marionetek, które świetnie się ruszają na scenie.
Po zakończonym spektaklu marionetki wróciły do dawnego stanu. Nie „żyły” już, nikt nimi nie poruszał... „Odpoczywają” przed następnym spektaklem...


ZDJĘCIA Z PRZEDSTAWIENIA „DON GIOVANI” W.A. MOZARTA

Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 4 minuty

Podobne tematy