profil

Inkwizycja - polowanie na czarownice.

poleca 90% 107 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Herezje są tak stare jak niemal sam Kościół. W Biblii , heretyk jawi się jako „błądzący brat” ,którego, w duchu Przykazania miłości należy upominać. Największym wymiarem kary była ekskomunika. Lecz nawet tą karę stosowano jedynie w ostateczności... Do czasu...
Po upadku Cesarstwa Rzymskiego chrześcijaństwo stało się religią panującą w Europie. Mimo to wiele pogańskich zwyczajów starożytnego świata, w tym odprawianie czarów, nadal cieszyło się dużym powodzeniem wśród prostego ludu. Kościół katolicki, przekonany, że te przeżytki dawnych wierzeń to sprawka diabła, postanowili je wyplenić, atakując bezlitośnie i brutalnie każdy przejaw czarodziejskich praktyk. Torturowano i skazano na śmierć setki tysięcy bezbronnych osób, często na podstawie fałszywych oskarżeń i spreparowanych dowodów. Jeszcze dzisiaj, gdy potężna władza prześladuje członków jakiegoś ugrupowania, mówimy o „polowaniu na czarownice”.
Uważa się dziś, że prześladowanie czarownic rozpoczęło się w latach 1420-1430 na obszarze obejmującym Delfinat, Alpy francuskie i szwajcarskie oraz Jurę, czyli region , w którym począwszy od XIII w. Osiadali się waldensi (pierwsi z czarowników, heretycy wyznający kult diabła). Mit czarownictwa stworzyli sędziowie-inkwizytorzy, prześladujący z jednakową zaciętością heretyków i czarowników. Czarownik jest osobnikiem zdolnym zmieniać los innych ludzi za pomocą praktyk rytualnych lub symbolicznych. Dopiero z początkiem XVw. znaczenie słowa czarownik stopniowo zmienia się, wskazując w końcu jednoznacznie na demoniczne pochodzenie mocy czarownika. Tym sposobem uprawianie czarów stało się, przynajmniej w oczach jego teoretyków, antyreligią, której adepci- czarownicy – oddawali cześć diabłu. Od końca XVw. przetaczały się przez Europę Zachodnią, kolejne fale prześladowań czarownic, z których najważniejsza przypadła na lata 1580-1670. W najgorszych momentach represje przyjęły postać psychozy społecznej. Uprawianie czarów uważano za występek najszkaradniejszy z możliwych. Przechodząc na stronę diabła, czarownicy nie tylko szkodzili, ale także popełniali zbrodnię przeciwko religii. Tworzyli sektę oraz poddawali się władzy diabła, podpisując z nim pakt własną krwią. Osobnikowi takiemu trybunał nie mógł więc okazać najmniejszej litości, a na to, by nawrócić go na łono Kościoła, było już za późno. Jeżeli czarownik wyznał swe winy, skazywano go na stos; jeżeli okazał skruchę- trybunał mógł przyznać mu łaskę powieszenia lub uduszenia przed spaleniem. Jeżeli oskarżony uparcie wypierał się stawianych mu zarzutów, postępowanie trybunału mogło być różne. Częstokroć sędziowie uważali ,że oskarżonemu doradza sam diabeł, szczególnie wtedy, gdy odwoływał on swe wcześniejsze zeznania. W takim wypadku pozostawiali niewzruszeni. Jeśli pojawiały się wątpliwości , domniemanego czarownika wypędzano, co równało się skazaniu go na śmierć cywilną i spaleniu na stosie w innym mieście. Począwszy od XVw. inkwizycja nie ponosiła już żadnej odpowiedzialności za tropienie czarownic. Obowiązek tek przejęły trybunały możnowładców i królewskie. Jednak nie zapominajmy o znaczeniu „wysokiego wymiaru sprawiedliwości” w Europie, w którym szubienice stanowiły jeszcze częsty element krajobrazu. Atmosfera środowisk wiejskich sprzyjała polowaniom na czarownice. Pretekstem do oskarżeń były zawsze
konflikty międzyludzkie, a ich tłem przeróżne , nagromadzone nieszczęścia spadające na jednostkę lub społeczność wiejską. Wojny religijne, wojna trzydziestoletnia, pogarszająca się sytuacja ekonomiczna państwa, powtarzające się klęski głodu, epidemii dżumy i pomory bydła, jakie spadły na Europę w końcu XVI i w pierwszej połowie XVIIw., stworzyły się warunki do rozprzestrzeniania się tego zjawiska. Wieśniacy potrzebowali logicznego uzasadnienia trapiących ich nieszczęść , a szkodliwa działalność czarownic nie była wcale wytłumaczeniem nieprawdopodobnym. Częste przemarsze wojsk, poczucie braku stabilizacji i bezpieczeństwa oraz powolne tworzenie struktur administracji królewskiej przyczyniły się do powstawania psychozy walki z szatanem. Sędziowie szczebla lokalnego odpowiadali najczęściej na usilne prośby ludności, która , chcąc szybko widzieć efekty swoich działań , sama brała się za wymierzanie sprawiedliwości. Taki sąd doraźny, kończący się zwykle samosądem ,organizowany był albo przez ofiary domniemanych czarów , albo przez grupy młodzieży. Wiele samosądów było efektem kłótni. Czarownicę ścigano, poddawano chłoście, a następnie dobijano kamieniując lub okładając kijami. Zabójca znikał na jakiś czas. Następnie ,przy poparciu miejscowych sędziów, szybko otrzymywał list ułaskawiający. I tak na przykład, w 1644r. w Auch ,podchmieleni żołnierze zawzięli się na kobietę imieniem Regine, o której krążyły słuchy, że jest czarownicą. Pobili ją, wlekli po ulicach miasta na pętli uwiązanej u szyi, a następnie wrzucili do rzeki. Niektórzy uważali się za specjalistów od rozpoznawania czarownic. Wzywani przez społeczności wiejskie, wszędzie tam, dokąd przybyli, rozpętywali fale prześladowań, siali panikę i czynili zamęt. „Wykrywacze” czarownic mieli rzekomo dar jasnowidzenia. W okresie największych prześladowań, w roku 1644, Burgundię przemierzał młody pastuch utrzymujący, iż potrafi dostrzec w źrenicy oka czarownicy diabelskie znamię. Jedna z ostatnich wielkich rozpraw odbyła się w roku 1670 w prowincji Bearn. Pewien 16-letni czeladnik utrzymywał ,że uczęszczał na sabat i potrafi oczyścić okolicę z trapiących ją czarownic. Twierdził, że na twarzy mają one czarne, gładkie jak sukno znamię. W ten sposób uśmiercił 6210 winnych. W roku 1599 zaczęły napływać przed trybunał miejscowego feudała liczne oskarżenia pod adresem Reine Percheval, wdowy z Bazuel, która miała jakoby szkodzić sąsiadom i ich trzodzie. Jej zięć oskarżył ją o spowodowanie śmierci własnej wnuczki. Jeden z miejscowych od pewnego czasu cierpiał na jakąś „osobliwą boleść”. Oskarżona miała utrzymywać stosunki z pewnym waldensem, który przekazał jej tajemnicę niszczycielskiej mocy. Czyż jedna z jego krów nie poroniła martwego, potworkowatego cielaka? W efekcie stara kobieta została spalona. Podobny los spotkał 71-letnią Aldegundę de Rue. Posłano ją do kata, który znany był z umiejętności wykrywania czarownic. Wskazał już 274 kobiety. Kazał on całkowicie wygolić starą wieśniaczkę, po czym zaczął metodycznie nakłuwać długimi igłami całe jej ciało. Szukał znamienia pozbawionego czucia, którym diabeł znaczył ciała swych wspólników. Oczywiście znalazł je. Winnych szukano wśród kobiet, na ogół najstarszych i najbiedniejszych. Istotnie , były one szczególnie narażone na oskarżenia o uprawianie czarów. Często przekazywały sobie niezawodne sposoby leczenia chorób, ale podejrzewano też, że potrafią rzucać uroki. Teologowie, przyjmując przestarzałe teorie medyczne Galena, chętnie rozprawiali o słabości płci niewieściej, z racji swej natury bardziej podatnej na mamienia diabła niż płeć męska. Dlatego też wielkie polowania na czarowników były przede wszystkim polowaniami na czarownice. Zwykła plotka wystarczała, by puścić w ruch machinę prawną wraz z jej bogatym arsenałem środków. By pojawiło się takie podejrzenie, wystarczało bardzo niewiele: każdy przypadek śmierci, choroba, nieszczęśliwy wypadek, niekorzystne wydarzenie można było przypisać czarom. Podobnie interpretowano przyjście na świat martwego dziecka, upadek z drabiny na plecy, użycie podczas kłótni słów typu
„niech cię diabli wezmą”, dewiacje seksualne, częstą zmianę miejsca zamieszkania, zmieszanie lub spuszczony wzrok w chwili ,gdy mówiono o czarach, posiadanie różańca z nadłamanym krzyżem itp. „Sądźcie bez trwogi, albowiem sąd wasz jest od Boga” zwykł był mawiać Jean Bodin. Przyjmowano także donosy dzieci na rodziców. Przed omówieniem samej techniki śledztwa należy zastanowić się, w jaki sposób sędziowie, będący głównymi wrogami czarowników , mogli ustrzec się przed ich zgubną mocą...Na to kłopotliwe pytanie znaleziono wykrętną odpowiedź: uznano, że sędziowie i strażnicy więzienni byli obdarzeni swoistym immunitetem- nie imały się ich żadne czarcie sztuczki.
Istniało wiele sprawdzonych technik pozwalających stwierdzić, czy podejrzana osoba jest czarownicą. Najczęściej przeprowadzano próbę wody. Polegała ona na zanurzeniu kobiety podejrzanej o czary, często obciążonej dużym kamieniem, w rzece ,stawie lub kanale. Jeżeli ofiara utrzymywała się na powierzchni wody, uważano, że diabeł nie chce, by jedna z jego wyznawczyń zginęła. Tym samym kobieta ta zostawała skazana na stos. Gdy zaś badana od razu szła na dno, uważaną ją za niewinną- lecz niestety było już za późno by ją ratować. Innym sposobem było szukanie znamienia diabelskiego na ciele czarownicy. Kłute kobiety miały nie czuć bólu ani nie krwawić. Aby ułatwić poszukiwanie , obwinione golono go gołej skóry, Zabieg ten miał pozwolić na usunięcie amuletów ochronnych, które mogły być ukryte w owłosieniu. Ciała czarownic kłuto igłami tak długo, aż znaleziono miejsce ,w którym ofiara nie czuła bólu. Brak łez był innym symptomem uprawiania czarów. Ani jedna łza nie mogła płynąć z oczu czarownicy torturowanej moralnie i fizycznie. Łatwe? Otóż nie. Kobietę, którą torturowano przez kilka dni, tak mocno bito, że nie może już uronić ani jednej łzy więcej, tyle płakała ,że już nie może więcej i nie ma siły więcej. Ale brak łez był sprawką diabła... Kobietę podejrzaną o czary rzadko oczyszczano z zarzutów: przesłuchanie prowadzono w taki sposób ,by każda odpowiedź obciążała oskarżoną. Do tortur uciekano się dopiero wtedy, gdy samo przesłuchanie nie dawało pożądanego rezultatu. Metody tortur zmieniały się w zależności od czasu i miejsca. Można tu wymienić: torturę wodną, podczas której oskarżony, przywiązany za nogi i nadgarstki do obręczy umocowanych w ścianie i rozciągnięty na drewnianym koźle, musiał wypić na początek ponad 9 litrów wody, przypalanie stóp, wbijanie żelaznych igieł pod paznokcie oraz „trzewiczki”, czyli drewniane klocki, między które wkładano nogi, ściskając za pomocą klinów i sznurów. Egzekucja następowała natychmiast po odczytaniu wyroku, nie pozwalało to na odwołanie się do sądu najwyższej instancji przez skazanego. Zbawczy i oczyszczający ogień pochłaniał wszystko: ofiarę oraz akta jej procesu, które trybunał rzucał na stos, by na zawsze wymazać wszelką pamięć o występku. Procedura inkwizycyjna przyznawała sędziemu rozstrzygającą rolę. Obwiniony musiał sam udowodnić swoją niewinność. W każdym przypadku oskarżającemu gwarantowano dyskrecję, a cały ciężar obrony spoczywał na obwinionym. Oskarżony musiał przekonać o swej niewinności sędziego, który z kolei, miał pewność co do jego winy i myślał tylko o tym, ja wydobyć z niego „całą prawdę”. Chcąc dowieść swej niewinności ,oskarżony musiał pokonać wiele przeszkód. Postępowanie było tajne: odcięty od świata zewnętrznego, rzekomy czarownik nie wiedział ani kto do oskarżył, ani o co. Podczas przesłuchania sędzia „bawił się w kotka i myszkę”, zbijał oskarżonego z tropu podchwytliwymi pytaniami. Jeżeli zezwolono mu na korzystanie z pomocy adwokata, ten ostatni, lękając się o swe własne życie, namawiał go najczęściej do przyznania się do winy. Na koniec oskarżony poddawany był torturom; tortura przypiekania żywcem- najokrutniejsza, lecz i najbardziej skuteczna- zmuszała go do wyznania zbrodni.
Demonolodzy długo rozprawiali nad tym, czy zdarzenia opisywane przez czarownice działy się naprawdę, czy były jedynie wytworem fantazji. Zdania w tej kwestii były podzielone. Dotyczyło to również uczestnictwa w sabatach i podstawie całej wiary w istnienie czarownic. Wiele oskarżonych kobiet z zadziwiającą łatwością wyznawało, że są czarownicami, i przyznawało się do udziału w sabacie. Był to mocny argument dla łowców czarownic ,ale też bardzo krępujący dla historyka. Można się zastanowić, czy nie miało tu miejsca gigantyczne nieporozumienie pomiędzy oskarżonymi i oskarżającymi: dla wieśniaków „sabat” mógł oznaczać jakieś ludowe święto ,coś w rodzaju „święta szaleńców”; dla sędziego był występkiem przeciw władzy kościelnej i świeckiej. Według zeznań pewnej „czarownicy” sabaty miały odbywać się nocą, w miejscach odludnych- na wzniesieniu, w lesie lub na rozstaju dróg- przy ognisku, które przyćmionym blaskiem oświetlało ceremonię. Czarownice i czarownicy przybywali tam pojedynczo ,przyzywani przez diabła. Na sabat udawali się najczęściej pieszo, chociaż czasami diabeł zawoził ich tam na grzbiecie wieprza ,osła, kozła lub koguta, albo też przenosił ich wielkim wichrem. Często też kobiety leciały okrakiem na kiju lub miotle. Wiedźmy musiały nacierać się specjalną maścią, która czyniła je niewidzialnymi i pozwalała szybko pokonywać znaczne odległości. Sabat rozpoczynał się szyderczą parodią katolickiej mszy. Hostię zastępowano talarkiem rzepy lub drewna. Pod koniec ceremonii uczestnicy składali hołd swojemu panu- adorowali diabła przybierającego postać kozła „całując go w zadek”. Obrządek ten kończył się ucztą, na której pożerano małe dzieci. Później natomiast odbywały się orgie seksualne, gdzie :”syn nie omijał matki, brat siostry, ani ojciec córki”. Po akcie inicjacji czarowników ,już jako wspólników szatana, obdarzono mocą niszczycielską, która pozwalała im dobrze służyć nowemu panu. Potrafili oni sprowadzać ulewne deszcze zatapiające uprawy, pioruny burzące domy, gradobicia niszczące młode zboże i sady. Rzucali uroki odbierające płodność zwierzętom i ludziom. Byli sprawcami niewyjaśnionych wypadków. Zatruwali studnie proszkiem sporządzonym z ludzkich kości, bądź też rozprzestrzeniali dżumę, smarując specjalną maścią ściany i klamki domostw. Opisujący te okropności ludzie wykazywali się bujną wyobraźnią. Czarownicy potrafili jeszcze rzekomo zamieniać się w zwierzęta ,na przykład w koty, duszące niemowlęta w kołysce i wydrapujące im oczy.
Moim zdaniem wiara w siły nieczyste mogła rozwinąć się głownie wskutek niskiego poziomu rozwoju medycyny. Choroba i jej tajemnice były dlań najlepszym pretekstem. Dopiero pod koniec XVIIw. notuje się pewne oznaki postępu w dziedzinie higieny i profilaktyki. To właśnie w środowisku paryskich lekarzy odezwały się na początku XVIIw. pierwsze głosy podające w wątpliwość pojęcie zbrodni czarownictwa.
W XVIIw. polowanie na czarownice było jeszcze zjawiskiem powszechnym. W kronikach opisywano kilka głośnych procesów. Jednak opinie na ten temat nie były już tak jednomyślne jak dawniej. Wśród kleru i w środowisku lekarzy odezwały się głosy proponujące nową interpretację zjawiska czarów. Zaczęto widzieć w rzekomych czarownikach ludzi chorych, których należało leczyć. Tylko w wypadku braku rezultatów kuracji lekarz powinien był się zwrócić do przedstawiciela Kościoła. „Świętą inkwizycję” można podsumować słowami nieznanego autora:
„Nawet jeśli Św. Piotr i Św. Paweł byliby oskarżeni o herezje i oskarżeni wzorem Inkwizycji, nie mieliby możliwości obrony."



































Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 13 minuty