profil

Spójrz przez lunetę na swoją szkołę.

poleca 89% 102 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Unia Europejska

W dzisiejszych czasach większość Polaków wie, że staramy się o członkostwo w Unii Europejskiej. Aby należeć do tej organizacji, nasze państwo musi spełnić określone przez nią warunki. Naprzeciw unijnym oczekiwaniom wyszedł Mirosław Handke – minister oświaty, który zreformował szkolnictwo. Owa zmiana została wprowadzona w 1999 roku. Jako, że szkołę średnią po raz ostatni widzimy „niedotkniętą” reformą, postanowiłam upamiętnić zachowanie, mentalność uczniów i nauczycieli mojego liceum. Nie chcąc uzyskać sztucznego obrazu szkoły, zakamuflowałam się: założyłam najnowszy model płaszcza, który okrywając mnie całkowicie, sprawiał, że jestem niewidzialna. Dodatkowo dla lepszego efektu wzięłam ze sobą lunetę, mającą zdolność pokazywania wszystkiego, co dzieje się za murem.
Jak co dzień ta samą trasą udałam się do szkoły i jak co dzień w alejce prowadzącej do budynku spostrzegłam grupkę chłopców, którzy głęboko zaciągali się dymem papierosów, potocznie zwanych petami czy też fajkami i „kiepowali” na żywopłot. Wielce zaskakująca wydała mi się ich pomysłowość. Owi chłopcy trzymali swe „pety” w patyczkach. Każdy pewnie zastanawia się, dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Drewienka chroniły ich palce od nieprzyjemnego smrodu pozostawionego przez papierosy, było to bardzo sprytne, gdyż żaden nauczyciel nie mógł udowodnić im tego, że palili.
Udałam się do budynku i skierowałam ku szatni. Tam wśród hałasu i ścisku spostrzegłam kolejną grupkę chłopców, która mnie zainteresowała. Przywódcą tej „ekipy” był niski, chudy, długowłosy osobnik z twarzą mordercy. Oprócz niego wyróżniały się jeszcze dwie postacie: jeden chłopiec bardzo gruby i poruszający się w takt piosenki „ja jestem mach...” i drugi z rękami w kieszeniach i zwisającą głową – wyglądał jak siedemnastowieczny chłop wiszący na szubienicy. Rozmowa ich dotyczyła kradzieży. Chłopcy zastanawiali się, co dziś wyciągnął z kieszeni kurtek i płaszczy pozostawionych przez rówieśników. Marzyli o zegarkach, pieniądzach i telefonach, niestety przytłaczała ich rzeczywistość, którą i tak nie pogardziliby: wpół zużyte pomadki, paczki chusteczek higienicznych i tampony.
Zadzwonił dzwonek, kilka osób wybiegło z szatni, a reszta powoli, bez pośpiechu, po 5 minutach podążyła na lekcje, a ja niewidoczna z nimi.
Najpierw udałam się na pierwsze piętro, wyciągnęłam spod płaszcza swoja wszechmocną lunetę i przez drzwi zajrzałam do sali biologicznej. Sala wyglądała wspaniale. Było w niej dużo zwierzątek żywych i martwych, i roślinności, nawet meble przyozdobione w kwiaty idealnie oddawały nastrój klasy. Za biurkiem siedziała pani profesor umalowana we wszystkie kolory tęczy i ubrana w bardzo obcisłą, oddającą jej kobiece kształty sukienkę. Nauczycielka wywołała ucznia do odpowiedzi. Była to bardzo ładna młoda kobieta, gustownie ubrana i poruszająca się z gracją. Profesorka zadała jej kilka pytań, na które dziewczyna z niewielkimi potknięciami odpowiedziała. Ku zdziwieniu ogółu uczennica dostała „dwóję”. Następnie pani poprosiła bardzo przystojnego chłopca, aby ten wszedł na krzesło i podlał jej roślinki. Uczeń z wyraźną niechęcią wstał i wykonał polecenie nauczycieli, która nie omieszkała wspomóc go na wypadek, gdyby ten stracił równowagę i spadł.
Zbulwersowana widokiem sposobu udzielanie przez profesorkę pomocy, zajrzałam do następnej klasy. W sali tej odbywała się właśnie lekcja chemii. Szybko jednak zrezygnowałam z dalszej obserwacji, gdyż nauczycielka wciąż krzyczała „piszta dzieci, piszta”, a uczniowie niezainteresowani lekcja grali w karty.
Zadzwonił dzwonek na przerwę, a ja za potrzeba udałam się do łazienki, w której (niedawno odnowionej) wciąż nie było mydła ani ręcznika. Poszłam do przedostatniej kabiny i przez lunetę zajrzałam do następnej. Stały tak trzy dziewczyny palące „fajki”. Nerwowo wciągały „macha” za „machem” i rozmawiały o wydarzeniach w domu Big Brother. W pewnym momencie ich dyskusja tak się zaostrzyła, że dziewczyny zaczęły się szarpać, a potem bić. Jedna chwyciła druga za głowę i uderzała nią o drzwi kabiny. Zrobiło się niebezpiecznie, więc wybiegłam z łazienki. Zaraz potem zadzwonił dzwonek na lekcję, odczekałam 10 minut, aż wszystkie klasy wejdą do sal, by kontynuować obserwacje.
Wyciągnęłam lunetę i zajrzałam do sali geograficznej. Zajęcia wyglądały normalnie. Uczniowie stosunkowo cicho słuchali słów nauczyciela, a ten spokojnie tłumaczył im skład litosfery. Niespodziewanie nauczyciel zaczął żwawo gestykulować. Robił to tak zabawnie, że klasę ogarnął śmiech. ( Musze jednak przyznać, że metody profesora o dziwo zdają egzamin, bo lekcje jego są ciekawe i większość uczniów uważa na jego słowa.) Cała sytuacja rozbawiła mnie do tego stopnia, że sama zaczęłam chichotać i szybko musiałam odejść w bezpieczne miejsce, gdyż płaszcz mój niestety nie jest dźwiękoszczelny i moja obecność mogła wyjsć na jaw.
Zeszłam na parter i udałam się na lekcje wychowania fizycznego. Część uczennic siedziała w przebieralni, następna z książkami w siłowni, a tylko nieliczne brały udział w lekcji na sali gimnastycznej. Te ostatnie ubrane były w krótkie spodenki i luźne bluzki. Pani profesor siedziała na ławeczce i obserwowała gimnastykę, miała na sobie strój narciarski i kożuch. W pewnej chwili jedna z dziewczyn zapytała:
- Dlaczego pani z nami nigdy nie ćwiczy?
Na co otrzymała odpowiedź:
- Gdybym ćwiczyła spaliłabym dużo kalorii, a moja mała pensja nie wystarcza mi na dodatkowe jedzenie, którym mogłabym uzupełnić ich brak.
Słysząc tak ignorującą wypowiedź, wycofałam się z lekcji.
Idąc dosyć dużym korytarzem zajrzałam do sali, która z zewnątrz wyglądała jak bunkier: kraty, kłódki i dźwiękoszczelne drzwi. W środku były komputery i wielkie profesorskie biurko. Patrzyłam przez moją lunetę, nie wierząc własnym oczom. Część uczniów serwowała w internecie po stronach z erotycznymi zdjęciami, grupka chłopców wraz z nauczycielem grała sieciowo w „Quake III”, a parę dziewczyn namiętnie czat’owało. Przetarłam lunetę, lecz obraz był wciąż ten sam. Poczekałam jeszcze kilka minut z nadzieja na jakakolwiek zmianę, lecz z braku takowej udałam się dalej. Znudziło mnie podpatrywanie zajęć lekcyjnych, toteż postanowiłam odwiedzić gabinet dyrektora.
Tam czekała na mnie bardzo miła niespodzianka. Byłam świadkiem konkursu na „yowanie”. Obserwowałam profesora przez cała godzinę, podczas której wypowiedział 273 razy literę „y”. Panie dyrektorze ten wyczyn zasługuje na złoto.
To miłe zdarzenie zakończyło moją obserwację, ściągnęłam mój wspaniały płaszcz, schowałam lunetę i poszłam na lekcje.
Jak widać liceum pomimo ogólnego przekonania nie jest oazą ludzi inteligentnych, choć zdarzają się wyjątki, a utrzymanie się w tej szkole nie jest niczym trudnym.
Panie Handke liczę na to, że pańska reforma zmieni ten stan rzeczy.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 6 minut