profil

Więźniowie i strażnicy

poleca 86% 102 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Więźniowie i strażnicy -
badanie w symulowanym więzieniu
Craig Haney, Curtis Banks., Philip Zimbardo
Po spędzeniu czterech lat w syberyjskim wiezieniu wielki rosyjski pisarz Dostojewski wygłosił zaskakującą uwagę, że odbycie kary więzienia ukształtowało w nim głęboki optymizm co do przyszłych losów ludzkości, ponie¬waż - jak to ujął - jeśli człowiek potrafi przetrwać okropność więziennego życia, to musi z pewnością być: „stworzeniem, które potrafiłoby wytrzymać wszystko". Okrutna ironia, którą przeoczył Dostojewski, polega na tym, iż rzeczywistość więzienna świadczy nie tylko o odporności i zdolności przy¬stosowania ludzi, którzy znoszą życie w jego murach, lecz także o „pomys¬łowości" i nieustępliwości tych, którzy stworzyli i nadal utrzymują nasz system karny i system poprawczy.
Niemniej jednak w stuleciu, które minęło od czasu uwięzienia Dostojewskiego, nie zmieniło się tak wiele, by główną myśl jego wypowiedzi uczynić mniej istotną. Chociaż przechodziliśmy okresy światłych, humani¬tarnych reform, dzięki którym warunki fizyczne w więzieniach poprawiły się nieco, a retoryka resocjalizacji zastąpiła koncepcję uwięzienia jako kary, to jednak społeczna instytucja więzienia nadal nie spełnia swego zadania. Z czysto pragmatycznego punktu widzenia jest istotne, iż istnieje solidny materiał dowodowy świadczący o tym, że więzienia w rzeczywistości ani nie „resocjalizują", ani nie działają jako środek zapobiegający przyszłym prze¬stępstwom - co się tyczy tych kryteriów, to wskaźniki recydywy, prze¬kraczające w Ameryce 75%, dostarczają dość jednoznacznej odpowiedzi. Ponadto, aby utrzymać ten system „poprawczy”, który jest także porażką ekonomiczną, podatnicy amerykańscy muszą pokrywać wydatki wynoszące 1,5 miliarda dolarów rocznie. Również z humanitarnego punktu widzenia więzienia się nie sprawdziły: nasze środki masowego przekazu coraz peł¬niejsze są okrutnych czynów, których dopuszcza się człowiek przeciw człowiekowi, w reakcji na system penitencjarny lub w jego imieniu. Nie można zaprzeczyć - a nawet stwierdzenie to stało się niemal banałem - że u większości więźniów doświadczenia więzienne wytwarzają intensywną nienawiść i brak szacunku do władzy i porządku ustanowionego w społe¬czeństwie, do którego w końcu powrócą. A straty w postaci deprecjacji człowieczeństwa ludzi, zarówno tych, którzy muszą stosować tę karę, jak i tych, którym jest ona wymierzana, są nieobliczalne.
Próby wyjaśnienia opłakanego stanu naszego systemu penitencjarnego oraz jego dehumanizującego wpływu na więźniów i strażników, często koncentrują się na koncepcji, którą można by nazwać hipotezą dyspozycyj¬ną. Chociaż wyjaśnienie to rzadko jest formułowane wyraźnie, to jednak stanowi ono podstawę dominującej nieświadomej ideologii, według której ten stan instytucji społecznej, jaką jest więzienie, wynika z „natury" ludzi, którzy nią zarządzają, albo z „natury" ludzi, którzy w niej przebywają, albo z jednego i drugiego. Znaczy to, że za główną przyczynę godnych pogardy warunków, przemocy, brutalności, dehumanizacji i poniżenia, jakie wy¬stępują w każdym więzieniu, można uznać pewne wrodzone cechy per¬sonelu więziennego i populacji więźniów. Tak więc z jednej strony dowodzi się, że przemoc i brutalność w więzieniu istnieją dlatego, że strażnicy są ludźmi o cechach sadystycznych, niewykształconymi i niewrażliwymi. To właśnie „mentalność strażnika więziennego", jedyny w swoim rodzaju syn¬drom negatywnych cech, jakie wnoszą oni do tej sytuacji, jest przyczyną nieludzkiego traktowania więźniów. Z drugiej strony wysuwa się argument, że przemoc i brutalność panujące w więzieniu są logicznym i przewidywal¬nym skutkiem przymusowego pozbawienia wolności zbioru jednostek, któ¬rych historie życia z definicji charakteryzują się nieposzanowaniem prawa, porządku i zwyczajów społecznych, z towarzyszącą temu skłonnością do impulsywności i agresji. Pozornie logiczny wydaje się wniosek, że jednostki te, które okazały się niezdolne do funkcjonowania w sposób zadowalający w „normalnej" strukturze społeczeństwa, nie potrafią tak funkcjonować także w strukturze, jaką stwarzają więzienia. Zgodnie z tą argumentacją, aby utrzymać pod kontrolą takich ludzi - których zasadnicza postawa wobec każdej sytuacji konfliktowej polega na reagowaniu przy użyciu siły fizycznej lub podstępu - na siłę trzeba odpowiadać siłą, a społeczeństwo musi spodziewać się pewnej liczby konfrontacji połączonych z użyciem przemocy.
Hipotezę dyspozycyjną przyjmują zarówno zwolennicy status quo w więziennictwie (obciążający odpowiedzialnością za obecną sytuację zło tkwiące w więźniach), jak i jego krytycy (przypisujący winę strażnikom
i personelowi więziennemu z ich złymi motywami i wadliwą strukturą osobowości). Pociągająca prostota tej koncepcji lokalizuje źródło buntów więźniów, recydywy i demoralizacji w tych „złych ziarnach", a nie w stanie „więziennej gleby". Tego rodzaju analiza odwraca uwagę od złożonej macierzy czynników społecznych, ekonomicznych i politycznych, które w sumie czynią więzienia tym, czy one są - i które wymagałyby złożonych, kosztownych, rewolucyjnych działań, aby doprowadzić do jakiejś sensow¬nej zmiany. Zamiast tego buntujący się więźniowie zostają zidentyfikowani. ukarani, przeniesieni do zakładów o maksymalnych środkach bezpieczeńst¬wa, lub zastrzeleni, a prócz tego poszukuje się działających z zewnątrz agitatorów i zawiesza w czynnościach skorumpowanych urzędników - pod¬czas gdy sam system trwa nadal bez istotnych zmian, a jego podstawowa struktura pozostaje nie zbadana i nie zakwestionowana.
Jednakże tej dyspozycyjnej hipotezy nie można poddać krytycznej ocenie wprost, przez obserwację istniejących środowisk więziennych, ponie¬waż w takiej naturalistycznej obserwacji muszą się mieszać aktualne wpływy, środowiska z chronicznymi cechami populacji więźniów i strażników. Aby oddzielić wpływy środowiska więziennego jako takiego od wpływów, które można przypisać apriorycznym dyspozycjom jego mieszkańców, potrzebna jest strategia badawcza, polegająca na skonstruowaniu „nowego" więzienia, porównywalnego w zasadzie jako środowisko psychospołeczne z istniejący¬mi systemami więziennymi, lecz „zaludnionego" wyłącznie przez osoby, nie różniące się we wszystkich istotnych wymiarach od reszty społeczeństwa.
Takie właśnie podejście przyjęto w prezentowanym tu badaniu em¬pirycznym; mianowicie chodziło o to, aby stworzyć sytuację podobną do więziennej, w której strażnicy i więźniowie byli początkowo porównywalni i scharakteryzowani jako „normalni-przeciętni", a następnie obserwować wynikające stąd ich zachowania, jak również reakcje emocjonalne i po¬znawcze oraz postawy, jakie pojawią się w tych okolicznościach. Dlatego rozpoczęliśmy nasz eksperyment z próbką osób mieszczących się w normal¬nym przedziale ogólnej populacji pod względem wielu różnych wymiarów, które byliśmy w stanie mierzyć. Połowie z nich przydzielono losowo rolę „więźniów", drugiej połowie rolę „strażników"; w żadnej z tych grup nikt nie popełnił w przeszłości przestępstwa, nie miał zaburzeń emocjonalnych, defektów fizycznych, ani nawet braków intelektualnych czy problemów natury społecznej.
Stworzonym dla potrzeb tego badania środowiskiem było „pozorowa¬ne" więzienie, które fizycznie ograniczało swobodę więźniów trzymanych w okratowanych celach i psychologicznie wytwarzało u wszytkich uczest¬ników poczucie uwięzienia. Naszym zamiarem nie było stworzenie dokład¬nej symulacji amerykańskiego więzienia, lecz raczej jego funkcjonalnej reprezentacji. Z powodów natury etycznej, moralnej i pragmatycznej nie
moglibyśmy posługiwać się groźbą czy zapowiedzią poważnej kary fizycz¬nej, nie moglibyśmy pozwolić na rozkwit praktyk homoseksualnych czy rasistowskich, ani też nie moglibyśmy skopiować niektórych innych specy¬ficznych aspektów więziennego życia. Niemniej jednak uważaliśmy, że potrafimy stworzyć sytuację cechującą się wystarczającym realizmem życio¬wym, by pozwoliła odgrywającym swoje role uczestnikom wyjść poza powierzchowne wymagania wyznaczonych im zadań i dotrzeć do głębokiej struktury postaci, które reprezentują. Aby tego dokonać, dla czynności i doświadczeń realnego życia więziennego ustanowiliśmy funkcjonalne rów¬noważniki, które zgodnie z naszymi oczekiwaniami miały wywołać u na¬szych badanych podobne jakościowo reakcje psychiczne - poczucie władzy lub bezsilności, panowania lub podlegania uciskowi, satysfakcji lub frust¬racji, arbitralnego rządzenia lub przeciwstawiania się władzy, posiadania określonej pozycji lub anonimowości, supermęskości lub zniewieściałości. Formułując to w zwykłej terminologii psychologii społecznej, najpierw poprzez analizę sytuacji występujących w więzieniach zidentyfikowaliśmy szereg istotnych zmiennych pojęciowych, a następnie zaprojektowaliśmy scenerię, w której zmienne te zostały zoperacjonalizowane. Nie wysunięto szczegółowych hipotez, tylko jedną ogólną - że przydzielenie do grupy „strażników" lub „więźniów" spowoduje istotnie różne reakcje w behawio-ralnych miarach interakcji, emocjonalnych miarach nastroju i stanów pato¬logicznych, w postawach wobec siebie, jak również w innych wskaźnikach radzenia sobie z tą nową sytuacją i przystosowania się do niej. Poniżej opiszemy, jak stworzyliśmy i zaludniliśmy nasze więzienie, co zaobser¬wowaliśmy, co relacjonowali nasi badani, i na koniec - jakie możemy wyciągnąć wnioski co do środowiska i psychologii uwięzienia, które mogły¬by wyjaśnić niepowodzenia naszych więzień.
Metoda
Opis ogólny
Skutki odgrywania roli „strażnika" lub „więźnia" badano w kontekście eksperymentalnej symulacji środowiska więziennego. Plan badawczy był stosunkowo prosty, gdyż uwzględniał manipulację tylko jedną zmienną, którą było losowe przydzielenie albo do grupy „strażników", albo do grupy „więźniów". Role te były odgrywane przez dość długi czas (prawie tydzień) w środowisku, które pod względem fizycznym skonstruowano w taki sposób, by przypominało więzienie. Zasadnicze znaczenie dla metodologii wytworzenia i utrzymania psychologicznego stanu uwięzienia miała funk¬cjonalna symulacja istotnych właściwości „prawdziwego życia więziennego"
(ustalonych na podstawie informacji, które uzyskaliśmy od byłych więźniów, personelu więziennego, oraz z lektury materiałów dotyczących tego tematu). „Strażnicy" mieli pewien zakres swobody przy wprowadzaniu w życie procedur umieszczania „więźniów" w „zakładzie karnym" i sprawowania nad nimi nadzoru. Więźniowie ci, podporządkowawszy się dobrowolnie warunkom panującym w tej totalnej instytucji, w której obecnie przebywali, w różny sposób radzili sobie z jej stresami i wyzwaniami. Zachowanie obu grup badanych obserwowano i analizowano. Miary zmiennych zależnych należały do dwóch ogólnych kategorii: 1) interakcje między dwoma grupa¬mi badanych i w każdej z tych grup, rejestrowane na taśmie wideo i taśmie magnetofonowej, jak również obserwowane bezpośrednio; 2) indywidualne reakcje na kwestionariusze, inwentarze nastroju, testy osobowości, codzien¬ne raporty zmian „strażników", oraz wywiady posteksperymentalne.
Osoby badane
Dwudziestu dwóch badanych, którzy uczestniczyli w eksperymencie, wy¬brano z początkowej puli 75 kandydatów, którzy odpowiedzieli na ogłosze¬nie w gazetach; poszukiwano w nim mężczyzn, ochotników do udziału w badaniu „życia więziennego" w zamian za wynagrodzenie w wysokości 15 dolarów dziennie. Każdy z kandydatów wypełnił obszerny kwestiona¬riusz, który zawierał pytania dotyczące jego środowiska rodzinnego, histo¬rii zdrowia fizycznego i psychicznego, a także uprzednich doświadczeń oraz dyspozycji do pewnych postaw mających związek ze źródłami psycho¬patologii (włącznie z uwikłaniem kandydatów w działania sprzeczne z pra¬wem). Ponadto z każdym kandydatem przeprowadzał wywiad jeden z dwóch eksperymentatorów. Na koniec do udziału w badaniach wybrano 24 mężczyzn, których oceniono jako najmocniejszych (fizycznie i psychicz¬nie), najbardziej dojrzałych i najmniej uwikłanych w zachowania anty¬społeczne. Połowie badanych przydzielono losowo rolę „strażników" dru¬giej połowie - rolę „więźniów".
Osoby badane były normalnymi, zdrowymi mężczyznami, studentami wyższych uczelni, którzy przebywali w lecie na terenie Uniwersytetu Stan-fordzkiego. Byli to biali (z wyjątkiem jednego studenta pochodzenia orien¬talnego), a pod względem pozycji społeczno-ekonomicznej należeli przeważ¬nie do klasy średniej. Początkowo nie znali się nawzajem - był to środek ostrożności zastosowany z ramach selekcji, aby uniknąć zniszczenia ist¬niejących związków przyjaźni i zmniejszyć przenoszenie do sytuacji eks¬perymentalnej ukształtowanych uprzednio relacji i form zachowania.
W dniu poprzedzającym rozpoczęcie symulacji zbadano ostateczną próbkę uczestników baterią testów psychologicznych, aby jednak uniknąć wszelkiej wybiórczej tendencyjności ze strony eksperymentatorów-obser-
walorów, wyniki uzyskane w tych testach zestawiono dopiero po zakoń¬czeniu badania.
Dwaj badani, których mianowano „rezerwowymi" na wypadek, gdyby potrzebny był dodatkowy „więzień", nie zostali włączeni do akcji, a jeden, wyznaczony na „rezerwowego strażnika", zrezygnował z udziału w badaniu tuż przed rozpoczęciem fazy symulacji - tak więc nasza analiza oparta jest na danych dotyczących 10 więźniów i 11 strażników funkcjonujących w naszych warunkach eksperymentalnych.
Procedura
Fizyczne właściwości więzienia
Więzienie utworzono w suterenach budynku wydziału psychologii Uniwer¬sytetu Stanfordzkiego, odgradzając część korytarza długości 35 stóp (ok. 10,7 m) specjalnie skonstruowanymi ściankami; w jednej z nich znajdowały się jedyne drzwi wejściowe do bloku cel więziennych, a w drugiej -- mały ekran obserwacyjny. Trzy małe pomieszczenia laboratoryjne (o wymiarach 6x9 stóp, czyli 1,83 m x 2,74 m) zamieniono na cele, zastępując zwykłe drzwi kratami pomalowanymi na czarno i usuwając całe wyposażenie.
Jedyne umeblowanie cel stanowiły łóżka polowe (z materacem, prze¬ścieradłem i poduszką), po jednym dla każdego więźnia. Pomieszczenie magazynowe naprzeciw cel służyło jako izolatka; było ono bardzo małe (o wymiarach 2x2x7 stóp, tzn. 0,61 m x 0,61 m x 2,13 m) i nieoświetlone.
Ponadto kilka pomieszczeń w sąsiednim skrzydle budynku służyło jako kwatery dla strażników (do przebierania się w uniformy i ubrania cywilne, oraz do odpoczynku i relaksu), sypialnie dla „naczelnika" i „inspektora", oraz pokój do przeprowadzania testów i wywiadów. Za ekranem obserwacyjnym w jednym końcu „dziedzińca" (małego zamkniętego pomieszczenia repre¬zentującego ogrodzone podwórze więzienne) znajdowała się rejestrująca aparatura wideo i było dość miejsca dla kilku obserwatorów.
Szczegóły operacyjne
Badani występujący w roli „więźniów" pozostawali w symulowanym wie¬zieniu 24 godziny na dobę przez czas trwania badania. Do każdej z trzech cel przydzielano arbitralnie po trzech więźniów; pozostali dyżurowali w swoich domach, gotowi na wezwanie w razie potrzeby. Badani pełniący funkcję „strażników" pracowali po trzech na ośmiogodzinnych zmianach, pozostając w środowisku więziennym tylko w czasie swych godzin pracy i prowadząc normalne życie w innym czasie.
Instrukcje dotyczące ról
Wszystkim badanym powiedziano, że rola strażnika bądź więźnia zostanie im przydzielona w sposób zupełnie losowy, i wszyscy dobrowolnie zgodzili się pełnić którąkolwiek z tych ról za 15 dolarów dziennie przez okres dwóch tygodni. Podpisali oni kontrakt gwarantujący minimum niezbęd¬nego wyżywienia, odzież, zakwaterowanie i opiekę lekarską, jak również zapłatę pieniężną w zamian za wyrażoną „intencję" pełnienia wyznaczonej roli przez czas trwania badania.
W kontrakcie podkreślono wyraźnie, że mężczyźni wyznaczeni do roli więźniów powinni oczekiwać, iż będą pod nadzorem (będą mieli mało prywatności, lub nie będą jej mieć wcale), a niektóre z ich podstawowych praw obywatelskich będą zawieszone na czas uwięzienia, przy wykluczeniu maltretowania fizycznego. Nie podano im żadnych innych informacji doty¬czących tego, czego mają się spodziewać, ani instrukcji co do zachowania stosownego w roli więźnia. Badanych rzeczywiście wyznaczonych do tej roli powiadomiono telefonicznie, żeby byli osiągalni w swoim miejscu zamieszkania w tę niedzielę, w którą mieliśmy rozpocząć eksperyment.
Badani wyznaczeni na strażników przybyli na spotkanie informacyjne w przeddzień umieszczenia więźniów w symulowanym więzieniu. W czasie tego spotkania przedstawiono ich głównym badaczom, a mianowicie „inspektoro¬wi" (superintendenl) więzienia (Zimbardo), oraz jego pomocnikowi, którym był student pełniący administracyjną funkcję „naczelnika więzienia" (warden). „Strażnikom" powiedziano, że chcemy dokonać próby symulowania środowis¬ka więziennego w granicach określonych względami pragmatycznymi i etycz¬nymi. Wyznaczone im zadanie polegało na „utrzymaniu w więzieniu należytego porządku, niezbędnego do jego efektywnego funkcjonowania", chociaż nie podano im wyraźnych wytycznych co do sposobu, w jaki mieli wypełniać te obowiązki. Poinformowano ich, że chociaż wiele wydarzeń, wobec których mogą stanąć, jest w zasadzie nieprzewidywalnych (np. próby ucieczki więźniów), to ich zadanie polega po części na tym, żeby być przygotowanym na takie ewentualności i umieć się uporać we właściwy sposób z wieloma różnymi sytuacjami, jakie mogą wyniknąć. „Naczelnik" przedstawił strażnikom szczegó¬ły natury administracyjnej, takie jak rozkład pracy zmianowej, obowiązek codziennego sporządzania raportów o „krytycznych incydentach" ze szczegóło¬wym opisem niezwykłych wydarzeń, a także wydawanie posiłków oraz programy pracy i zajęć rekreacyjnych dla więźniów. Aby zacząć wprowadzać tych badanych w ich role jeszcze przed pojawieniem się pierwszego więźnia, włączano „strażników" do pomocy w końcowych fazach organizowania kompleksu więziennego - pomagali oni przy wstawianiu łóżek polowych do cel, wieszaniu na ścianach tabliczek z napisami, urządzaniu kwater „strażni¬ków", przenoszeniu mebli, aparatów do chłodzenia wody, lodówek itd.
„Strażnicy" na ogól byli przekonam, że interesuje nas głównie badanie zachowania „więźniów". Oczywiście byliśmy równie zainteresowani wpły¬wem, jaki odgrywanie roli strażnika w tym środowisku będzie miało na ich zachowanie i stany subiektywne.
Dążąc do tego, aby zachowanie „strażników" jak najlepiej odzwier¬ciedlało ich autentyczne reakcje na eksperymentalną sytuację więzienną, a nie tylko na ich zdolność stosowania się do instrukcji, rozmyślnie podano im tylko minimum wskazówek, co to znaczy być strażnikiem. Eksperymentatorzy kładli jednak nacisk na wyraźny i kategoryczny zakaz fizycznej agresji i stosowania kar fizycznych. Tak więc, z tym jednym godnym uwagi wyjątkiem, role ich były początkowo względnie nieustruk-turalizowane i wymagały od każdego „strażnika" wykonywania czynności niezbędnych do interakcji z grupą „więźniów", jak również z innymi „strażnikami" i z „personelem korekcyjnym" (tzn, kierownictwem „więzie¬nia" - przyp. tłum.).
Uniform
Aby wzbudzić u badanych poczucie anonimowości, każdej grupie wydano identyczne uniformy. Uniform strażników składał się z gładkiej koszulki i spodni koloru khaki, gwizdka, drewnianej pałki typu policyjnego, oraz lustrzanych okularów przeciwsłonecznych, które uniemożliwiały nawiąza¬nie kontaktu wzrokowego. Uniform więźnia stanowił luźny chałat z cien¬kiego bawełnianego płótna, z numerem identyfikacyjnym z przodu i z tyłu, bez żadnej bielizny; prócz tego lekki łańcuch obejmujący kostkę nogi, gumowe sandały i czapka zrobiona z nylonowej pończochy. Każdemu więźniowi wydano także szczoteczkę do zębów, mydło, mydelniczkę, ręcz¬nik i pościel. W celach nie wolno było mieć żadnych osobistych rzeczy.
Wyposażenie zarówno więźniów, jak i strażników w tego rodzaju uniformy służyło umocnieniu tożsamości grupowej i zredukowaniu po¬czucia indywidualnej odrębności w obrębie obu grup. Mundury koloru khaki miały przyczynić się do ukształtowania postawy wojskowej, podczas gdy gwizdek i pałkę noszono jako symbole władzy. Uniformy więźniów miały nie tylko spowodować ich dezindywidualizację, lecz także upokorzyć ich - służyły jako symbol ich zależności i podporządkowania, Łańcuch u kostki przypominał nieustannie (nawet w czasie snu, kiedy urażał drugą kostkę) o ucisku doznawanym w tym środowisku. Czapka z pończochy usuwała wszelkie indywidualne cechy związane z długością włosów, ich kolorem czy fryzurą (co w niektórych „prawdziwych" więzieniach i w wojs¬ku osiąga się goląc głowy). Źle dopasowane uniformy powodowały, że więźniowie czuli się skrępowani w ruchach; ponieważ pod tymi „szatami" 90 nie mieli bielizny, zmuszały ich one do przybierania takich postaw ciała, do
jakich nie przywykli, bardziej kobiecych niż męskich - co było jeszcze jednym elementem tego odbierającego męskość procesu stawania się wi꟬niem.
Procedura aresztowania
Przy współpracy Wydziału Policji w Pało Alto (miasto w Kalifornii w pobliżu San Francisco), wszyscy badani przydzieleni do grupy „wi꟬niów" zostali niespodziewanie „aresztowani" w swych miejscach zamie¬szkania. Funkcjonariusz policji mówił im, że są podejrzani o dokonanie włamania lub napadu z bronią w ręku, pouczał o zagwarantowanych im przez konstytucję prawach, zakuwał w kajdanki, przeprowadzał do¬kładną rewizję (często w obecności przypatrujących się zaciekawionych sąsiadów), i na tylnym siedzeniu wozu policyjnego przewoził na komisariat. Tara poddawano ich rutynowym czynnościom - pobierano odciski palców, wypełniano formularze identyfikacyjne i umieszczano ich w celach aresztu. Po pewnym czasie każdemu z więźniów zawiązywano oczy, a jeden z eks¬perymentatorów, któremu towarzyszył „strażnik", przewoził ich do naszego symulowanego więzienia. Przez cały czas trwania procedury aresztowania uczestniczący w niej policjanci utrzymywali oficjalną, poważną postawę, unikając udzielania odpowiedzi na wszelkie pytania zmierzające do wy¬jaśnienia związku tego „aresztowania" z badaniami nad symulowanym więzieniem.
Po przybyciu do naszego eksperymentalnego więzienia każdy więzień był rozbierany do naga, spryskiwano go „środkiem przeciw wszom" (de¬zodorantem w sprayu) i kazano mu stać przez chwilę samemu, nago, na „dziedzińcu" obok cel. Po wydaniu „więźniowi" opisanego wcześniej unifor¬mu i zrobieniu mu fotografii identyfikacyjnej („zdjęcia facjaty"), umiesz¬czano go w jego celi i nakazywano, by zachował milczenie.
Ustalone procedury administracyjne
Kiedy wszystkie cele były już zajęte, naczelnik powitał więźniów i odczytał im reguły obowiązujące w tej instytucji (opracowane przez strażników i naczelnika). Więźniowie mieli nauczyć się ich na pamięć i stosować się do nich. Do więźniów należało się zwracać wymieniając jedynie numery iden¬tyfikacyjne znajdujące się na ich uniformach, co także miało na celu ich depersonalizację.
Więźniowie mieli otrzymywać trzy niezbyt smaczne posiłki dziennie, wolno im było trzy razy wyjść pod nadzorem do toalety, a także przyznano im przywilej spędzania co dzień dwóch godzin na czytaniu lub pisaniu listów. Wyznaczano im też prace, za które mieli otrzymywać taką godzino-
wą stawkę, że w sumie dawało to im dzienną zapłatę równą 15 dolarów. Zaplanowano dwa terminy odwiedzin na tydzień, jak również czas na oglądanie filmów i ćwiczenia fizyczne. Trzy razy dziennie więźniów usta¬wiano w szeregu, by przeprowadzić z nimi „apel" (jeden na każdą zmianę strażników). Początkowym celem „apelu" było upewnienie się, że obecni są wszyscy więźniowie, oraz sprawdzenie ich znajomości reguł i numerów identyfikacyjnych. Pierwsze pobieżne apele trwały tylko około 10 minut, lecz każdego kolejnego dnia (lub nocy) ich czas trwania samorzutnie się zwiększał, aż wreszcie niektóre ciągnęły się kilka godzin. Wiele ustanowio¬nych zawczasu elementów trybu postępowania zostało zmienionych lub odrzuconych przez strażników, a o niektórych przywilejach więźniów per¬sonel w trakcie badań zapomniał.
Wyniki
Opis ogólny
Chociaż trudno jest przewidzieć dokładnie, jaki wpływ będzie miało uwię¬zienie na jednostki, które zostały mu poddane, a także na tych, których obowiązkiem jest utrzymywanie tej instytucji, zwłaszcza w przypadku sy¬mulowanego jej odtworzenia, to jednak wyniki prezentowanego tu eks¬perymentu potwierdzają wiele rozpowszechnionych opinii na temat życia więziennego i świadczą o wiarygodności anegdotycznego materiału dowo¬dowego, pochodzącego od elokwentnych byłych więźniów. Środowisko zorganizowanego w arbitralny sposób więzienia miało silny wpływ na stany afektywne zarówno strażników, jak i więźniów, a także na procesy interper¬sonalne zachodzące między tymi grupami i wewnątrz nich.
Ogólnie biorąc, strażnicy i więźniowie wykazywali wyraźną tendencję do wzmożonego negatywizmu emocji, i ich pogląd na świat stawał się coraz bardziej negatywny. W miarę trwania eksperymentu, więźniowie częściej wyrażali zamiar wyrządzenia krzywdy innym. Zarówno u więźniów, jak i u strażników samooceny były bardziej krytyczne, kiedy doświadczenia ze środowiska więziennego zostały zinternalizowane.
Zachowanie zewnętrzne było na ogół zgodne z subiektywnymi samo opisami i przejawami emocji badanych. Minio że strażnicy i więźniowie mieli w zasadzie swobodę angażowania się w dowolną formę interakcji (pozytywną lub negatywną, podtrzymującą lub obraźliwą itd.), ich kon¬takty miały zwykle charakter negatywny, wrogi, obraźliwy i dehumanizu-jący. Więźniowie natychmiast przyjmowali ogólnie bierny sposób reago¬wania, podczas gdy strażnicy we wszystkich interakcjach odgrywali bar-92 dzo aktywną, inicjującą rolę. Przez cały czas trwania eksperymentu roz-
kazy były najczęstszą formą zachowania werbalnego, a wymiana słów miała zwykle charakter uderzająco bezosobowy, z nielicznymi tylko od¬niesieniami do indywidualnej tożsamości. Chociaż dla wszystkich bada¬nych było oczywiste, że eksperymentatorzy nie pozwolą na stosowanie fizycznej przemocy, to jednak często obserwowano różne mniej bezpo¬średnie formy agresywnego zachowania (zwłaszcza ze strony strażników). Zamiast przemocy fizycznej, jako jedną z najczęstszych form kontaktu interpersonalnego między strażnikami i więźniami stosowano zniewagi słowne.
Najbardziej dramatycznym dowodem wpływu tej sytuacji na uczest¬ników były drastyczne reakcje, jakie wystąpiły u pięciu więźniów, których trzeba było zwolnić przedterminowo z powodu głębokiej depresji emoc¬jonalnej, napadów płaczu, furii i silnego lęku. Ten zespół symptomów był bardzo podobny u czterech badanych i wystąpił już drugiego dnia uwięzienia. Piątego badanego zwolniono po tym, gdy trzeba było go poddać leczeniu z powodu wysypki psychosomatycznej, która pokryła różne części jego ciała. Z pozostałych więźniów tylko dwóch powiedziało, że nie chcą stracić zarobionych pieniędzy w zamian za wcześniejsze zwolnienie. Kiedy eksperyment został zakończony przed terminem, już po sześciu dniach, wszyscy pozostali więźniowie byli uradowani tym nieocze¬kiwanym szczęśliwym zrządzeniem losu. Z drugiej strony większość strażników wydawała się zmartwiona decyzją przerwania eksperymentu i odnieśliśmy wrażenie, że wciągnęli się wystarczająco w swoje role, żeby sprawowane przez nich niezwykła kontrola i władza sprawiały im teraz przyjemność i żeby nie mieli ochoty z nich zrezygnować. Jeden ze strażników powiedział wprawdzie, że był osobiście wytrącony z równowagi cierpieniami więźniów i utrzymywał, że zastanawiał się nad wystąpieniem z prośbą o zmianę swej roli, aby stać się jednym z nich - lecz nigdy tego nie uczynił. Żaden ze strażników nigdy nie spóźnił się na swą zmianę, a nawet w kilku przypadkach strażnicy dobrowolnie dłużej pozostali na służbie - bez dodatkowej zapłaty - nie uskarżając się na przedłużenie godzin pracy.
Skrajnie patologiczne reakcje, jakie wystąpiły w obu grupach osób
badanych, świadczą o potędze działających sił społecznych; mimo to jednak
widoczne były różnice indywidualne pod względem stylu radzenia sobie
z tym nowym doświadczeniem, oraz stopnia skutecznego przystosowania
się do niego. Połowa więźniów wytrzymywała przecież w tej atmosferze
ucisku, a nie wszyscy strażnicy uciekali się do wrogości. Niektórzy z nich
byli surowi lecz sprawiedliwi („grali zgodnie z przepisami"), niektórzy
znacznie wykraczali poza swoje role, angażując się twórczo w okrucieństwo
i gnębienie, podczas gdy paru zachowywało się biernie i rzadko namawiało
do użycia przymusu w kierowaniu więźniami.
Realność symulacji
W tym momencie wydaje się konieczne zmierzenie się z ważnym zagad¬nieniem „realizmu" środowiska symulowanego więzienia; czy obserwowane zachowania były czymś więcej niż tylko przekonującym odgrywaniem wyznaczonych ról? Niewątpliwie ze względów etycznych, prawnych i prak¬tycznych sytuacja ta jedynie w ograniczonym stopniu mogła zbliżyć się do warunków istniejących w rzeczywistych więzieniach i zakładach popraw¬czych. Oczywiście nie występowały niektóre z najbardziej wyrazistych aspektów życia więziennego, opisanych przez kryminologów i udokumen¬towanych w zapiskach więźniów. Nie było przymusowych kontaktów ho¬mo seksualnych, rasizmu, przypadków pobicia, ani zagrożenia życia straż¬ników czy więźniów ze strony innych więźniów. Co więcej, maksymalny oczekiwany „wyrok" wynosił tylko dwa tygodnie i w odróżnieniu od niektórych systemów więziennych nie mógł być przedłużany bez końca za naruszanie wewnętrznych przepisów obowiązujących w danym więzieniu.
Fakt, że poważne skutki psychologiczne, jakie zaobserwowaliśmy w naszym symulowanym więzieniu, wystąpiły w okolicznościach stosun¬kowo mało podobnych do warunków więziennych, w pewnym sensie czyni te wyniki jeszcze bardziej istotnymi i zmusza nas do zastanowienia się nad destrukcyjnym wpływem długotrwałego przebywania w prawdziwym wię¬zieniu. Niemniej jednak musimy odeprzeć zarzut, że warunki u nas były zbyt mało podobne do prawdziwych, by mogły dostarczyć sensownej analogii do istniejących więzień. Trzeba wykazać, że uczestnicy tego eks¬perymentu przekroczyli rozmyślnie przyjęte ograniczenia ich z góry za¬planowanych stereotypowych ról, a także nie zawsze mieli świadomość sztuczności i ograniczonego czasu trwania uwięzienia. Naszym zdaniem istnieje wiele danych świadczących o tym, że prawie wszyscy badani w ta¬kim czy innym czasie doświadczali reakcji, które znacznie wykraczały poza powierzchowne wymagania odgrywania ról i wnikały w głęboką strukturę psychologii uwięzienia.
Chociaż nie było wyraźnie sformułowanych instrukcji, jak zachowy¬wać się w roli strażnika czy więźnia, to jednak wymagania sytuacji eks¬perymentalnej niewątpliwie wywierały pewien ukierunkowany wpływ. Aby więc ocenić, czy zachowania badanych w ich rolach odzwierciedlały coś więcej, niż konformizm społeczny lub dobre odgrywanie ról, pouczające będzie zwrócenie uwagi na te sytuacje, w których wymagania roli były minimalne, gdzie badani sądzili, że nie są obserwowani, lub gdzie nie byli zobowiązani do zachowywania się zgodnie z ograniczeniami narzuconymi przez ich role (jak np, w sytuacjach „prywatnych").
Kiedy poddano kontroli rozmowy prywatne więźniów, dowiedzieliśmy się; że tematy prawie wszystkich (90%) rozmów wiązały się bezpośrednio
z aktualnymi sprawami więziennymi, tzn. jedzeniem, przywilejami, karami, szykanami ze strony strażników itd. Tylko 10% czasu w rozmowach więźniów zajmowały tematy dotyczące ich życia poza więzieniem. W rezul¬tacie, chociaż mieszkali razem w tak trudnych warunkach, wiedzieli oni zaskakująco mało o przeszłości czy planach na przyszłość swych towarzy¬szy niedoli. Takie nadmierne skoncentrowanie się na aktualnych prob¬lemach sprawiło, że doświadczenia więzienne stały się dla więźniów jeszcze cięższe do zniesienia, bowiem zamiast oderwać się od nich, kiedy byli sami w swych celach i mieli szansę to uczynić, nadal pozwalali, by te sprawy dominowały nad ich myślami i relacjami społecznymi. Również strażnicy w czasie przerw na odpoczynek rzadko wymieniali między sobą informacje o charakterze osobistym. Rozmawiali o „trudnych więźniach", o innych sprawach więziennych, albo nie rozmawiali wcale. Niewiele było przypad¬ków jakiegokolwiek komunikowania się o charakterze osobistym między strażnikami. Co więcej, kiedy więźniowie podczas wywiadów mówili o in¬nych więźniach, zwykle wyrażali dezaprobatę, najwidoczniej przejmując od strażników ich negatywną postawę.
Z danych zebranych po przeprowadzeniu eksperymentu dowiedzieliś¬my się, że kiedy pojedynczy strażnicy byli sam na sam z pojedynczymi więźniami i znajdowali się poza zasięgiem wszelkich urządzeń rejestrują¬cych, jak w drodze do toalety lub w toalecie, to często dręczyli ich tam gorzej niż na „dziedzińcu" więziennym. Podobnie analizy wszystkich zareje¬strowanych na taśmie wideo agresywnych zachowań strażników wykazały postępującą co dzień ich eskalację, nawet gdy większość więźniów przestała stawiać opór i degradacja ich funkcjonowania stała się wyraźnie widoczna dla strażników. Tak więc agresja strażników nie była już tak jak na początku wywoływana jako reakcja na spostrzegane zagrożenia, lecz wy¬twarzana („emitowana") po prostu jako „naturalna" konsekwencja faktu, że ma się na sobie uniform „strażnika" i egzekwuje się władzę nieodłącznie związaną z tą rolą. W szczególności odnotowaliśmy przypadek strażnika, który (nie wiedząc, że jest obserwowany) we wczesnych godzinach rannych, kiedy więźniowie spali, kroczył przez „dziedziniec", energicznie waląc pałką w swoją otwartą dłoń i „dozorując" swych jeńców. Inny strażnik prze¬trzymywał „niepoprawnego" więźnia w izolatce przez czas dłuższy niż przewidziano w regułach opracowanych przez samych strażników, a na¬stępnie zmawiał się z innymi, aby trzymać go w tym karcerze przez całą noc, jednocześnie starając się ukryć tę informację przed eksperymentatora¬mi, których uważano za zbyt łagodnych wobec więźniów.
Na marginesie możemy tu zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię dotyczącą natury odgrywania roli, oraz tego, w jakim stopniu rzeczywiste zachowanie jest usprawiedliwiane przez powoływanie się na odgrywaną rolę. Przypominamy, że wielu strażników nadal nasilało swe szykany i agresywne zachowania nawet po upływie dwóch dni badania, kiedy degradacja funkcjonowania więźniów stalą się wyraźnie widoczna i zaczęły u nich występować (w obecności strażników) objawy załamania nerwowe¬go. Kiedy po zakończeniu badania wypytywano strażników, dlaczego upor¬czywie kontynuowali swe obraźliwe i nękające zachowanie mimo występu¬jących u więźniów urazów emocjonalnych, większość odpowiadała, że „po prostu odgrywali rolę" surowego strażnika, chociaż żaden z nich nigdy nie wątpił w intensywność czy wiarygodność emocjonalnych reakcji więźniów. Czytelnik może rozważyć, do jakich skrajnych zachowań może się posunąć jednostka, jak wielkie muszą być konsekwencje jej zachowań dla innych, żeby nie miała już prawa tłumaczyć swych działań „odgrywaniem roli" i w ten sposób unikać odpowiedzialności.
Kiedy badanych odgrywających rolę więźniów odwiedził ksiądz katolic¬ki, wielu z nich przedstawiało się swym numerem więziennym, a nie imieniem. Niektórzy nawet prosili go, aby sprowadził prawnika, któryby pomógł im wydostać się z więzienia. Kiedy wezwano obrońcę z urzędu, aby porozmawiał z tymi „więźniami", którzy jeszcze nie zostali zwolnieni, prawie wszyscy z nich domagali się usilnie, aby niezwłocznie „zwolnił ich za kaucją lub poręczeniem".
Jedno z najbardziej godnych uwagi wydarzeń miało w tych badaniach miejsce podczas przesłuchania przed komisją do spraw zwolnienia warunko¬wego, kiedy starszy z autorów zapytał każdego z pięciu więźniów uprawnio¬nych do przedterminowego zwolnienia, czy byłby gotów stracić wszystkie pieniądze, które zarobił jako więzień, gdyby został przedterminowo zwolnio¬ny (z udziału w badaniu). Trzech z pięciu badanych powiedziało „tak", byli oni gotowi zgodzić się na to. Zwróćmy uwagę na fakt, że na początku zachętą do uczestniczenia w badaniu była obietnica zapłaty, a badani po zaledwie czterech dniach byli gotowi zrezygnować z niej całkowicie. Ponadto, co jest jeszcze bardziej zaskakujące, kiedy powiedziano im, że możliwość ta będzie musiała być przedyskutowana z personelem zanim będzie można podjąć decyzję, wówczas każdy z więźniów spokojnie wstawał, a strażnik odprowa¬dzał go do celi. Gdyby „więźniowie" uważali się po prostu za „osoby badane", uczestniczące w eksperymencie dla pieniędzy, to teraz nie mieliby już żadnej zachęty do dalszego uczestniczenia w badaniach i rezygnując z udziału w nich mogliby łatwo uniknąć sytuacji, która tak wyraźnie stała się dla nich przykra, j Jednakże sytuacja ta uzyskała nad nimi tak silną kontrolę, a to symulowne środowisko stało się czymś tak bardzo rzeczywistym, że nie byli zdolni l dostrzec, iż ich pierwotny i jedyny motyw uczestniczenia w badaniu przestał istnieć, i wrócili do swych cel, by tam czekać, aż ci, którzy trzymają ich w więzieniu, podejmą decyzję w sprawie „przedterminowego zwolnienia".
Realność tego więzienia została także potwierdzona przez naszego konsultanta więziennego, który spędził w więzieniu ponad 16 lat, jak
również przez księdza, który był kapelanem więziennym, oraz przez obroń¬cę państwowego; wszyscy oni zetknęli się bezpośrednio z naszym środowis¬kiem więziennym. Ponadto depresyjny nastrój więźniów, gotowość straż¬ników do pracy w godzinach nadliczbowych bez dodatkowej zapłaty, spontaniczne posługiwanie się więziennymi tytułami i numerami identyfika¬cyjnymi w sytuacjach nie związanych z pełnioną rolą - wszystko to świad¬czy o takim poziomie realności, jaki mają wszystkie inne zdarzenia w życiu tych wszystkich, którzy podzielali to doświadczenie.
Aby zrozumieć, jak złudzenie uwięzienia mogło stać się tak realne, musimy teraz zastanowić się nad tym, jaki użytek robili strażnicy ze swojej władzy, oraz nad wpływem takiej ich władzy na kształtowanie sposobu myślenia więźniów.
Patologia władzy
Bycie strażnikiem zapewniało pozycję społeczną w więzieniu, tożsamość grupową (gdy miało się na sobie uniform), a przede wszystkim swobodę sprawowania w bezprecedensowym stopniu kontroli nad życiem innych istot ludzkich. Kontrola ta niezmiennie znajdowała swój wyraz w formie sankcji, kar, wymagań i groźby użycia siły fizycznej. Strażnicy nie musieli racjonalnie uzasadniać swych żądań, jak to czynili w normalnym życiu, a samo wysunięcie żądania wystarczyło, żeby trzeba było je spełnić. Wielu strażników wykazywało w swym zachowaniu i ujawniało w wy¬powiedziach posteksperymentalnych, że to poczucie władzy sprawiało im wielką przyjemność.
Używanie władzy było procesem samonasilającym się i samoutrwalającym. Władza strażnika, wynikająca początkowo z arbitralnej i losowo przydzielonej nazwy, zwiększała się zawsze wtedy, gdy istniało jakieś spo¬strzegane zagrożenie ze strony więźniów, a ten nowy poziom stawał się następnie poziomem podstawowym, od którego zaczynała się dalsza wro¬gość i dręczenie. Najbardziej wrogo nastawieni strażnicy na każdej zmianie spontanicznie obejmowali role przywódcze, wydając rozkazy i decydując o karach. Stawali się oni modelami roli, których zachowanie naśladowali inni strażnicy wchodzący w skład zmiany. Mimo minimalnych kontaktów między trzema odrębnymi zmianami strażników i prawie 16 godzin spędza¬nych codziennie poza więzieniem, bezwzględny poziom agresji, jak również bardziej subtelne i „twórcze" formy przejawianej agresji wzrastały podobnie do rosnącej spiralnie funkcji. Brak brutalności i arogancji strażnicy uważali za dowód słabości, i nawet ci „dobrzy" strażnicy, którzy nie wciągnęli się tak jak inni w syndrom władzy, respektowali przyjmowaną milcząco nor¬mę, żeby nigdy nie sprzeciwiać się działaniom podejmowanym przez bar-
dziej wrogo nastawionego strażnika z ich zmiany, ani nawet nie wtrącać się w te działania.
Po pierwszym dniu badania niemal wszystkie prawa więźniów (nawet dotyczące takich spraw, jak czas i warunki snu i posiłków) zaczęły być traktowane przez strażników jako „przywileje", na które trzeba było za¬służyć posłusznym zachowaniem. Czynności konstruktywne, takie jak oglą¬danie filmów lub czytanie (które eksperymentatorzy wcześniej zaplanowali i zalecali) zostały przez strażników arbitralnie zlikwidowane „do odwoła¬nia" - i później nigdy już nie pozwolono na nie. „Nagrodą" stało się wtedy udzielenie pozwolenia więźniom na jedzenie, spanie, pójście do toalety, rozmawianie, zapalenie papierosa, noszenie okularów, lub chwilowe zmniejszenie dręczenia. Interesujące, jaki jest teoretyczny charakter „pozy¬tywnego" wzmocnienia, gdy badani funkcjonują w warunkach takiej de-prywacji, i w jakim stopniu choćby minimalnie akceptowalne warunki stają się nagrodą wtedy, gdy doświadcza się ich w kontekście tak zubożonego środowiska.
Moglibyśmy także zapytać, czy istnieją sensowne, nie oparte na prze¬mocy alternatywne modele modyfikacji zachowania w prawdziwych wię¬zieniach. W świecie, w którym ludzie albo mają władzę, albo są bezsilni, każdy uczy się gardzić bezsilnością u innych i u siebie. Wydaje się nam, że więźniowie uczą się cenić władzę dla niej samej - władza staje się największą nagrodą. Prawdziwi więźniowie szybko uczą się sposobów uzyskiwania władzy - przez pochlebstwo, donosicielstwo, seksualną do¬minację nad innymi więźniami lub organizowanie potężnych klik. Kiedy zostaną zwolnieni z więzienia, jest prawdopodobne, że nigdy nie będą chcieli czuć się znowu tak bezsilni i podejmą działania, by uzyskać i umoc¬nić poczucie władzy.

Patologiczny syndrom więźnia
Kiedy nasi więźniowie zaczęli reagować na spostrzeganą utratę swojej tożsamości osobistej i na arbitralne kierowanie ich życiem, stosowali różne strategie radzenia sobie (coping strategies). Na całkowite naruszenie ich prywatności, ciągły nadzór i atmosferę ucisku, w jakiej żyli, początkowo zareagowali niedowierzaniem. Następną ich reakcją był bunt, stłumiony najpierw po prostu siłą (później strażnicy posłużyli się subtelną taktyką mającą podzielić więźniów i wzbudzić wśród nich wzajemną nieufność). Potem próbowali działać w ramach systemu, wybierając komisję d/s skarg i zażaleń. Kiedy to zbiorowe działanie nie przyniosło znaczących zmian w ich egzystencji, pojawiła się dbałość o interes własny. Takie załamanie solidarności więźniów było początkiem dezintegracji społecznej, która nie
tylko wywołała poczucie izolacji, lecz także prowadziła do negatywnego oceniania innych więźniów. Jak wspomnieliśmy poprzednio, polowa wi꟬niów poradziła sobie z sytuacją więzienną „zachorowując" - wystąpiły u nich skrajne zaburzenia emocjonalne - co było biernym sposobem domagania się uwagi i pomocy. Inni stali się przesadnie posłuszni, starając się być „dobrymi więźniami". Stanęli oni po stronie strażników przeciw pojedynczemu współwięźniowi, który usiłował uporać się ze swą sytuacją odmawiając przyjmowania posiłków. Zamiast poprzeć ten ostateczny, po¬ważny akt buntu, więźniowie potraktowali swego kolegę jako kłopotliwego faceta, który zasługuje na karę za swoje nieposłuszeństwo. Jest praw¬dopodobne, że negatywna samoocena, którą stwierdzono u więźniów pod koniec badania, była wytworem przekonania, do jakiego doszli, że nie¬ustanna wrogość skierowana przeciw nim była uzasadniona, ponieważ „zasługiwali na nią" (por. Walster 1966). W miarę upływu dni modelową reakcją więźnia była bierność, zależność i przytłumienie emocji.
Rozpatrzmy pokrótce niektóre procesy przyczyniające się do wywoła¬nia tych reakcji.
Utrata tożsamości osobistej. U większości ludzi tożsamość jest nadawana przez społeczne uznanie faktu, że dana osoba jest kimś jedynym w swoim rodzaju, a składa się na to jej imię i nazwisko, ubranie, wygląd, styl zachowania i historia życia. Ponieważ więzień żył wśród nieznajomych, którzy nie znali jego imienia, nazwiska ani historii życia (zwracali się do niego wymieniając tylko jego numer identyfikacyjny), ubrany był w uni¬form dokładnie taki sam, jak uniformy wszystkich innych więźniów, nie chciał na siebie zwracać uwagi ze względu na nieprzewidywalne następstwa, jakie to mogło spowodować - wszystko to prowadziło do osłabienia u więźniów własnej tożsamości. Istotnie, kiedy zaczęli oni tracić inicjatywę i zdolność reagowania emocjonalnego, jednocześnie zachowując się w spo¬sób jeszcze bardziej uległy, wówczas doszło do ich dezindywidualizacji, nie tylko wobec strażników i obserwatorów, lecz także wobec siebie samych.
Arbitralna kontrola. W kwestionariuszach posteksperymentalnych najczꜬciej wymienianym awersyjnym aspektem doświadczeń więziennych było podporządkowanie całkowicie arbitralnym, kapryśnym decyzjom i regułom strażników. Pytanie zadane przez więźnia równie często wywoływało znie¬wagi, jak rzeczową odpowiedź. Śmianie się z dowcipu mogło zostać ukara¬ne w taki sam sposób, jak nieśmianie się. Pojedynczy więzień naruszający reguły mógł ściągnąć karę na niewinnych współmieszkańców celi (którzy wskutek tego stawali się „wzajemnie sprzężonymi badanymi kontrolnymi" - mutually yoked controlś), na siebie samego, lub na wszystkich.
Gdy środowisko stało się bardziej nieprzewidywalne, a przyswojone uprzednio założenia dotyczące sprawiedliwego i uporządkowanego świata nie były już użyteczne, więźniowie przestali inicjować jakiekolwiek działa¬nia. Przechodzili z miejsca na miejsce na rozkaz, a kiedy przebywali w swych celach, rzadko zajmowali się jakąkolwiek celową czynnością. Ich reakcje, przypominające zachowanie zombi („żywego trupa"), były funk¬cjonalnym odpowiednikiem zjawiska wyuczonej bezradności, opisanego przez Seligmana i Grovesa (1970). Ponieważ wydawało się, że ich za¬chowanie nie ma określonego związku z konsekwencjami środowiskowymi, więźniowie w gruncie rzeczy dali za wygraną i przestali się zachowywać. Tak więc subiektywną wielkością awersyjności strażnicy manipulowali nie za pomocą kar fizycznych, lecz raczej przez kontrolowanie psychologicz¬nego wymiaru przewidywalności środowiska (Glass, Singer 1973).
Zależność i odbieranie męskości. Ustanowiona przez strażników sieć relacji opartych na zależności nie tylko przyczyniała się do wywołania u więźniów poczucia bezradności, lecz także służyła do odbierania im męskości. Arbit¬ralna kontrola ze strony strażników zdawała więźniów na ich łaskę nawet w przypadku codziennych, zwykłych czynności takich jak pójście do toale¬ty. Aby to uczynić, więzień musiał w obecności innych uzyskać pozwolenie (którego nie zawsze udzielano), a następnie iść tam pod eskortą strażnika, z zawiązanymi oczami i skutymi rękami. Pozwolenia wymagało także wiele innych czynności, zwykle wykonywanych spontanicznie, bez namysłu, ta¬kich jak zapalenie papierosa, czytanie powieści, napisanie listu, wypicie szklanki wody, czy umycie zębów. Wszystkie te czynności były przywileja¬mi, wymagającymi pozwolenia i uprzedniego wykazania się dobrym za¬chowaniem. Takie uzależnienie w najprostszych sprawach wywołało u wi꟬niów orientację regresywną. Ich zależność definiowano w kategoriach za¬kresu kontroli nad wszystkimi aspektami ich życia, którą pozwalali spra¬wować innym osobom (strażnikom i zarządowi „więzienia").
Jak w prawdziwych więzieniach, asertywny, niezależny, agresywny charakter uwięzionych mężczyzn stwarzał zagrożenie, któremu przeciw¬działano różnymi metodami. Uniformy więźniów przypominały chałaty, koszule nocne czy suknie damskie, co sprawiało, że wyglądali głupio, i pozwalało strażnikom zwracać się do nich per „panienki" lub „dziewczynki". Noszenie tych uniformów bez żadnej spodniej bielizny zmuszało więźniów do poruszania się i siadania w obcy sobie, kobiecy sposób. Każdy przejaw indywidualnego buntu był określany jako świadczący o „niepoprawności" i powodował utratę przywilejów, osadzenie w izolatce, upoko¬rzenia lub karanie współwięźniów z tej samej celi. Słabsi fizycznie strażnicy potrafili skłonić silniejszych więźniów do zachowywania się w sposób 100 głupkowaty i posłuszny. Więźniów zachęcano, by poniżali się wzajemnie podczas apeli. Te i inne techniki służyły osłabieniu u więźniów poczucia męskości (takiej, jak ją definiuje kultura, w której się wychowali). Wskutek tego, chociaż podczas apeli więźniów było zwykle więcej niż strażników (dziewięciu przeciw trzem), to jednak nigdy nie podjęli oni próby bezpo¬średniego pokonania ich. (Jest interesujące, że po zakończeniu badań więźniowie wyrażali przekonanie, iż podstawą przydzielania badanych do grupy strażników i grupy więźniów były fizyczne rozmiary ciała. Spo¬strzegali oni strażników jako „większych", mimo że w rzeczywistości nie było różnicy pod względem przeciętnego wzrostu czy wagi między tymi losowo dobranymi grupami).
Podsumowując, jesteśmy przekonani, że badanie to ujawnia nowe wymiary w psychologii społecznej uwięzienia, którymi warto będzie zająć się w przyszłych badaniach. Ponadto badanie to dostarcza paradygmatu i podstawy informacyjnej do studiowania rozwiązań alternatywnych wobec istniejących metod szkolenia strażników, jak również do zakwestionowania podstawowych zasad operacyjnych, zgodnie z którymi funkcjonują zakłady karne. Jeśli nasze symulowane więzienie mogło wytworzyć tak duży zakres patologicznych zjawisk w tak krótkim czasie, to kara pozbawienia wolności odbywana w prawdziwym więzieniu nie jest w odniesieniu do większości więźniów „dostosowana do przestępstwa" - w istocie znacznie je przewyż¬sza! Ponadto, ponieważ zarówno więźniowie, jak i strażnicy są sprzężeni ze sobą w dynamicznym, symbiotycznym związku, który jest destrukcyjny dla ich ludzkiej natury, strażnicy także są więźniami społeczeństwa.
Bibliografia
Adorno T. W. i in.(1950) The authoritarian personality, New York, Harper.
Charriere H. (1969) Papillon, Robert Laffont.
Comrey A. L. (1970) Comrey personality scales, San Diego, Educational and Industrial Testing Service.
Glass D. C., Singer J. E. (1972) Behavioral after-effects of unpredictable and uncontroilable aversive events, „American Scicntist" 6, nr 4, s. 457-465.
Jackson G. (1970) Soledad brother. The prison letters of George Jackson, New York, Bantam Books.
Milgram S. (1965) Same conditions of obedience and disobedience to authority, „Hurnan Relations" 18, nr l, s. 57-76.
Mischel W. (1968) Personality and assessmenl, New York, Wiley.
Schein E. (1961) Coercive persuasion, New York, Norton.
Seligman M. E., Groves D. P. (1970) JV'ontransient learned helplessness, „Psychonomic Science" 19, nr 3, s. 191-192.
Stitdies in machiaveUianism (1970) R. Cristie, F. L. Geis (red.), New York, Academic Press.
Walster E. (1966) Assignment of responsibility for an accident, „Journal of Personality and Social Psychology" 3, nr l, s. 73-79.



Przedruk za zezwoleniem autorów i „Naval Research Reviews", wrzesień 1973, Minister¬stwo Marynarki Wojennej.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 43 minuty

Typ pracy