profil

Syzyfowe Prace - streszczenie szczegółowe

Ostatnia aktualizacja: 2021-05-12
poleca 92% 1703 głosów

Syzyfowe Prace streszczenie

Rozdział I


Marcin Borowicz - poznajemy go 4 stycznia wieczorem gdy jego rodzice odwoza go do szkoły w Owczarach. Chłopiec ma osiem lat, tęgą posturę, czarne oczy. Jest jedynakiem. Chłopiec nigdy wcześniej nie opuszczał ani na chwilę rodziców i domu, dlatego wszyscy bardzo przeżywają zbliżającą się chwilę rozstania. Gdy dojeżdżają przed szkołę, nowego ucznia wita nauczyciel, Ferdynand Wiechowski oraz jego żona, Marcjanna z Pilaszów. Wszyscy udają się do nauczycielskiego mieszkania. W pokoju Marcinek dostrzega skórzany bat tak zwany "dyscyplina". Jest przerażony. Wszyscy chcą aby chłopiec był pilnym uczniem. Dzięki wykształceniu bowiem, stanie się "chlubą" rodziny. Po chwili do pokoju wchodzi dziewczynka - Józia, która wychowuje się i uczy u państwa Wiechowskich. Pani Marcjanna mówi o niej: "siostrzenica księdza". W trakcie, gdy Małgośka, słuzaca mieszkająca razem z nauczycielami parzy herbatę, pan Borowicz uzgadnia z nauczycielową, ile plonów ma przeznaczyć na zapłatę. Marcin jest świadkiem całej rozmowy. Rodzice targują się z Wiechowską o cenę za jego wychowanie i wykształcenie. Rodzice chłopca nie byli zamożni , dlatego oddają chłopca pod opiekę nauczycielowi. Marcinek jest zdruzgotany, gdyż rozmowa ta uświadamia go, że nieodwołalnie zostaje w obcym domu. Około godziny siódmej rodzice odjeżdżają. Chłopak nie mogąc pogodzic się z ich czasową utratą rzuca się w pogoń za saniami, jednak pani Wiechowska siłą odprowadza go do domu. Kiedy malec leży już w łóżku, obmyśla plan ucieczki. Jest to jego pierwsza, samotna noc w zyciu. Po źle przespanej nocy Marcinek trudzi się z samodzielnym ubraniem się i umyciem. Do tej pory pomagali mu w tym rodzice. Kiedy z trudem kończy poranną toaletę, udaje się z nauczycielową obejrzeć szkolną izbę. Pomieszczenie to przypomina mu kościół. W środku znajdują się dzieci w różnym wieku. Przed lekcją jeden z uczniów, Piotr Michcik, popisuje się przed nowym uczniem znajomością języka rosyjskiego. Marcinkowi jest wstyd, gdyż nie rozumie ani jednego słowa w obcym języku. Do sali wchodzi znudzony pan Wiechowski. Rozpoczyna się lekcja. Uczniowie wstają i odmawiają modlitwę w języku rosyjskim. Sprawdzanie obecności również odbywa się w tymże języku. Podczas gdy jeden z uczniów czyta bajkę, Marcinkowi przypomina się śmieszny i na pół ślepy Żyd Zelik, wiejski krawiec. Dalsza część lekcji polega na sprawdzaniu uczniów ze znajomości cyrylicy.. Na koniec zajęć zostaje odśpiewana prawosławna pieśń cerkiewna.

Rozdział II


Pani Wiechowska w liście do rodziców Marcinka napisała, ze po 2 miesiącach nauki poczynił postępy. Chłopak ma jednak trudności z arytmetyką i językiem rosyjskim. Robi mnóstwo błędów ortograficznych. Dobry jest natomiast w katechizmie księdza Putiatyckiego i w kaligrafii. Często sam ćwiczy pisanie. Zabroniono mu jednak tejże nauki, gdyż straszliwie się przy tym brudzi i zużywa po tychże czynnościach więcej mydła. Nie pozwalano mu także bawić się z chłopakami ze wsi. Całe dnie siedzi więc w pokoju i przyswaja wiedzę. Gdy nudzi się, spogląda w okno. Rodzice nie odwiedzali go już dosc długi czas. Chcą w ten sposób "zahartować" syna. Na początku marca nauczyciel oznajmia, że do szkoły w Owczarach przyjeżdża dyrektor. Zaczynają się przygotowania do tej wizyty. Pan Wiechowski, w pośpiechu, uczy dzieci, jak mają przywitać się w języku rosyjskim z dyrektorem. Przygotowuje ich też do śpiewu chóralnego. Z najlepszymi uczniami dopracowuje czytanie po rosyjsku. Reszta klasy jest karana w celu lepszego zmobilizowania się do nauki. Sam nauczyciel starannie wypełnia dzienniki i potrzebne dokumenty. W domostwie państwa Wiechowskich panuje coraz większa trwoga. Trwają generalne porządki w mieszkaniu i izbie szkolnej. Nauczycielowa starannie przygotowuje gościnę. Wreszcie nadszedł dzień wizyty dyrektora. Wiadomość o jego przybyciu do Owczar ma dostarczyć posłaniec. Wcześniej kontrolowana jest szkoła w Dębicach, gdzie uczy Pałyszewski. Wiechowski niecierpliwie wygląda posłańca. W wypatrywaniu zastępuje go Marcin. Chłopak wraz z Józią zostają schowani na czas kontroli. W końcu na stancji pojawia się kierownik dyrekcji naukowej, Piotr Nikołajewicz Jaczmieniew. Żaden z uczniów nie potrafi przywitać gościa. Sytuację ratuje Michcik. On też jako pierwszy zostaje przeegzaminowany z czytania i deklamowania po rosyjsku. Wypada bardzo dobrze. Następnym uczniem, którego wywołuje do odpowiedzi Wiechowski, jest Piątek. On również, jako drugi i ostatni ze wszystkich uczniów, dobrze zna rosyjski. Dalej zaczyna odpytywać sam dyrektor. Reszta dzieci nie sprawdziła się w zadaniu. Zdenerwowany dyrektor stwierdza, iż nauczyciel źle sprawuje swój urząd. Dzieci nie potrafią bowiem czytać po rosyjsku, znają natomiast język polski. Zrozpaczony Wiechowski zaprasza dyrektora do mieszkania, ten jednak odmawia. Tłumaczy się brakiem czasu i wychodzi. Nauczyciel nie jest w stanie odprowadzić gościa. Zrezygnowany wypuszcza dzieci, wchodzi do mieszkania i zaczyna płakac. Wypija też kilka piw przygotowanych specjalnie dla dyrektora. Nagle w drzwiach widzi Jaczmieniewa. Dyrektor przeprasza go za pomyłkę i obiecuje od następnego miesiąca podwyższyć pensję. Następnie podaje mu rękę i wychodzi. Zaskoczony Wiechowski usadza naczelnika w karecie. Dopiero gdy wraca do domu, dowiaduje się od żony, co zaszło. Okazuje się, iż okoliczne kobiety złożyły na niego skargę, że uczy czytać i śpiewać po rosyjsku. Przyczyniły się tym samym do polepszenia wizerunku nauczyciela i poprawy jego warunków życiowych. Uradowany Wiechowski upija się do nieprzytomności i zostaje zaciągnięty przez żonę i służącą do łóżka. Świadkiem nieprzyjemnej sceny jest Marcinek i Józia. Tymczasem wracający do miasta Jaczmieniew wspomina swą młodość i tęskni za dawnymi ideałami.

Rozdział III


Kiedy pan Pazur - woźny w Gimnazjum Klasycznym w Klerykowie, jeszcze śpi, w budynku szkoły, na korytarzu, zbiera się tłum rodziców. Wśród nich jest też pani Borowiczowa i Marcinek - kandydat do klasy wstępnej. Pierwszy raz w życiu ma on na sobie szyte spodnie i kamaszki na gumie. Wszyscy niecierpliwie oczekują na wyznaczenie terminu egzaminów. Niektórzy szlachcice od tygodnia przebywają w Klerykowie, zaniedbując tym samym swoje folwarki. Kandydatów jest tak wielu, iż nie wiadomo, czy Marcinek dostanie się do klasy wstępnej. Wszyscy są zniecierpliwieni. Marcina ogarnia przerażenie. Widzi bowiem egzamin starszych gimnazjalistów, zdających tego dnia poprawki. Jeden ze starszych chłopców drwi z młodego Borowicza. Świadkiem tej sceny jest matka chłopca, która skutecznie odstrasza młodego kpiarza.Nie mogąc dłużej znieść oczekiwania, matka Marcinka udaje się do woźnego. Wciska mu parę groszy i dowiaduje się, że trzeba zaczekać, aż wszyscy nauczyciele opuszczą kancelarię. Po długim czasie ostatnia osoba wychodzi z pokoju. Wówczas grupka rodziców, w tym Borowiczowa, wchodzi do środka, aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat egzaminu. Zniecierpliwiony sekretarz oznajmia, że nie posiada żadnych informacji. Twierdzi, że wszystko zależy od nauczyciela wykładającego w klasie wstępnej - pana Majewskiego. Zmęczona matka z synem udają się do pokoju hotelowego. Miasto przeraża Marcinka. Rozmyśla on, iż tylko "niebo jest tu takie samo jak w Gawronkach". Podczas gdy Borowiczowa odpoczywa, a Marcinek powtarza materiał na egzamin, do ich pokoju przychodzi pewien kupiec, Żyd. Chce rozmawiać o interesach. Przy okazji jednak wspomina o korepetycjach u Majewskiego. Radzi kobiecie, aby zapisała na nie syna. Borowiczowa prosi męża, żeby pożyczył we wsi na ten cel 25 rubli. Jest to duży wydatek, jednak kobieta nie widzi innego wyjścia. Za wszelką cenę chce wykształcić swego jedynaka. Nazajutrz Marcinek z matką udają się do mieszkania profesora Majewskiego. Nauczyciela nie ma w domu, więc muszą długo czekać na jego przyjście. Gdy w końcu nauczyciel pojawia się, zgadza się przygotować Marcinka do egzaminu. Nie obiecuje jednak, iż chłopak zda. Matka od razu płaci za wszystkie lekcje.

Rozdział IV


Już po trzech lekcjach u profesora Majewskiego odbywa się pierwszy egzamin z języka rosyjskiego. Komisja składa się z trzech osób: inspektora gimnazjum - Sieldiewa, pana Majewskiego i jednego z nauczycieli - Itariona Stiepanycza Ozierskijego. Marcin zostaje w grupie pięćdziesięciu osób, które przechodzą do dalszej części egzaminu. Kolejny etap wyłania trzydzieścioro uczniów, którzy zostają przyjęci do klasy wstępnej. Pośród nich jest też Marcin. Na koniec jeszcze ksiądz Wargulski pośpiesznie przepytuje uczniów z religii.Do klasy wstępnej dostają się uczniowie prawosławni, z rodzin zamożnych i biorący korepetycje u pana Majewskiego. Rodzice nieprzyjętych dzieci ogromnie przeżywają, że ich pociechy nie mogą kontynuować nauki. Dopytują się inspektora, dlaczego tak surowo oceniono pozostałych uczniów. Okazuje się, że ich dzieci są źle przygotowane i posługują się nieprawidłowym akcentem. Wymagana jest bowiem biegła znajomość języka rosyjskiego. Rodzice są oburzeni, gdyż sami nie potrafią posługiwać się tym językiem. Inspektor zaleca, aby nawet w domach rozmawiać wyłącznie po rosyjsku. Po obiedzie Borowiczowa z synem udają się do pani Przepiórkowskiej, zwanej "starą Przepiórzycą". Kobiety znają się, gdyż były kiedyś sąsiadkami. "Przepiórzyca" mieszka z dwiema córkami, starymi pannami i synem Karolem. Podczas rozmowy ciągle wspomina najstarszego syna, Teofila, który "zmarł nagle, ukąszony przez żmiję". Najmłodszy syn zginął zaś w powstaniu. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Mąż Przepiórkowskiej zmarł, gdy dzieci były jeszcze małe. Kobieta prowadzi stancję i cieszy się, że właśnie jej Borowiczowa powierza w opiekę swego jedynaka. Obiecuje zatroskanej matce, że należycie zajmie się chłopcem. Nagle w mieszkaniu starej kobiety pojawia się dwóch starców i rozmawiają o polityce. Jeden z nich, radca Samonowicz, otwarcie wyraża swą niechęć do rusyfikacji. Uważa też, że ludzie nie powinni za wszelką cenę chodzić do szkół, gdyż za dużo jest już "mędrców". Powinni zainteresować się rolnictwem, rzemieślnictwem, gdyż takich zawodów brakuje w obecnych czasach. Drugi radca ? Grzebicki, nie wyraża tak skrajnych poglądów. Pani Borowiczowa, udając, że uważnie słucha twierdzeń obydwu panów, momentami odbiega myślami od całej rozmowy. Zastanawia się, kim są wspominiane przez starców osoby: Mochnacki, Murawiew. Nie może do końca zrozumieć tego, o czy mówią starcy. Przerażona całą sytuacją "odczuwa ogromny ból w sercu".

Rozdział V


Marcin Borowicz godzinami przesiaduje na belkach za murem i pilnie się uczy. Wybiera to miejsce, gdyż najbardziej kojarzy mu się ono z rodzinnymi okolicami. Znajdujące się tam drzewa, krzewy i zarośla przypominają dom, wieś i matkę. Chłopak ma nadal duże trudności z arytmetyką i językiem rosyjskim. Świetnie zaś radzi sobie z językiem polskim, ale z tego przedmiotu nic nigdy nie jest zadane. Korepetytorem na stancji jest Wiktor Alfons Pigwański zwany "Pytią", uczeń klasy siódmej. Pomaga on w nauce szczególnie pierwszakom. Bardziej zajmuje go jednak pisanie wierszy i kreowanie się na roztargnionego poetę.Marcin nie ma wielu kolegów. Chłopcy wyśmiewają go i dokuczają na każdym kroku. Szczególnie dręczą go bracia Daleszowscy. Jako takie stosunki utrzymuje jedynie ze starszym od siebie Szwarcem, zwanym "Butą". Marcin czuje się ogromnie samotny. Nie ma komu opowiedzieć o swoich kłopotach w nauce. Z biegiem czasu coraz bardziej odwraca się też od niego nauczyciel Majewski. Przychodząc na kontrolę do "Przepiórzycy", profesor widzi, że chłopak pochodzi z biednej rodziny. W szkole, na przerwach, panuje ogromny rozgardiasz. Na parterze, zwanym "cukiernią", uczą się najmłodsi. Porządku pilnuje tu pan Pazur. Wyżej, na tak zwanym "korytarzu", uczą się dzieci od klasy trzeciej do ósmej. Kiedy pojawiają się kasztany, na długiej przerwie uczniowie prowadzą "kasztanową wojnę". Młodsi chłopcy nie mają szans na zwycięstwo, gdyż zawsze stoją na otwartym polu. Wracają na lekcje porządnie poobijani. Dzieci z biednych rodzin ciągle są wyśmiewane. Dokuczają im również nauczyciele, wyzywając na przykład od "cymbałów". Wówczas cała klasa śmieje się z obrażanego ucznia. Na jednej z lekcji uczniowie drwią z Romka Gumowicza, zwanego "Czarnym", że nie potrafi się skupić. Chłopak nie może zebrać myśli przy tablicy i dostaje jedynkę. Nauczyciel głośno nazywa go "pachciarską kobyłą". Cała klasa wybucha śmiechem. Pierwszy raz młody Borowicz współczuje załamanemu i upokorzonemu chłopcu.

Rozdział VI


W przeddzień uroczystości Zielonych Świątek pani Borowiczowa wybiera się w ważnej sprawie do Klerykowa. Uzyskuje od pana Majewskiego urlop dla swego syna. Pomaga jej w tym znajomość zawarta z profesorem na początku roku szkolnego. W czasie jazdy do Gawronek woźnica opowiada Marcinkowi o kradzieży kobyły. Cała historia uprowadzenia gniadej kończy się szczęśliwie. Kobyła uciekła bowiem złodziejowi i szczęśliwie wróciła do swego pana. Chłopak z przejęciem słucha całej opowieści. Jest szczęśliwy, że znów znajduje się pośród znajomych terenów. Nagle kładzie głowę na kolanach matki. Kiedy kobieta pyta go, czy zawsze będzie ją kochał, malec urania łzę. Jest ona wystarczającą odpowiedzią. W pewnym momencie woźnica zwalnia. Chłopak wyskakuje z wozu i zrywa z przydrożnej kapliczki pęk kwitnących gałęzi. Rzuca je na kolana matce. Kobieta nie ma sumienia wymawiać chłopcu, że właśnie obrabował biedną, starą kapliczkę.

Rozdział VII


Marcin otrzymuje promocję do klasy pierwszej gimnazjum. Tego lata umiera pani Borowiczowa. Chłopak dopiero po jakimś czasie odczuwa ból po stracie matki. Ojciec nie ma już czasu na rozpieszczanie jedynaka. Dba jedynie, aby opłacić mu szkołę i książki. Marcin zaprzyjaźnia się w tym czasie z powtarzającym klasę łobuzem, "Wilczkiem". Opuszcza się w nauce. "Wilczek" uczy go różnych sztuczek: jak ściągać i oszukiwać nauczycieli. Marcin ulega wpływom kolegi z ławki. Razem chodzą na wagary. Jednej zimy uciekają z nabożeństwa i udają się nad zamarznięty strumień. Borowiczowi jest bardzo zimno i postanawia wrócić do kościoła. Podczas powrotu widzi, jak ksiądz Wargulski siłą wyrzuca ze świątyni inspektora gimnazjum. Inspektor nie zgadza się bowiem, aby chór śpiewał hymn w języku polskim. Zdenerwowany ksiądz odważnie przeciwstawia się Rosjaninowi. Po zajściu Marcin wpada w ręce kapłana. Ksiądz nakazuje chłopcu, aby nikomu nic nie mówił o tym, co widział.

Rozdział VIII


Nauczycielem łaciny w klerykowskim gimnazjum jest pan Rudolf Leim. Pochodzi on z rodziny niemieckiej. Odkąd zakazano mowy polskiej w murach szkoły, wymierza ostre kary za łamanie tego regulaminu. Sam natomiast w domu posługuje się językiem polskim. Jest ożeniony z Polką, a jego córki organizują spotkania, na których odczytywane są zakazane przez cenzurę utwory literatury polskiej. Dzieła te pochodzą z prywatnej biblioteki pana Leima. Niektóre są nawet ręcznie przez niego przepisywane.Niegdyś Leim był sławny wśród profesorów. Za czasów szkoły wojewódzkiej w Klerykowie wykładał historię powszechną, języki starożytne i niemiecki. Nauczyciel źle mówi po rosyjsku. Z tego względu w obecnym gimnazjum uczy tylko łaciny i to wyłącznie w klasach pierwszych. Znany jest z tego, iż nigdy nie opuszcza lekcji. Wszyscy drwią z ubioru profesora, a szczególnie z jego staroświeckiego "pieroga", czyli nakrycia głowy. Mimo to, na lekcji tegoż starego nauczyciela zawsze panuje grobowa cisza. Doskonale potrafi on utrzymać dyscyplinę. Kiedy jeden z kolegów skarży na Borowicza, że ciągle mówi po polsku, profesor karze winnego dwugodzinną "kozą". Przeciwieństwem pana Leima jest nauczyciel języka rosyjskiego - Iłarion Stiepanycz Ozierskij, zwany "Kałmukiem". Jego niechlujny wygląd bawi uczniów. Ciągle pochlapany atramentem i wysmarowany kredą belfer jest przedmiotem nieustannych kpin. Gdy tylko wchodzi do klasy, słyszy gwizdy, tupania, wrzaski, dzwonienie dzwoneczkiem. Do tego wszyscy krzyczą w języku polskim. Nauczyciel nie jest w stanie prowadzić normalnych lekcji. Szczególnie dokuczają mu uczniowie starszych klas. Któregoś dnia zastawiają na niego pułapkę. Rozciągają żyłkę, przez którą przewraca się idący w kierunku hałasujących chłopców profesor. Ozierskij jest człowiekiem wykształconym. Włada kilkoma językami. Jest jednak tak "rozlazły", że nigdy nie potrafi sam wrócić do własnego domu. Nieobowiązkowym przedmiotem w gimnazjum jest język polski. Uczy go pan Sztetter, dawny tłumacz wierszy Szelleya. Człowiek ten posiada duże wykształcenie. Cały czas boi się o swoją posadę, dlatego w ogóle nie przykłada się do nauczania języka polskiego. Obawia się prawdopodobnie o swoje dzieci, które uczą się w carskich gimnazjach. Czasem, w starszych klasach, odważy się wspomnieć na temat polskiej literatury. Robi to jednak z wielkim strachem. Lekcje języka polskiego odbywają się w bardzo niedogodnej porze. Między ósmą a dziewiątą rano chłopcy nie potrafią się na niczym skupić. Zajęcia polegają najczęściej na tłumaczeniu tekstów na język rosyjski. Nauczyciel nie mówi ani słowa po polsku. Często drzemie w trakcie zajęć i nie przejmuje się wagarami uczniów. Tak przedmiot, jak i nauczyciel, traktowany jest obojętnie przez uczniów. Dużym poważaniem wśród pierwszaków cieszy się nauczyciel arytmetyki, pan Nogacki. Jest to człowiek surowy, sprawiedliwy i sumienny. Nie stara się rusyfikować młodzieży. Potrafi jednak, znanymi tylko sobie sposobami sprawić, że uczniowie zmuszeni są do myślenia po rosyjsku.

Rozdział IX


Marcinek nadal mieszka u pani Przepiórkowskiej. Nie robi zbyt dużych postępów w nauce. Dopiero w drugim półroczu klasy trzeciej, chłopak należycie przykłada się do swoich uczniowskich obowiązków. Wpływa na to pewne zdarzenie. Jeden z uczniów, Szwarc, przywozi z domu pistolet. On i trzej jego koledzy: dwaj Daleszowscy i Marcin Borowicz, organizują amunicję (proch). Kiedy jednego razu urządzają strzelaninę w swojej kryjówce, łapie ich żandarm. Braciom Daleszowskim udaje się uciec. Marcin i Szwarc zostają zamknięci w klasie. Młody Borowicz bardzo przeżywa całą sytuację. Nie chce zawieść ojca. Boi się wydalenia ze szkoły i szuka ratunku w modlitwie. Współtowarzysz niedoli, Szwarc, jest wyjątkowo spokojny. Około ósmej zjawia się dyrektor i prowadzi chłopców do kancelarii. Oznajmia, że cała czwórka zostanie wydalona z gimnazjum. Zebrani na tę okoliczność nauczyciele wysłuchują zeznań oskarżonych. Szwarc wypiera się wszystkiego. Marcin częściowo przyznaje się do winy. Twierdzi, że strzelał, ale bez prochu. Chłopcy zostają wyrzuceni za drzwi. Po chwili dostają polecenie pójścia na lekcję. Dowiadują się, że w ramach wielkiej łaski skazani zostają na długą kozę o chlebie i wodzie. Marcin zawdzięcza to wstawiennictwu swojej matki. Odtąd, każdego dnia przed lekcjami, udaje się do kościoła i gorliwie się modli. Z czasem przychodzi tam też pewien mężczyzna. Nie nawiązują jednak rozmowy, tylko w ciszy rozmawiają z Bogiem. Dzięki wierze, Marcin nie czuje się już samotny. Odzyskuje chęć do życia. Zaczyna też robić duże postępy w nauce.

Rozdział X


Marcin zdaje pomyślnie egzaminy i otrzymuje promocję do klasy piątej. Wakacje spędza jak zawsze w Gawronkach. Mieszkanie Borowiczów jest coraz bardziej zaniedbane. Wszędzie widnieje kurz, "ktoś" powybijał szyby i zabrał pamiątki rodzinne. Zwierzęta zniszczyły ogród kwiatowy. Ojciec bezskutecznie próbuje utrzymać porządek. Rankiem, chłopak otrzymuje pierwszy raz w życiu od ojca nabitą dubeltówkę. Udaje się na łąki dopilnować sianokosów. Stara się jak najlepiej spełniać swój obowiązek. Nie może się jednak oprzeć swej myśliwskiej pasji. Oddala się od pracujących i usilnie próbuje ustrzelić kaczkę. Po wielu próbach nie udaje mu się. Zafascynowany pięknem przyrody, podąża dalej w poszukiwaniu celu. W oddali dostrzega małą, chudą pasterkę i postanawia ją wystraszyć. Znienacka wyskakuje na pastwisko. Dziewczyna zaczyna płakać i ucieka. Chłopak jest tak pochłonięty swoją wędrówką, iż do domu wraca dopiero w nocy. Słucha wymówek gospodyni. Ojciec nie udziela mu wielkiej nagany. Od tej pory chłopak każdego ranka udaje się na całodzienne polowania. Często odwiedza okoliczne wsie. Wszędzie panuje bieda. Najuboższą wioską w okolicy są Gawronki. Nikt tu nie ma konia. W czasie orki mieszkańcy udają się do mieszkającego w Bukowcu chłopa o nazwisku Scubioła. Jest to człowiek, który sprytem zdobył wiele ziem i podporządkował sobie chłopów. Pożycza on pieniądze na wysoki procent. Najuboższą rodziną we wsi są Koniecpolscy. Lejba Koniecpolski sam z żoną prowadzi gospodarstwo. Mężczyzna jest rzemieślnikiem i często nie jest w stanie wyżywić licznej rodziny. Sławnym mistrzem łowiectwa jest we wsi Szymon Noga. Często opowiada Marcinkowi o sztuce myśliwskiej i wspomina dawne czasy, na przykład powstanie. Marcinka niezbyt interesują historie dotyczące polityki. Szalenie intrygują go za to opowieści o polowaniach. Marcin dużo czasu spędza w zbudowanym przez siebie szałasie. W wykopanej skrytce gromadzi: scyzoryk, śrut, kapiszony, gwoździe i chętnie wówczas czytane przez czwartoklasistów romanse pornograficzne. Któregoś dnia Szymon Noga obiecuje Marcinowi wspólne polowanie na głuszce. Chłopak bardzo starannie przygotowuje się do tego ważnego dla niego wydarzenia. Nadchodzi dzień polowania. Kiedy przemierzają las, Marcin z niecierpliwością oczekuje ptaków. Noga, za pomocą pewnego narzędzia, wabi głuszce. W końcu oznajmia, że chyba się już z tego miejsca wyniosły. Kolejne próby wabienia również kończą się niepowodzeniem. Teraz już sam Marcin dmucha w "maszynkę do wabienia". Mężczyzna zaś oddala się od chłopca. Po wielu godzinach zrezygnowany Borowicz znajduje w krzakach upojonego gorzałką Nogę. Jest ogromnie zawiedziony. Okazuje się później, że od wieków w tamtejszych lasach nie było głuszców.

Rozdział XI


Marcin wraca z wakacji i zauważa w szkole ogromne zmiany. Nie ma już dyrektora, pana Leima, jednego z pomocników gospodarzy i dwóch nauczycieli historii. Zaszły też radykalne zmiany w sposobie traktowania uczniów. Wprowadzono system policyjno-śledczy. O każdej porze dnia i nocy rewidowano stancje. Nie wolno mieć w mieszkaniu polskich książek i wszystkiego, co wiążę się z polskością. Obowiązuje całkowity zakaz mówienia w języku polskim. Uczniowie zmuszani są do donosicielstwa na kolegów, którzy łamią regulamin. W teatrze zniesione są wszelkie polskie przedstawienia. Władze zachęcają zaś do oglądania występów rosyjskich amatorów. Uczniowie nigdzie nie mogą się już czuć bezpiecznie. Wszędzie istnieje ryzyko, że ktoś ich podsłuchuje czy obserwuje. W szkole czują się jak w więzieniu. Miasto Kleryków przeżywa w owym czasie epokę imigracji rosyjskiej. Na nowo nazywane są ulice. Likwidowane są stare instytucje, wprowadza się natomiast równie stare, ale rosyjskie. W mieście widnieją afisze, że niebawem odbędzie się teatr amatorski. Wieść roznosi się również w gimnazjum. Władza nie zmusza do obecności na przedstawieniu, jednak daje do zrozumienia, że należałoby pójść. Uczniowie sprzeciwiają się temu stanowczo. Marcin Borowicz, na przekór wszystkim, postanawia udać się do teatru. Nawet pani Przepiórkowska i radca Samonowicz nie przekonują chłopca do pozostania w domu. Kiedy Marcin Borowicz znajduje się w teatrze, ogarnia go dziwne uczucie. Do tej pory uważał język rosyjski wyłącznie za język szkolny. W kontakcie ze sztuką uświadamia sobie, jak wielki wpływ wywiera ten język i kultura na polską ludność. Czuje się coraz bardziej obco. Ma chęć uciec. Widzi jednak, że jest obserwowany. Po spektaklu zostaje przedstawiony dyrektorowi i rosyjskim damom. Cieszą się oni z obecności piątoklasistów na przedstawieniu. Uczniowie będący w teatrze dostają cukierki. Nazajutrz koledzy z klasy dokuczają Marcinowi, że był na rosyjskim przedstawieniu. Po chwili jednak ogarnia ich zazdrość. Widzą bowiem, że inspektor Zabielski traktuje Marcina z dużą sympatią. Tego samego dnia Borowicz udaje się do domu inspektora. Zabielski jest tak miły, że chłopak uważa go za swego "pierwszego mistrza". W głębi serca tęskni już za kolejną wizytą w tymże domu. Od tego momentu jest stałym gościem inspektora.

Rozdział XII


Jednego z ostatnich dni sierpnia, brzegiem szosy, wędruje Jędruś Radek. Już drugi dzień zmierza piechotą z Pyrzogłów w stronę Klerykowa. Chłopak ten urodził się w rodzinie chłopskiej we wsi Pajęczyn Dolny. Pochodzi z bardzo biednej rodziny. Od najmłodszych lat pasa gęsi i pilnuje maciory z prosiętami "na dworskim okólniku". Nieraz dostaje porządne lanie za niewłaściwe pełnienie swoich obowiązków. We wsi mieszka pewien nauczyciel - Antoni Paluszkiewicz, zwany "Kawką". Wszyscy w okolicy żartują z niego na każdym kroku. Młodzi chłopcy doskonale przedrzeźniają jego charakterystyczny, obrzydliwy kaszel. Najlepiej robi to Jędrek. Jednego dnia Paluszkiewicz łapie żartownisia i siłą zaprowadza do swego mieszkania. Chłopiec spodziewa się solidnego lania. Ku jego zdziwieniu nauczyciel pokazuje mu atlas zwierząt i częstuje ciastkami. Chłopak jest zafascynowany. Od tej pory jest częstym gościem byłego studenta. Bardzo szybko uczy się czytać i pisać po polsku i rosyjsku. Paluszkiewicz zabiera go do szkoły w Pyrzogłowach. W ciągu czterech lat nauki chłopak ani razu nie odwiedza rodziców. W Progimnazjum Pyrzogłowskim uczniowie starszych klas mogą udzielać korepetycji. Z tego też utrzymuje się Jędrek. Po ukończeniu klasy czwartej i po śmierci swego "przewodnika życiowego" Paluszkiewicza, jedzie na wakacje do rodzinnej wsi. Bardzo wstydzi się swego pochodzenia. Nie chce żyć tak, jak jego rodzice. Wypomina im, że namawiali go kiedyś do wyśmiewania "Kawki". To dzięki temu nauczycielowi zacofany chłopak poznaje tajniki wiedzy. Za wszelką cenę pragnie kontynuować naukę. Postanawia zapisać się do piątej klasy gimnazjum w Klerykowie. Żegna się z rodzicami i wyposażony w mizerną wyprawkę wyrusza w pieszą podróż. W czasie samotnej wędrówki śpi pod gołym niebem. Spotyka na swojej drodze same przeszkody. Posila się w karczmie, w której dochodzi do szarpaniny z szynkarką. Kobieta czepia się go, że skądś ucieka. Następnie, nieuczciwy chłop zabiera mu pieniądze. W końcu pojawia się na jego drodze dorożka. Jadący nią szlachcic podwozi chłopca do samego Klerykowa. Jędrek jest zafascynowany miastem. Tym razem uśmiecha się do niego szczęście. Od razu znajduje pracę. Zostaje korepetytorem małego Władzia Płoniewicza. Malec jest synem mężczyzny, którego Radek zastaje w domu uprzejmego szlachcica. Jędrek zostaje przyjęty do klasy piątej. Jest szczęśliwy, że dostaje od życia taką szansę. Doskonale pamięta słowa swego nauczyciela Paluszkiewicza o potrzebie zdobywania wiedzy. Z całych sił zatem stara się uzyskiwać jak najlepsze wyniki w nauce. Udzielanie korepetycji Władziowi nie należy da najłatwiejszych zadań. Malec ciężko przyswaja wiedzę. Ojciec chłopca nie dba o dobre warunki dla młodego korepetytora. Radek poświęca swemu uczniowi bardzo dużo czasu. Własne zadania wykonuje dopiero nocą. Mimo to jest wdzięczny za szansę, jaką dostał od losu. Z trudem znosi jednak upokorzenia ze strony rówieśników. Jest pośmiewiskiem. Wszyscy drwią z jego chłopskiego pochodzenia, ubioru i akcentu. Jednego razu nie wytrzymuje. Gdy stoi przy tablicy, przedrzeźnia go na głos jeden z uczniów, Tymkiewicz. Po lekcji chłopak dotkliwie bije swego prześladowcę. Zostaje wydalony ze szkoły przez dyrektora gimnazjum. Zrozpaczony siedzi na kamieniu przy murze i przeraża go myśl o powrocie na wieś. Nagle pojawia się przed nim uczeń klasy szóstej, Marcin Borowicz. Chwilę później chłopak ten wraca z inspektorem Zabielskim. Nauczyciel wstawia się za Radkiem u dyrektora gimnazjum. Tym sposobem Jędrek może pozostać w szkole. Jest ogromnie wdzięczny nieznanemu dotąd Borowiczowi. Chce jak najszybciej podziękować swemu wybawicielowi, jednak nie może go znaleźć.

Rozdział XIII


Klasa szósta liczy trzydziestu trzech uczniów. Pozostało już tylko kilkunastu znajomych Marcina z początku nauki. Uczniowie podzieleni są na dwa obozy. Pierwszą grupę stanowią "literaci", do których należą: Rosjanie, Żydzi i Marcin Borowicz. Jest to grupa ugodowa i pozostaje pod wpływem inspektora Zabielskiego. Uczniowie ci spotykają się po lekcjach, aby studiować literaturę rosyjską. Polskę uważają za "dom niewoli, gniazdo rozbestwionej szlachty, mordującej lud ruski przy akompaniamencie okrzyków "psiakrew" i "psiadusza"". Czują wstręt do wszystkiego, co polskie. Zabielski mawia, iż są to "maleńcy uczeni". Wśród osób należących do tego grona znajdują się także szpiedzy i donosiciele. Druga grupa to "wolnopróżniacy". Skupiają się w niej synowie szlachciców i bogaczy. Zajmują się oni oszukiwaniem nauczycieli i gospodarzy klas. Robią wszystko, co zakazane. Potajemnie grają w karty na pieniądze, ściągają, leniuchują, jeżdżą konno. W sekrecie uczęszczają na różne imprezy, przedstawienia teatralne, w których występują aktorki. Uczniowie ci dbają też o modę. Żyją ze sobą w głębokiej przyjaźni. Nie ma pośród nich żadnego donosiciela. Zdecydowana większość uczniów klerykowskiego gimnazjum z chęcią i zapałem kształci swoje matematyczne umiejętności. Dzięki temu przedmiotowi rozwijają się ich młodzieńcze umysły. Od klasy szóstej zaczynają się też interesować fizyką. Języki starożytne, rosyjski i historię traktują jako zło konieczne. Uczą się z tych przedmiotów wyłącznie na pamięć, bez jakichkolwiek chęci zapamiętania "wykutych" tekstów. Uczniowie mogą wybrać też do nauki jeden z języków: francuski lub niemiecki. Do poznania tychże języków również się nie przykładają. Język polski nadal jest nieobowiązkowy. W gimnazjum znajduje się biblioteka. Władze starają się, aby nie było tam żadnej "niewłaściwej" książki, która mogłaby "zaszkodzić" młodym umysłom. Mimo to w ręce uczniów wpada zakazana literatura. Jeden z uczniów odnajduje w bibliotece wujaszka rosyjski przekład "History of civilization in England" Henryka Tomasza Buckle'a. Pod wpływem treści tejże książki rodzi się szkoła filozoficzno-materialistyczna. Ma ona swych mistrzów, wyznawców, badaczy i zagorzałych antagonistów. Młodzi ludzie zaczynają samodzielnie badać i interpretować różnego rodzaju prawdy filozoficzne. Najbardziej zaangażowani w objaśnianie tychże kwestii są dwaj chłopcy: Nochaczewski, zwany "Spinozą" i Miller, czyli "Balfegor". Wśród młodych "materialistów" przoduje też Marcin Borowicz. Nie mieszka już wówczas u "starej Przepiórzycy". Na stancji u tzw. "Czarnej pani", gdzie mieszka teraz Borowicz, zbierają się "metafizycy", "idealiści" i "pomidorowcy", czyli grupa katolicka. Wieczorami, nieraz do późnej nocy, spierają się między sobą w różnych kwestiach. Żeby wysuwać nowe, ciekawe argumenty na wieczornych spotkaniach, gimnazjaliści z dużym zapałem pochłaniają coraz to nowszą wiedzę. Borowicz jest specjalistą od ateizmu. Szalenie fascynuje go ta zupełnie mu nowa dziedzina. Młodzi badacze pragną zgłębiać tajniki chemii, anatomii i fizjologii. Trzej zagorzali buckleiści, czyli: "Balfegor", "Spinoza" i Borowicz w sekrecie kupują nawet w rzeźni oczy wołów i cieląt, aby robić na nich doświadczenia. Książka Buckle'a staje się przewodnikiem moralnym młodzieży. Nauka pochłania ich bez reszty. Chłopcy nie znają polskich odpowiedników pojęć zawartych w "ich" książce, dlatego mimowolnie cały czas posługują się językiem rosyjskim.

Rozdział XIV


Klasa siódma liczy już tylko dwudziestu trzech uczniów. Najlepszym z nich pod względem nauki jest Szlam Goldbaum. Znakomicie uczy się też Tomasz Walecki, zwany "Figą". Jednak przez złe zachowanie zajmuje drugie miejsce w klasie. Nie należy on do żadnego obozu, gdyż ciągle jest kontrolowany przez matkę - katoliczkę. "Figa" i Marcin Borowicz rywalizują ze sobą w nauce. Nauczyciel historii - Kostriulew, jest zagorzałym rusyfikatorem. Na każdych zajęciach stara się kompromitować wszystko, co polskie. Podczas jednej z tego typu lekcji czyta o złym prowadzeniu się księży. Chcąc dobitnie zakończyć swoje wywody, wspomina o klasztorze żeńskim w okolicach Wilna. Twierdzi, iż w trakcie jego rewizji, w ukrytych, podziemnych lochach znaleziono mnóstwo drewnianych trumienek ze zwłokami niemowląt. Przeciw tym słowom odważnie buntuje się w imieniu całej klasy Walecki. Twierdzi, że są to oszczerstwa i nie chce więcej słuchać podobnych rzeczy. Zdenerwowany nauczyciel opuszcza klasę. Za chwilę w sali zjawia się "cały prawie sztab gimnazjalny". Inspektor wypytuje uczniów, czy faktycznie wszyscy są uczestnikami zaistniałego buntu. Chłopcy milczą. W końcu wyrwany przez inspektora Marcin Borowicz twierdzi, że Walecki protestował wyłącznie we własnym imieniu. Następnie cała klasa, oprócz niejakiego Ruteckiego, potwierdza słowa Borowicza. Dwaj winowajcy zostają zabrani z klasy. Wśród uczniów wywiązuje się dyskusja. Jeden z nich krytykuje to, co zrobili uczniowie. Walecki, na prośbę jego matki, nie zostaje wyrzucony ze szkoły. Za karę dostaje rózgi. Wraca do klasy i nie kryje nienawiści względem Borowicza.

Rozdział XV


Po powrocie ze Świąt Bożego Narodzenia uczniowie klasy siódmej zastają nowego kolegę. Jest nim Bernard Sieger. Wydalono go z gimnazjum w Warszawie. Nikt jednak nie wie, z jakiego powodu. Po jakimś czasie jeden z uczniów dowiaduje się, że został wyrzucony za "nieprawomyślność". Z tego względu jest on pod szczególnym nadzorem. Mieszka sam u Kostriulewa. Ma zakaz spotykania się z kolegami po lekcjach. Codziennie jest rewidowany przez nauczycieli. Uczy się bardzo dobrze. Okazuje się, że zna wiele książek. Uczniowie traktują go nieufnie. Dopiero po miesiącu chłopak dostaje zezwolenie na uczęszczanie na lekcje języka polskiego. Udaje się zatem na zajęcia prowadzone przez pana Sztettera. Jak zwykle w klasie panuje straszna nuda. Wszyscy są jednak zaskoczeni, gdy Zygier dokonuje rozbioru zdań w języku polskim. Chce też, aby jego nazwisko wymawiano po polsku. Następnie opowiada nauczycielowi, czego uczył się w poprzedniej szkole. Z zapałem prezentuje bogaty wykład na temat życia Adama Mickiewicza. Nauczyciel pyta, czy chłopak zna jakiś utwór na pamięć. Zygier zaczyna recytować "Redutę Ordona" Adama Mickiewicza. Przerażony nauczyciel próbuje mu przerwać, jednak chłopak nie milknie. Uczniowie są oszołomieni i ze skupieniem słuchają recytacji. Kiedy Bernard zaczyna akcentować wybrane części utworu, jeden z uczniów, "Figa" udaje się do drzwi. Daje znak, że kolega może kontynuować. Wszyscy są ogromnie wzruszeni. Marcin przypomina sobie powstańcze opowieści Szymona Nogi. Targany uczuciem żalu, z trudem powstrzymuje się od krzyku. Sztetter siedzi wyprostowany. Z jego przymkniętych oczu płyną łzy.

Rozdział XVI


Przez cały okres nauki w klasie ósmej ważnym miejscem dla Marcina i jego kolegów jest Stary Browar. Niegdyś istniała tu fabryka piwa, która została przerobiona na domy mieszkalne. Mieszkają tu rodzice jednego z kolegów Marcina, Mariana Gontali. Mieszkanie ich składa się z 3 małych pokoi i kuchni. "Maniek", bo tak nazywają Mariana, mieszka wraz z dwoma braćmi na "górce". Mieści się ona na strychu. Chłopak utrzymuje się z korepetycji. Urządza na "górce" swoje małe, oddzielne mieszkanko. Wejście na stancyjkę jest wielce zakamuflowane. Prowadzi do niej ukryte przejście w ogrodzeniu parku. Chłopcy nazywają je "dziurą Efialtesa". Na "górce" spotykają się głównie: Zygier, Borowicz, Walecki, Pieprzojad, Gontala z klasy ósmej i siódmoklasista - Andrzej Radek. Młodzi chłopcy gromadzą się w tym miejscu, aby czytać zakazaną literaturę, na przykład: Mickiewicza, Słowackiego, Mochnackiego, Szekspira. Książki te przynosi Radek. Znajduje je u swoich chlebodawców, Płoniewiczów. Szczególne wzruszenie wywołują w Marcinie Borowiczu "Dziady" Mickiewicza. Poezja i literatura epoki Mickiewicza w ogromnej mierze wpływa na jego życie i poglądy. Uświadamia sobie, jak łatwo uległ rusyfikacji. Czuje z tego powodu ogromny żal i wstyd. W każdą niedzielę jeden z uczniów wykłada rozprawkę na temat przeczytanej książki. Na spotkania przychodzą też "wolno-próżniacy. W tygodniu uczniowie spotykają się głównie po to, aby przyswoić zadane lekcje. Jednego dnia chłopcy postanawiają urządzić na "górce" małe przyjęcie. Organizują butelkę alkoholu i chcą ten czas spędzić na luźnych, koleżeńskich rozmowach. Tego dnia Marcin nieco później kończy korepetycje, więc wszyscy na niego czekają. Kiedy chłopak zbliża się do ukrytego przejścia, zauważa nauczyciela Majewskiego. Przerażony nie wie, w jaki sposób ostrzec kolegów. Udaje mu się zabrać kładkę nad miejskim kanałkiem. Nauczyciel jest chwilowo w pułapce. Zdenerwowany Marcin kuca i ciska w niego bryłami błota. Ma teraz możliwość zemścić się za wszystkie krzywdy, jakich doznał w ciągu ośmiu lat nauki. Belfer próbuje bezskutecznie przekupić chłopca. W końcu wchodzi do ścieku i przechodzi na drugi brzeg. Marcin upaja się tym widokiem. Ma teraz czas, aby zawiadomić kolegów. Wbiega na stancję i każe wszystkim się rozejść. Chłopcy ostrożnie rozchodzą się do domów. Niedługo potem zjawia się Majewski z dwoma miejskimi strażnikami. Światło na górce jest zgaszone, więc odkładają tę wizytę na inny termin.

Rozdział XVII


Wielkimi krokami nadchodził egzamin maturalny. Chłopcy w skupieniu powtarzają materiał. Minął już kwiecień i maj. Niektórzy uczniowie zaczynają się denerwowac: mało śpią, prawie nie jedzą, są załamani. Wszyscy uczą się w kilkuosobowych grupach. Marcin, na przekór tej zasadzie, uczy się sam. Na miejsce nauki wybiera starą, kamienną ławkę przy małym źródełku w parku. Przez krótki okres powtarza z Zygierem, lecz wybiera samotne "wkuwanie". Pewnego dnia na jednej z ławek w parku dostrzega młodą dziewczynę. Jest nią Anna Stogowska, zwana "Birutą", jedna z lepszych uczennic klasy siódmej żeńskiego gimnazjum. Jej ojciec, lekarz, jest sławnym karciarzem. Poza tym dużo pije. Kiedyś uwiódł Rosjankę, z którą został zmuszony się ożenić. Dla męża kobieta wyrzeka się swego rosyjskiego pochodzenia. Zdaje sobie sprawę, jak jej naród znęca się nad Polakami. "Stała się Polką i wydarła z siebie wszystko co rosyjskie". Nie jest jednak szczęśliwa. Czuje, że przez nią mąż popadł w nałogi. Kobieta szybko zostawia gromadkę dzieci i umiera. Anna, najstarsza córka obiecuje sobie, że nigdy nie zwiąże się z żadnym mężczyzną. Nie chce, aby spotkał ją taki sam los, jak matkę. "Biruta" jest dziewczyną zamkniętą w sobie, milczącą i nieprzystępną. Opiekuje się młodszym rodzeństwem. Marcin Borowicz zakochuje się w "Birucie" pod koniec zimy. Widzi ją, jak zmierza do cerkwi. Bardzo chce się z nią zapoznać, jednak dziewczyna pochłonięta jest domowymi obowiązkami. Chłopakowi musi wystarczyć to, że widzi ją z daleka zmierzającą do domu lub gimnazjum. Marcin nie jest w stanie skupić się na nauce. Ciągle myśli o pannie Stogowskiej. Kradnie nawet kartkę z autografem dziewczyny z czyjegoś pamiętnika. Cały czas marzy o tym, aby zobaczyć ukochaną. Często chodzi wokół jej domu z nadzieją, że ją spotka. W końcu, na placyku przy źródle, widzi Annę. Nie ma jednak odwagi aby do niej podejść. Z daleka podziwia obiekt swoich uczuć. Następnym razem znów spotyka ją w parku. Tym razem siedzą na przeciwległych ławkach. Chłopak nie posiada się ze szczęścia, jednak i tym razem nie zamieniają ze sobą ani jednego słowa. Dziewczyna nie patrzy nawet w jego stronę. Przy kolejnym spotkaniu na ławce w parku, ich spojrzenia w końcu się spotykają. Marcin upaja się tą chwilą. Ma wrażenie, że trwa ona wieczność. Wzrokiem wyznaje miłość dziewczynie. Nic nie jest w stanie przerwać tej chwili, wierzy ze Anna czuje to samo do niego.

Rozdział XVIII


Borowicz ma do załatwienie jakieś ważne sprawy koleżeńskie, dlatego we wrześniu przybywa do Klerykowa. Od pamiętnego wyznania miłości bez słów, chłopak nie widział "Biruty". Egzamin dojrzałości, wręczenie świadectw, uczta pożegnalna, ostatni dzień i noc w Klerykowie minęły dla niego niepostrzeżenie. Marcin wakacje spędził zajmując się gospodarstwem, gdyż ojciec nie miał już sił. Po wypełnieniu obowiązków gospodarza udaje mu się wyrywać na kilka dni do Klerykowa. Zaraz po przybyciu do miasta spotyka panią Przepiórkowską. Kobieta jest już staruszką. Udają się do jej domu. Tam Marcin spotyka zgarbionego już na dobre radcę Samonowicza. Drugi radca, pan Grzebicki, zmarł. Samonowicz na początku nie poznaje Borowicza. Podczas rozmowy ze starcem, chłopak oznajmia, że zamierza studiowac w Warszawie. Dowiaduje się też, że władza zabroniła kobiecie prowadzić stancję. Zamykają wszystkie prywatne kwatery, gdyż chcą otworzyć internat. Marcin otwarcie wyraża swoją niechęć do rusyfikacji, czym denerwuje radcę. Chłopak nie może znieść gadaniny starca i wychodzi, nie czekając na kawę. Biegnie na ulicę, gdzie mieszka "Biruta". Tam, niepewnym krokiem zbliża się pod okno dziewczyny. Marzy, aby choć raz jeszcze ją zobaczyć. Wciskając pół rubla starowinie sprzątającej okolicę, wypytuje o doktora. Okazuje się, że pan Stogowski już tu nie mieszka. Przeniesiono go z całą rodziną w głąb Rosji. Zrozpaczony Marcin idzie do parku. Tam, siedząc na ławce, przyciska do serca ukradzioną niegdyś kartkę z pamiętnika ze słowami ukochanej. Nagle zauważa nad sobą obecnego ucznia klasy ósmej, Jędrzeja Radka. Nie dał rady wydusic z siebie rzadnego słowa dał radę wyciągnąc tylko rękę.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem
Komentarze (17) Brak komentarzy

Ten, kto to napisał, jest niesamowity. Jutro omawianie, a ja zdążyłam przeczytać tylko polowe ksiazki. Wielkie dzięki ;)

Ta Praca jest Świetna ; D
Bardzo mi się przydała ; p

Bardzo fajna praca na 6 ;) Trochę długa ale wszystko z ksiązki jest opisane.

Treść zweryfikowana i sprawdzona

Czas czytania: 35 minut