profil

Zbyszko opowiada o jednej ze swoich przygód "Krzyżacy".

poleca 85% 296 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Wczorajszego wieczora oddziały dotarły do Niemna. Tam rozdzieliliśmy się na dwie grupy. Jedna ruszyła z wodzem Skirwoiłłem, drugą ja poprowadziłem ku wyspie. Nakazałem brać jak najwięcej jeńców, tłumacząc Hlawie, że pozostał mi tylko ten sposób, by zdobyć jakieś wieści o Danusi. Następnie odjechałem, aby wydać ostatnie rozporządzenia. Nie minęło kilka minut od powrotu do Maćka i Czecha, a dotarliśmy do gościńca. Zajęliśmy miejsca, a Żmudzini, przyzwyczajeni do leśnego życia, stali się niewidoczni.
Nagle usłyszeliśmy znak powiadamiający o nadejściu przeciwnika, a po jakimś czasie pojawił się wysłany na czaty Żmudzin. Zacząłem wypytywać go o nieprzyjaciela. Dowiedziałem się, że ku nam szło około stu pięćdziesięciu ludzi pod wodzą świeckiego rycerza. Niebawem ośmiu strażników przeszło przez gościniec. Wcześniej wydałem polecenie, aby straż przepuścić spokojnie, a gdyby ludzie chcieli badać wnętrze boru, wyłowić ich po cichu co do jednego. Okazało sie to jednak zbyteczne, gdyż naczelnik ośmielony pracą ptaków stwierdził, że w borze nikogo nie ma. Przeczekałem, aż znikną za zakrętem i zbliżyłem sie do gościńca na czele zbrojnych mężów. Wydałem rozkaz do ataku i Żmudzini otoczyli nieprzyjaciela.
Przez chwilę Maćko zmagał się z koniem, nawet śmierć zawisła nad jego głową, lecz zdołał zeskoczyć na ziemię i uderzył na wroga. Nagle zdarzyło się coś, co rozstrzygnęło losy bitwy. Włodyka z Łękawicy, który stracił w potyczce brata, chciał przenieść ciało krewniaka na pobocze. Niespodziewanie wpadł w gniew i rzucił nieboszczyka na włócznie Krzyżaków, które ugięły się pod ciężarem. Szyk nieprzyjaciela nieco zachwiał się i oddział ponownie zaatakował. Ruszyliśmy z Maćkiem ku jeździe, która broniła się pod dowództwem rycerza w błękitnej zbroi. Mój stryj uzbroił Żmudzinów w długie berdysze, które zabrał poległym rycerzom i rozkazał ciąć konie po nogach.
Niemcy, widząc, że przegrywają, ratowali się ucieczką, lecz drogę odciął im nadjeżdżający oddział. Rycerz w błękitnej zbroi zawrócił ku Polakom. Chcąc pojmać przeciwnika do niewoli spróbowałem ściągnąć go z siodła. W końcu upadliśmy na ziemię i zaczęliśmy szarpać tak długo, aż uzyskałem przewagę, a rycerz omdlał. Hlawa zaczął rozbrajać Krzyżaka i kiedy podniósł przyłbicę, ujrzałem twarz pana de Lorche. Kazałem położyć przyjaciela na jednym ze zdobytych wozów i ruszyłem ze stryjem za uciekającymi Niemcami. Po jakimś czasie schwytano wszystkich uciekinierów i wrócono na pobojowisko.
Nakazałem Hlawie czuwać przy de Lorche, a sam wyruszyłem ku wojskom Skirwoiłły. Po długim marszu odnalazłem pobojowisko i domyśliłem się, że i tam Żmudzini odnieśli zwycięstwo. Ze śladów wywnioskowałem, że bitwa odbyła się wcześniej niż nasza, więc postanowiłem wrócić do obozowiska.
Tam czekał już wódz. Po chwili rozmowy ze Skirwoiłłem postanowiłem spotkać się z panem de Lorche. Mimo, że zapewniłem go, że z mojej strony nic mu nie grozi rycerz nie przyjął wyciągniętej na znak przyjaźni ręki. Lotaryńczyk z dumą powiedział, że nie poda ręki rycerzom, którzy zhańbili swoją cześć, walcząc z poganami przeciw chrześcijanom. Z trudem opanowałem gniew, lecz po chwili odparłem, że większość Żmudzinów przyjęła już chrzest, a tych, którzy chcą to uczynić teraz, Niemcy nie dopuszczają do zbawienia. De Lorche nie wierzył temu. Aby go przekonać, pokazałem mu list Żmudzinów do książąt i królów. Wówczas rycerz z Lotaryngii podał mi dłoń i razem zasiedliśmy do wspólnej wieczerzy. Fulko nie mógł uwierzyć, że nie odnalazłem jeszcze Danusi. Przypomniał sobie, że na czele oddziałów zdążających do Gotteswerder szedł również Zygfryd de Lve. Słysząc to pobiegłem do jeńców pojmanych przez Skirwoiłłę, a de Lorche, Maćko i Czech ruszyli za mną.
Dobiegłszy na miejsce ujrzałem Sanderusa, który krzyczał, że wie, gdzie jest córka Juranda. Pachołkowie rozwiązali go. Jednak wymęczony Sanderus zemdlał. Obudził się dopiero na drugi dzień i natychmiast przyszedłem do niego. Najpierw handlarz rozpłakał się i nie był w stanie odpowiadać na pytania, wreszcie przemógł się i odparł, że Danusia była w oddziale zaatakowanym przez Skirwoiłłę, lecz Zygfryd zdołał uciec dzięki waleczności Arnolda von Badena, który trzykrotnie zatrzymywał pościg. Sanderus nie widział Jurandówny, bo Krzyżak woził ją w kolebce z wikliny między dwoma końmi, całkowicie zamkniętą, a pilnowała jej kobieta, która przywiozła balsam na dwór księcia Janusza, słyszał jednak, jak śpiewała.
Wiadomość o tym, że moje kochanie jeszcze żyje dała mi tyle siły ile nie dałby najlepszy posiłek. Zaraz kazałem przyszykować konie i wyruszyłem w dalszą drogę w poszukiwaniu Danusi.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 4 minuty