profil

Ufo w Biblii

poleca 89% 101 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Do napisania tego tekstu skłoniła mnie jak najbardziej lektura Pisma Świętego, a konkretnie jednego jego fragmentu.Wspomniany fragment to Księga Ezechiela. Mój kolega twierdził, że tam znajdę chyba najstarszy dostępny opis pojawienia się UFO. Oczywiście na początku puknąłem się w czoło (pewnie tak jak Ty, szanowny Czytelniku w tej chwili), ale obecnie nie jestem już tak sceptycznie nastawiony jak na początku. Mówiąc szczerze to im więcej razy czytam ten fragment tym mniej wiem, co mam o nim sądzić.
Przejdźmy jednak do rzeczy.

A rzeczy te są w istocie bardzo ciekawe. Dla wygody zamieszczam tu fragmenty Księgi Ezechiela, na których oprę swą wypowiedź. Zacznę może od pierwszych słów proroka. Bardzo dokładne i skrzętne podanie daty wydarzenia świadczy o tym, że Ezechiel był człowiekiem skrupulatym, który przywiązywał wagę do szczegółów, a także był obdarzony umiejętnością dostrzegania szczegółów oraz fenomenalną wręcz pamięcią. Dla wątpiących proponuję przeczytanie obszernego fragmentu opisującego świątynię przyszłości. Jest to też człowiek szczery, który wyraźnie rozgranicza fakty od tego, czego pewien nie jest. Świadczą o tym pojawiające się wstawki "wyglądało na", "jakby" a z drugiej strony przytaczne bez zająknięcia wymiary wspomnianej świątyni. Są to dla mnie bardzo ważne cechy kronikarza.

Temu właśnie perfekcyjnemu wręcz kronikarzowi ukazała się "chwała Pana". Tak przynajmniej zinterpretował to Ezechiel. I tak ja to bym zinterpretował, gdyby nie mój kolega, który zaproponował mi troszkę inne spojrzenie na tą sprawę. Po pierwsze bardzo dziwny jest sposób, w jaki "chwała Pana" się pojawia (Ez 1,4). O ile można sobie wytłumaczyć pojawienie się ognia, płomienia i blasku to dziwi mnie, że Pan musiał przybywać wzbudzając wiatr (no może jeszcze można sobie wytłumaczyć) oraz pojawiający się polerowany kruszec. Skąd ten kruszec? I dlaczego polerowany. W innych wypadkach Bóg pojawiał się jako coś ożywionego a to jest jedyny przypadek,który znam, gdzie Bóg miałby nagle być zamknięty w krysztale. A gdybyśmy tak spróbowali zinterpertować to jako lądowanie statku kosmicznego? Przecież wszystko się zgadza. Pojawiłby się obłok dymu, wiatr i błysk no i polerowany kruszec możnaby przypisać do kadłubu statku. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Ze statku-matki stojącego na orbicie odrywa się lądownik, który ma do wypełnienia jakieś zadanie. Wchodzi on w atmosferę i używając silników odrzutowych hamuje tuż nad ziemią. Teraz powinien mieć jakieś systemy pozwalające mu poruszać się po powierzchni planety. Czytajmy dalej.

Ezechiel przedstawia dość dokładny opis tego, co mu się ukazało. Należy jednak z góry zauważyć, że opisuje on to co widzi, używając do tego języka swojej epoki. Nie należy się więc dziwić, że moja intepretacja będzie dość niecodzinna. Musimy przyjąć do wiadomości, że człowiek próbując opisać coś, czego nie zna i widzi po raz pierwszy używa do opisu znanych sobie porównań. To tak jakby nam kazano opisać amortyzatory bezwładnościowe staktu międzygwiezdnego. Ludzie (jako rasa) wiedzą jaka powinna być ich funkcja, ale nie mają zielonego pojęcia jak powinny wyglądać. Gdyby teraz w tej chwili wylądował przed nami statek kosmiczy i wpuszczeni do środka potem opisywalibyśmy go to mówiąc o "takich dziwnych walcach z takimi małymi brodawkami wokół" (na przykład) mówilibyśmy o wspomnianych amortyzatorach nawet o tym nie wiedząc. Kilkaset lat później ktoś mógłby się z nas śmiac - jakie walce, toż to zwykłe, standardowe amortyzatory, jakie ma na wysposażeniu każdy statek. To dokłdanie to samo, co spotkało Indian północnoamerykańskich. Oni myśleli, że strzelby mają magiczną moc, bo zabijają na odległość.

Wracając jednak do tekstu, to mamy tu całkiem dokładny opis tego, co jak sądzę przy odrobinie wyobraźni oraz mając na uwadze poprzednie moje spostrzeżenia, można uznać za statek kosmiczny. Ezechiel zobaczył cztery żywe istoty, pośród których znajdowała się chwała Pana. Należy więc przypuszczać, że te cztery istoty były rozmieszczone wmiarę regularnie wokół centrum obiektu. To, co dla Ezechiela jest żywymi istotami dla mnie wygląda raczej na cztery nogi, na których miał oprzeć się statek, po wylądowaniu. Do takiej interpetacji skłania mnie to, że po pierwsze stopa (jedna u każdej) lśniła jak brąz, co raczej nie jest spotykane u istot żywych, a po drugie każda z tych istot miała przy stopie koło. Istoty te posiadały również skrzydła. Co prawda w poźniej Ezechiel będzie o nich (istotach) mówił "cherubowie" to mnie nie wydaje się, że to były anioły. Po pierwsze anioł jest zwykle wyobrażany na podobieństwo człowieka i nie posiada czterch twarzy a po drugie... No właśnie. Proponuję zwrócić uwagę na fakt, że Ezechiel kilkukrotnie (w całej księdze) podkreśla fakt, że ich skrzydła się nawzajem dotykałty. Rzeczywiście w przyrodzie jest to zjawisko dość niespotykane. Zwykle pomiędzy skrzydłami ptaki mają jeszcze tułów. Proszę sobie natomiast przypomnieć jak jest zbudowane śmigło helikoptera lub samolotu. Dwa stykające się ze sobą skrzydła, czyż nie? Zastanawiające jest jescze to, że wzdłuż tułowia istoty miały jeszcze coś na kształt dwóch kolejnych skrzydeł, którymi przykrywały swoje ciało. Jak dla mnie można to wytłumaczyć w dość prosty sposób. Podejrzewam, że nie ma śmigła, które przeżyłoby wejście statku kosmicznego w atmosferę. Delikatna konstrukcja by się po prostu spaliła. Te dodatkowe skrzydła mogły być po prostu osłonami termicznymi dla skrzydeł właściwych.

Zastanawiający jest też sposób, w jaki używane były owe skrzydła. Jeśli mieliby to być aniołowie to poinniśmy słyszeć lekki szum i spokojne poruszanie skrzydłami, jeżeli w ogóle anioł jest materialny i potrzebuje aerodynamiki aby utrzymać się nad ziemią. Tymczasem istoty Ezechiela przy poruszaniu się powodują straszliwy hałas. Konkretnie hałas ten jest powodowany przez skrzydła. Rzeczywiście, śmigłowce nie należą do najcichszych maszyn. Wydaje mi się, że wspomniany lądownik, o ile to jego zobaczył Ezechiel, jako system napędowy nad powierzchnią planety używał systemu czterech wirników napędzanych silnikami spalinowymi (niżej wyjaśnie dlaczego) a do hamowania przy wchodzeniu w atmosferę oraz do wychodzenia z niej silników odrzutowych. Proszę przypomnieć sobie jak wygląda lądujący śmigłowiec. Wirnik powoli przestaje się kręcić, zanika siła nośna na łopatkach, które w końcu wyginają się do dołu. Prawda? A czy mógł o tym wiedzieć człowiek współczesny Ezechielowi? Wydaje się, że nie. A jednak widział, bo Ezechiel wyraźnie mówi, że gdy istoty stanęły opuściły swoje skrzydła. Nie złożyły jak to zwykły czynić ptaki, tylko opuściły do dołu, jak to mają w zwyczju śmigłowce.

Teraz wróćmy na moment do kół. Były one dokoła pełne oczu. Wydaje się dziwne? Nie, to jest normalne i wręcz można się było spodziewać podobnej odpowiedzi. Koła są wykonane z czegoś podobnego do chryzolitu, czyli przypominały (zapewne fakturą i kolorem) kamień. Teraz proszę przez chwilę pomyśleć. Jeżeli ktoś konstruuje lądownik statku międzygwiezdnego, to powinien zaprojektować go tak, aby można nim było wylądować na wszystkich możliwych rodzajach gruntu. Do tego nie nadaja się koła wykonane z gładkiego kamienia, choćby dlatego, że nie maiałyby one odpowiedniej przyczepności. Należałoby wyposażyć je w coś, co pozwalałoby im się poruszać w różnym terenie. Na przykład szerokie koła pokryć gumowymi wypustkami. No i mamy nasze oczy dokoła kół.

Przyznaję, że do mojej teorii nijak nie pasują cztery twarze Cherubów. Konkretnie to potrafię dopasować do wyglądu domniemanego lądownika tylko jedną. Chodzi o to, że istoty te miały z tyłu twarz orła. Dziwne? Nie. Śmigła musiały być przecież czymś napędzane. Zapewne silnikami spalinowymi. To proszę przypomnieć sobie jak wygląda gondola takiego silnika na przykład w samolocie. Czy nie jest ona wydłużona do tyłu, aby uzyskał odpowiednie parametry aerodynamiczne? Jest. Podobnie wydłużona jak dziób orła.

Przejdźmy teraz do opisu tego, co było ponad czterema istotami. Ezechiel zobaczył tam sklepienie, błyszczące "jak niesamowity kryształ". Cóż to takiego? Przyznaję, że nie wiem. Wiem natomiast, że ogień pojawiający się wewnątrz tego sklepienia, pomiędzy czterema istotami mógłbyć dyszą silnika odrzutowego tego statku. Zauważmy, że ogień szumiał nawet wtedy, gdy wyłączyły się wirniki. Silników odrzutowych nie wyłączano więc na czas poruszania się nad powierzchnią planety. To, co zobaczył Ezechiel nad sklepieniem pozostaje dla mnie tajemnicą. Po pierwsze nie mógł on tego zapewne zbyt dokładnie widzieć, bo jak sam napisał gdy tylko zobaczył chwałę Pana natychmiast padł na twarz. Po drugie w tym fragmencie wyjątkowo często pojawiają się stwierdzenia "z wyglądu jak" i "jakby", co świadczy o tym, że prorok nie mógł opisać tego, co widzał lub miał pewne problemy z interpretacją. Zauważyć jednak można, że ogólne zarysy są dość zbieżne z tym, czego można by oczekiwać według tej teorii. Powyżej sklepienia polerowany kruszec - czyli tłumacząc na dzisiejsze po prostu kadłb statku. Niżej ogień z dysz silników odrzutowych.

Do tej pory posługiwałem się tylko i wyłącznie opisem obiektu, który pojawił się na Ziemi i został opisany w rozdziałe 1 tej księgi. Lecz rówinie ciekawe są fragmenty z rozdziału 3. Tak naprawdę to trzy wersy z tej części przekonały mnie najbardziej (Ez 3,12-14). Co tam znajdujemy. Otóż Ezechiel opisuje jak to chwała Pana porwała go i przeniaosła do odległego miasta. Cóż, rzeczywiście Bóg potrafi czynić cuda i nikt w to nie wątpi. Ten jednak cud nosi wszelkie znamiona podróży najnormalnejszym statkiem powietrznym. Analizujmy te trzy wersy dokładnie. Wers 12 to suche stwierdzenie, że chwała Pana podniosła proroka a następnie oderwała się od ziemi. I nic w tym nie byłoby dziwnego, gdyby nie straszliwy łoskot, który jest przy tym powodowany. To dla mnie jest dziwne. Gdyby to Pan chiał przenieść proroka na dużą odległość to raczej nie powinien wzbudzać tak wielkiego hałasu i straszyć i tak już przerażonego Ezechiela. Kolejny wers (13) wyjaśnia nam co było przyczyną tego straszliwego hałasu. Powodowały go skrzydła oraz toczące się koła. Rzeczywiście jakjuż wspomniałem żadna maszyna napędzna śmigłami nie jest cicha i przy starcie, gdzie potrzebne jest uzyskanie dużej siły nośnej, powodują wybitnie wiele "łoskotu". Podobnie z kołami, które tocząc się po zapewne nierównym gruncie musiały jakieś dźwięki wydawać. Szczerze wątpię, czy niematerialne istoty jak Bóg lub anioły musiały koniecznie używać aż tak technicznych środków, aby oderwać się od ziemi i udać w z góry opisne miejsce. Powtórzę również po raz kolejny, że nie za bardzo widzę jakąkolwiek istotę żywą czy też metafizyczną, która miałaby się poruszać używając do tego celu kół zamiast stóp.

Jednak najciekawszy jest wers 14. W nim to Ezechiel czyni dwie bardzo ciekawe uwagi. Po pierwsze Ezechiel po starcie znalazł się w "zaprawianym goryczą podnieceniu ducha". Przypomnijmy sobie, że śmigła musiały być czymś napędzane. Na przykład silnikami spalinowymi. Czy teraz ten gorzki odór, który poczuł Ezechiel nie mógłby być po prostu spalinami? Oczywiście, bo spaliny mają właśnie smak, który najlepiej jest chyba określić jako gorzki. I tu pojawia się silny argument na potwierdzenie przedstawianej przeze mnie tezy. Po pierwsze Ezechiel nie mógł wiedzić, że przy unoszeniu się w powietrze musi następować spalanie paliwa i wydzielać się spaliny. On po prostu opisał to, co widział. A z tego wynika, że widział materialny obiekt napędzany silnikami spalinowymi. We wspomnianym wersie pojawia się również bardzo wyraźny ślad wskazujący na to, że obiekt, który uniósł Ezechiela był jak najbardziej materialny i więcej miał wspólnego z prawami fizyki niż z metafizyką. Proszę sobie przypomnieć co dzieje się, gdy ruszamy szybko samochodem. Siła bezwładności wciska pasażerów w fotele. Jest to normalne. Ale czy mógł o tym wiedzieć człowiek z epoki Ezechiela? Raczej nie, gdyż wtedy nic nie posiadało przyspieszenia na tyle dużego aby efekt ten był zauważalny. Jednak Ezechiel wyraźnie o tym wspomina. Chodzi tu o tę rękę Pana, która mu tak ciążyła. Ciążenie to było prostym wynikiem dużego przyspieszenia z jakim poruszał się pojazd. Ponieważ jednak Ezechiel nie mógł sobie tego inaczej wytłumaczyć, to napisał o ręce Pana.


Mam nadzieję, że to co napisałem powyżej kogoś zainteresowało. Szerze przyznaję, że sam nie jestem w stu procentach pewien, co zobaczył na górze Kebar Ezechiel.

Wiem z pewnego źródła, że tą sprawą dokładnie zajmował się Daeniken w którejś ze swoich książek. Nie wiem tylko w której, ale na pewno nie są to "Wspomnienia z przyszłości" bo tam zamieszczona jest tylko półstronicowa wzmianka.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 11 minut