profil

W drodze do szkoły. Opowiadanie z dialogiem.

poleca 84% 1153 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Był szary, poniedziałkowy świt. Nie mogłam dłużej dusić budzika poduszką . Dzwonił zbyt natarczywie . Zerwałam się z łóżka i tak przynajmniej o dwie godziny za późno. Poniedziałek to straszny dzień, tak trudno zapomnieć o słodkim lenistwie soboty i niedzieli!
Mycie zębów i twarzy, wrzucenie do plecaka książek i zeszytów zajęło mi nie więcej niż dziesięć minut. Włączyłam swą ulubioną stację radiową. Słuchałam, łykając duże kawałki bułki popijane zimnym mlekiem z lodówki. Całe szczęście, że mama tego nie widziała. Wybiegłam z domu rozpięta, z plecakiem, w którym przy każdym ruchu przesypywały się długopisy, kredki i te wszystkie osobliwe rzeczy , jakie przez lata używania gromadzą się w zakamarkach torby .
Do ósmej zostało już niewiele minut. Musiałam jeszcze wpaść po Magdę . Nie wbiegałam na trzecie piętro , lecz jedynie naciskałam guzik domofonu i natychmias rozległ się głos mojej koleżanki z klasy :
-Zaraz spadam! Nie dzwoń, bo wszystkich obudzisz i będę miała pikło w domu.
Tym razem Magda już czekała na dole, przed wyjściem z bloku. Gdy tylko mnie zobaczyła, zaczęła poniedziałkową mowę umoralniającą:
-Co Ty wyprawiasz? Zapuszczam tu korzenie od dwudziestu minut, myślałam, że coś się stało, że nie idziesz do budy. Pewnie powiesz, że budzik tak jak w zeszłym tygodniu utracił głos i dzwonił zaledwie szeptem?
-Nie wygłupiaj się . Nie marudz. Zwyczajnie zaspałam . Pójdziemy nieco szybciej i spokojnie zdążymy.
Magda spojrzała na mnie jakoś dziwnie. Zaczęła niepewnym głosem, mówciąc cichutko i robiąc wiloznaczne pauzy.
-Rozumiesz... dzisiaj taki dzień...nieładnie się spóźniać... chyba lepiej w ogóle nie iść..
-Co Ty mówisz?
-Po prostu, dajmy dzisiaj szkole odpocząć od naszego towarzystwa . Chodźmy lepiej nad rzekę, lub do parku . Szkołanie zając, nie ucieknie. Z resztą pierwszy jest polskie, a ja nie napisałam wypracowania!

Nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć. Do szkoły chodzić trzeba, chociaż z drugiej strony... w ponidziałek... ma być klasówka z matematyki, która na pewno okaże się dla mnie klęską...
Rozmyślenia przerwał mi znajomy głos:
-Czołem, kochane! Szybciutko, bo się spóźnimy. Zaraz dzonek- tym słowom towarzyszyło lekkie popchnięcie. To była nasza nowa wychowawczyni, pani Marta wiśniewska.
W mgnieniu oka straciło sens dramatyczne pytanie iść, czy nie iść? Pani wiśniewska była radosna, niczym skowronek o poranku:
-Biegiem, biegiem!-nie przetawała ponaglać- W poniedziałek zawsze chętnie wracamy do pracy, tęsknimy za szkołą, prawda?
Magda tylko spuściła głowę, uważnie oglądając swe zilone trampki.
Ja odpowiedziałam:
-Tak.. no może nie wszyscy.
Minęła ostatnia sznsa ucieczki, wielki budynek szkoły już wyłaniał się zza drzew. Przed wejściem kłębił się tłum.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 2 minuty