profil

Bajka

poleca 85% 113 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

- Puszek Okruszek, rozcięty brzuszek, łapki ucięte, flaczki wyjęte, mój dziadek sadysta i terrorysta musi mi kupić nowego psa – śpiewał Harry Potter.
- Przestań! – Zawołał Kubuś Puchatek.- Ta piosenka przyprawia mnie o mdłości.
- Cykor jesteś – zaśmiał się Harry. – Wiesz, - jego ton nagle spoważniał – sądzę, że powinniśmy już iść. Pewnie nas szukają, a jeśli nie chcemy, żeby nas znaleźli to musimy zwiewać.
Zaczęli pakować swoje rzeczy i wyszli z meliny, w której zatrzymali się tymczasowo.
- A może pojechalibyśmy do Wilka i Zająca? – Zaproponował Puchatek.
- Żartujesz? Wilk już dawno ze żarł Zająca i pewnie teraz ze żarłby nas, gdybyśmy do niego pojechali! Puknij się w ten swój głupi móżdżek! – Na te sowa Kubuś wybuchnął płaczem.
- Ja chciałem tylko pomóc, a ty krzyczysz i krzyczysz – Puchatek ponownie załkał.
- Oj, nie mazgaj się przyjacielu. Wiesz, że ja nerwowy człowiek jestem. Proponuj dalej. –Szczęśliwy Puchatek klasnął w łapki i myślał, gdzie on i Potter mogą się ukryć.
- A może Shrek?
- Shrek wraz z Fioną i swoimi dziećmi od miesiąca bawi na Karaibach i ani mu się śni wracać.
- Mały Książę?
- Żartujesz?! To jest nudziarz jak nie wiem co – prychnął Harry.
- Nie prawda jest bardzo miły i mądry – zaperzył się Puchatek. – Lubiłem go, zawsze ładnie mówił.
- Taa, był mądry. Pfff. Tylko nie wiem czemu popełnił samobójstwo.
- Naprawdę? – Zachłysnął się Puchatek i zaszlochał.
- No niestety. Podróżując po tych planetach, dotarł na taką, gdzie spotkał pewnego gostka. Niby spoko kolo, a tak naprawdę kawał drania. Mały Książę nasłuchał się o tej przyjaźni od Lisa i myślał, że wszyscy są w porządku. Przejechał się chłopina, a że maił słabą psychikę to się powiesił.
- Powiesił??? – Puchatek o mało nie zemdlał. – To takie smutne.
- Smutne, ale prawdziwe. Life is brutal and full of zasadzkas i kopas w dupas very mocno, ale nie martw się bo są też nice chwile. Uśmiechnij się Kubusiu – polecił Potter. Na twarzy misia pojawił się grymas, który odgrywał rolę uśmiechu.
- Ty! – Zawołał uradowany Harry. – A może odwiedzimy wioskę smerfów?
- Smerfy zostały zapuszkowane za załatwienie Gargamela.
- A skąd to niby wiesz? – zapytał podejrzliwie Potter.
- W super ekspresie przeczytałem – odpowiedział beznamiętnie.
- Mówisz. No to koniec stary. Złapią nas jak nic.
- T... t... to może Czerwony Kapturek? – Powiedział drżącym głosem Puchatek. Zaczął się bać. Nie chciał tam wracać z powrotem.
- O! To jest myśl! – zawołał Harry, poczym pacnął się w czoło. – Zapomniałem, że siedzi za dragi.
- Dragi?
- No dragi. Myślisz, że co ona niosła babci w tym koszyczku i niby za co ścigał ją wilk? Miała cały koszyk heroiny i koki. Sama też nieźle brała, bo przecież ten cały wilk to głupek, a mimo to przekonał ją, żeby szła dłuższą droga do babci. To jasne, iż była na haju!
- Mój Boże. A ja myślałam, że to taka porządna dziewczyna jest. Biedny Kapturek – westchnął misio.
- Chyba naćpana – mruknął Potter.
- Nie przepadam za Spidermanem, ale może on mógłby nas przechować? – Kontynuował dalej Puchatek
- On był z nami na jednym oddziale. Dureń chciał się udusić pajęczyną to go zamknęli.
- A faktycznie, faktycznie.
Potter zastanawiał się, dlaczego jako swojego pomocnika wziął takiego durnowatego misia. Przecież mógł mu towarzyszyć Robin Hood, Królik Bugs, te całe krasnoludki, Tabaluga, Hugo, Kojot, Pszczółka Maja, Żwirek i Muchomorek, Bolek i Lolek i nawet ten durnowaty Tinki i Winki z czerwoną torebką, ale nie, jemu zachciało się kogo? No kogo? Kubusia Puchatka, który nawet nie pamięta, kto spał obok niego! To znaczy nie tak dosłownie, ale łóżko obok. To jakiś totalny koszmar, pomyślał Harry.
- Gdym zjadł garnuszek miodu na pewno lepiej bym myślał – marudził Puchatek. „Jak bym się napił to też bym lepiej myślał” – chciał powiedzieć Harry, ale powstrzymał się i zamiast tego oznajmił:
- Rozumiem cię, lecz zrozum. Mówią o nas w telewizji, jesteśmy na pierwszych stronach gazet i wejście do sklepu nierozpoznanym graniczy z cudem.
- Masz rację. Wiesz, nóżki mnie bolą. Może byśmy gdzieś usiedli? O! Tam jest ławka – wskazał ręką i ruszył w jej stronę.
- Co myślisz o Rumcajsie?
- Nie wiem, - Kubuś pokręcił głową, - podobno zdziczał w tym lesie. Hanka wzięła Cypiska i zwiała gdzie pieprz rośnie. Podobno chciał ich zastrzelić, ale nic więcej nie wiem.
- To jesteśmy w czarnej du... ykhm, chciałem powiedzieć, że to koniec naszej przygody. Załapią nas i z powrotem wsadzą do pokoju bez klamek – jęknął Harry. Obok nich przeszła ruda dziewczyna i Kubusiowi przyszła na myśl Ania z Zielonego Wzgórza. Od razu podzielił się swoim pomysłem z Harrym.
Potter zaśmiał się w duchu. Gdyby Puchatek wiedział co zrobił tej małej dziewczynce to sam uciekłby stąd z prędkością światła. Ale przecież to nie jego wina. Kiedyś był u niej w odwiedzinach i było wszystko w porządku, do czasu kiedy nagle Ania zamiast jednej pary oczu, nagle miała trzy, a zamiast rąk obślizgłe macki. Nie wąchając się długo złapał za nóź kuchenny i zaczął wydłubywać jej te czerwone oczy, a zaraz po tym brał się za obcinanie macek. Poszłoby gładko, gdyby nie to, że przyszedł do niej ten zapyziały Kot w Butach. Zadzwonił po tych z wariatkowa i zamknęli go. To przez niego wlepili mu żółte papiery. Gdyby teraz go spotkał wziąłby te jego butki i.... Jego wyobraźnia podsuwała mu krwawe wizje, ale na razie musi myśleć o jakimś lokum zanim przystąpi do zemsty. Spojrzał na swojego towarzysz. Gdyby nagle ten zaczął mieć jak ta ruda więcej par oczu niż powinien, nie wahałby się, tylko postąpił tak jak w jej przypadku.
- Słoń Beniamin! Słoń Beniamin! Słoń Beniamin! – Wrzeszczał uradowany misio.
- Racja! – Ucieszył się Potter wyrwany z zamyślenia. – Ten jest całkiem normalny, chociaż nie znoszę tej jego trąby. Brr! – wzdrygnął się chłopak.
- I mieszka z Calineczką – zaświergotał Puchatek. Harry maił do niej słabość, a Kubusia z przyjemnością zdzieliłby w łeb, ale resztką silnej woli powstrzymał się.
- Dobra idź kup bilet, a ja tu poczekam.

Kubuś podchodzi do kiosku i mówi:
- Poproszę dwa bilety.
- Normalne?
- Nie, walnięte! – Warknął. – Pewnie, ze normalne!
- Proszę – kasjerka podała mu bilety i ze zdziwienia zapomniała, aby ten zapłacił.

Jechali autobusem. Harry podał Puchatkowi lekki na uspokojeni. Zadrżał na myśl o tym, że pigułki mogłyby się skończyć. Z tego co o nim wiedział, to na oglądał on się filmów o tym jak ludzie zjadają się nawzajem. Po takim jednym seansie, gdy Krzyś go odwiedził, ten misiek w czerwonej bluzeczce zamiast ugościć Krzysia, zaczął go ganiać z nożem i widelcem wołając:
- Zjem cię! Zjem cię! Posiekam, podsmażę, albo wrzucę na grilla! Wracaj! – Na szczęście do niczego nie doszło, ponieważ Krzyś jest szybszy i zwinniejszy, a Puchatka wywieźli w kaftanie bezpieczeństwa jeszcze tego samego wieczora. Zakumulujesz się z kimś, a potem ten ktoś będzie chciał cię pożreć, paranoja.

Nagle autobus podskoczył gwałtownie, jęknął, stęknął i się zatrzymał. Kierowca wyszedł z pojazdu, otworzył maskę maszyny i popatrzył na silnik zastanawiając się co mogło pójść nie tak. Niezadowoleni pasażerowie zaczęli kląć, wyzywać oraz narzekać na to, jakiego oni mają pecha.
- A ja wiem co jest nie tak – zawołał szczęśliwy Puchatek, lecz kierowca go zignorował.
- Wiem co się popsuło – powiedział ponownie misio, ale również teraz kierowca udawał, że go nie słyszy. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy. W końcu zdenerwowany mężczyzna rzekł:
- Skoro wiesz to powiedz, co jest nie tak!
- Autobus się popsuł – oznajmił uradowany Puchatek. Kierowca wyglądał jak wulkan, który zaraz wybuchnie. Harry złapał Kubusia za łapkę i odciągnął na bok, ratując mu skórę. Sam nie należał do inteligentnych ludzi, ale ten obok to już prawdziwe dno, choć tak naprawdę musiał przyznać, ze trochę go lubi. A może mu się wydaje, że go lubi? Może po prostu nie chce być teraz sam i dlatego sobie wmawia, iż czuje jakieś pozytywne uczucie w stosunku do tego nietuzinkowatego miśka. Sam nie wiedział, ale za długo nie zajmował sobie tym głowy.
- Chodź. Idziemy na pieszo – zadecydował Potter i skręcili w boczną dróżkę, która prowadziła do lasu. Podobno teraz tam mieszkał Beniamin.

Po trzech godzinach wałęsania się po tej dzikiej puszczy, dotarli tam, gdzie chcieli. Załomotali w drzwi, ale odpowiedziała im głucha cisza. Puchatek załapał za klamkę i otworzył drzwi. Weszli do środka. Wewnątrz czuć było dziwnie znajomy zapach, którego nie mogli rozpoznać. Ruszyli dalej. Podłoga przeraźliwie skrzypiała pod ich ciężkimi krokami. Niespodziewanie do Pottera dotarło coś, co sprawiło, że jego mięsnie zaczęły sztywnieć, a żołądek był jak z plasteliny.
- Oni tu są! Oni tu są! ONI TU SĄ! – Zaczął piszczeć przeraźliwe, wysokim głosem, że aż cud, że szyby w oknach nie popękały. Z kuchni w białym kitlu wybiegł Terminator uśmiechając się na pozór milutko. W rękach trzymał pistolet, w którym były strzałki z płynem nasennym. Zaraz za nim pojawił się Herkules i doktor Dolitte trzymając kaftany bezpieczeństwa. Harry wraz z Kubusiem rzucili się z krzykiem do drzwi. Z trudem przedzierali się prze gęsty las, raz po raz potykając się o korzenie. W końcu ich ucieczkę zakończyła szeroka na dwadzieścia metrów, rwąca rzeka.
- O kurczę! – Jęknął Potter - Co teraz?!
- Pamiętam jak Goofy opowiadał mi, o swojej ucieczce z Myszką Miki przed kaczorem Donaldem. Podobno był pijany – zachichotał Puchatek.
- Do rzeczy, do rzeczy! – Popędzał Potter.
- I mówił, że jak zapali się latarkę nad rzeką to robi się taka ścieżka, po której można przejść może my też moglibyśmy tak uciec?
- Super! A masz latarkę?
- Nie, myślałem, że ty masz..
- Ty miałeś wziąć! – wrzasnął Harry – Mogą być zapałki, albo zapalniczka?
- Mogą a masz?
- Poczekaj – zaczął przeszukiwać swoje kieszenie. – Nie, nie, nie! Pewnie wyleciały mi jak biegłem przez ten zakichany las!
- A tu was mamy! –Zawołał Terminator wyskakując z krzaków.
- Chodźcie gołąbeczki i nie uciekajcie przed wujkiem Herkulesem.
- Wszyscy za wami tęsknią – dodał doktor Dolitte.
Harry popatrzyła na Puchatka. W ich głowie biło się tysiące myśli. Niby chcieli uciec z psychiatryka, bo przecież to miejsce dla idiotów, a oni nimi nie byli, ale z drugiej, mieli tam kumpli. Skoczyć do rzeki, czy dać się złapać? Totalny kosmos! To tak jak wybierać, czy zginać śmiercią przez powieszenie, czy przez spalenie na stosie.
Chociaż już raz uciekli z tego, tak zwanego domu wariatów to pewnie uda się i drugi raz. Obmyślą lepszy plan i przygoda zacznie się na nowo. Wtem poczuli dziwne ukucie w okolicach szyi. W głowie zaczęło wirować i nim zdążyliby policzyć do trzech, runęli jak dłudzy.

Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 10 minut