profil

Wywiad z Małym Księciem

poleca 84% 2745 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Dobrze widzi się tylko sercem.

Podróż przez kolejno poznane planety przysparzała mu jedynie rozczarowanie i gorycz. Ostatnim punktem, który odwiedził, okazała się Ziemia. Miejsce rocznego pobytu - najdłuższy przystanek w całej jego podróży. To tu poznał istotę przyjaźń, uchwycił sens życia i zrozumiał, czego mu brakuje. Mały Książę, bo o nim tu mowa, niezadowolony ze swojego bytu na planecie B-12, wyrusza w wyprawę, która pokazała mu świat dorosłych i istotę zmagania się z problemami, które go dotyczą. Doceniał to, co ma, a mianowicie Róże będącą daleko od niego, w miejscu znajdującym się nad naszymi głowami, ale tak naprawdę dla nas nieosiągalnym.

Dziennikarz: Czym jest dla ciebie świat dorosłych? Jak go odbierasz?

Mały Książę: Ludzie są dziwni albo raczej tylko dorośli. Cały czas tylko te cyfry i nic więcej. Kiedy poznajesz nowego kolegę i opowiadasz o nim rodzicom, jakie zadają pytania? Ile zarabia jego ojciec, ile waży, czy drogo się ubiera. Nie spytają się, co lubi, jaki jest jego ulubiony kolor, a przecież to jest najistotniejsze. W ogóle rzeczywistości, osób mających się za dojrzałych jest śmieszna. Spróbuj wytłumaczyć im, że widziałeś piękny dom wyłożony czerwonymi cegiełkami z wspaniałym ogródkiem. Nie zrozumieją. Natomiast, jeśli przedstawisz go jako obiekt za trzysta tysięcy powiedzą: "Jaki piękny dom". Planety, które odwiedziłem są najlepszym przykładem tego, że dorośli kochają się w cyfrach. Chociażby bankier. Trzy tysiące dwieście osiemdziesiąt pięć bla, bla, bla. Tylko to umiał - liczyć.

D. Jesteś bardzo rozgoryczony światem dorosłych, ale czy to nie jeden z nich był dla ciebie oparciem w ciężkich chwilach? Czy pilot nie okazał ci zrozumienia i nie chciał być twoim przyjacielem?

MK. Kiedy mówisz o pilocie jako o kimś dorosłym, jesteś w błędzie. W głębi serca jest rozkoszny jak dziecko. Potrafi wiele zrozumieć, a przynajmniej próbował. Był dla mnie bardzo miły i narysował mi baranka, którego tak chciałem mieć. Jego rysunki nie były wspaniałe i trochę się z nich śmiałem, ale były rysowane kredką z wnętrza duszy, kredką, która rysowała tak jak widzi serce.

D. Opowiedz mi o Róży. Kim dla ciebie była i dlaczego ja opuściłeś?

MK. Pamiętam dzień, kiedy po raz pierwszy ją ujrzałem. Było to z samego ranka. Miałem iść wyplewić chwasty ? baobaby i wtedy ujrzałem ją. Tak do końca nie maiłem pojęcia, kim jest, nie znałem tego kwiatu. Była piękna, Szykowała się bardzo długo na to, żeby pokazać się światu. Dobierała starannie każdy płatek. Nie chciała być jak maki ? cała pognieciona. Od samego początku igrała ze mną. Podziwiałem ją i była dla mnie wspaniałym osobą, ale po pewnym czasie zaczęła mnie irytować. To jej narcystyczne zachowanie doprowadzało mnie do złości. Źle się czułem w jej obecności. Musiałem odejść - opuściłem ją. Dopiero po upływie kilkunastu miesięcy zrozumiałem, kim dla mnie jest. Pojąłem, że jest dla mnie kimś bardzo ważnym, bo jeśli ktoś kocha różę, której jedyny okaz znajduje się na jednej z milionów gwiazd, wystarczy mu na nie spojrzeć, aby być szczęśliwym. Kiedy spojrzałem w górę czułem ciepło, ale i też wielki smutek za moją różą, dlatego musiałem do niej wrócić.

D. Kto nauczył Cię sztuki przyjaźni?

MK. Myślę, że zrobił to Lis. To on był moim przyjacielem i nauczył mnie tego, jak kogoś oswoić. Ludzie już dawno zapomnieli o przyjaźni, tak ważnej w naszym życiu. Nie polega ona tylko na wspieraniu, ale także rozumieniu. Powinna to być trwała więź pomiędzy innymi, a nie tylko kilkugodzinna zachcianka. Na wszystko potrzeba czasu. Lis pomógł mi wiele zrozumieć. Wędrując po Ziemi ujrzałem przepiękny ogród z tysiącem róż. Zrobiło mi się wtedy smutno, poczułem chyba lekki żal - moja Róża uważała, że jest jedyna na świecie. Ludzie hodują pięć tysięcy róż w jednym ogrodzie i nie potrafią znaleźć w nich prawdziwego piękna. Dla nich to tylko zwykłe kwiaty, dla mnie coś najpiękniejszego. Uświadomił mi to lis. Cierpiałem, gdy nadszedł moment, gdy musiałem opuścić, mojego bliskiego przyjaciela. Tyle dla mnie zrobił i tyle mnie nauczył. Na pożegnanie "dał" mi coś strasznie cennego, słowa, którymi powinniśmy się kierować. "Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu".

D. Jak wróciłeś na swoją planetę?

MK. Było mi źle, dlatego że nie pożegnałem się z moją Różą, tak strasznie za nią tęskniłem. Wiedziałem, że nie potrafię bez niej żyć. Przyjaźń i miłość nie polega na opuszczeniu bliskiej osoby, którą się kocha tak, jak ja kochałem swego kwiatka. Wróciłem do mojej Róży tylko dzięki żmii. Spędzając tydzień na pustyni z pilotem, nie mogłem odejść bez słowa i musiałem mu powiedzieć o swoim zamiarze. Uparł się, aby pójść ze mną, ale ja byłem temu przeciwny, lecz po pewnym czasie się zgodziłem. Bardzo martwił mnie fakt, że wąż ma bardzo silny jad. Na szczęście okazało się, iż zbyt mało, żeby zaatakować drugi raz. Kiedy poczułem, że jestem gotowy, żmija przeleciała koło mojej nogi jak błyskawica i ukąsiła mnie. Trochę bolało, ale tylko chwilę. Poczułem się senny i przez zamglone oczy wyjaśniłem pilotowi, że nie mogłem zabrać ciała ze sobą, bo jest zbyt ciężkie, aby się unieść. Odszedłem i wróciłem do mojej róży.

D. Dziękuję za rozmowę.

MK. Przyjemność po mojej stronie.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut