profil

Stanisław Barańczak - biografia

Ostatnia aktualizacja: 2021-05-22
poleca 85% 176 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Stanisław Barańczak - urodził się w Poznaniu w 1946r, tam też ukończył polonistykę na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. W latach 1967 - 1971 był członkiem redakcji miesięcznika „Nurt” oraz jednym z założycieli Komitetu Obrony Robotników (KOR). W latach 1967 - 1980 Barańczak objęty był zakazem druku, wyrzucono go także z Uniwersytetu, gdzie pracował naukowo. W roku 1981 wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie na Uniwersytecie Harwardzkim wykładał literaturę polską. Debiutował jako poeta i krytyk w 1965r., jego pierwszy tomik poezji „Korekta twarzy”, ukazał się w 1968r, Oprócz tego wydał między innymi: „Jednym tchem”(1970), „Tryptyk z betonu, zmęczenia i śniegu” (1980), „Widokówka z tamtego świata” (1988). W wierszach tam zawartych drążył problematykę moralną, wiążąc jaz wiarygodnością języka. Charakterystyczna dla tego okresu twórczości jest ironia, publicystyczne zwroty z milicyjnych przesłuchań mówią o cenzurze, konfiskacie wierszy i przeszukiwaniu mieszkań. Drugi etap twórczości przynosi poezję refleksyjną, metafizyczno-egzystencjalną, czego przykładem jest wiersz „Widokówka z tego Świata”, w którym poeta prowadzi dowcipny dialog z Bogiem. Powszechnie znane są nie tylko jego wiersze, ale również eseje oraz przekłady poezji angielskiej.
Barańczak początkowo związany był z Nową Falą, czyli pokoleniem poetów urodzonych w latach czterdziestych (pod koniec wojny lub już po wojnie). Ich debiuty poetyckie przypadły na drugą połowę lat sześćdziesiątych. W dojrzałość wkroczyli wraz z epoką, „późnego Gomółki”, zaś wypadki marcowe 1968r, które określić można mianem wstrząsu pokoleniowego, miały duży wpływ na ich podstawę i twórczość.

Nowa Fala zakładała zwrot ku konkretowi życiowemu i tematowi codziennemu, „mówienie wprost”, posługiwanie się językiem codziennej komunikacji. Poeci korzystali z doświadczeń życia codziennego, głównym motywem ich twórczości było miasto.

Cechy poezji


Podstawkowym tematem poezji Barańczaka jest egzystencja ukazana w złożonych i różnorodnych przejawach. Powinności etyczne, zjawiska społeczne i polityczne, problemy metafizyczne i religijne odnoszące się do konkretnej jednostki określonej nieokreślającej się wobec siebie, a także wobec innych ludzi świata. Sceny konstruowane były za pomocą bardzo zmetaforyzowanego języka poetyckiego, wykorzystującego tradycje awangardy i baroku oraz rozwijającego się nurtu lingwistycznego. Modyfikacja poetyckiego stylu jest częściowo związana z nieskrępowanym sięganiem do społecznych i językowych realiów. Posługuje się wyrafinowanym językiem. Jego poezja jest inspirowana wierszami przekładanymi, w przekładach wyraźnie uobecnia się autorskie "Ja" Barańczak - poety.

„Garden party”


„Garden party” to utwór, który musi przyprawić o rozterkę każdego znającego, choć trochę teorię literatury czytelnika. Pojawiają się dwa istotne pytania: czy to „Ogrodowe przyjęcie” jest utworem pisanym prozą czy wierszem? I czy to liryka, czy dramat?
Tylko zapis graficzny każe nam umieścić ten utwór po strome poezji. Tylko specyficzna selekcja przytaczanych wypowiedzi (całkowity brak słów tego, kogo należałoby uznać za podmiot liryczny!) pozwala nam przyjąć, że mamy do czynienia z liryczną prezentacją świata przedstawionego.
Ten pozornie niekontrolowany strumień wypowiedzi, w pełni dramatycznych pod względem formy, pozwala nam podejrzeć istotę świata, zamykającą się dla Polaka w spostrzeżeniu, iż w „ogrodowej zabawie” Amerykanów niefrasobliwa, towarzyska konwersacja dotyczy tego, „co słychać w Polsce?”, gdy tu trwa stan wojenny.
Tak naprawdę nie ma nic niezwykłego w sytuacji przedstawionej w tym utworze. I to - skądinąd - jest najbardziej przerażające.
Kolejny polski emigrant polityczny przybył do kolejnego kraju. Nie wiemy dlaczego, nie wiemy gdzie... W końcu to nic szczególnego w naszych dziejach. To tak bardzo normalne, że nawet gospodarze nie bardzo mogą połapać się, z kim mają do czynienia:... Banaczek?...
Czy to czeskie nazwisko? A, polskie!...
Emigracja z Polski, z ojczyzny, nie wydaje się tym ludziom zdarzeniem dramatycznym: To znany,
„pan z Polski? Jakże miło...”
Konwersacja o niczym toczy się bez zahamowań. Nie pada tylko pytanie, dlaczego państwo przyjechali całą rodziną. Zresztą bohater zdarzenia nie ma nawet szansy z własnej inicjatywy powiedzieć coś na ten temat czy w ogóle cokolwiek ważnego o sobie. Pierwszego rozmówcę (panią domu) zastępuje drugi (gospodarz), który wie, że: „... trzeba, po pierwsze, zaprowadzić do stołu...”
Ten stół jest zresztą taki, jak rozmowa: na niby. Królują na nim krakersy i chipsy. Można jednak odnieść wrażenie, że o Polakach pan domu wie coś więcej: „... pan sobie naleje sam, prawda?...”
Rozmówcy zmieniają się w zawrotnym tempie, a dzięki temu ustalamy, jaki jest ich stan wiedzy o ojczyźnie gościa (chyba zresztą dość przypadkowego, skoro gospodyni nie zna jego nazwiska i narodowości). Otóż wiedzą, że jest: „...Wa..., no, ten z wąsami...”
oraz, że jest Papież z Polski (wystarczy zobaczyć o nim dwa filmy, by powiedzieć znam Polskę): „…nic nie wie o świecie, straszny konserwatysta …”
Gdy tylko w konwersacji pojawia się moment dający okazję do rozmowy autentycznej, np. wspomnienie o polskich demonstracjach, uczestnicy „garden party” natychmiast popadają w rozbudowane dygresje o własnym świecie. I choć ktoś mówi:
Europejczycy słusznie twierdzą, że „kultury nam brakuje” widać i to, że im ten brak nie przeszkadza, i to, że nic, poza własnym krajem, nie jest im potrzebne, ba, nawet nie jest ani trochę ciekawe.
Zdawkowe pytanie o dzieci gościa powoduje pseudo dyskusję o oświacie. Właściwie nie idzie w niej o nic poza pytaniem, kto powinien więcej płacić: rodzice? budżet federalny? Kwestia, jaka ma być dobra szkoła, też nie zostaje podjęta. Uczestnicy rozmowy rzucają frazesy, ale to akurat okazuje się bardzo poruszające.
Dlatego gospodarz (?) - czuły, by nic nie popsuło miłej atmosfery przyjęcia - strofuje zebranych:
„Hej, wy tam, skończcie wreszcie, co za fatalny obyczaj - dyskutować przy winie, zakąsce na poważne tematy …”
Pouczenie zostaje należycie przyjęte. Ktoś z gości, by rozładować atmosferę, rzuca pytanie, które nikogo nie zdenerwuje, bo każda odpowiedź jest wszystkim jednakowo obojętna: „...Więc? Co słychać w Polsce?”
Z doboru przedstawionych wypowiedzi uczestników ogrodowej zabawy przebija żal i poczucie osamotnienia tego, kto - jako obcy - znalazł się tam; wyraźnie nie na swoim miejscu. Jego nowi znajomi mają swój sposób bycia, swoje tematy. Z perspektywy przybysza są one płaskie, nieważne. Dla niego zestawienie demonstracji w jego ojczyźnie i reklam telewizyjnych, to przykład żałosnego ubóstwa umysłowego zebranych.
Ale jest obcy i obcym pozostanie, bo nikt nie potrzebuje zbliżenia z nim. Jego milczenie jest wymowne: choć zapewne coś mówił, ani jedno jego słowo nie zostało usłyszane. Dlatego stenogram tego spotkania doskonale obywa się bez jego „niepoważnych” wypowiedzi.

„Widokówka z tego Świata”


Najsłynniejszy wiersz Barańczaka już samą budową zwraca uwagę: ma trzy strofy, każda po trzynaście wersów, a liczba sylab w wersie waha się od trzynastu do pięciu. Pierwsze wrażenie jest takie, iż mamy do czynienia z wierszem wolnym, ale przy odrobinie uwagi okazuje się, że wersy długie, skrócone i krótkie wypadają zawsze w tym samym miejscu strofy, a odstępstwa od długości odpowiednich wersów wynoszą najwyżej (i to sporadycznie) jedną sylabę. Podobnie jest z rymami: wiersz, który czyta się jak wiersz biały, ma rymy, choć występują one bez określonego porządku. Tak oto mamy do czynienia z klasycznym wierszem nieregularnym - co dokładnie współgra z jego treścią: niby mówi o świecie, w którym zabrakło wyższego porządku, ale istnienie tego porządku, jego pragnienie, każdy wyczuwa podskórnie.

Widokówka z tego świata. Widokówka to rodzaj najbanalniejszej korespondencji. Najważniejszą część komunikatu stanowi zdjęcie - widoczek miejsca, skąd chcemy kogoś pozdrowić. A pozdrowienia będą z tego świata. Jak można się domyślać, na „tamten świat”, co zawsze w języku potocznym oznaczało świat dusz. Boga, niebo. Każda z trzech strof zaczyna się od słów: Szkoda, że Cię tu nie ma...
Ten dosyć typowy zwrot z karteczki oznacza, oczywiście, żal, że nie można przeżywać razem z kimś tego, co dla nas jest ważne, miłe, ekscytujące. „Nie ma Cię”, a powinieneś to zobaczyć, gdybyśmy patrzyli razem, byłoby ciekawiej - i dla mnie, i dla ciebie. Ten zwrot zawiera jednak i inną, niezwykle istotną treść: tu Cię nie ma, to znaczy w ogóle jesteś, ale tak się zdarzyło, że idziemy odmiennymi drogami.
Podmiot liryczny opisuje miejsce, skąd wysyła pozdrowienia. Ta przypłaszczona kropka to kula ziemska:
„... Klimat znośny, chociaż bywa różnie. Powietrze lepsze pewnie niż gdzie indziej. Świat wygląda interesująco: Są urozmaicenia: klucz żurawi, cienie palm i wieżowców, grzmot, bufiasty obłok.”
Niestety, w tym niezwykłym krajobrazie me można znaleźć niczego więcej - poza samym krajobrazem:
„... zawsze ponad głową ta sama mroźna próżnia milczy swą nałogową odpowiedź...” Adresat nie z tego świata znalazł się gdzieś daleko, nie widzi tego, co piszący: „... Powiedz, co u Ciebie słychać, co można widzieć, gdy się jest Tobą...”
Szablonowe pytanie na zakończenie listu (co u Ciebie słychać) nabiera głębi kosmicznej, choć tak mimochodem jest rzucone.
Druga część widokówki (albo druga widokówka) nie mówi już o przestrzeni, ale o czasie. Pozdrawiający zawarł się: „... w chwili dumnej, że się rozrasta w nowotwór epoki...”
Każda nowa chwila jest nowotworem dla przeszłości. Nie tylko stoczy ją i odmieni, ale jej nowość zabije to, co stare. Czas czyni nasze istnienie zagadką:
„... co będą mówili o niej ci, co przewyższa nas o grubą warstwę geologiczną...”
Z perspektywy bytu człowieka w ogóle nie są one istotne. I tak wszyscy pomrzemy, i bez znaczenia jest, kiedy czy dlaczego. A jednak to właśnie pytanie pochłania człowieka najbardziej: „... wciąga mnie, niedorzeczny kryminał krwi i grozy, powieść - rzeka, która swój mętny finał poznać mi pozwoli dopiero, gdy i tak nie będę w stanie unieść zamkniętych ciepłą dłonią zimnych powiek.
Udręczony swoimi ograniczeniami piszący, który zamieszkał w punkcie, zawarł się w chwili, zagłębił się w ciele, powtarza po raz trzeci: „... Ale dosyć już o mnie...”
Dla niego - mimo wszystko - bardziej interesujący jest adresat. Bo oto okazuje się on sprawcą tego, co czuje nadawca: „... Mów, jak Ty się czujesz z moim bólem - jak boli Ciebie Twój człowiek”
Teraz nie można mieć wątpliwości. Odbiorcą widokówki jest Bóg. Bo jeśli człowiek może być w ogóle czyjś, to tylko Jego. Ale choć człowiek szuka Go wszędzie: w przestrzeni, czasie, sobie samym - nigdzie nie może Go spotkać. Wie, że On istnieje, ale tu Go nie ma. Zamknięty we wszystkich swoich pułapkach cierpi. Nie wie jednak nawet, czy to cierpienie coś dla Boga znaczy.

„U końca wojny dwudziestodwuletniej”


Utwór jest silnie związany z biografią Barańczaka, jest jednym z najbardziej znanych wierszy poety. Barańczak w wierszu wyraża tragedię ludzi, którzy w 1968 r. zetknęli się z totalitarną, antysemicką przemocą komunistycznej władzy. Na świat przedstawiony w wierszu składają się obrazy, w których poeta demaskuje dążenia prześladowców chcących ograniczyć za wszelką cenę wolność myśli i sumienia. Znaleźć tu można liczne napomknienia o niekończących się przesłuchaniach, katowniach ofiar i zabójstwach dokonywanych przez Urząd Bezpieczeństwa.
Poeta wykorzystuje wieloznaczność słów i wyrażeń, co sprawia, że świat przedstawiony ulega deformacji. Słowo „oświecenie” kojarzy się poecie z oślepieniem przesłuchiwanych więźniów politycznych „lampą z biurka”, „kaganek oświaty” zostaje zastąpiony „kagankiem kagańca”.
Wiersz pokazuje degradację jednostki, która rozgrywa się nie tylko na zewnątrz, dotyczy nie tylko walki z komunistycznym totalitaryzmem, to również wewnętrzny konflikt, rozdarcie świadomości, degradacji psychiki, uczuć prześladowanego człowieka. Jest to aluzja do najnowszej historii Polski roku 1968.

Stanisław Barańczak w swoim wierszu wykorzystując możliwości języka, przede wszystkim sięga do wieloznaczności słów i wyrażeń. Świat przedstawiony ulega przez to deformacji i zniekształceniu. Tragedia nie rozgrywa się jedynie „na zewnątrz”, cała „wojna dwudziestodwuletnia” toczy się również w świadomości i wnętrzu podmiotu lirycznego.
Utwór zbudowany jest z trzech nieregularnych części. Jest to wiersz biały, bezrymowy. Występują tu metafory: „nalot łez”, porównania: „oświeconą lampką jak krótkim tchem psa spuszczonego ze smyczy”, gra słów: „dzień ostatecznego zawieszenia broni nad głową”

„Mieszkać”


Wiersz ten pozornie przypomina zwykłą, dziecinną wyliczankę. Gdyby usunąć wszystkie wtrącone w nawiasach dopowiedzenia, wyglądałby nadzwyczaj skromnie:

„Mieszkać kątem u siebie (...),
we własnych czterech
cienkich ścianach (...),
na własnych śmieciach,
do własnej śmierci (...)”


Budowa utworu (a przede wszystkim wtrącenia) sugeruje, że w życiu człowieka sprawy najważniejsze często są spychane na margines, istnieją jakby zawieszone w nawiasie. Podmiot liryczny wyraża się o człowieku jako o „ósmym cudzie świata”, istocie przeznaczonej do wyższych celów niż bezbarwna egzystencja w czterech ścianach własnego mieszkania. Człowiek powinien zastanawiać się nad własnym życiem, postępowaniem, nad otaczającą go rzeczywistością. Każdy człowiek musi kiedyś umrzeć, lecz spokojne rozważanie sensu własnej egzystencji umożliwia godne oczekiwanie nieuchronnej śmierci. Kluczem do zrozumienia świata jest zrozumienie najprostszych (pozornie) i najbanalniejszych słów oraz odkrycie ich sensu.

„Pan tu nie stał”


Wiersz należy do cyklu „Dojść do łady” napisanego na przełomie lat 1979 i 1980. Tematem cyklu Barańczak nawiązywał do trudności i aprowizacyjnych początku lat 80. i wszechobecnych w Polsce kolejek. W utworze pojawia się metafora społeczeństwa polskiego jako kolejki. W kolejce obowiązują ścisłe prawa: każdy pilnuje swego miejsca i tego, aby nikt nie wszedł poza kolejnością. Społeczeństwo polskie początku lat 80. było społeczeństwem kolejkowym. Sklepy były puste i jedynie stojąc w długich kolejkach, można było coś kupić. W swoim utworze Barańczak wykorzystuje wielorakie znaczenie sformułowania „ stać”. Poeta wychodzi od wyrażenia „stać w kolejce”, „Pan tu nie stał” by następnie wymienić wszystkie idące za nim skojarzenia - stać za kimś murem, stać na czyimś stanowisku, stać na czele, stać kogoś na coś, stać otworem, stać na szarym końcu.

„Wypełnić Czytelnym Pismem”


Wiersz stylizowany na ankietę, kwestionariusz, które w większości sytuacji publicznych w latach siedemdziesiątych trzeba było wypełniać w Polsce.
Ankieta stanowiła główne źródło wiedzy o człowieku, a jednocześnie pozbawiała jednostkę podmiotowości. Utwór zbudowany jest z serii pytań typowych dla ankiety oraz szeregowanych odpowiedzi. Oprócz pytań typowo urzędowych pojawiają się również pytania dotyczące sfer życia prywatnego i intymnego.
Poeta ukazuje, w jaki sposób system totalitarny determinuje życie człowieka. Określa on nie tylko rolę obywatela w państwie i społeczeństwie, ale również zabija każdą indywidualność, pozbawia człowieka prywatności, sprowadza jego życie do wegetacji. System ingeruje w życie psychiczne jednostki wzbudzając w nim brak zaufania, strach. Człowiek systemu jest tylko trybem machiny, jego życie samo w sobie nie ma sensu. Jednostka w społeczeństwie totalitarnym pozbawiona jest przyszłości, świadoma ograniczeń, nie chce przenosić swego zniewolenia i lęków na innych - następnego pokolenia.

„Spójrzmy prawdzie w oczy”


Utwór „Spójrzmy prawdzie w oczy” pochodzi z tomu „jednym tchem” wydanego w 1970r. Głównym tematem wiersza jest prawda i jej poszukiwanie w rzeczywistości. Punkt wyjścia rozważań stanowi tytułowy związek frazeologiczny, który zostaje poddany szczególnej interpretacji. Poszukując znaczenia poszczególnych słów w nim zawartych, Barańczak rozbija potoczny zwrot i uściśla jego sens.

„Spójrzmy prawdzie w oczy: w nieobecne
oczy potrąconego przypadkowo
przechodnia z podniesionym kołnierzem”


Dzięki wprowadzonym przez poetę dodatkowym określeniom prawda przestaje być czymś abstrakcyjnym, a związek wyrazowy traci swoje metaforyczne znaczenie i daje się odczytać dosłownie. Oczy prawdy to oczy człowieka konkretnego, spotykanego na ulicy przechodnia. Znaleźć drogę do prawdy można przypadkowo, w codziennych sytuacjach, wśród szarych ludzi. Natknąć się na mą można tak, jak na człowieka potrąconego w tłumie. Prawdy poszukuje poeta w doznaniach indywidualnych, osobistych niekontrolowanych przeżyciach, których autentyczność polega na spontaniczności i niepowtarzalności: te sytuacje określa mianem nieposłusznych i pośpiesznych (sen, łzy, śmierć). Spojrzenie człowieka wyraża prawdę o nim, o jego trudnym, smutnym życiu. Tylko taki konkretny człowiek jest autentyczną wartością, ważniejszą od abstrakcyjnych idei i ogólnikowych haseł.

„więc dajmy z siebie wszystko
na własność tym spojrzeniem, stańmy na wysokości
oczu, jak napis kredą na murze...”


Interesującemu rozbiciu ulega w tym fragmencie kolejny związek frazeologiczny. Ze zwrotu „stanąć na wysokości zadania” poeta usunął ostatnie słowo i zastąpił je, stosując przerzutnię obcą znaczeniowo. Stanąć na wysokości oczu to sprostać wymaganiom prawdy, być jej wiernym i odpowiedzialnym za nią. Prawda objawia się tu jako „napis kredą na murze” - przeciwieństwo słowa drukowanego i oficjalnego. Mimo nieoficjalności prawdy jest ona wszechobecna i wszystko podlega jej osądowi. Lekceważona, zakłamana ma jednak w sobie siłę, która sprawia, że są momenty, gdy musi wyjść na jaw. Jest jak milczące, ale wymagające spojrzenie szarego człowieka.

Wiersz można uznać za wyraz poglądów wspólnych poetom Nowej Fali. Cechuje ich szukanie w społecznej rzeczywistości - prawdy, a drogą do niej ma być nieufny krytyczny stosunek do narzuconych wizji świata.

Źródła
  1. Aldona Szóstak - Powtórka z literatury
  2. Alicja Popławska - Polska literatura współczesna po 1956 r.
  3. Małgorzata Niemczyska Szkice interpretacyjne wierszy współczesnych Kraków 2000
  4. Artur Hutkiewicz, Andrzej Lam Warszawa Literatura polska XX wieku. Przewodnik encyklopedyczny 2000
Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie
(0) Brak komentarzy

Treść zweryfikowana i sprawdzona

Czas czytania: 15 minut