profil

Morze łez

poleca 85% 116 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

*"Miłość to opar co z westchnień uchodzi;
Rosnąc w kochanków oczach płomień rodzi;
Cierpiąc kochaniek w łez morze ją zmienia.
Czymże jest więcej? Szaleństwem milczącym,
Dławiąca żółcią i lekiem kojącym"



Tych dwoje z pewnością kochało się jak mało kto. Wiosną przesiadywali na łące podziwiając przyrodę, która rodzi się o tej porze roku, czytali sobie nawzajem ulubione fragmenty dramatów wielkich pisarzy oświecenia i romantyzmu.
Latem pod osłoną cienia wysokich drzew, recytowali poematy, które sami napisali w chwilach samotności. Dla ich obojga literatura była natchnieniem i sensem życia.
Zrywał dla niej najpiękniejsze kwiaty i wręczając je szeptał do ucha „Kocham cię”. Wszystkie problemy rozwiązywali wspólnie i wspierali się w najcięższych chwilach. Nie wyobrażali sobie życia bez siebie. Siadali pod gruszą, którą niespełna piętnaście lat temu zasadzili przed swym domem i nic nie mówiąc potrafili powiedzieć sobie wszystko co czują.
Często spacerowali po wąskich uliczkach małego nadmorskiego miasteczka, w którym mieszkali, trzymając się za ręce i rozmawiali na wszystkie tematy. Czasem zastanawiali się jak będą wyglądać w starości, albo rozmyślali nad tym jaki los jest dobry, że dał im siebie.
Choć nie byli bogaci czuli się najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, bo mieli siebie i to im wystarczało. Ich domek był skromny, lecz zawsze czysty i przytulnie urządzony.
Ona nosiła kapelusze i zwiewne sukienki. Subtelna i lekka jak motyl kochała go całym swoim sercem i by nie opuszczał jej tak często oddałaby dusze i ciało. On był ratownikiem WOPR-u. Każdą wolną chwilę poświęcał swojej ukochanej. Będąc na morzu i zmagając się z różnymi przeciwieństwami pisał dla niej wiersze i śnił o niej każdej samotnej nocy. Zawsze kiedy wracał z misji ona siedziała na plaży i czekała na niego. Była lekko spięta i miała zaniepokojony wyraz twarzy. Uspakajała się dopiero w momencie, kiedy mogła rzucić się w objęcia najmilszego. Ileż było radości w tym powitaniu, gdy wracał nawet po paru godzinach nie da się opisać.
Tym razem kochankowie musieli rozstać się w okropną pogodę. Choć dziewczyna próbowała zatrzymać miłego przy sobie, on wiedział, że inni go potrzebują.
Żegnali się w płaczu tak gęstym jak mgła unosząca się nad tym rybackim miasteczkiem gdzie wiedli spokojne życie. Kobieta podarowała swojemu ukochanemu broszkę. Taka niewielka rzecz, a tyle dla nich znaczyła. Był to jej pierwszy prezent od niego. Miała ją zawsze przy sobie i pożyczała ja mężowi, kiedy wypływał w kolejny rejs.
Jak zwykle wpiął ją sobie w bluzę pod sztormiakiemi całując ją po raz ostatni tak gorąco jak tylko potrafił, wszedł na łódź.
Zalana łzami machała mu na pożegnanie w nadziei, że wkrótce wróci. Gdy tylko przyszła do domu modliła się, by wyszedł z tej wyprawy cało i wkrótce był już przy niej. Modliła się całą noc czekając na niego.
Rankiem pogoda poprawiła się jak to miała w zwyczaju po całonocnym sztormie. Słońce świeciło co prawda jeszcze dość nieśmiało, lecz deszcz przestał już padać i na niewinnie zachmurzonym niebie białe puszyste baranki leniwie płynęły wzdłuż świeżo utworzonej tęczy, która mieniła się w słońcu jak dotknięta czarodziejską różdżką.
Podniosła się z kolan. Podeszła do okna i nie patrząc na radio włączyła je. Z nieco większą uwagą zaczęła szukać stacji, która podawała wiadomości.
Spokojnie wysłuchała jeszcze reklamy nowo otwartego supermarketu w Krakowie i wsłuchała się w słowa dość młodego spikera:
-Nocny sztorm spowodował ogromne szkody. Wiele wiosek zostało zalanych a jeden statek został zatopiony- po ciele młodej kobiety przeszły ciarki. Powoli usiadła w wygodnym czerwonym fotelu. Czarujący głos wydobywający się z radia zdawał się oddalać.
Zamknęła oczy i wbiła paznokcie w fotel. Łzy ciekły jej po policzkach najpierw kropelkami, potem już ciurkiem.
„To mógł być jeden z wielu statków…”
„Powiedzieliby, że to statek WOPR-u…”
„To NIE MOŻE być on…” – mówiła do siebie lecz sama do końca nie wierzyła we własne słowa.
Miała przeczucie. Chciało jej się krzyczeć, lecz jakiś niewidzialny stwór trzymał ją za gardło. Zacisnęłam mocniej powieki i oparła głowę na rękach. Myśli biegały jej po całej głowie i nie mogła się skupić.
Płakała prawie pół godziny i żaden dźwięk do niej nie dochodził.
Siedziała jeszcze chwilę usiłując się uspokoić i powoli wstała. Nogi miała jak z waty i idąc zataczała się lekko. Podeszła do niewielkiego lustra w łazience i patrząc na własne odbicie poczuła wstręt.
Z jej gardła wydobył się krzyk, który miał przynieść ukojenie. Nie wiedziała, czy to coś da. Czuła się całkowicie pusta w środku. Jej wnętrzności gdzieś uciekły, a każdy oddech sprawiał ból i rozpierał jej klatkę piersiową, jakby nie chciał pozwolić jej żyć. Nie wiedziała co dalej zrobić.
Nie do końca będąc świadomą co robi wyszła na główną ulicę i rozejrzała się dookoła. Na szczęście sztorm nie wyrządził wielu szkód w miasteczku.
Nie miała sił stać, więc uklękła. Gdzie by nie spojrzała wszystko przypominała jej ukochanego.
Małe urocze domki, które pomagał budować, przechodzący sąsiedzi z którymi rozmawiał, kwiaty które podziwiał i zrywał dla niej, drzewa pod którymi wspólnie rozmyślali no i w końcu morze, które kochał chyba bardziej niż ją. Ta grymaśna matka zabrała go do siebie. Dziewczyna nie miała co do tego już żadnych wątpliwości.
Podeszła do wody. Ujęła trochę w ręce i przemyła nią twarz. Poczuła się nieco lepiej. Wstała. Usiadła na brzegu. Siedziała tam aż do zmierzchu.
Jedna z sasiadek przysiadła się do niej.
- Zjesz coś?- zapytała po dłuższej chwili
- Nie, dziękuję – spróbowała się uśmiechnąć lecz jej usta wygięły się jedynie w dziwny grymas, który wyrażał tylko cierpienie.
- Mogłam się tego spodziewać – poczekała dłuższa chwilę po czym dodała:
- Zostawiam ciebie sama jakbyś czegoś potrzebowała to mój dom stoi otworem – okryła kobietę czarną chustką ze wzorem ręcznie wyszytym srebrną nitką.
Uświadomiła sobie, że została sama, ale przecież tego właśnie chciała. Poczuła się tak opuszczona jak nigdy. Zostawiła wszystko w wielkim mieście i w tej wioseczce nie miała nikogo oprócz męża. Rozmyślała o tym wszystkim cała noc. Nie poruszyła się przy tym ani o centymetr.
Nazajutrz ta sama sąsiadka przyniosła jej miskę gorącej owsianki. Choć sama się tego nie spodziewała pochłonęła ją w całości w parę minut. Co prawda nie jadła nic poprzedniego dnia ale nie odczuwała głodu, dopóki nie skosztowała pierwszej łyżki.
Po chwili znów została sama. Postanowiła wrócić do domu. Otworzyła drzwi i stwierdziła, ze zostawiła okropny bałagan. Nie dbała już o to. Czuła, że nie ma dla kogo sprzątać.
Zgarnęła stertę rzeczy z sofy i położyła się na niej. Sąsiadka musiała dosypać czegoś na sen. Zasnęła, lecz sen nie przyniósł jej ukojenia.
Śnił jej się jej ukochany, który prosił, by do niego przyszła. Nie był człowiekiem tylko zjawą. Czasem zakrywały go na chwilę fale, lecz po chwili pojawiał się znów, tylko po to żeby powtarzać wciąż te same słowa:
„Chodź do mnie… Chodź, bo cierpię bez ciebie” .
wielokrotne próbowała dotknąć jego twarzy, lecz ona rozpływała się pod jej palcami.
Obudziła się zlana potem. Usiadła na brzegu sofy i nie miała już wątpliwości co ma dalej zrobić. Nie namyślając się wiele pobiegła na plażę. Naskrobała palcem na piasku:

„…CIERPIĄC KOCHANEK W ŁEZ MORZE JA ZMIENIA…”

Obmyła spoconą twarz słoną zimna wodą, stanęła na początku molo. Nigdy nie wydawało jej się ono tak długie jak dziś. Zamknęła oczy. Biegła, biegła a po chwili już frunęła. Nie czuła i nie słyszała uderzeń własnych stóp o mokre deski. Postanowiła otworzyć oczy i uświadomiła sobie, że jest już pod wodą. Czuła się błogo i nie bała się wcale, bo wiedziała, że za krótką chwilę spotka się z ukochanym.
Zaczęło brakować jej tchu. Poczuła że się topi.

***
- Pan żyje! – wykrzyknęła sąsiadka na widok wysokiego umięśnionego mężczyzny z trzydniowym zarostem.
- Pewnie, ze żyję! Po prostu ekspedycja się przedłużyła. Gdzie jest Lila? Zawsze czekała na mnie na plaży.
- Ona, ona, ona…
- No już sąsiadko droga… - pomógł jej mężczyzna
- Ona myślała, ze pan nie żyje i… rzuciła się z pomostu do morza.

* Fragment z dramatu Williama Shakspear'a "Romeo i Julia" w przekładzie Macieja Somczyńskiego.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 8 minut