profil

Pewnego dnia odżył we mnie błędny rycerz… - opowiadanie o sytuacji, w której zachowałeś się jak Don Kichot.

poleca 85% 964 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Pewnego dnia odżył we mnie błędny rycerz… - napisz opowiadanie o jednej sytuacji (prawdziwej lub wymyślonej), w której zachowałeś się jak Don Kichot.

Był ciepły letni dzień wracałam zadowolona z zakupów. Cały dzień chodziłam po sklepach i jak najszybciej chciałam wrócić do domu. Szłam śpieszno w stronę przystanku. Niestety przed chwilą uciekł mi autobus. Postanowiłam, że do domu wrócę piechotę. Mieszkałam tylko kilka przecznic dalej, a pogoda była naprawdę przepiękna.
Szłam powoli wpatrzona w wakacyjne, błękitne niebo i wyobrażałam sobie miny moich koleżanek, gdy zobaczą mnie w moich nowych strojach. Zadowolona prawie nie zauważyłam starszej kobiety, która żebrała na ulicy. Zatrzymałam się i odwróciłam w jej stronę. Kobieta miała na sobie stare połatane ubrania, jej twarz była cała w zmarszczkach, a w jej oczach było tyle cierpienia i smutku. Zrobiło mi się jej żal. Podeszłam do niej i zapytałam czy nie jest może głodna. Odruchowo rozejrzałam się czy przypadkiem nie przechodzi ktoś znajomy, bo przecież to obciach komuś pomagać. Co by powiedziała Kaśka, gdyby mnie teraz zobaczyła? Wyśmiałaby mnie i powiedziała, że ta baba tylko udaje. Przegoniłam zimne myśli i oddałam kobiecie swoją kanapkę oraz dałam drobne na jedzenie. Kiedy to zrobiłam w jej oczach pojawiły się łzy i ogromna wdzięczność. Powiedziałam, że to nic takiego, ale ona mówiła, że nikogo w tych czasach nie obchodzą tacy ludzie jak ona. Nie widziałam jak mam się zachować wiec udałam, że spieszę się na autobus. Przez głowę przechodziły mi paskudne myśli, że może ktoś mnie jednak zobaczył.
Uznałam, że nie obchodzi mnie, co by powiedziały dziewczyny. Wystarczyło mi spojrzenie tej kobiety wiedziałam, że nie udawała. Przeraziłam się, jaką jestem egoistką. Jak mogłam być tak obojętna kupić sobie tyle ciuchów, a nie zauważyć biednej, głodnej kobiety, bo bałam się, co powiedzą inni? Nowe zakupy już mnie nie cieszyły. Miałam wypchaną szafę po brzegi, a ciągle kupowałam coś nowego. Niektóre ubrania zakładałam tylko raz. Zatrzymałam się na czerwonym świetne. Koło mnie stał tłum ludzi zawsze bym zwracała uwagę tylko na ich ubrania czy są markowe i dopasowane kolorystycznie. Dziś nie było to istotne. Patrzyłam na nich i myślałam, kto z nich nie jest obojętny dla tych, co potrzebują pomocy. Omal zapomniałam, że stoję na przejściu dla pieszych.
Po drugiej stronie ulicy stał dom dziecka. Szary smutny budynek. Przechodziłam koło niego prawie codziennie, nie zauważając go. Przystanęłam przy ogrodzeniu. Na podwórku bawiły się małe smutne dzieci. W starych znoszonych ubraniach, z potarganymi włosami i przeraźliwie smutnymi oczami. Same porzucone niemające nikogo kochającego. Uśmiechnęłam się do chudej dziewczynki. Uśmiechnęła się do mnie brudna od czekolady twarzyczka. Jej spojrzenie pytało się czy nie chce się z nią pobawić. Pomachałam jej i poszłam w swoją stronę.
Wróciłam do domu. Zakupy rzuciłam na łóżko. Nie przymierzałam wszystkiego tak jak roiłam to zawsze. To było nie istotne. Kłębiące się myśli nie dawały mi spokoju. Chciałam coś zrobić. Pomóc, żeby na buziach tych dzieciaków pojawił się uśmiech. W Internecie znalazłam informacje, że mogę zostać wolontariuszem. Bez namysłu pobiegłam prosto do Domu Dziecka. Prawie potrącił mnie samochód, ale to nie zmniejszyło moich chęci. Weszłam do środka. Przechodzące dzieci parzyły na mnie z zainteresowaniem. Nie pasowałam do nich. Mój strój był staranie dobrany i drogi one miały na sobie tanie ubrania po starszych kolegach. Widzieli to i nie pojmowali, co tu robię. Podeszła do mnie pani dyrektor. Przedstawiłam się i wyjaśniłam, po co przyszłam. Ucieszyła się, ale kazała mi wszystko jeszcze raz na spokojnie przemyśleć i porozmawiać z rodziną i przyjaciółmi. Tłumaczyła, że oni mogą mi odradzać ten pomysł, a gdy zrezygnuje po tygodniu tylko nie potrzebnie zaranie te niczemu nie winne dzieci. Wiedziałam, że nie odejdę po tygodniu tak samo jak wiedziałam, że niebo jest niebieskie. Jednak pani dyrektor się uparła.
Rodzice dali mi wolny wybór z nadzieją, że po kilku dniach mi przejdzie. Koleżanki powiedziały, że albo oszalałam, albo robie sobie z nich żarty. Wybijały mi pomysł z głowy. Przecież jak można pomóc brudnym bachorom, jeśli ich własne matki się nimi nie interesują to, po co ja mam się mieszać. Pierwsze tygodnie były ciężkie. Pokłóciłam się z moimi najlepszymi przyjaciółkami. W szkole też dziwnie na mnie patrzyli. Niektórzy byli zainteresowani i chcieli pójść w moje ślady.
Po miesiącu dziewczyny do mnie przyszły. Rozmowa się nie kleiła zmieszane w końcu wyjąkały, że jest im głupio i przepraszają. Przemyślały wszystko i chcą się do mnie dołączyć. Do pomocy zachęciłyśmy całą szkołę. Zorganizowałyśmy zbiórkę pieniędzy i starych niezniszczonych zabawek. Większość uczniów chętnie włączyła się do zbiórki. Całą klasą zrobiliśmy teatrzyk dla maluchów. Dzieciaki były szczęśliwe, a ja byłam z siebie dumna, że otworzyłam oczy na ludzką krzywdę i nie poddałam się, choć wszyscy do tego mnie namawiali.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 4 minuty