profil

Opracowanie książki pt. "Pies Baskerville'ów"

Ostatnia aktualizacja: 2020-09-11
poleca 83% 3145 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

1. Świat przedstawiony


a) czas akcji – XIX wiek
miejsce wydarzeń – Londyn, Baker Street, Baskerville Hall, moczary Dartmoor

b) Bohaterowie główni:
- Sherlock Holmes
- Dr. Watson

Bohaterowie drugoplanowi:
- sir Henry Baskerville
- małżeństwo Barrymore
- Stapletonowie
- Dr. Mortimer

c) Krótkie charakterystki bohaterów.

Sherlock Holmes był uczciwym człowiekiem. Pracował jako detektyw, ponieważ jego przebiegłość, spryt, kojarzenie faktów oraz spostrzegawczość była tak doskonale rozwinięta, jak u żadnego innego człowieka. Holmes był znany w całej Europie, dzięki swym sukcesom detektywistycznym, które opisywał jego niezastąpiony towarzysz i przyjaciel Dr. Watson.

Dr Watson był z zawodu lekarzem. Mieszkał on na Baker Street razem z Sherlockiem. Był bystry, sprawny fizycznie i mądry. Szybko się uczył, o czym świadczy szybkość z jaką poznawał metody Holmesa, swego najlepszego przyjaciela.

Sir. Henry Baskerville był człowiekiem pozytywnie nastawionym do życia. Z pewnością był odważny, o czym świadczy fakt, że bez zawahania poszedł na moczary, aby złapać więźnia, który zbiegł z więzienia, a także fakt, że wprowadził się do Baskerville Hall pomimo wielu legend, które mówiły, że każdy z członków rodu Baskerville, który zamieszka w Baskerville Hall zginie. Jego zapał był bardzo duży, po zamieszkaniu w zamku, które odziedziczył w spadku, natychmiast wziął się za jego remontowanie.

Małżeństwo Barrymore było bardzo tajemnicze. Ich przodkowie od wieków służyli Baskerville’om. Pan Barrymore jako lokaj, sprawował się bardzo dobrze. Natomiast Pani Barrymore, cały czas chodziła ponura i zapłakana, ponieważ, jak się później okazało, więźniem, który uciekł z więzienia był jej młodszy brat, o którego się bardzo bała.

Stapletonowie byli bardzo mili i życzliwi. Bardzo chętnie zapraszali Dr. Watsona oraz Sir. Henry’ego na obiady. Niestety, ich życzliwość była tylko pozorami. Tak naprawdę, pan Stapleton bił swoją żonę i o nią nie dbał. W dodatku ją zdradzał. Jak się później okazało – to pan Stapleton był właścicielem psa, który zabijał członków rodziny Baskerville. Pani Stampleton w rzeczywistości była miła i, chciała pomóc Sir Henry’emu. Z chęcią pokazała Holmesowi gdzie prawdopodobnie ukrywa się jej mąż.

Dr. Mortimer był bardzo miłym oraz przyjacielskim człowiekiem. To on nakazał Holmesowi rozwikłać tajemniczą śmierć sir Charlesa. Bardzo ciepło przyjął w Anglii bratanka Sir Charlesa – Sir. Henry’ego, mimo, że go w ogóle nie znał. Z chęcią pokazał mu i Dr. Watsonowi Baskerville Hall, a także często ich odwiedzał.

d) Narratorem jest Dr. Watson, postać pierwszoplanowa.

e) Książka Pt. „Pies Baskerville’ów” jest kryminałem.

2. Charakterystyka dowolnie wybranej postaci.


Sherlock Holmes jest detektywem znanym w całej Europie. Jest to postać z utworu Pt. „Pies Baskerville’ów”. Detektyw jest z pochodzenia Anglikiem. Mieszka on w Londynie, na Baker Street wraz ze swoim najlepszym przyjacielem i niezastąpionym towarzyszem – Dr. Watsonem. Holmes charakteryzuje się szczupła sylwetką i pociągłą twarzą z orlim nosem.
Detektyw zawsze miał na sobie kraciasty płaszcz. Nigdy się nie rozstawał ze swoją fajka. Palił tytoń najwyższej klasy, a także lubił od czasu do czasu wciągnąć tabakę. Sherlock był wysportowany i często udawało mu się złapać swój cel. Sherlock był w posiadaniu pistoletu, którym potrafił bardzo dobrze strzelać. Zainteresowania Holmesa były bardzo rozległe. Był on bardzo przyjacielsko nastawiony do każdego człowieka, którego spotkał. Był spokojny i opanowany w sytuacjach, które tego potrzebowały. Był gotów do naprawdę wielu poświęceń, o czym świadczy wiele nieprzespanych nocy, które poświęcał rozwiązywaniu zagadek. Jego spostrzegawczość i kojarzenie faktów, były bardzo imponujące. Wszystkie swoje sprawy zakańczał sukcesem. Potrafił je rozwikłać za pomocą metody dedukcji, którą udoskonalał już na studiach, rozwiązując drobne zagadki kryminalne. Potrafił słuchać z niezwykła uwagą. Był sumienny, o czym świadczy fakt, że zawsze skupiał się nad poleceniem, które mu powierzoną, nie przyjmując innych zleceń. Był przyjacielsko nastawiony dla innych ludzi. Dla każdego spotkanego człowieka był miły i życzliwy. Potrafił go wysłuchać a także mu doradzić czy pomóc. Był również tolerancyjny dla innych osób, nie przejmował się ich rasom, kolorem skóry, czy religią jaką wyznawali. Holmes był uczciwy w stosunku do innych ludzi.
Sherlock Holmes niewątpliwie jest wzorem do naśladowania. Należy z niego brać przykład. Losy tego bohatera nauczyły mnie, że warto być człowiekiem uczącym i sumiennym, a także, że warto pomagać innym ludziom dla satysfakcji. Przekonałem się również, że gdy się jest miłym i życzliwym dla innych osób, wtedy te osoby będą miłe i życzliwe również dla mnie, dzięki czemu życie będzie o wiele łatwiejsze. Chciałbym być taki jak Sherlock Holmes.

3. List do kolegi bądź koleżanki, zachęcający do przeczytania omawianej lektury.


Poznań, 07.02.2019r.

Drogi Adamie!

Jak zapewne wiesz, jednym z moich szkolnych obowiązków mających związek z przedmiotem język polski, jest przeczytanie trzech dowolnych książek w ciągu roku, wybranych przeze mnie samego. Po przeczytaniu jakiejś książki, muszę ją samodzielnie w domu opracować, według schematu podanego w zeszycie od polskiego. Tym razem, postanowiłem przeczytać książkę Pt. „Pies Baskerville’ów” Arthura Conan Doyle`a.

Znasz moje zamiłowanie do Sherlocka Holmesa i jak zapewne się domyślasz, ta książka opowiada właśnie o jego losach. Jeśli tak myślałeś, to się nie myliłeś. Ten list, ma na celu nakłonienie Ciebie do przeczytania tej oto książki. Postaram się ją trochę opisać, abyś wiedział, z jaką lekturą masz do czynienia. Jest to jeden z najlepszych kryminałów angielskiego aptekarza-pisarza, Arthura Conan Doyle`a. Pies Baskerville`ów to legenda starego angielskiego rodu, zamieszkująca posiadłość w południowych okolicach Wielkiej Brytanii. Mieszkańcy moczarów Dartmoor od dawna wiedzieli o niewyjaśnionych zgonach dziedziców majątku Huga Baskerville`a. Mówiono o demonie, ukrytym pod postacią wielkiego, czarnego psa. Zjawie, która pod osłoną nocy przemierzała moczary w poszukiwaniu pożywienia. Niewyjaśnione dźwięki nie z tego świata oraz skowyty demonicznego psa nie dawały spokojnie spać mieszkańcom Dartmoor. Nikt pośród ciemniej nocy nie odważył się wkroczyć na tajemnicze moczary. Pewnego dnia do mieszkania Scherlocka Holmes`a wstąpił Dr. Mortimer. I tu cała historia się rozpoczyna. Detektyw wraz z wiernym przyjacielem, doktorem Watsonem wprowadzają nas do krainy lęku, dziwnych zdarzeń, tajemniczych listów oraz starej posiadłości, cennego zamku Baskerville Hall na wrzosowiskach Dartmoor. Niewyjaśnione zdarzenia, śmierć sir Charlesa... Autor przedstawiając zbiór tych niewyjaśnianych zdarzeń z łatwością bawi się psychiką czytelnika, który odczuwa podekscytowanie, napięcie, strach. A.C.Doyle wprowadził sporą liczbę wątków, mając na celu zmylenie czytelnika oraz odwiedzenie go od prawdy. Holmes i Watson na końcu książki dowiadują się, kto, a raczej co było przyczyną śmierci Sir Charlesa Baskerville`a oraz nocnych koszmarów mieszkańców Dartmoor. Rozwiązanie zagadki wydaje się niezwykle łatwe i banalne, a zarazem trudne.
Mam nadzieję, że napisałem wystarczająco dużo na temat tej książki i, że przedstawiłem ją w najlepszy sposób, jaki potrafiłem. Bardzo gorąco Cię zachęcam do przeczytania tej fascynującej historii oraz do wspólnego rozwiązywania tajemniczej łamigłówki, jaką jest "Pies Baskerville`ów" wraz z bohaterami tego fascynującego kryminału.

Pozdrawiam,
Łukasz Mały.

4. Temat dodatkowy, uzgodniony z nauczycielem.


Opowiadanie grozy.

”DROGA DO PIEKŁA”

- Chodźcie już – powiedziała Iga przekrzykując hałas panujący w dyskotece.
Christian, choć niechętnie, musiał jej przyznać rację. Była 5.45, a on musiał na 8.30 być w pracy. Zaklął cicho. Zanim odwiezie wszystkich do domów, to zacznie już świtać. Lenie udało się zaciągnąć mocno pijanego Alexa do samochodu.
- Uspokójcie go! – krzyknął zdenerwowany, - czy nie możecie zrozumieć, że ja prowadzę?!
Lena i Olivia starały się uspokoić Alexa, który właśnie zaczął śpiewać:
- ...”Piwa... nalejcie piw...wa”...
Jak to czasem bywa zimą, pogoda zmieniła się w jednej chwili. Z pokrywających niebo ołowianych chmur, zaczął padać deszcz ze śniegiem ograniczający już i tak niewielką widoczność. Wielkie krople bębniły o przednią szybę i dach, a zabrudzone reflektory sinawym, nieco upiornym światłem oświetlały mokrą szosę.
- Koniec, zaraz zwariuję – wycedził prze zęby Christian – Iga zastąp mnie!
- Chyba sobie żartujesz! Ja dziś ostro drinkowałam. Nie mam zamiaru wysłać nas do nieba.
- Albo do piekła… Będzie ciekawiej – Alex wybuchnął śmiechem.
Rozpadało się już na dobre, a słońce nie miało najmniejszej ochoty wzejść tego ranka.
Samochód wszedł za szybko w ostry zakręt.
- Uważaj jak jedziesz! – krzyknęła Lena – chcesz nas pozabijać?!
- Gdybym chciał, to już dawno byście nie żyli. – mruknął.
- Hi hi hi – zaśmiała się Olivia – patrz lepiej na drogę. Alex jest teraz spokojny, to ty też się uspokój. Nie wiem o co się tak rzucasz.
Przez chwilę jechali w spokoju, gdy nagle na drodze pojawił się szybko jadący samochód terenowy.
- Co za idiota! Czy on nie wie, że istnieje coś takiego jak jeden pas jezdni, po którym się zwykle jeździ!? – Christianowi zaczęły puszczać nerwy.
- Spokojnie – powiedziała Olivia – patrz na drogę i nie przejmuj się wariatami, którym się za bardzo śpieszy.
Christian zwolnił do 40km/h, zły na sobie, że nie zaproponował szybszego powrotu do domu. Było już późno i wiedział, że będzie miał problemy, aby zdążyć do pracy. ”Szef znowu będzie się czepiać. Jeszcze jedna taka impreza i na pewno mnie wyrzuci.” – pomyślał i bezwiednie wcisnął pedał gazu.
Samochód wszedł w kolejny zakręt. Na drodze zaczynało się robić tłoczno.
- Ludzie zaczynają wyjeżdżać ze swoich spokojnych domów do roboty – oznajmiła Iga tonem, który mógłby informować o odkryciu życia na księżycu.
Alex na tylnim siedzeniu zasnął, a Olivia i Lena zaczęły nucić ”Knockin’on heaven’s door”.
- Zaraz podjedziemy pod wasz dom. Lena, pomóc ci zaprowadzić Alexa??
- Nie, nie musisz. Poradzę sobie. On nie jest bardzo…
***
Stał na kamienistej pustyni. Chociaż nie, nie była to pustynia, raczej cmentarz skał. Popękane skaliste podłoże, wyglądało jakby w zamierzchłej przeszłości ktoś chciał je zaorać, ale przerwał z nieznanych powodów swoją pracę. Znajdowała się tam szaro-czarna aleja kamiennych kolumn, przypominających pozbawione koron, dawno umarłe drzewa. Kamienne odłamki, imitujące korzenie wgryzały się z popękaną i zniszczoną ziemię, tworząc sieć rozpadlin i kraterów, w które łatwo zapadały się stopy.
Podszedł do jednej z kolumn i przeczytał widniejący na niej napis: ‘Czekoladowe cukierki’. – To głupie.- pomyślał, gdyż w tej chwili poczuł w ustach smak cukierków zabranych kilka lat wcześniej młodszemu bratu. Wydawało mu się że widzi przed sobą pełne żalu oczy Młodego, który dodatkowo został ukarany za ‘niesłuszne’ oskarżenie brata.
Wolnym krokiem podszedł do następnej kolumny, jak w myślach nazywał wznoszące się przed nim skały. ‘Model BMW’ –głosił wyryty napis. - Skamieniał... Bójka. Karol. Ośmieszenie. Obrazy te przelatywały mu przed oczami jak szalone. Wcale nie chciał tego samochodu. Był nieciekawy, ale należał do szkolnego popychadła –Karola, a kumple nabijali się z niego, że nie ma drogich zabawek jak Karol. Wyniknęła z tego bójka, no i samochodzik zmienił właściciela.
Jeszcze przez chwilę przyglądał się słowom, a potem jego wzrok spoczął na następnej kolumnie i kolejnej.
- Chyba mi odbiło, czyżby mi ktoś dosypał czegoś do drinka, podobno po tym napieprza czasem sumienie – mruknął do siebie - jeśli się nie pośpieszę szef mnie zabije.
- Tak masz trochę racji – usłyszawszy głos Christian odwrócił się gwałtownie.
Przed nim stał mężczyzna w nieokreślonym wieku, ubrany w dziwny czarny strój, przypominający połączenie stroju starożytnych Greków z rzymską togą i sutanną noszoną przez księży. Jego długie siwe włosy podkreślały jeszcze niezwykłe zielone oczy o poziomych źrenicach. Prawą ręką trzymał sękaty, popielaty ze starości kostur. Lewą opierał na głowie czarnej pumy. Christiana przeszedł przejmujący dreszcz. Wielki kot posiadał takie same wszechwiedzące oczy jak jego opiekun, z tą różnicą, że źrenice były pionowe.
- Bardzo szybko zrozumiałeś symbolikę tego miejsca – rzekł mężczyzna postępując krok w jego stronę – innym zajmuje to całe wieki…
- A więc to nie jest jedyne takie miejsce? – zdziwił się Christian.
- Oj, nie – rzekł ze śmiechem obcy – te obeliski nazywamy ‘Aleją Sław’. Każdy posiada swoją własną. Zmarli często krążą po niej wiekami, nie mogąc pojąć dlaczego fragmenty ich życia zapisane są na tych skałach.
- Więc czemu ich nie uświadomisz?... Zmarli? !!!
- Najpierw trzeba zrozumieć czemu się tu trafiło i, że teraz zostanie się rozliczonym całego życia i ze wszystkich uczynków!
- Wszystkich?! Nawet z takich głupot jak te cukierki?!
- Nawet z ukłucia szpilką nielubianej ciotki!
- Hi hi – Christian zaśmiał się na to wspomnienie – ale czemu? To był tylko niewinny żart…
- Grzech jest grzechem i grzechem pozostanie. Czy wy ludzie nie możecie zrozumieć, że odpuszczenie grzechów jest tylko chwilowe, a grzechy po śmierci i tak was odnajdą?
- A to co mówią księża…
- To bujda! – przerwał mu obcy. – chcą żebyście chodzili do ich kościołów i wierzyli w ich Boga, więc kuszą was ziemskim odpuszczeniem win. Pamiętasz egipskie opowieści o Sądzie Ozyrysa? O wadze, na którą kładzie się serce zmarłego i nie może ono przeważyć piórka? Tu działa to na podobnej zasadzie, jeśli dobre uczynki przeważą złe zostaniesz zbawiony, a jeśli nie to potępiony.
- Kim jesteś? Skąd to wszystko wiesz?
- Jestem przewodnikiem jak nazwaliby mnie ludzie tobie współcześni, ale wolę imię Charon.
Christian przeniósł wzrok na skały. Ciemna barwa, popękane podłoże i mgła zalegająca nad Aleją robiły na nim przygnębiające wrażenie, jednak najgorsza była cisza tu panująca. Nie było słychać tu najmniejszego szelestu, czy ruchu powietrza. Tylko cisza. Martwa cisza.
- A czego się spodziewałeś? – spytał Charon. – przecież tu są zapisane uczynki zmarłego człowieka.
- Jak? – bezbarwnym głosem spytał Christian.
- Zza zakrętu wyjechała ciężarówka. Próbowałeś zahamować, ale samochód wpadł w poślizg. Nie przeżyłeś.
- A inni?
- Alexowi nic się nie stało. Lena ma złamaną ręką i obojczyk. Olivia wstrząs mózgu i drobne stłuczenia. Iga zmiażdżone nogi, aż dziw, że przeżyła. Skasowałeś cały przód, naprawdę trudno było ją wyjąć – wyliczał mężczyzna.
Puma towarzysząca Charonowi zaczęła się niepokoić. Wyraźnie było widać, że chce stąd odejść.
- Chodź zaprowadzę cię do zejścia. Dalej już będziesz musiał radzić sobie sam.
- Zejście? Gdzie? – dopytywał się Christian.
- Zejście do Piekła. Dopiero na jego Dnie zostanie określony twój los.
Christian podążył za Charonem. Starał się nie patrzeć na Aleję. Wyryte na kolumnach epizody z jego życia, stawały mu przed oczami. Dawne wydarzenia zatarły się już na szarej powierzchni kamienia, a nowe jarzyły się białym światłem… Ostatni zapis to: alkohol i prowadzenie samochodu...
Nagle wpadł na Charona, który zatrzymał się przed nim. Podniósł oczy i zobaczył przez sobą rzekę. Musiała być niezmiernie głęboka, gdyż woda miała barwę ciemnogranatową, a miejscami nawet czarną. Jej nurt był bardzo wartki, a koryto miało szerokość kilkudziesięciu metrów. Z wody wystawało wiele ostrych głazów, na które ewentualny pływak musiał się wcześniej czy później nadziać. Drugi brzeg był osłonięty gęstą zasłoną mgły.
- Oto Styx – powiedział z dumą w głosie Charon.- Gdybyś był Grekiem, wręczyłbyś mi teraz obola… Ponieważ go nie masz to musisz sobie radzić sam. Mam nadzieję, że jesteś dobrym pływakiem…
- Ale… - zawołał Christian, jednak Charona już nigdzie nie było. Przez chwilę zastanawiał się co począć. Wiedział tylko, że szukanie mostu jest daremne.
- ”I tak już umarłem” – myśląc to wskoczył do wody.
O dziwo woda wydawała się spokojniejsza, a nurt niósł go, omijając wszystkie przeszkody. W końcu bezpiecznie znalazł się na drugim brzegu. Postąpił parę ostrożnych kroków przez gęstą zasłonę mgły, która ku jego zdziwieniu nagle się rozproszyła. Jego oczom ukazał się wielki plac zabaw, na którym bawiła się niezliczona liczba dzieci w różnym wieku. Na ławkach pod rozłożystymi dębami siedziały grupki dyskutujących ze sobą dorosłych. Efekt tego sielankowego widoku psuł tylko brak kolorów. Trawniki drzewa, ścieżki, ławeczki, zabawki, wszystko miało ponury szary kolor. Również obecni tu ludzie ubrani byli w staroświeckie, ubogie szaro-czarne ubrania, a ich skóra miała niezdrowy szaro-niebieski odcień, co sprawiało, że wydawali się przezroczyści.
Christian podszedł do wyglądającej na osiem lat dziewczynki.
- Możesz mnie zaprowadzić do twojej mamy? – spytał miłym głosem.
- Mamy? A kto to taki? – zdziwiła się mała i zaraz wróciła do przerwanej zabawy.
Zaskoczony Christian podreptał w stronę dorosłych. Rozmawiali między sobą ściszonym głosem, a kiedy zauważyli, że się zbliża, rozmowy umilkły.
- Czego tu szukasz? – spytał postawny mężczyzna, jego szary strój krojem przywodził na myśl barokowego szlachcica.
- Co to za miejsce? Czemu tu tak dużo dzieci?
- Te dzieci podobnie jak my nie zostały ochrzczone. Więc co tu robisz człowieku wykąpany w Święconej Wodzie? – z szyderstwem w głosie spytał szlachcic.
Christian zastanawiał się nad odpowiedzią analizując wypowiedź mężczyzny, gdy przez ułamek sekundy ujrzał dziwną postać.
- Kto to był? – wykrzyknął, oglądając się na wszystkie strony w poszukiwaniu widzianej postaci.
- To był jeden z Czarnych Aniołów. Wiesz tych, które wolały pójść z Lucyferem i odwrócili się od Boga – wyjaśnił szlachcic spokojnym głosem. – Zapewne chcesz się dostać na Dno? Idź dalej tą alejką, to trafisz do następnego kręgu.
Jeszcze przez chwile szukał wzrokiem Czarnego Anioła. Następnie bez słowa pożegnania ruszył we wskazanym kierunku. Już z daleka słyszał odgłos kropel spadających na powierzchnie wody. Zrobiło mu się zimno, choć ubranie już wyschło po przymusowej kąpieli. Na końcu korytarza, którym szedł rozciągało się olbrzymie bagno. Przed nim jak okiem sięgnąć, rozciągała się równina niegdyś z rzadka porośnięta drzewami, z których zostały już tylko nagie, martwe pnie. Na powierzchni unosiły się kości zwierząt i ludzi, suche gałęzie, a gdzie niegdzie sterczały samotne kępki suchej trawy. W błocie zanurzeni byli ludzie. Ich ubiór świadczył, że pochodzili z różnych epok. Kobieta, znajdująca się najbliżej niego była ubrana w mocno wydekoltowaną suknie, która niegdyś musiała być bardzo kolorowa i kosztowna, a dzisiaj wisiała na niej w strzępach.
Powolnym ruchem podniosła głowę i wielkimi, bezbarwnymi oczami spojrzała na Christiana.
- Odejdź stąd, nie jesteś jednym z nas. Możesz przejść po tym błocie, w którym tkwimy. Nie wciągnie cię. To nie jest twoje miejsce – powiedziała cichym głosem, po czym znów powróciła do dawnej pozycji.
Christian niepewnie postąpił krok do przodu. Pod stopą poczuł twarde jakby asfaltowe podłoże. Na bagnem wisiały ciężkie, burzowe chmury, a padający z nich śnieg zostawiał brudne ślady na ubraniach, twarzach i włosach znajdujących się tu osób. Christian starał sienie patrzeć na zanurzonych w tej brudnej mazi ludzi, lecz gdy dochodził już do wyjścia usłyszał za sobą:
- Warto było. W końcu w Niebie bym się nudził. Kiedyś strażnicy…
Więcej słów już nie usłyszał, pośpiesznie oddalając się.
Znów znalazł się w długim, ciemnym, krętym korytarzu. Nie było tu ani jednej pochodni, więc panowała tu kompletna ciemność. Nie wiedział już jak długo wędruje, gdy nagle zobaczył blask światła. Zwolnił krok i pozwoli zaczął się zbliżać do wejścia na jasno oświetloną salę. Pośrodku sali stał ogromny stół, zastawiony taką ilością jedzenia, że starczyłoby na wystawną ucztę dla sporego miasta. Przy stole siedziało jednak tylko czwórka małych dzieci, dwójka staruszków i mężczyzna w średnim wieku. Wszyscy wyglądali bardzo biednie i mizernie. Wokół stołu tłoczyła się duża grupa niezwykle bogato ubranych ludzi. Christian bardzo się zdziwił, gdy jedno z bogato odzianych dzieci, ukradkiem zabrało ze stołu piękne, soczyste, czerwone jabłko. Jednak zanim jeszcze chłopiec zdążył ugryźć, jabłko zmieniło się w pył.
- Co to jest? Czemu owoc zniknął? – spytał Christian.
- Ponieważ za życia dzieciak nażarł się za dużo! – odparł z triumfem w głosie mężczyzna w średnim wieku, popijając czerwone wino z kryształowego kielich. – Każde z nich przyczyniło się do głodowej śmierci jakiegoś nieszczęśnika – cedził dalej przez zęby. – Możesz się domyślić, kto najczęściej umiera z głodu!
Christian bez słowa obszedł stół i skierował się w stronę wyjścia z sali.
Wyjście z tej sali było jednocześnie wejściem do szerokiego holu. Był on podzielony na dwie części. Po prawej stronie stały w równych odstępach od siebie, różne narzędzia tortur. Przy każdym stała ubrana w czarną, powłóczystą szatę osoba. Były to różne kobiety i mężczyźni, ale wszystkich łączył pozbawiony uczyć wyraz twarzy. Mechanicznie zadawali swoim ofiarą cierpienia, nie zważając na ich krzyki i błagania. Christian cofnął się o krok, gdy ujrzał, że torturowanymi są te same osoby co ich oprawcy.
Po lewej stronie holu, przed wielkimi ekranami, siedzieli przywiązani do krzeseł ludzie. Na ekranach musieli oglądać opływających w dostatki ludzi. Część z nich pomnażała swoją fortunę, inni traciła wszystko, a jeszcze inni rozdawali wszystko biednym…
- Okrutnicy i Skąpcy. Wieczne tortury i wiedza o wykorzystaniu przez lata zbieranych pieniędzy. Chcesz do któryś dołączyć? – Christian usłyszał za swoimi plecami chrapliwy głos, a kiedy się odwrócił, ujrzał mężczyznę, o twarzy zniekształconej przez paskudną czarną, bliznę, biegnącą od czoła przez policzek, aż do prawego kącika ust. Przestraszony zaczął biec do przejścia, którym wszedł. Nad portalem wejściowym widniał napis: ‘Ci, którzy tu wchodzicie, porzućcie wszelką nadzieje’. Za sobą słyszał tylko straszny, pełen złośliwości śmiech.
Ku swojemu zdziwieniu, Christian nie wrócił do sali z suto zastawionym stołem, tylko znalazł się na brzegu wielkiego jeziora. Na jego krwistoczerwonej powierzchni unosiły się seledynowe łódeczki, w których siedzieli samotnie ludzie i próbowali wiosłować jednym wiosłem. Od czasu do czasu łódeczki się zderzały, a siedzący w nich ludzie zaczynali się kłócić i wyzywać. Christian wolnym krokiem pomaszerował wzdłuż brzegu. Podłoże pokryte było dziwnymi zielonymi kamieniami i kończyło się przy niewielkiej, pomalowanej na fioletowo kei. Nie cumowała przy niej żadna łódka, tylko na jej deskach napisano żółte litery: ‘Gniew jest jak przeciwny wiatr i tylko zgoda doprowadzi Cię do bezpiecznej przystani’. Zrezygnowany ruszył w powrotną drogę.
Po kilkugodzinnym marszu dotarł do zrujnowanej bramy strażniczej, przy której stróżowały dwa potężne gryfy. Nie poświęciły Christianowi nawet najmniejszego spojrzenia, więc niepewnym krokiem przeszedł koło nich. Za bramą ukazały mu się ruiny miasta. Białe niegdyś wapienne i marmurowe ściany domów pochyliły się, a w niektórych miejscach całkiem zawaliły i obrosły bluszczem. W pozbawionych szyb oknach powiewały strzępy firan i zasłon. Kiedyś musiało to być bogate miasto, gdyż świadczyły o tym zdobienia na fasadach domów, poniszczone posągi w ogrodach oraz porozrzucane wszędzie drobne przedmioty i sprzęty: srebrna brosza, porcelanowa lalka, kawałki potłuczonej kryształowej misy. Najbardziej jednak zdziwiły go napisy na murach. Na wszystkich ścianach wielkimi literami wypisano cytaty z Biblii, przykazania i Prawdy Wiary. Idąc dalej ulicą i omijając gruzy Christian zauważył, że nie było tu żadnych żywych stworzeń, żadnych zdziczałych psów często kręcących się wśród ruin, ani szczurów, ani nawet mrówek.
Niebo nad jego głową było pokryte ciężkimi chmurami, z których w każdej chwili mógł spaść deszcz. Christian przyśpieszył kroku i zaczął się rozglądać za jakimś schronieniem, lecz w pozostałościach budynków nie znalazłby żadnego miejsca osłoniętego przed deszczem.
Nagle do jego uszu dobiegła muzyka kościelnych organów i śpiew chóru. Christian przystanął i starał się ustalić, gdzie znajduje się źródło tych dźwięków. Po paru minutach dotarł na okrągły plac, na którym ustawiono trzy krzyże. Na każdym widniały słowa wypowiedziane przez Jezusa i dwóch złoczyńców, kiedy już wisieli na krzyżach. Naprzeciwko krzyży stała wielka katedra. Była ona jedyną budowla w tym mieście niezniszczoną, a nawet na rozstawionych wokół niej rusztowaniach pracowali ludzie odczyszczający biały mur. Christian pociągnął za klamkę u drzwi i ze zdziwieniem stwierdził, że są zamknięte.
- To zamknięte nabożeństwo dla tych, co przez całe życie głosili Słowo Boże i innych napominali, aby postępowali zgodnie z przykazaniami, a sami żyli w grzechu. Nie wyjdą stamtąd dopóki tego nie zrozumieją. Stanie się to nieprędko, bo” łatwiej zauważyć drzazgę u kogoś, niż belkę we własnym oku.” Odejdź stąd!
Zrezygnowany Christian, powłócząc nogami ruszył główną ulicą w stronę wznoszących w oddali gór.
Nie pamiętał ile czasu zajęła mu wędrówka. Był zmęczony długim marszem i monotonią panującą w mieście: wszędzie zniszczone i opuszczone domy z pozbawionymi szyb oknami i zapadniętymi dachami, zaniedbane ogrody i gruz zalegający na artystycznie wybrukowanych kolorową kostką ulicach.
W głąb masywu prowadziło niewielkie wejście, przez które Christian ledwo się przecisnął. Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do mroku panującego wewnątrz, zobaczył, że stoi w wąskim, kamiennym korytarzu. Po krótkiej wędrówce stwierdził, ze nie był to tylko korytarz, ale labirynt. Dotarł do potrójnego rozwidlenia. Przy każdym portalu, będącym wejściem do kolejnego korytarza, zostały wyryte płaskorzeźby. Christian nie mógł jednak w tym nikłym świetle dojrzeć, co przedstawiają. Zamyślony zastanawiał się, które wejście wybrać, gdy . Przed nim stałpoczuł, że ciężka dłoń z wielką siłą obróciła go o 180 Minotaur. Jego dwa metry wzrostu i pokryte sierścią ciało oraz czerwone, świecące w ciemności oczy robiły niesamowite wrażenie. Grozę pogłębiały jeszcze długie zakrzywione rogi i obosieczny topór trzymany w rękach.
- Samobójcom się nie przeszkadza, morderców się nie odwiedza, a lichwiarze i bluźniercy to całkiem mili ludzie – chrypliwym, nieprzywykłym do mowy głosem powiedział Minotaur, popychając go w stronę trzeciego tunelu.
Christian nie odwracając się ruszył we wskazanym kierunku. Jeszcze długo słyszał za sobą głuchy pomruk Minotaura. Po krótkim marszu dotarł do sali gęsto zastawionej stolikami do gry w karty. Przy stolikach siedziało po sześć osób, a salę oświetlały jedynie świece ustawione na stolikach, tworząc nad salą łunę charakterystyczna dla pożaru. Z zainteresowaniem podszedł do najbliższego stolika i zaglądając jednemu z graczy w karty spytał:
- Czy to jest PIEKŁO?
- Owszem – odpowiedział mu mężczyzna siedzący naprzeciwko. – wygląd każdego kręgu zależy od popełnionego grzechu, wyobraźni twórcy, no i zaangażowania strażników w wymierzania kary. A że Minotaur nas lubi… to sam rozumiesz… Musimy tylko grać uczciwie. To trudne, gdy całe życie się oszukiwało...
- Więc gdzie mam teraz iść?
- Widzisz ten otwór w posadzce? – spytała siedząca koło niego kobieta, nie odrywając oczu od kart. – To zejście do ‘Dziesięciu Czeluści’. To twój następny przystanek.
Christian głośno wypuścił powietrze z płuc i ruszył w kierunku dziury. Otwór w podłodze przypominał głęboką studnie, gdyż od dna, tak jak od powierzchni wody odbijało się światło. Niepewnie rozejrzał się w koło, ale nikt nie interesował się jego poczynaniami. Zdesperowany usiadł na brzegu otworu, zacisnął mocno oczy i skoczył…
Ocknął się leżąc na zimnej gładkiej posadce. Przez chwilę nie mógł sobie przypomnieć, co tu robi. Kątem oka znów ujrzał tą dziwną postać, co na placu zabaw, lecz gdy tylko odwrócił głowę, postaci już nie było. Dopiero teraz zauważył, że znalazł się w wielkiej wykładanej obsydianem sali. Jego postać odbijała się na podłodze, ścianach i suficie jak w lustrze. Przed nim znajdował się prostokątny otwór drzwi, przez który do sali wpadało światło. Nie zauważył nawet, jak nogi same go poniosły w stronę światła. Następne pomieszczenie było niebywałych rozmiarów jaskinią powstałą w czarnej, wulkanicznej skale. Po obu stronach jaskini znajdowało się po pięć wydrążonych w ścianach grot, w których przymocowano białe tabliczki. Do tabliczek podchodzili ludzie i zapisywali kilka słów, a następnie szli do wielkiego lustra, wyglądającego jak zasłona z ciekłego srebra i znikali przechodząc przez jego powierzchnie.
- Czego tu szukasz? Tu nie masz nic do załatwienia! – cienkim głosem powiedziała mała, może pięcioletnia dziewczynka, ciągnąc go za rękaw. – Tobie wszyscy przebaczyli już nadużycie ich zaufania!
- Co? Nie rozumiem! Czyje zaufanie? – spytał Christian.
- To jest ‘Dziesięć Czeluści’. Znajdują się tu osoby, które nadużyły i zawiodły zaufanie innych: fałszywi doradcy, kłamcy, złodzieje, oszuści… – wyjaśniła dziewczynka. – Muszą teraz odnaleźć tych wszystkich i błagać ich o wybaczenie. Do skutku, aż je otrzymają. Później zapisują ich imiona na tych tablicach.
Obok nich przeszedł mężczyzna w złotej koronie, z berłem i w bogato zdobionym płaszczu.
- To jeden z rzymskich cesarzy. Od dwóch tysięcy lat poszukuje i prosi o wybaczenie tych wszystkich, których zawiódł… A teraz chodź zaprowadzę cię na Dno.
Nie czekając na jego reakcję, mała pociągnęła go w stronę przeciwległej ściany. Dopiero kilka kroków przed ścianą Christian zauważył misternie wykonane drzwi, które pod lekkim dotykiem dziewczynki otworzyły się.
Przed nim roztaczała się łąka. Z niedowierzaniem stanął na soczystej, zielonej trawie, w której bieliły się stokrotki. Kawałek dalej na ławeczkach pod różowo kwitnącymi jabłoniami, siedziało kilku mężczyzn… I wtedy znowu zobaczył tą postać, odwróconą do przybyłych plecami. Był to Anioł. Jednak znacząco różnił się od opisywanych w Biblii Aniołów. Posiadał wielkie, czarne skrzydła, a długie, proste, czarne włosy opadały mu na plecy i ramiona okryte białą szatą. Bawił się on z wielkim psem. Nie, nie psem… rzucał patyki Cerberowi, wielkiemu trzygłowemu psu.
- Cerber… - powiedział ze zdziwieniem Christian. Na te słowa Czarny Anioł odwrócił się i spojrzał na przybyłych. Dziewczynka wykonała głęboki ukłon i zniknęła za uchylonymi drzwiami.
- Witaj! Jestem Lucyfer, pan tego miejsca, a to moi towarzysze: Kain, Antenor, Ptolemeo, Judasz, Brutus i Kasjusz, a to Puszek - rzekł Czarny Anioł wskazując kolejno wszystkich siedzących mężczyzn, a kończąc na łaszącym się do niego psie.
- Teraz czeka cię wybór – kontynuował. – Czy chcesz zostać tu i resztę wieczności spędzić na Polach Elizejskich, czy wolisz się udać do tzw. Nieba? Pamiętaj jednak, że tego wyboru już nie możesz zmienić!
- Wybór? Myślałem, że to już jest wyznaczone… A gdzie jest czyściec? – dopytywał się Christian.
- Czyściec zwiedziłeś w drodze tu – odpowiedział spokojnie Lucyfer. – Tamci ludzie, kiedy odpokutują swoje winy też będą mogli wybrać. Wszystko jest kwestią wyboru, a każdy człowiek ma wolną wolę.
- Odpokutować?! A co zrobiły te biedne dzieci, które nie zostały ochrzczone? – wykrzyknął Christian.
- Nie krzycz, ja świetnie słyszę. Po pierwsze, to nie ja skazałem nieochrzczone dusze na potępienie tylko dostojnicy waszego kościoła. Czyż Jezus nie powiedział: ”Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”? A to księża odmawiali i nadal odmawiają dzieciom chrztu! Zresztą sam grzech jest grzechem, tylko wtedy, gdy ludzie go za takiego uważają. Poza tym „to przecież ludzie stworzyli Bogów przez to, że w nich wierzą. Bogowie żyją poprzez ludzi i będą żyli tak długo jak, długo ludzie będą w nich wierzyć”. Dość tych dyskusji. Wybieraj Niebo czy Piekło?
- Niebo to chyba jasne! Tylko, że ja mam jeszcze jedno pytanie…
- Wasz Bóg po spotkaniu z Dante’m. Postanowił przebudować Zaświaty według Jego pomysłu… no może z pewnymi innowacjami… - Lucyfer uśmiechnął się i klepnął Puszka po jednej z głów. – Dobrze, chodź zaprowadzę cię do windy.
- Windy?
- No windy do Nieba.
Christian podreptał za Lucyferem. W jednej chwili łąka się skończyła, a przed nimi pojawiło się wejście do najnormalniejszej windy.
- Miłej podróży. Przykro mi, że nas opuszczasz. Mogliśmy zostać przyjaciółmi, a tak trafisz do królestwa… - ostatnie słowa zostały zagłuszone przez zamykające się drzwi.
Podróż do Nieba nie trwała długo, lecz gdy drzwi windy się otwarły, czekało na niego wielkie rozczarowanie. Zamiast błękitnych obłoczków i chóru Aniołów, ujrzał kolejny korytarz. Dawniej był on pomalowany na błękitny kolor, ale teraz zakurzona ze starości, odłażąca farba pochlapana była rdzawą mazią. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiał, że były to plamy z krwi. Na marmurowej posadzce leżały porozrzucane ludzkie kości, wśród których przechadzały się szczury. Zdezorientowany podszedł do zakrętu korytarza. Tutaj na ścianach wisiały łańcuchy i kajdany, a podłoga i ściany były jeszcze mocniej poznaczone zaciekami z krwi. Idąc za korytarzem dotarł do niewielkiego lochu, również pomalowanego kiedyś na niebiesko, do ścian którego zostali przymocowani wynędzniali, skatowani i zakrwawieni ludzie.
- Uciekaj póki możesz! – usłyszał zduszony szept.
Przerażony chciał uciekać, gdy w sali pojawiło się dwóch postawnych mężczyzn z biczami w rękach.
- O, nowy – ucieszył się jeden, pokazując w szerokim uśmiechu zepsute zęby.
Obaj ruszyli w stronę Christiana, który stał jak wmurowany. Dopiero, kiedy chwycili go za ramiona, zaczął się wyrywać i krzyczeć, lecz zaniechał oporu, kiedy strażnicy wymierzyli mu kilka celnych kopniaków i uderzeń w twarz. Poprowadzili go przez lochy, korytarze i sale pełne umęczonych ludzi. Podłoga była wszędzie mokra i brudna od krwi.
W końcu, po niekończącej się wędrówce, wprowadzono go do mocno oświetlonej sali. Po obu jej stronach stały misy, w których płonął ogień. Pośrodku sali ułożony został czerwony wąski dywan, prowadzący do stojącego na końcu sali tronu. Był on okryty purpurową narzutą, a na nim… siedziała kobieta. Ubrana była w czarną obcisłą i mocno wyciętą suknie, na której tle silnie odznaczały się jej białe włosy i jasna cera. Na jej niezwykle pięknej twarzy malowało się tylko znudzenie, okrucieństwo i pogarda. Obok niej stał mężczyzna w prostym mnisim stroju, z wzrokiem wbitym w ziemie.
- No i co Dante, jaką rozrywkę mi dzisiaj zafundujesz? Ciemnice, lwy, lochy, obdzieranie ze skóry, stos, próbę wody…
- Lochy? – spytał niepewnym głosem Dante. – Stos i lwy widziałaś już w tym tygodniu…
- Dobre! Niech będzie! – kobieta skinęła na strażników.
- Moment! To miało być Niebo! – krzyczał Christian wyrywając się strażnikom. Zaraz też posypał się na niego grad uderzeń.
- Tak i jesteś w Niebie. Nie zawsze wszystko jest tym, na co wygląda. I nie wszystko jest takie, jak sobie wymarzysz! – odrzekła kobieta.
- Kim jesteś? Jak możesz tak postępować?
- Ja jestem Bogiem!! Mnie wolno wszystko!! To wy uczyniliście mnie wszechmocną!
Dante przerwał jej:
- Teraz cię czeka wieczność w Niebie… W końcu sam je wybrałeś...

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem
Komentarze (4) Brak komentarzy

jak wam sie nie podoba to sobie czytajcie ksiazke... dobre opracowanie.

Troszke tego dużo :/

troche mi pomogło ale nuuuudaaa

Treść zweryfikowana i sprawdzona

Czas czytania: 33 minuty

Teksty kultury