profil

Obrona Zenona Ziembiewicza

poleca 87% 103 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Wysoki Sądzie, Szanowni zgromadzeni.

Zebraliśmy się w tej sali, ponieważ właśnie dzisiaj ma zapaść wyrok, który zdecyduje o przyszłości obecnego tu Zenona Ziembiewicza.

Musimy sobie dzisiaj odpowiedzieć na podstawowe pytania: Czy oskarżony przekroczył granice moralności , czy jego życie osobiste wpłynęło na sumienność wykonywania zadań z racji powierzonej mu funkcji w naszym społeczeństwie, i wreszcie czy mamy prawo zabronić oskarżonemu dalszego pełnienia funkcji prezydenta naszego miasta?

Jak okaże się po przedstawieniu przeze mnie wszystkich faktów, mój szacowny klient został całkowicie bezpodstawnie postawiony w stan oskarżenia.

Jak dotąd najpoważniejszym zarzutem wobec oskarżonego jest fakt, iż spotykał się on z inną kobietą, a mianowicie panną Justyną Bogutówną. Według mojego szanownego przedmówcy pan Ziembiewicz już przy pierwszym, przypadkowym zresztą, spotkaniu zwabił ową kobietę do Hotelu Polskiego, aby wykorzystać ją seksualnie w chwili jej domniemanego załamania psychicznego. Załamanie owo według słów pana prokuratora wystąpiło w skutek śmierci matki owej Justyny; ale powiedzmy sobie szczerze – jak długo taki stan może trwać?

Poza tym owo spotkanie tłumaczy wiele rzeczy. Pozwólcie szanowni państwo, że przytoczę bieg wydarzeń, które się wówczas rozegrały:

„-Skąd się tu wzięłaś? –spytał (-oskarżony Zenon Ziembiewicz-) niezbyt radośnie (...)

- Mama mi umarła – powiedziała Justyna i nagle się rozpłakała. – Mama nie żyje”

Następnie pozwany uprzejmie zaprasza ją do Hotelu Polskiego, aby w spokoju porozmawiać:

„Ponieważ niosła koszyk i nie przestawała płakać, parę osób obejrzało się za tą niezwykłą parą (...)

- Zaraz – rozważał. – Słuchaj, wejdźmy na chwile do mnie, to mi wszystko opowiesz (...)

- Kiedy ja nie mogę – odpowiedziała zmartwiona. (...) Mam posadę jestem w służbie (...)

Niby to się spieszyła, ale dalej stała (...)”

W hotelu Zenon rozmawiał z Justyną a gdy dowiedział się, że ta nie otrzymała należnych jej pieniędzy chciał jej wręczyć zaległą sumę. Ta jednak odmówiła i zmieniła temat. Po krótkiej wymianie zdań rozegrały się wypadki, które mówią same za siebie:

Pozwany „Chciał mówić dalej, ale nie mógł. Justyna (...) objęła go mocno w pasie obiema rękami i małą głowę z całej siły przyciskała mu do piersi. – Ty mój kochany – mówiła – ty mój kochany (...).”

Jak Wysoki Sąd i szanowni zgromadzeni widzą to jedyną winą oskarżonego jest to, iż nie zauważył iż został omotany przez Justynę Bogutównę. Nie spostrzegł się, iż owa kobieta nie mając szacunku do zmarłych wykorzystała śmierć swojej biednej matki do uwiedzenia mężczyzny, którego fizycznie pożądała.

Brnąc dalej, mój szanowny przedmówca oskarża siedzącego przed państwem człowieka o morderstwo.

Za przeproszeniem Wysokiego Sądu i wszystkich tu zgromadzonych większego absurdu dawno nie słyszałem.

Nie da się ukryć, że pozwany był bardzo zaskoczony ciążą Bogutówny, nie można również zaprzeczyć, że tego samego dnia wręczył Justynie pewną kwotę pieniędzy. I nie można by było zaprzeczyć, że jest winny śmierci nienarodzonego dziecka, jeśli tylko powiedziałby jej, że pieniądze, które jej daje ma przeznaczyć na usunięcie ciąży. Tego jednak mój klient nie tylko nie powiedział, ale nigdy w życiu by tego w świadomy sposób nie zasugerował. Owo wątpliwe wręczenie pieniędzy odbyło się w następujący sposób:

„ –Och, a ja tu siedzę! – zawołała Justyna ze zgrozą. (...)

- A na co te pieniądze? – spytała.

- Jak to, nie pamiętasz? Przecież akurat tyle zostało jeszcze z tego, coście nie odebrały z Boleborzy.

Machnęła ręką niechętnie, że jakby wcale nie jest ważne. Ale pieniądze wzięła.

- I gdyby ci tylko było coś potrzeba, to pamiętaj!”

Musicie państwo przyznać, że faktów nie da się zinterpretować w żaden inny sposób. Jedyna interpretacja zawarta jest w wydarzeniach, które się wówczas rozegrały w owym pokoju. Co więcej jest ona bardzo czytelna.

Nie da się ukryć, że pozwany przestraszył się odpowiedzialności, jaką jest dziecko.

Ale nikt nie zaprzeczy, że Zenon Ziembiewicz zaoferował swoją pomoc, z której zresztą panna Bogutówna nie tyle hojnie, co bez umiaru korzystała.

Najlepszym tego przykładem jest ciągła zmiana pracy. Najpierw w sklepie bławatnym u pana Torucińskiego, następnie w cukierni Chązowicza. W końcu bez wyraźnego powodu i tam przestała pracować.

Zapadając na chorobę psychiczną, wtargnęła do miejsca pracy pozwanego i oblała żrącą substancją jego twarz.

Reasumując, wnioski czcigodnego prokuratora jakoby mój klient wykorzystywał seksualnie Justynę Bogutównę, co więcej – przyczynił się do śmierci ich wspólnego dziecka są całkowicie bezpodstawne.

Musicie państwo przyznać, że fakty pozostają faktami. To właśnie Justyna omotała pozwanego wykorzystując do tego celu śmierć swojej matki, to ona sama zdecydowała się usunąć ciążę i to właśnie ona tak bardzo okaleczyła Zenona Ziembiewicza.


Kolejnym przykładem, jaki przytacza mój szanowny przedmówca, który ma świadczyć o tym, że oskarżony jest całkowicie niemoralny, nie ma szacunku dla samego siebie, a co dopiero dla innych jest to, iż w celu zdobycia posady redaktora w Niwie, a tym samym dużych pieniędzy wyrzeka się swoich poglądów i ideałów. Nikt nie twierdzi, że nieprawdą jest, iż swoje myśli, które przelewał na papier „musiał zamknąć tematem jak granicą, aby nie przenikały do sfery, w której zaczynają się zastrzeżenia i wątpliwości.”

Czy można jednak oceniać człowieka nie znając pobudek, które nim kierowały? Czy można robić z człowieka niemoralnego materialistę nie wiedząc, na co ma czy miał zamiar wydać zarobione pieniądze?

Sądzę, że są to pytania, na które można sobie uczciwie odpowiedzieć tylko w jeden sposób.

Prawdy te dotyczyą się również człowieka siedzącego teraz na ławie oskarżonych, a który to człowiek został tak boleśnie potraktowany przez los.

Powody, dla których postąpił on w ten a nie inny sposób są równie proste, co szlachetne.

Czyż mógłby on porzucić te kilka lat ciężkiej nauki w Paryżu tylko dlatego, że nie miał funduszy na dokończenie nauki, na zdobycie tak potrzebnego w tych czasach wykształcenia?

Niech Wysoki Sąd i szanowni państwo postawią się w jego sytuacji. Czyż któryś z nas postąpiłby...mógłby postąpić inaczej? Tak więc olbrzymim uproszczeniem jest stwierdzenie mojego szanownego kolegi, jakoby pozwany nie miał żadnych zasad, żadnych ideałów. Dokonujemy wielu wyborów w naszym życiu. Jednych się wstydzimy przez całe nasze życie, z innych – jesteśmy dumni.

Sądzę, że zgodzą się państwo ze mną, iż wyboru, jakiego dokonał Zenon Ziembiewicz nikt na jego miejscu by się nie wstydził, tak więc i on nie ma najmniejszych powodów, aby żałować swojej decyzji.

Trzeci z argumentów, jaki przytacza mój przedmówca, a który to argument ma podobno świadczyć o egoizmie i bezduszności mojego klienta jest jego stosunek do Adeli – kobiety, z którą się związał w Paryżu.

Prokurator twierdzi mianowicie, iż Zenon Ziembiewicz jest do tego stopnia bezduszny, iż opuścił w ciężkiej chorobie osobę, z którą bez wątpienia łączyła go pewna więź.

To prawda – mój klient nie postąpił tak jak powinien, jednakże prokurator przedstawił tylko część prawdy umyślnie zatajając resztę. Najlepiej się stanie, jeśli przytoczę zeznanie mojego klienta:

„Była starsza od niego, była od początku chora i wiedziała, że nie jest kochana. Ale sama kochała w takim stopniu, że jej uczucie starczyło dla nich obojga na całe dwa lata męczarni i szczęśliwości. Była to niedobra miłość, pełna ciężkich scen, które nic nie zmieniały, i najgorętszych pieszczot, które nic nie mogły okupić.

Zbyt wyraźnie umierała, by czegokolwiek, co jeszcze było z życia, zdolna była się wyrzec, nawet męki.

Nie obiecywał jej nic, nie kłamał, nawet niewiele udawał. Był wdzięczny i dobry dla niej, jak tylko mógł – i właśnie tę jego dobroć w złych chwilach także mu wypominała.(...)Odwlekał swój wyjazd, póki to było możliwe, nawet ponad możliwość. To, co znosił przez ten ostatni rok, było niezmiernie ciężkie.(...)

Odjeżdżając prosił Karola, najbliższego swego przyjaciela, by nad nią czuwał, by donosił mu o wszystkim.”

Tak więc nie można zarzucić pozwanemu, iż okłamywał Adelę. Doskonale zdawała ona sobie sprawę, że osoba, którą ona pokochała, jej samej nie kocha. I choć oskarżony musiał wyjechać – odkładał ten wyjazd najbardziej jak mógł. Zrobił nawet więcej – poprosił swojego najbliższego przyjaciela, aby ten się nią opiekował.

Zgodzą się wiec ze mną państwo, iż takie spłycenie sprawy jest niedopuszczalne i niesprawiedliwe.

Ostatnim już zarzutem, który ma na celu zdyskryminowanie mojego klienta w oczach Wysokiego Sądu i wszystkich tu obecnych jest sprawa budowy domów robotniczych.

Według oskarżyciela mój klient jest winien temu, iż przerwano ich budowę. Trudno powiedzieć czy szanowny pan prokurator uprawia demagogię czy po prostu szuka kozła ofiarnego.

Wiadomym jest fakt, że „fundusze, na które Ziembiewicz liczył na pewno, zostały cofnięte w związku z ogólną polityką oszczędnościową rządu”. Jednocześnie mój szanowny kolega zapomina o zasługach pozwanego.

Pozwolą państwo, że przytoczę kilka:

„(...)przeprowadził remont walącego się budynku dawnej cegielni(...), naciskiem na radę miejską uzyskał rozwiązanie kontraktu(...) i na tym pięknym miejscu nadbrzeżnym, korzystając z zachowanych jeszcze gdzieniegdzie starych drzew, założono park, a w nim pijalnię mleka dla dzieci, korty tenisowe, place do gry w koszykówkę i siatkówkę.”

Jak zwykle, mój przedmówca nie mówiąc całej prawdy stara się udowodnić sobie i wszystkim innym, że Zenon Ziembiewicz to bezduszny materialista, który w celu zaspokojenia swoich żądzy uwodzi młode kobiety, a dla zabawy przerywa budowę domów robotniczych, a pieniądze wydaje tylko na aborcje.

Po przedstawieniu usłyszeniu całej prawdy zgodzą się szanowni państwo zebrani na tej sali, iż oskarżenie jest równie niepoważne co obraźliwe dla obecnego tu Zenona Ziembiewicza.

Dlatego wyrażam prośbę o całkowite uniewinnienie mojego klienta ze stawianych mu zarzutów i publiczne przeprosiny ze strony pana prokuratora.

Dziękuję.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 9 minut