Późną nocą wyszła, aby delektować się pięknem nieba. Po cichu wymknęła się z domu i teraz szła polami nucąc. Aż doszła nad strumyk, gdzie usiadła i włożyła nogi do zimnej wody. Położyła się i popatrzyła w niebo. Leżąc tak, przypomniała sobie kołysankę, którą śpiewała jej mama, kiedy była jeszcze mała. Zaczęła nucić: „Idzie Niebo ciemną nocą, ma w fartuszku pełno gwiazd. Gwiazdy błyszczą i migocą, aż wyjrzały ptaszki z gniazd... ” * .
Przychodziła tutaj i patrzyła w gwiazdy każdej nocy od śmierci mamy. Od tamtego dnia wiele się zmieniło: dom, tata, ona, szkoła. Ale niebo trwało niezmiennie. Wciąż takie samo. Usiane gwiazdami, jak piegami. Układają się w jakieś tajemnicze kształty, figury – konstelacje. Jakieś wiry, linie, układy, drogi mleczne – nieregularne i nieprzeliczone.
Wyobraziła sobie, że znajduje się na niebie. Może się przemieszczać z jednej gwiazdy na drugą. Tak sobie skakać po tych świecących punkcikach. Tworzyć nowe, przesuwać je, zmieniać ich kształty... To by było piękne. I nie przytłaczałyby ją sprawy doczesne, gdyż po prostu by ich nie było.
Gwiazdy z ich świetlnymi aureolami ją przyciągały. A kosmos ją pochłaniał. W ciemnościach nie było już podziału na niebo i Ziemię. Istniał już tylko w całości świat w całym swym ogromie.
Na niebie widziała także księżyc w kształcie rogalika, który wydaje się być dziwną gwiazdą, ale jednak gwiazdą a nie satelitą, która śledzi Ziemię i porusza się zależnie od niej. Jak na niewidzialnej nici, która ciągnie go za sobą. Także z powodu naszej planety zmienia swój kształt. Bo przecież raz jest całkowicie okrągły, innym razem widzimy go w postaci rogala, a jeszcze kiedy indziej – w ogóle go nie ma.
Nadchodził jednak czas powrotu do domu , gdyż słońce zaczynało już wschodzić kryjąc przed ludzkim wzrokiem tajemnicze piękno gwiazd i ich konstelacji. Czarne wręcz niebo nabierało powoli barwy bardziej niebieskawej. Więc dziewczyna szybko wróciła do domu i schowała się pod ciepłą pierzyną.
* - „Idzie niebo”, Ewa Szelburg – Zarębina