profil

"Ciemno wszędzie. głucho wszędzie"- opowiadanie twórcze

poleca 85% 270 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Sokrates

„Ciemno wszędzie, głucho wszędzie.
Co będzie co to będzie..”

Był wieczór. Trwała wielka, straszna burza budynki drżały. Leżałam już w łóżku próbując zasnąć, lecz cała dygotałam ze strachu. W próbie uspokojenia się, zaczęłam czytać książkę pt. „Harry Potter i Książe Półkrwi”. Przeczytałam i wpadłam w niespokojny sen...
Przed oczami przejawiały mnie się sceny z ostatnich dni i z przeczytanej przed snem książki. Te przyjemne i te mniej wesołe. Nagle obrazy zatrzymały się w pewnym przerażająco cichym lesie, którego nie rozpoznawałam. Stanęłam, rozejrzałam się i zobaczyłam za sobą chaszcze z których przebijało się światło Mimo strachu postanowiłam sprawdzić czy kogoś tam nie ma, gdyż chciałam się stamtąd jak najszybciej wydostać. Zbliżyłam się przedzierając się przez zarośla niczym przez dżunglę. Ujrzałam niewielką drewniana chatkę z zasłoniętymi oknami. Nagle dostrzegłam, że sowa chce mnie zaatakować. Przerażona upadłam na ziemię. Pędził ku mnie. Widziałam to jak w spowolnionym filmie... Ptak skręcił w prawo tak, że dopadł uciekającą mysz. Kamień spadł mi z serca. Chcąc uniknąć podobnych sytuacji zapukałam do domku. Odezwały mi się szepty. Postanowiłam wejść. Postacie stały w trzech grupkach i rozprawiały zaciekle szeptem. Każdy z przerażających „żywych trupów” trzymał w ręku zapalone białe świece. Ubrane w szaty kojarzące się ze starożytnymi togami w trzech kolorach: czarnym, fioletowym i bordowym sprawiały wrażenie przerażającej tajemnicy... Gdy weszłam postacie szybko się rozproszyły i chodziły po całej sali. Szeptały trzy różne hasła, których nie mogłam zrozumieć. Zdałam sobie sprawę, że podzieliły się kolorami szat i powoli, lecz sukcesywnie próbowały mnie otoczyć. Przerażona stałam jak słup i zastanawiałam się co ja tutaj robię. Przerażające postacie zbliżały się. Były coraz bliżej i bliżej. Coraz bardziej zacieśniały krąg. Mogłam już wyróżnić hasła, natarczywie powtarzane przez upiory:
-„Wiem, że nic nie wiem...Wiem, że nic nie wiem... Wiem, że nic nie wiem......”
-„Carpie Diem.... Carpie Diem.... Carpie Diem.... Carpie Diem.......”
-„ Panta Rei... Panta Rei... Panta Rei... Panta Rei... Panta Rei... Panta Rei......”
Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia... Zadałam sobie pytania: Dlaczego te hasła? Dlaczego te postacie tak do mnie lgną? Dlaczego Sokrates, Epikur i Heraklit...Przemyślenia przerwały mi mistyczne stworzenia coraz bardziej zacieśniając coraz bardziej koło wokół mnie. Ku mej panice zjawy wystawiły świece, jakby chciały mnie podpalić. Skuliłam się i pomiędzy postaciami wyrwałam się z pułapki, dobiegłam do drzwi, szarpnęłam i pełna przerażającej energii trzasnąwszy drzwi pobiegłam w las. Po kilku minutach biegu upewniłam się, że nikogo za mną nie ma. Postanowiłam odpocząć chwile i poszukać jakiejś ścieżki, coś co pomogłoby mi wrócić do domu z tego tajemniczo ciemnego miejsca. Po chwili, która zdawała mi się wiecznością podążyłam przed siebie. Ucieszyłam się, ujrzawszy przed sobą lesna drogę, która podążyłam w dalsze poszukiwania. Okazało się, że droga prowadziła na polanę leśną cmentarzem, na którego środku stała stara kapliczka. Spojrzalam w okna. Świecilo się stłumione światło. Podeszłam do drzwi, lecz zanim zapukałam, cofnełam w przerażeniu rekę. Usłyszałam dziwne głosy. Miałam dośc dziwnych przygód jak na jeden dzień. Podeszłam do okiennic i spojrzalam poprzez nie. Na środku kaplicy stała trumna w otoczeniu zgaszonych już świec. Jedna z postaci, najwyrażniej ktos najważniejszy stał obok stolika z pewnymi przedmiotami i kociąłka, pod którym palił się ogień. Obok wpatrzeni w swego pana siedzieli wieśniacy. Coś mówili i jeden z wieśniaków wstawszy podał ze stolika garść kądzieli swemu władcy krory wrzucił ją do kotła wymawiając jakieś zaklęcia. Nagle jak oparzona odskoczyłam od okna. Pod sklepieniem poławiły się duchy.... Prawdziwe duchy... Dwoje małych dzieci. Szczęka mi opadła, gdy zauważyłam, że dla tych ludzi to normalne i zaczeli z nimi po prostu rozmawiać... Po krótkiej wymianie zdań władca podał duchom jakieś dwa ziarenka. Duszki niby zwiewne aniołki ukłoniły się i zniknęły tam, gdzie się pojawiły. Zaskoczona odeszłam od okna... Byłam w szoku. Ciało odmawialo mi posluszeństwa i usiadłam na wilgotnym grobie. Nigdy bym nie pomyślała, że istnieją duchy, a tym bardziej, że zobacze je na własne oczy podczas ich wywoływania! To niesamowite... Założe się, że i tak nikt mi nie uwierzy, jak komuś to wszystko opowiem... Dobra, na razie o tym nie myślę. Musze się zastanowic jak wrócić do domu. W tym samym momencie dostrzegłam drogę, której wcześniej tam nie było... Na jej koncu migotało jasne żółte światło. W tym momencie przypomniałam sobie opowieści o śmierci. Mówiły one, że jak się umiera to się widzi czarny ciemny tunel z jasnym światłem na końcu, który „ciągnie” Cię do siebie, nawołuje. Ta droga w ciemnym lesie wywolała skojarzenia owego tunelu. Poszłam tamtędy. Szłam i szłam i światło się zbliżało. Byłam już niedaleko, gdy dostrzegłam, że to latarnia uliczna w środku lasu. Zdziwiło mnie to niezwykle zjawisko...Podeszłam bliżej. Nagle światło zgasło. Poczułam się zdezorientowana, gdy poraziło mnie światło po mojej prawej stronie. Poszłam w jego kierunku. Gdy doszłam historia się powtórzyła, z wyjątkiem, że dalsze latarnie było na wprost. Straciłam poczucie czasu i liczebnośc mijanych świateł. Szłam coraz wolniej zastanawiając się, czy dobrze zrobiłam idąc za światłem. Miałam watpliwości. A może to pułapka? Ale komu by mogło na mnie zależec w ciemnym przerazająco cichym lesie z latarniami przy drodze? Usłyszałam za sobą szmer. Ucieszyłam się, bo pomyslałam, że to ktoś znajomy mnie szukał i znalazł. Odwróciłam się i przerażona zamknęłam oczy na widok dużego zwierzęcia, które wprost na mnie pędziło.Upadłam. Straciłam przytomność.
Obudzilam się we własnym łóżku. Zrozumiałam, że to był tylko sen. Na szczęscie tylko sen. Lecz może naprawde jest gdzies kraina, pełna mistycznych postaci? Kto wie?...

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut