profil

Żeromski czytany po latach.

poleca 85% 101 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Stefan Żeromski

Dla swojego pokolenia był niekwestionowanym autorytetem. Nazywany przez wielu sumieniem narodowym poruszał w swych utworach sprawy ważne i drażliwe dla współczesnych mu rodaków. W niepodległej Polsce brał czynny udział, nie tylko w literackim, ale i politycznym życiu ojczyzny, a jego pogrzeb w 1925 roku przerodził się w wielką manifestację narodową. Stefan Żeromski był, bez wątpienia, symbolem i wzorem dla wielu Polaków. Jak jednak odbierany jest dzisiaj, prawie sto lat później? Czy jego twórczość nadal rozdrapuje polskie rany, czy trafia do serc ludzi współczesnych, stojących u progu XXI wieku?

Żeromski podejmował w swoich dziełach wiele wątków. Nawiązywał do tradycji romantycznej i pozytywistycznej, odważnie podejmował motyw narodowy, kreował niezwykle złożonych wewnętrznie i ciekawych bohaterów. Debiutował w 1895 roku zbiorem opowiadań „Rozdziobią nas kruki, wrony...” i już wtedy zaskoczył i zaszokował krytykę. Bez znieczulenia ukazywał w naturalistycznych, odrażających opisach prawdziwe ludzkie cierpienie. Dał się poznać jako twórca wrażliwy na ludzką krzywdę, stał się „kronikarzem ludzkiej nędzy i upodlenia”.
W jednym ze swoich opowiadań pt. „Zmierzch” ukazał nieopisanie ciężką pracę małżeństwa Gibałów. Ludzie ci, poniżeni przez dziedzica, zmuszeni byli do wykonywania katorżniczej pracy za żałosną, wręcz, zapłatą. Pracowali ponad siły w przerażających warunkach, a w dodatku sytuacja zmusiła matkę do pozostawienia u domu malutkiego dziecka. Gibałowie walczyli o życie, o kromkę chleba, nieustannie zmagali się z własną krzywdą i zatracili gdzieś wrażliwość, charakterystyczną dla nas - ludzi. Jej miejsce zajął instynkt przetrwania... tylko to się liczyło. Nieludzki dziedzic nie widział w Gibałach równych sobie istot ludzkich. Traktował ich jedynie jako tanią siłę roboczą, byli dla niego nędznymi wyrobnikami, których można bez skrupułów i ograniczeń wykorzystać.

Wydawać się może, że są to obrazy z zamierzchłych czasów, kiedy prawo zezwalało na tego typu incydenty. Jednak, choć dziś żyjemy w demokratycznym kraju, a na całym świecie ludzie protestują przeciwko łamaniu praw człowieka większość nas dalej dzieli społeczeństwo na gorszych i lepszych. Sytuacje rodem z opowiadań Żeromskiego nie mają, na szczęście, miejsca, ale pieniądz dyktuje ludziom jak żyć. Wokoło wszyscy krzyczą o równości, demokracji, braterstwie. Wydawać się może, że nie ma już społecznego podziału na klasy, że wszyscy żyjemy obok siebie, na równych prawach... Przyjrzyjmy się jednak naszym miastom, a z pewnością znajdziemy w nich dzielnice choć trochę podobne do ulic Ciepłej i Krochmalnej z „Ludzi bezdomnych”. Warunki życia przeciętnego człowieka zmieniły się diametralnie w stosunku do sytuacji z przełomu XIX i XX wieku, a mimo to wciąż są miejsca, gdzie ludzie żyją w odrażających warunkach. Czytając opisy ludzkiej nędzy, zawarte w powieściach Żeromskiego ogarnia nas żal, smutek i współczucie. Jednak mało z nas dostrzega, że wokół nas jest wiele osób, żyjących w poniżeniu, z pochyloną głową. Są to ludzie biedni, nie mający, często, dachu nad głową, żebracy, których mijamy codziennie na ulicy... i tylko my możemy im pomóc. Nie trzeba, przecież, poświęcać całego swojego życia i snuć wielkich planów, jak to robił Judym. Wystarczy wyciągnąć rękę, wspomóc małym datkiem, materialnie lub po prostu serdecznym słowem. Właśnie współczucia i odpowiedniego spojrzenia na innych, nie tak obficie obdarzonych przez los uczy nas Żeromski. Oglądamy świat oczami Judyma, człowieka, który staje przed tragicznymi wyborami. Ma wielki plan ulepszenia świata, wydaje się, że chce zwalczyć całe jego zło. Zapędza się w końcu tak dalece, że postanawia poświęcić szczęście osobiste dla dobra ogółu (motyw dobrze już znany z różnych utworów i epok). Twierdzi: „ Nie mogę mieć ani ojca, ani matki, ani żony ani jednej rzeczy, którą bym przycisnął do serca z miłością, dopóki z oblicza ziemi nie znikną te podłe zmory. Muszę wyrzec się szczęścia. Muszę być sam jeden. Żeby obok mnie nikt nie był, nikt mnię nie trzymał”. Judym wypowiada te słowa z romantyczną pasją i determinacją, lecz cóż tak naprawdę znaczą te słowa, kto je wypowiada? Czy Judym wypowiadając te słowa nie jest jedynie jednym z wielu młodych, pełnych zapału ludzi, którzy marzą o lepszym świecie? Od początku naszego wieku młodzież, widocznie, niewiele się zmieniła, bo również dzisiaj młodzi mają swoje wielkie idee, z optymizmem patrzą w przyszłość, chcą działać, tworzyć podstawy dla lepszego jutra. Spoglądając z naszej perspektywy na przekrój epok łatwo zauważyć, że Judym czerpie z postawy romantyków. Byli to, jednak, ludzie, którzy, bądź co bądź, przegrali swoją batalię. Samotnie porywali się do wielkich czynów, którym najzwyczajniej nie potrafili sprostać. Pod wpływem chwili, czy też uniesienia wierzyli, że mogą samotnie stawić czoła całemu światu, złu, a nawet Bogu. I choć mieli, zazwyczaj, piękne zamiary, gubiła ich wiara w to, że mogą być ponad światem, że wystarczy chcieć, by osiągnąć zamierzony cel. Podobnie też Judym musi być sam jeden i przyjmuje na swoje barki odpowiedzialność za cały świat. Dziś nie ma ludzi, którzy chcieliby iść drogą bohatera „Ludzi bezdomnych”. Każdy, chyba, prędzej czy później, dostrzeże utopijność jego marzeń. Młodzi nie wierzą już w skuteczność samotnego działania i idei poświęcenia dla dobra ogółu. Historia i realia współczesnego życia nauczyły nas odpowiedniego spojrzenia na świat. Nie znaczy to, bynajmniej, że porzuciliśmy myśl o lepszym świecie, bez cierpienia, konfliktów i zła. Jednak dziś każdy człowiek wie jak ważne jest jednoczenie sił i że to właśnie wspólne działanie wielu jednostek i wybitnych indywidualności prowadzi do celu.

Wspomniałam już o młodych ludziach, stojących przed ważnymi, życiowymi wyborami. Dziś, czytając Żeromskiego, sama jestem młodym człowiekiem, który dopiero kształtuje swoje poglądy na życie i świat, w którym przyszło mi żyć. Podobną osobą był Cezary Baryka, bohater słynnej powieści pt: „Przedwiośnie”. Kiedy ojciec nastoletniego Czarka wyjechał z Baku, chłopiec zachłysnął się, wręcz, wolnością. Jak każdy młody człowiek poszukiwał wzorów i prawd, w które mógłby wierzyć i w rezultacie „nasiąkał ideami rewolucyjnymi tak, jak gąbka nasiąka wodę oceanu”. Nieco później w Warszawie miotał się pomiędzy dwoma różnymi osobami i ideologiami: umiarkowanym programem „małych kroczków” Gajowca i rewolucyjną wizją komunisty Antoniego Lulka. Nie wiadomo, jednak, który z nich wygrał walkę o „duszę” Cezarego. Chociaż w końcowej scenie powieści Czarek maszeruje, wraz z tłumem, na Belweder, to nie oznacza to jednak, że zdołał sprecyzować swoje poglądy. Marsz ten jest, bowiem, określany, jako gest rozpaczy i desperacji bohatera. Niewiele wcześniej przeżywa on bolesne i definitywne rozstanie z Laurą Kościeniecką - kobietą, którą szczerze kochał i która przekładała pieniądze innego nad szczerą miłość Baryki. Nasz bohater ponosi więc klęskę tak na płaszczyźnie osobistej, jak i ideowej. Po długich poszukiwaniach i tułaczce dochodzi do wniosku, że właściwie do niczego nie doszedł, nie zdołał odnaleźć swego miejsca. Warto się zastanowić jak wielu ludzi dochodzi do podobnych wniosków i jakiż druzgoczący wpływ mają one na psychikę i poczucie własnej wartości człowieka. Z początku młodzi, patrzący w przyszłość, żyjący chwilą i mający wielkie pokłady niespożytej energii szukają celu w życiu, próbują sprecyzować swe poglądy, odnaleźć się w świecie i przyłączyć do jakiejś grupy. Miotają się, jednak, długo, ogarniają ich wątpliwości i w końcu opadają z sił. Wtedy przystają, oglądają się w około i okazuje się, że ich młodość już minęła, że nie ma już w nich tego zapału i, co najgorsza, że tak naprawdę do niczego nie doszli. Nie odnaleźli swoich wzniosłych idei, nie zdołali spełnić swoich marzeń, nie mają nikogo, na kim mogliby się oprzeć. Nagle dociera do nich, że ich życie nie jest tak wspaniałe i wyjątkowe, jakie miało być, że zmieszali się z szarym tłumem, lub dali się ponieść monotonii codziennego życia, jak Obarecki z opowiadania „Siłaczka”.

Czytając po latach Żeromskiego zatrzymamy się, zapewne, na obrazie rewolucji w Baku w „Przedwiośniu”. Pisarz daje nam możliwość obserwacji niszczącej siły rewolucji, przemocy i gwałtu. W naturalistyczny sposób opisuje nam mord i profanację ludzkich zwłok, przedstawia reizację człowieka, masowe mogiły, cierpienie i degradację moralną ludzi. „Krew płynęła ulicami jak rzeka wieloramienna” napisze Żeromski, mówiąc o rzezi i zmasowanej śmierci niewinnych ludzi. Wniosek jest jeden: nie ważne w imię jakich wartości działamy, nie ważne jak szlachetne są nasze zamiary, używając siły i gwałtu możemy tylko niszczyć, nie budować. Konflikt na Bałkanach zaostrza się. Całe rodziny są wypędzane ze swoich domów, dorobek ich życia obraca się w pył, ludzie cierpią i giną... w imię pokoju. To tragiczny paradoks, ale, przecież, już po raz kolejny pojawia się w historii. Wiele istnień ludzkich umrze w cierpieniach, wiele dzieci zostanie sierotami i wielu rodziców będzie opłakiwać swoje potomstwo zanim uda się zakończyć konflikt w Kosowie. Jugosłowiańska prowincja jeszcze przez wiele lat będzie się otrząsać z koszmaru wojny, jednak czy świat przyjmie tą lekcję? Czy za kilka lat nie okaże się, że w innej części świata wybuchną walki? Na lekcjach historii bez przerwy uczymy się o konfliktach zbrojnych, o przegranych i zwycięzcach. Nie zastanawiamy się, jednak, ile cierpień ludzkich towarzyszyło tym działaniom, ile ludzi poświęciło swe życie, jakie tragedie przeżywali. Wojna, rewolucja, agresja jest, niewątpliwie, czynnikiem niszczącym, ale niestety nieustannie towarzyszy człowiekowi w jego historii. Dostrzegł to Żeromski, opisując rewolucję w Baku (która miała, z resztą, miejsce w rzeczywistości) i dostrzegamy to dziś my - ludzie końca XX wieku, nadal wierzący w to, że siła i radykalne działanie są jedynymi gwarantami sukcesu.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 8 minut

Teksty kultury