profil

Ciekawostki genetyczne

poleca 85% 116 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

ADAM
Do niedawna wszystkie sklonowane zwierzęta (np. owca Dolly i mysz Cumulina) były samicami. Kilka miesięcy temu udało się sklonować pierwszego samca ssaka.
Naukowcy pobrali komórki tkanki łącznej (fibroblasty) z koniuszka ogona samca myszy przeznaczonego do sklonowania i wprowadzili jądra komórkowe tych fibroblastów (będące źródłem materiału genetycznego) do komórek jajowych pozbawionych własnych jąder komórkowych. Zarodki rozwijające się z tych komórek zostały następnie wszczepione do macic mysich matek zastępczych. Na 700 prób tylko jedna zakończyła się powodzeniem: urodził się zdrowy samiec będący genetyczną kopią myszy, od której pobrano fibroblasty.
Czy klonowanie samców jest trudniejsze od klonowania samic? Raczej nie. To dlaczego przez dwa lata, które minęły od publikacji artykułu opisującego stworzenie Dolly, nikt nie próbował uzyskać klonu samca? Doświadczenia dotyczące klonowania ssaków są w dużej części finansowane przez firmy farmaceutyczne i biotechnologiczne, które chcą przede wszystkim uzyskać genetycznie zmodyfikowane samice. Poddane genetycznym manipulacjom klony płci żeńskiej mogłyby wydzielać do swojego mleka ludzkie białka wykorzystywane w medycynie (np. czynniki krzepnięcia krwi, których brakuje chorym na hemofilię). A samce do tej pory za żadne skarby nie chcą wytwarzać mleka...

CZY NIEPŁODNOŚĆ MOŻE BYĆ DZIEDZICZNA?
Brzmi to jak żart, ale owszem, może ­ przynajmniej w przypadku mężczyzn. Sprawił to rozwój technik sztucznego zapłodnienia, które pozwalają na posiadanie dzieci przez mężczyzn z niską produkcją plemników, a ustalenie tego wiąże się z ciekawym odkryciem dotyczącym ludzkiego genomu: chromosom Y nie jest pusty.
U mężczyzn normalnie występuje para chromosomów XY, u kobiet XX. Już pod koniec lat pięćdziesiątych stwierdzono jednak, że są mężczyźni z chromosomami płciowymi XXY i kobiety z pojedynczym chromosomem X, co pozwoliło ustalić, iż płeć determinuje obecność chromosomu Y. Przez długi czas sądzono, że chromosom Y nie zawiera żadnej istotnej informacji genetycznej, z wyjątkiem jednego genu SRY ­ określającego płeć.
Uważano również, że chromosom Y zawiera jedynie kopie niektórych genów z chromosomu X oraz "pusty" DNA. Badania z ostatnich dwóch lat dowodzą, że ten mało pochlebny obraz nie jest zupełnie prawdziwy. Chromosom Y, a konkretnie jego region nie podlegający rekombinacji (NRY), zawiera co najmniej 20 genów, z tego 11 specyficznych dla tego chromosomu. NRY jest jedyną częścią genomu występującą tylko u jednej płci ­ i geny te kodują białka występujące wyłącznie w jądrach męskich. Chromosom Y zawiera wiele kopii tych genów i właśnie ten obszar przez długie lata uważany był za "pusty" DNA.
Już dwa lata temu badania prowadzone pod kierunkiem Davida C. Page'a z Whitehead Institute for Biomedical Research wykazały, że brak jednego z genów chromosomu Y, genu DAZ, powoduje najpoważniejszą formę męskiej niepłodności ­ zupełną niezdolność do wytwarzania plemników. Ostatnio odkryto, że najbardziej powszechna postać męskiej niepłodności, oligospermia, polegająca na wytwarzaniu małej ilości plemników, także związana jest z defektami w genach chromosomu Y. Zatem ojcowie, którzy mają synów dzięki technice sztucznego zapłodnienia, mogą im przekazać tę skazę genetyczną.

GEN PODATNOŚCI NA AIDS
Trzy lata temu świat obiegła sensacyjna wieść: niektórzy ludzie są bardziej niż inni odporni na AIDS. Badania ludzi, którzy wielokrotnie stykali się z wirusem HIV i nie ulegli zakażeniu, doprowadziły do odkrycia, że wszyscy ci niezwykle odporni na AIDS mają pewną mutację w genie kodującym białko CCR5. Teraz okazuje się, że istnieje też druga strona medalu. Opublikowane w pismach "Lancet" i "Science" wyniki badań wskazują, iż pewna część ludzi o wiele łatwiej ulega wirusowi HIV. Odpowiedzialny za to jest ten sam gen, który u innych chroni przed infekcją.
Prowadzone na szeroką skalę badania wykazały, że 13% ludzi rasy białej jest nosicielami pechowej, zmutowanej wersji tego genu. Osoby te łatwiej ulegają infekcji i szybciej niż inne zaczynają zdradzać objawy AIDS.
Białko CCR5 obecne jest tylko na powierzchni komórek układu odpornościowego. Pełni rolę czujnika, wykrywającego chemiczne sygnały alarmowe pochodzące od atakowanych przez mikroorganizmy komórek ludzkiego organizmu. Taki system sygnalizacji przywołuje komórki układu odpornościowego do miejsc zakażenia. Organizm jest w stanie skoncentrować swoje "wojsko" na zaatakowanym przez wroga odcinku. Niestety, wirus HIV potrafi obrócić tę broń na swoją korzyść.
Komórki układu odpornościowego stanowią tylko niewielki odsetek populacji komórek obecnych we krwi. W ich tłumie śmiercionośny wirus rozpoznaje cele swoich ataków właśnie dzięki CCR5. Wirus "łapie" komórki układu odpornościowego, "chwytając" za CCR5 i drugie, charakterystyczne dla nich białko CD4. Taki podwójny "pewny chwyt" pozwala mu łatwo wniknąć do wnętrza atakowanej komórki. W dobroczynnej wersji CCR5 brakowało kawałka, za który "łapie" wirus. Naukowcy przypuszczają, że nowo odkryta, zwiększająca podatność na zakażenie, wersja CCR5 stanowi lepszy "chwyt" dla wirusa, który może, dzięki temu, wydajniej rozpoznawać i niszczyć komórki układu odpornościowego.

NAJLEPSZY Z MOŻLIWYCH
Zdaje się, że wszelkie wizje człowieka przyszłości jako istoty o nieproporcjonalnie wielkiej głowie nigdy się nie spełnią. Zdaniem angielskich naukowców osiągnęliśmy co najmniej 80% naszych możliwości intelektualnych i dalsze ich radykalne usprawnienie nie jest możliwe.
Wielkość mózgu nie jest dobrą miarą inteligencji, wydaje się natomiast, że podstawowe znaczenie w tym względzie ma liczba neuronów i połączeń między nimi. Człowiek dysponuje najbardziej złożonym mózgiem z wszystkich zwierząt - zawiera on 1010-1011 komórek nerwowych powiązanych ze sobą 1014 połączeniami, czyli synapsami. Konkurować pod tym względem mogą z nami jedynie delfiny i niektóre inne walenie - wieloryby. W proporcji do rozmiarów ciała mózg ludzki jest około 3 razy większy od szympansiego. Szympansy pozbawione są ponadto głębokiej kory - uznawanej za siedlisko świadomości i wyższych procesów myślowych - na przykład mowy oraz pamięci.
Peter Cochrane ze współpracownikami z sekcji Zaawansowanych Zastosowań i Technologii BT Laboratories w Ipswich, korzystając z obecnych możliwości, jakie daje komputer, przeanalizował rozmaite inne możliwe drogi ewolucji ludzkiego mózgu, pozwalające mu przetwarzać więcej informacji i pracować jeszcze wydajniej.
Zwiększenie rozmiarów mózgu powinno dawać taką szansę. Większy mózg wymagałby serca pompującego więcej krwi i pod wyższym ciśnieniem, co przynajmniej teoretycznie byłoby możliwe. Problem jednak w tym, że aby zwiększyć istotnie możliwości przetwarzania, czyli szybkość przekazywania sygnałów w mózgu, aksony komórek nerwowych powinny być szersze niż obecnie. To z kolei pociągałoby za sobą konieczność równoważnego powiększenia izolacji wokół wypustki oraz lepszego ukrwienia. Wszystkie te ulepszenia zajmowałyby miejsce w czaszce wykluczając fizyczną możliwość "dołożenia" kolejnych dróg nerwowych. Ponadto im większy stałby się mózg, tym wolniej pobudzenie docierałoby do odpowiednich ośrodków, co ograniczałoby wzrost mocy przerobowej. Jak wynika z symulacji komputerowych istnieje wyważona równowaga między wielkością naszego mózgu, a odżywiającymi go naczyniami krwionośnymi.
Nie wszyscy naukowcy podzielają osąd Cochrane'a. Zarzucają mu, że potraktował mózg jako jednorodny układ, przyjmując założenie, że przetwarzanie informacji angażuje cały mózg, co nie musi być prawdą. Nie uwzględnił także możliwości rozwinięcia się nowych wyspecjalizowanych struktur mózgu, albo specjalizacji już istniejących. Obie te możliwości także pozwoliłyby zwiększyć nasze zdolności do przetwarzania informacji i podejmowania inteligentnych decyzji.

ŻYWNOŚĆ FRANKENSTEINA?

Po ujawnieniu rezultatów badań Arpada Pusztaia z Rowett Research Institute w Aberdeen w Szkocji przez europejskie środki masowego przekazu przetoczyła się prawdziwa burza. Przed kamerami brytyjskiej telewizji Pusztai oświadczył, że z jego badań wynika, iż technologia produkcji zmodyfikowanych genetycznie roślin jest niebezpieczna. Rewelacje Pusztaia stały się kolejnym argumentem dla organizacji prokonsumenckich i ekologicznych, sprzeciwiających się zezwalaniu na sprzedaż genetycznie modyfikowanej żywności.

CZY MODYFIKOWANA GENETYCZNIE ŻYWNOŚĆ  JEST NIEBEZPIECZNA? NAUKOWCY  TWIERDZĄ, ŻE, WBREW INFORMACJOM  ROZPOWSZECHNIANYM PRZEZ MASS-MEDIA, NIE MA DZIŚ PODSTAW, ABY TAK SĄDZIĆ.
Zdaniem specjalistów, nawet gdyby doniesienia o szkodliwym wpływie badanych przez Pusztaia ziemniaków na szczury okazały się prawdą, nie byłby to wyrok na inżynierię genetyczną. Odpowiedzialnością za toksyczne efekty należałoby obarczyć raczej pewne konkretne cechy analizowanej odmiany ziemniaków, a nie same metody inżynierii genetycznej, przy użyciu których je stworzono.
Pusztai badał zmodyfikowane genetycznie (transgeniczne) ziemniaki, które zawierały fragment DNA, pochodzący z przebiśniegów. W bulwach takich ziemniaków pojawiało się dodatkowe białko ­ lektyna. Było ono znane biotechnologom od wielu lat, próbowali wykorzystać je do ochrony ziemniaków przed niszczącymi uprawy owadami i żyjącymi w glebie nicieniami. Arpad Pusztai zbadał, czy ziemniaki zawierające lektynę przebiśniegów mają szkodliwy wpływ na karmione nimi szczury. W ten lub podobny sposób kontroluje się wszystkie odmiany transgenicznych roślin jadalnych, zanim uzna się je za bezpieczne dla ludzi i dopuści do sprzedaży. Jedna grupa szczurów była karmiona zwykłymi, a druga zmodyfikowanymi genetycznie ziemniakami.
Eksperymenty wykazały, że szczury karmione bulwami ziemniaków transgenicznych gorzej rosły, ich wątroby i mózgi były mniejsze, a układ odpornościowy ulegał osłabieniu. Pozornie sprawa była prosta: lektyna okazała się toksyczna i nie należy się dziwić, że ziemniaki, które ją zawierały, też stały się toksyczne. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie wyniki otrzymane w trzeciej grupie szczurów, karmionych zwykłymi ziemniakami, do których dodawano czystą, uzyskaną z przebiśniegów, lektynę. Uderzający był fakt, że szczury czuły się tak samo dobrze jak karmione samymi ziemniakami. Dodana do ich diety lektyna sprawiała wrażenie zupełnie nieszkodliwej! A zatem dlaczego transgeniczne ziemniaki wywoływały zaburzenia u szczurów?
Według Pusztaia, wytłumaczenie jest jedno: za toksyczny efekt nie jest odpowiedzialny gen lektyny, ale inne, pomocnicze fragmenty DNA, które wprowadzono do komórek ziemniaka. Gdyby Pusztai miał rację, oznaczałoby to, że potencjalnie groźne są wszystkie zmodyfikowane genetycznie produkty spożywcze, bo podobne fragmenty DNA używane są powszechnie do konstrukcji transgenicznych roślin. Oliwy do ognia dolały same władze Rowett Research Institute, zaprzeczając początkowo, że Pusztai w ogóle zajmuje się badaniem roślin transgenicznych, a potem wyrzucając go z pracy.
Sporządzony przez Pusztaia i rozpowszechniany przez jego zwolenników raport nie zawiera jednak danych, które umożliwiałyby jego weryfikację. Kilka dni po programie telewizyjnym, w którym wystąpił Pusztai, jego macierzysty instytut powołał specjalną komisję, która przeanalizowała wyniki eksperymentów. Komisja oświadczyła, że są one niejednoznaczne i nie ma podstaw, aby twierdzić, że badane ziemniaki rzeczywiście szkodzą szczurom, nie mówiąc już o wyciąganiu dalej idących wniosków.
Transgeniczne ziemniaki, które badał Pusztai, różniły się od zwykłych ziemniaków, z których je uzyskano, nie tylko tym, że zawierały gen kodujący lektynę przebiśniegów i pomocnicze fragmenty DNA. W procesie ich konstruowania nastąpiły jeszcze inne zmiany genetyczne. W efekcie, skład chemiczny tej odmiany dosyć istotnie różnił się od składu zwykłych ziemniaków (np. zawartość białek była obniżona o 20%). Zatem przyczyna ich domniemanego efektu toksycznego mogła być całkiem prozaiczna i wiązać się z podwyższoną zawartością alkaloidów czy innych szkodliwych substancji, których poziomu nie badano. Równocześnie większość specjalistów twierdzi, że nie ma żadnych podstaw, aby sądzić, że podejrzewane fragmenty DNA są niebezpieczne dla zawierającej jej żywności. Co więcej, badaniom podobnym do tych, które wykonał Pusztai, poddawane są wszystkie odmiany transgenicznych roślin, która mają być wprowadzone na rynek.
Rozgłos nadany całej sprawie przez media wywołał jednak podziały nawet w środowiskach naukowych. Przejawem tego było oświadczenie, popierające Pusztaia, wydane 12 lutego br. przez dwudziestu naukowców z czternastu krajów. Kilka dni później dziewiętnastu, tym razem brytyjskich, uczonych zarzuciło autorowi całego zamieszania, że zachowuje się nieodpowiedzialnie, ogłaszając nie potwierdzone dane i wprowadzając w błąd opinię publiczną.
Zdaniem specjalistów, jest tylko jeden sposób na chmury, które po raz kolejny zebrały się nad genetycznie modyfikowaną żywnością. Aby wyjaśnić wszystkie wątpliwości, które wynikły z badań Pusztaia, należy skonstruować rośliny transgeniczne zawierające pomocnicze fragmenty DNA, lecz pozbawione genów, które są przenoszone za ich pomocą. Czy rośliny takie okażą się toksyczne? Odpowiedź na to pytanie może zadecydować o losie produktów, które obrońcy środowiska nazywają "żywnością Frankensteina".


Komar rozszyfrowany - początek końca malarii

Na początku października 2002 r. uczeni z kilkudziesięciu ośrodków badawczych z USA, Europy i innych części świata ogłosili w „Naturę” i „Science", że udało im się rozszyfrować materiał genetyczny najpospolitszego i najbardziej niebezpiecznego zarodźca malarii, Plasmodium falciparum oraz Anopheles gambiae - komara, który go przenosi.
Pięć lat temu malaria powróciła na równiny Afryki Południowej po trwającej pół wieku nieobecności. Ponowne natarcie choroby nastąpiło po tym, jak zadecydowano o zaprzestaniu oprysków pestycydem DDT i zastąpieniu go środkami przyjaźniejszymi dla środowiska, ale jednocześnie mniej skutecznymi w walce z przenoszącym chorobę komarem. Ponieważ ostatnio odnotowuje się dramatyczny wzrost liczby zachorowań na malarię, zdecydowano się na podjęcie decyzji powrotu do oprysków tym niezwykle szkodliwym środkiem chemicznym.
Odkrycie naukowców samo w sobie nie daje skutecznej broni do walki z malarią, ale prawdopodobnie umożliwi w przyszłości opracowanie metod zwalczania tej choroby. - Praca na temat genomu (całego materiału genetycznego organizmu) ukazuje jak na dłoni schemat działania organizmu pasożyta - twierdzi Dyann Wirth z Harvardu. Zdaniem uczonej byłoby przesadą stwierdzić, że wiemy już, jak zarodziec działa, że poznaliśmy wszystko, czego potrzebuje on, aby przetrwać. Teraz jednak możemy zacząć stawiać hipotezy, przydatne w opracowywaniu nowych leków i szczepionek.
Poznanie schematu genomu zarodźca pogłębiło tylko podziw naukowców dla tego stworzenia, które ewolucja tak idealnie stworzyła do przenikania przez wszelkie zabezpieczenia ludzkiego organizmu. - Fakt, że ponad połowa z 5 tys. 300 genów komara koduje funkcje, których w ogóle nie rozumiemy, jest jednocześnie przerażający i ekscytujący - mówi Wirth.
Nowe dane na temat sekwencji genów oraz analiza białek, jakie te geny kodują, już dostarczyły naukowcom materiałów, w oparciu o które można zacząć opracowywać nowe leki. Celem jest znalezienie w pasożycie biochemicznego szlaku, nie istniejącego u ludzi i określenie, jaka cząsteczka mogłaby tę ścieżkę zakłócić. W ten sposób stworzono by lekarstwo, które skutecznie powstrzymuje pasożyta, ale nie powoduje skutków ubocznych u pacjenta. Naukowcy sądzą, że odnaleźli już około pół tuzina ścieżek występujących jedynie u zarodźca malarii i mogących stać się celami dla nowych leków. Kilka takich potencjalnych celów odkryto w jednym z organelli pasożyta, które zawiera geny zwykle występujące jedynie u roślin. Chociaż przez wieki utraciło ono wiele genów (np. nie zawiera już genów kodujących białka odpowiedzialne za fotosyntezę), inne stały się niezbędne dla metabolizmu zarodźca. Teraz, kiedy naukowcy dowiedzieli się o ich istnieniu i wiedzą także, że geny te nie występują u ludzi, pozostaje tylko zidentyfikować cząsteczki, które unieczynnią te geny, a więc zabiją pasożyta. Naukowcy pragną znaleźć sposób na zaatakowanie zarodźca, kiedy ten jeszcze znajduje się w wątrobie i zanim pojawią się ostre objawy zakażenia. Uczonym udało się zidentyfikować kilka białek wytwarzanych jedynie w fazie, gdy zarodziec przebywa w wątrobie. Jeżeli zatem znajdą sposób, aby te białka „unieszkodliwić", może się on okazać skuteczną bronią antymalaryczną. Inna strategia to walka z przenoszącymi chorobę komarami. Tak jak pasożyt, podobnie przenoszący malarię komar jest doskonale dostosowany do atakowania ludzi. Naukowcy odnaleźli w jego materiale genetycznym 19 genów kodujących receptory zapachowe, dzięki którym owad ten jest niezwykle wyczulony na woń człowieka. Wszystkie one występują jedynie u Anopheles gambiae.
Te komary żerują wyłącznie na człowieku - mówi Robert Holt, biolog molekularny z Celera Genomics i szef zespołu, który rozszyfrował genom komara. Obecnie Holt szuka w genomie owada wskazówek, jak komar uodpamia się na środki owadobójcze. Uczony porównuje geny owada z genami innych organizmów, które rozwinęły odporność na te same pestycydy. Holt uważa, że w ciągu pięciu lat może pojawić się nowy pestycyd zwalczający przenoszące malarię komary.
Czy jest szansa na szybkie przełożenie tego przełomowego odkrycia na konkrety, czyli skuteczne leki zwalczające tą straszną chorobę? Mało prawdopodobne, bo na nich trudno będzie zarobić. Jak obliczyli ekonomiści - koszt skutecznego opanowania malarii na całym świecie wyniósłby ok. 2 mld dolarów rocznie. Obecnie wydaje się jedną dziesiątą tej kwoty.
Optymistyczne jest to, że genetycy dają nam klucz do ostatecznego rozprawienia się z malarią, która na początku XXI wieku znów dziesiątkuje ludzi w najbiedniejszych krajach naszego globu. Teraz trzeba znaleźć te kilka miliardów dolarów. Tutaj praca naukowców się kończy, powinno się zacząć działanie politycznych decydentów z krajów bogatych. Obawiam się, że będzie to trudniejsze, niż rozpracowanie genomu Anopheles gambiae.

Źródło: Newsweek, Science

Geny agresji
Często zadajemy sobie pytanie: "Dlaczego w człowieku jest tyle zła? Czemu jeden człowiek jest łagodny jak przysłowiowy baranek, a  drugi dopuszcza się najgorszych zbrodni?" A  może dziedziczymy to "coś" w  genach? Okazuje się, że nie można wykluczyć i  takich przyczyn, mogących mieć określony wpływ na to jakimi jesteśmy, jak postępujemy wobec bliźnich, a  także wobec samych siebie.

Od dawna już wiadomo, że istotnym czynnikiem wpływającym na poziom zachowań agresywnych człowieka jest poziom metabolitu serotoniny w  płynie mózgowo-rdzeniowym. Serotonina bierze udział w  przekazywaniu impulsów nerwowych między komórkami mózgu. Produkowana jest z  tryptofanu, aminokwasu dostarczanego organizmowi z  zewnątrz, w  pożywieniu. Najwięcej tryptofanu zawierają takie produkty, jak: soja, kasza manna, sery żółte. Jednak ilość aktywnej serotoniny nie jest jednoznacznie związana z  ilością przyjmowanych produktów żywnościowych. Wpływ ma tutaj wiele innych czynników, w  tym genetycznych.
Jest udowodnione, że zbyt niski poziom tego neuroprzekaźnika może być przyczyną nie tylko agresji, ale także i  stanów depresyjnych oraz wielu innych chorób psychicznych. Ostatnio w "Molecular Psychiatry" znalazła się informacja, że naukowcy z  Geneva University Hospital w  Genewie i  La Colombire Hospital Montpellier we Francji stwierdzili, że mutacja w  genie, który odpowiada za regulację ścieżki przekazywania sygnałów nerwowych w  mózgu, związanej z  neuroprzekaźnikiem serotoniną, może ponad trzykrotnie zwiększać ryzyko podejmowania prób samobójczych (które uważa się także za akt agresji - skierowany przeciwko samemu sobie).
W połowie lat dziewięćdziesiątych sensację wywołało odkrycie wpływu tlenku azotu na stopień agresywności. Mutacja genu odpowiedzialnego za jego produkcję w  organizmie u  myszy doświadczalnych, spowodowała ich szczególną skłonność do agresywnych ataków. Genetycy nie potwierdzili jeszcze występowania naturalnej mutacji tego genu u  człowieka, lecz już powszechnie stosuje się dla niego nazwę "gen agresji".
Jest jeszcze szereg innych genów, które mogą mieć wpływ na różne rodzaje agresywności. Być może w  przyszłości dzięki inżynierii genetycznej będzie można stymulować ludzkie zachowania. Wiadomo jednak, że w  tym wypadku nie tylko geny można obarczać odpowiedzialnością. Ogromny wpływ ma także środowisko w jakim żyjemy, wychowanie od najwcześniejszych lat, normy obyczajowe, religijne oraz standardy moralne. Zanim wynajdzie się "genetyczną szczepionkę" - warto zwrócić uwagę na te elementy naszego życia. Jest przecież coś, co odróżnia Homo sapiens sapiens od zwierzęcia - wolna, nieprzymuszona, kontrolowana rozumem - wola.
Profesor Severino Antinori - szarlatan czy dobroczyńca?
"New Scientist" w swoim internetowym wydaniu, powołując się na gazetę "Gulf News" opublikował jakiś czas temu informację, iż kobieta biorąca udział w kontrowersyjnym programie klonowania reprodukcyjnego, prowadzonym przez profesora Severino Antinori, jest w zaawansowanej ciąży.
Fakt ten ma miejsce zaledwie rok po oficjalnym ogłoszeniu przez włoskiego profesora rozpoczęcia prac nad klonowaniem człowieka podczas międzynarodowej konferencji, która miała miejsce Rzymie w marcu 2001 r. Wywołało to niezliczone dyskusje wśród naukowców, etyków, polityków, duchownych i w innych środowiskach opiniotwórczych.
Jeżeli wiadomości te potwierdzą się, byłaby to pierwsza próba klonowania reprodukcyjnego człowieka - czyli takiego, którego celem jest stworzenie nowego osobnika z garniturem genów dawcy. Poprzednie próby klonowania człowieka prowadzone były, tak przynajmniej twierdzili ich autorzy - w celach terapeutycznych, tzn. aby pozyskać komórki embrionalne mogące być przydatne w leczeniu chorób.
O swoim kontrowersyjnym osiągnięciu prof. Antinori poinformował podczas konferencji w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Jedna kobieta spośród ponad tysiąca niepłodnych par jest w ósmym tygodniu ciąży - obwieścił prof. Antinori, specjalista położnictwa i ginekologii, ekspert od metod zapłodnienia pozaustrojowego, prowadzący w Rzymie niewielką klinikę.
Według przedstawionych na konferencji informacji w programie uczestniczy ok. 5 tys. par. Wcześniej - w grudniu 2001 roku jego amerykański kolega Panos Zavos z Andrology Institute of America w Lexington obwieścił, że para nie mogąca mieć dzieci chce wykorzystać klonowanie do osiągnięcia upragnionej ciąży. Rzymskie biuro prof. Antinoriego nie udziela żadnych informacji, nie wiadomo też, gdzie przebywa matka ani jakiej jest narodowości.
Prawdopodobnie Severino Antinori i Panos Zavos wykorzystali dobrze znaną metodę klonowania, wykorzystaną do klonowania owcy Doiły.
- Człowiek nie jest trudniejszym materiałem do sklonowania niż mysz czy owca - powiedział Antinori. Profesor Pavos Zavos potwierdza, że jego zespół potrafi selekcjonować zarodki pod względem genetycznym i wybrać najlepsze.
Jeśli sensacyjna wiadomość prof. Severino Antinoriego potwierdzi się, wzbudzi to z pewnością oburzenie państw, których prawo zabrania eksperymentów nad ludzkimi zarodkami bądź klonowania w celach reprodukcyjnych. Zespół prof. Antinoriego nie jest jedynym, który pracuje nad sklonowaniem człowieka. Zajmuje się tym również niezwykle aktywna sekta realian. Zamierza ona wykorzystywać technikę klonowania do "powielania" wybranych ludzi, w tym multimilionerów, którzy płaciliby za to ogromne pieniądze.
Otwarta została puszka Pandory...


Kim jest prof. Severino Antinori?
Jest z pewnością wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie, a jednocześnie postacią szalenie kontrowersyjną. To on w 1993 r. dokonał sztucznego zapłodnienia 62-letniej pacjentki, co wśród wielu wzbudziło sprzeciw wobec przekraczania granic natury. Jego metody zapłodnienia pozaustrojowego pomogły również kolejnym kobietom po pięćdziesiątce w urodzeniu dziecka.
Znane są także inne, trudne do przyjęcia metody naukowe prof. Antinoriego, jak choćby leczenie bezpłodności wśród mężczyzn, polegające na pobieraniu męskich komórek rozrodczych i umieszczaniu ich w jądrach samców gryzoni (konkretnie - szczurów). Komórki ludzkie w tym środowisku, po jakimś czasie osiągają dojrzałość i są zdolne do zapładniania.
Profesor Antinori ukończył wydział medyczny na Uniwersytecie w Rzymie w 1972 roku, pracował następnie w Oueen Elena Maternal Institute. Klinikę leczenia niepłodności założył wraz z żoną w 1980 roku. Przewodzi też amerykańsko-włosko-izraelskiemu konsorcjum koncentrującemu się na zagadnieniu klonowania ludzi. Jego najbliższymi współpracownikami są: Amerykanin cypryjskiego pochodzenia prof. Panos Zavos oraz izraelski biotechnolog Avi Ben Abraham.

Granica została przekroczona - ludzki embrion sklonowany

Według najnowszych doniesień - Amerykańska firma Advanced Cell Technology Inc. przeprowadziła udany eksperyment sklonowania ludzkiego zarodka. Sensacyjny nie wydaje się jednak sam fakt tego eksperymentu, gdyż tajemnicą poliszynela jest, że takie eksperymenty prowadzone są od dłuższego czasu w prywatnych laboratoriach, lecz to, iż po raz pierwszy ogłoszono ten fakt oficjalnie.

W badaniach zastosowano "klasyczną" metodę, użytą wcześniej do klonowania owiec, krów i małp. Naukowcy ACT wykorzystali komórki ludzkiej skóry, z której przeniesiono DNA do komórki jajowej. Podobnie jak w prowadzonych wcześniej eksperymentach, rozwój został zatrzymany na bardzo wczesnym etapie - 6 komórek (na etapie blastocysty). Przedstawiciele Advanced Cell Technology nie podali jednak, czy udało im się wyizolować komórki macierzyste z ludzkiego zarodka.
Doniesienia te wywołały już falę protestów, szczególnie ze strony polityków oraz kościoła katolickiego. Amerykański Kongres jest aktualnie w trakcie przygotowywania nowych, restrykcyjnych ustaw dotyczących klonowania. Krytycznie na doniesienia o sklonowaniu ludzkiego zarodka zareagował prezydent George W. Bush i ma nadzieję, że Kongres szybko uchwali ustawę zakazującą prowadzenia tego typu doświadczeń - oświadczyła rzeczniczka Białego Domu, Jennifer Millerwise.
W Stanach Zjednoczonych zakazane jest klonowanie zarodków przez instytucje finansowane z pieniędzy federalnych. Advanced Cell Technology jest jednak firmą prywatną i jej tego typu ograniczenia nie dotyczą. Zgodnie z przyjętym przez Izbę Reprezentantów projektem ustawy zakazane miałoby być w Stanach Zjednoczonych wszelkie klonowanie ludzkich embrionów - nie tylko do celów reprodukcyjnych, ale również terapeutycznych. Działalność taka zagrożona byłaby karą do miliona dolarów grzywny i 10 lat więzienia. Obecnie projekt jest rozpatrywany przez Senat.
"Nie wiemy dotychczas dokładnie jakiej procedury użyto i czy było to rzeczywiście sklonowanie ludzkiego istnienia" - powiedział włoskiej agencji prasowej ANSA biskup Tarcisio Bertone, sekretarz Kongregacji Nauki Wiary. Swoje oburzenie wyraził również profesor teologii na Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie, biskup Mauro Cozzoli. Uważa on, że "proceder wymaga tym mocniejszego potępienia, ponieważ nie wolno powoływać do życia człowieka po to, aby go zabić dla dobra innego". Obok licznych głosów oburzenia i protestów słychać też opinie optymistyczne, wyrażające nadzieję na znalezienie tą drogą metody leczenia licznych, nieuleczalnych chorób, takich jak: rak, Parkinson, Alzheimer, AIDS i wiele innych.
- Pod względem naukowym, biologicznym, nie stworzyliśmy człowieka. To jest tylko życie komórkowe, a nie życie ludzkie - broni się Michael West z ACT. Przyznaje jednak, że ze stworzonego przez naukowców zarodka mogłaby powstać istota ludzka.
- Bardzo uważamy, aby w rezultacie wykorzystywania tej technologii nie powstał sklonowany człowiek - podkreśla West i stwierdza dalej - Metoda ta pozwoliłaby nam na dostarczanie nowych komórek dowolnego typu, identycznych z tymi, jakie ma pacjent. Klonowanie terapeutyczne mogłoby oznaczać lekarstwo na wiele chorób związanych ze starzeniem się społeczeństwa. Plany klonowania ludzi przedstawiły wiosną tego roku dwa zespoły naukowców - jeden pod kierunkiem doktora Panosa Zavosa z Uniwersytetu Tennessee, który prowadzi prace w tym kierunku wraz ze swym włoskim partnerem doktorem Severino Antinorim (artykuł o pracach tego naukowca można przeczytać w  "Profesor Severino Antinori - szarlatan czy dobroczyńca?"), drugi pod kierunkiem doktor Brigitte Boisellier (Clonaid), która pracuje dla Raelian.
Doniesienia o eksperymencie nie są w rzeczywistości informacją o przełamaniu kolejnej bariery naukowej, gdyż ta została już dawno przekroczona - w ciszy i odosobnieniu laboratoriów badawczych. Moim zdaniem przekroczono tutaj inną granicę, granicę tolerancji wobec czegoś co jeszcze rok, dwa lata temu było powszechnie krytykowane i potępiane (prof. Severino Antinori ze swoim projektem klonowania ludzi musiał ukrywać się przed społecznym potępieniem i wymiarem sprawiedliwości). Ten gwałtowany szum medialny wokół eksperymentu Advanced Cell Technology Inc. z pewnością nie został wywołany bez przyczyny. Gra idzie tak naprawdę nie o ulżenie ludzkiemu cierpieniu, ale o ogromne, niewyobrażalne pieniądze firm farmaceutycznych, klinik medycznych itp. I to budzi we mnie gwałtowny sprzeciw. Jestem przekonany, że za dwa, trzy tygodnie, cały ten hałas w mediach przycichnie. Prace w laboratoriach będą prowadzone pełną parą. A o ileś tam więcej procent osób wpływowych (polityków, filozofów, etyków, a może też i duchownych...) zacznie mieć wątpliwości nad swoim dotychczasowym, bezkrytycznie negatywnym stosunkiem do tego typu eksperymentów. I tak "cegła po cegle" będzie kruszyć się mur oporu. I oto w tym wszystkim chodzi.
Ja ze swej strony nie potrafię w sposób bezkrytyczny odrzucić tego typu eksperymentów, jeśli jednak za nimi idzie czysta intencja ulżenia ludzkiemu cierpieniu. Nie znajduję w sobie też słów bezkrytycznej akceptacji. Gdzieś musi być ten "złoty środek". Czy jednak w hałasie politycznych dysput "poszukiwaczy głosów wyborców", słów potępienia płynących z ambon, szukania sensacji medialnych, znajdzie się miejsce na wysłuchanie zwykłego, chorego, cierpiącego człowieka?


Pochodzenie Homo sapiens sapiens pod lupą badań genetyków
Skąd pochodzisz człowieku rozumny? Do szukania odpowiedzi na to intrygujące pytanie dołączyła w ostatnich latach genetyka. Poznanie ludzkiego genotypu stworzyło realną szansę nie tylko dla przyszłych pokoleń, ale także umożliwiło rozwikłanie wielu zagadek z przeszłości.

Dotychczasowe hipotezy antropologów i paleoantropologów co do pochodzenia współczesnego człowieka - Homo sapiens sapiens, oparte były przede wszystkim na badaniu odkrywanych na przestrzeni lat, w wielu regionach świata, szczątków kostnych. Żmudne prace badawcze pozwoliły wyodrębnić neandertalczyka (Homo neanderthalensis), pitekantropa (Pithecanthropus erectus - czyli jak początkowo go określano - małpolud wyprostowany), australopiteka (Australopithecus - od. łac. australis - południowy).
O stopniu ewentualnego "uczłowieczenia" gatunku miały stanowić dwa główne czynniki, określane jako: erectus - czyli wyprostowany i sapiens - czyli rozumny. Zarówno australopitek, neandertalczyk jak i pitekantrop - byli istotami wyprostowanymi, jednak masa ich mózgów była znacznie mniejsza od dzisiejszego człowieka (tj. ok. 1350 g), jednocześnie jednak większa od małp (420-530g). Z czasem pitekantrop awansował w hierarchii naukowej z małpoluda do rodzaju Homo erectus - człowieka wyprostowanego. Jego wiek określono na 1,8 mln lat, a miejscem jego pochodzenia miałaby być Afryka. Pitekantrop potrafił zręcznie wykonywać narzędzia, z upływem wieków dokonał także ekspansji na tereny dzisiejszej Azji i Europy, a nawet być może i Australii. Na przestrzeni 1,5 mln lat masa jego mózgu zwiększyła się do 1000 g. Znacznie więc przewyższała mózg małpy. Mimo tak znacznego rozwoju ewolucyjnego był to nadal tylko człowiek wyprostowany (Homo erectus), któremu nauka odmawiała miana - sapiens czyli rozumnego.
Pochodzenie tego ostatniego oblicza się na ok. 140-200 tys. lat. Jego ojczyzną była także Afryka, która jak widać, stanowiła swoisty Eden i praojczyznę ludzkości. Pocieszeniem dla Homo erectus może być fakt, że w wielu hipotezach uważany był i jest nadal, za pośrednie ogniwo na drodze ewolucji Homo sapiens. Jest to jednak tylko hipoteza, która obecnie podważona została przez badania genetyczne. Ale o tym za chwilę.
W początkowej fazie rozwoju człowiek rozumny nie bardzo odróżniał się od pitekantropa, czy też neandertalczyka. Jego gwałtowny rozwój intelektualny, kulturowy i społeczny - nastąpił około 40 tys. lat temu. W tym też mniej więcej czasie nastąpiło tajemnicze zniknięcie na terenie Europy neandertalczyka. Stało się to tak nagle, że stanowi to nie rozwiązaną zagadkę do dzisiejszego dnia (oczywiście słowo "nagle" - stanowi okres wielu setek lat). Czyżby gwałtowny skok ewolucyjny człowieka rozumnego stał się powodem eliminacji ze sceny dziejowej tych, którym natura poskąpiła tych darów? Jak pokażą następne tysiąclecia, słowo "rozumny" nie szło w parze z określeniem "wyrozumiały i tolerancyjny".
W dalszej swej ekspansji człowiek rozumny napotkał na terenie dzisiejszej Azji pitekantropa. I tu sprawa nie jest już tak prosta jak w przypadku neandertalczyka, który ustąpił mu, mniej lub bardziej usłużnie, z drogi. Obecnie trwa ożywiona dyskusja czy pitekantrop został w Azji skutecznie wyeliminowany, podobnie jak neandertalczyk w Europie, czy też nastąpiło jego skrzyżowanie z Homo sapiens. Jak do tej pory, były to dyskusje czysto teoretyczne, oparte na hipotezach.
W rozwiązaniu tej intrygującej zagadki bardzo pomocna okazała się współczesna genetyka. Otóż na podstawie precyzyjnych badań naszego DNA jednoznacznie stwierdzono, że nie nastąpiło żadne skrzyżowanie Homo sapiens z pitekantropem. Wnioski oparto na szczegółowych badaniach tzw. mitochondriów, tj. "centrów energetycznych" znajdujących się w każdej naszej komórce, dzielących się niezależnie od niej. W przeciwieństwie do genów jądrowych przekazywanych przez obojga rodziców - DNA mitochondrialne dziedziczymy tylko po matkach. Stąd też wysunięto logiczny wniosek, że wszyscy współcześni ludzie dziedziczą DNA mitochondrialne po jednej kobiecie (określanej jako "mitochondrialna Ewa"). Żyła ona prawdopodobnie ok. 200 tys. lat temu, na terenie kontynentu afrykańskiego.
Odkrycie genetyków określające pochodzenie afrykańskie współczesnego Homo sapiens sapiens nie było jednak zgodne z dotychczasowymi wynikami badań paleoantropologów. Skłaniali się oni raczej ku hipotezie, jakoby nastąpiło powolne wymieszanie się pitekantropa z człowiekiem rozumnym. Na potwierdzenie tej teorii, wskazują na brak jakichkolwiek "dziur" w dziejach, które wskazywałyby na gwałtowny, drastyczny proces zastąpienia jednego gatunku przez drugi. Przebiegało to wszystko raczej w sposób bardzo płynny i spokojny. Nasuwa się jednak pytanie, czy jest możliwe, aby ekspansywny Homo sapiens żył na przestrzeni tysięcy lat w pełnej zgodzie i pokoju z odrębnym gatunkiem - pitekantropem? A może jednak nastąpiło wymieszanie? Fakt pozostaje faktem, że pitekantrop zniknął z dziejowej sceny.
Aby teoria ewolucji człowieka wyprostowanego nie legła w gruzach, antropolodzy zaproponowali teorię - policentrycznego powstawania gatunku człowieka współczesnego, wg której następowała stała wymiana genów pomiędzy pitekantropem a Homo sapiens. Badania genetyczne wskazują jednoznacznie, że nic takiego nie mogło mieć miejsca. Według nich naszą pramatką, była kobieta z afrykańskiego lądu, pochodząca sprzed ok. 200 tys. lat. Żadnych naleciałości genetycznych pitekantropów nie znaleziono.
Jak więc widać, odkrycia genetyki rozwiązały chyba jeszcze jedną zagadkę, tym razem zagadkę naszego pochodzenia. Ponieważ jednak burzą one wiele dotychczasowych teorii naukowych, stały się zarzewiem nowych dyskusji i sporów dotyczących roli człowieka wyprostowanego w ewolucji człowieka rozumnego.
Nam pozostaje chyba tylko z filozoficznym spokojem powtórzyć za profesorem Andrzejem Bomirskim: "człowiek jest zawsze wyprostowany, a rozumny tylko bywa, i to niestety dość rzadko".

"Złe" geny grożą utratą pracy i ubezpieczenia

Ameryka musi jak najszybciej uchwalić prawo gwarantujące, że żaden obywatel USA nie będzie dyskryminowany z powodu swojego wyposażenia genetycznego. Że z powodu "niewłaściwych" genów nie straci ani pracy, ani ubezpieczenia zdrowotnego

Pewna trzydziestokilkuletnia kobieta zgłosiła się na genetyczny test wykrywający skłonność do zachorowania na raka piersi. Zrobiła to, ponieważ choroba ta była dość częsta w jej rodzinie. Wynik testu był niedobry. Lekarz doradził jej profilaktyczną obustronną mastektomię, czyli amputację obu piersi. Posłuchała go. Ale kiedy dokumenty ze szpitala doszły do ubezpieczyciela, zamiast oczekiwanego przelewu nadszedł list z zapytaniem: "Dlaczego poddała się pani takiej operacji?"
Ze względu na wynik testu genetycznego - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Co więc zrobił ubezpieczyciel? Nie dość, że nie pokrył kosztów operacji, to jeszcze z dnia na dzień wstrzymał ubezpieczenie. To był jednocześnie wilczy bilet do wszystkich innych ubezpieczycieli. Kobieta zorientowała się, że nikt w USA nie wystawi jej polisy. Niebawem zaczęto straszyć jej męża, że też pozbawiony zostanie ubezpieczenia.
To autentyczna historia - zapewniała w trakcie zjazdu AAAS Louise M. Slaughter z amerykańskiej Izby Reprezentantów.
Takie historie sprawiają, że coraz więcej osób w Ameryce boi się uczestniczyć w badaniach genetycznych. Obawiają się, że za rok-dwa ktoś wyciągnie te dane i użyje ich przeciwko nim. I nie są to obawy bezpodstawne. Przekonali się już o tym Żydzi aszkenazyjscy, którzy przez lata kooperowali z genetykami. Owocem tej współpracy było m.in. wykrycie podłoża genetycznego choroby Tay-Sachsa (dziedziczne schorzenie prowadzące do uszkodzenia mózgu) czy jednej z postaci raka jelita grubego. A jaką dostali za to zapłatę? Media, pisząc o groźnym genie, coraz częściej używają określenia "żydowski gen". Slaughter już od kilku lat zabiega o wprowadzenie prawnego zakazu dyskryminacji genetycznej pod jakąkolwiek postacią.
- Niestety, nie jest to łatwe. Przynajmniej w Stanach - twierdzi Slaughter. - Powód? Musimy przekonać do tego polityków. A ci raczej nie interesują się genami i mają o nich blade pojęcie.
Potwierdza to historia opowiedziana przez Craiga Ventera - szefa firmy, która właśnie zakończyła pracę nad ustaleniem budowy wszystkich ludzkich genów. - Stan Pensylwania postanowił niedawno wprowadzić przepis zabraniający jakichkolwiek prób klonowania człowieka - mówił Venter. - Przy okazji padło pytanie: "Gdzie mieści się nasz genom?". Jedna trzecia polityków twierdziła, że w mózgu, jedna trzecia, że w jądrach lub jajnikach, a reszta na wszelki wypadek się nie wypowiedziała.
- Ignorancja polityków nie jest jedyną przeszkodą - twierdzi Slaughter. Drugą, może nawet poważniejszą, jest opór wpływowego sektora ubezpieczeń zdrowotnych bojącego się o zyski. Na szczęście firmy farmaceutyczne za taką ustawą - zdają sobie sprawę, że tylko ci, którzy mają ubezpieczenie, będą w stanie płacić za leki.
- Nikt nie może tracić pracy albo ubezpieczenia tylko dlatego, że kiedyś może na coś zachorować - grzmiała Slaughter. - Wszyscy ludzie, nie wyłączając szefów firm ubezpieczeniowych, mają felerne geny. I nikogo nie można za to potępiać!

Tygrys Dolly z diabelskim rodowodem
Australijscy naukowcy pokonali już przeszkody na drodze do sklonowania wymarłego tygrysa tasmańskiego - dużego mięsożernego torbacza. Ostatni przedstawiciel tego gatunku zdechł w niewoli w 1936 r. Naukowcom udało się powielić fragmenty DNA tygrysa, które mogą działać w innych żyjących komórkach. Pierwszy sklonowany osobnik powinien urodzić się w 2010 r. Ma powstać poprzez wprowadzenie materiału genetycznego tygrysa tasmańskiego do komórek diabła tasmańskiego (innego torbacza żyjącego na antypodach), pozbawionych własnych informacji genetycznych.
Ciekawe, czy tak sklonowany tygrys zapoluje w przyszłości na swojego "darczyńcę" - diabła tasmańskiego? Gdyby umiał mówić, powiedziałby zapewne: "do diabła z takim interesem!".

Mysi genom
Amerykańscy naukowcy udostępnili opracowaną przez siebie mapę genomu myszy. Okazało się, że genom tych małych zwierzątek wykazuje zdumiewające podobieństwo do genomu człowieka. Badania prowadzone były w ramach projektu Mouse Genome Sequencing Consortium zrzeszającego naukowców z różnych krajów. Wyniki badań ogłosili jednak Amerykanie z National Human Genome Research Institute. Nie jest to pierwszy projekt poświęcony badaniu mysiego genomu. Wcześniej dokonała tego prywatna firma Celera Genomics, jednak dostęp do bazy danych jest płatny. National Human Genome Research chce natomiast udostępnić wyniki swoich badań bezpłatnie w Internecie. Naukowcy stwierdzili m.in., że genom myszy jest podobny do ludzkiego - zawierają one zbliżoną liczbę genów - ok. 30 tys. Ludzkie DNA składa się z ok. 3,1 mld par zasad, mysz ma ich 2,7 mld. Człowiek ma 23 pary chromosomów, mysz - 20. Zdaniem naukowców podobieństwa mogą pomóc w zbadaniu funkcji ludzkich genów. Można np. wyłączyć konkretny gen u myszy i zaobserwować, za co odpowiada. Łatwiejsze ma być również opracowanie leków na schorzenia genetyczne, występujące u ludzi i myszy.

Afryka - nasza ojczyzna
Nasze korzenie sięgają kontynentu afrykańskiego. Kolejne doniesienia naukowców potwierdzają taką hipotezę. Jednym z  nich jest raport badawczy "African Origin of Modern Humans in East Asia" (Afrykańskie korzenie współczesnych mieszkańców wschodniej Azji) opublikowanym w  Science z  11 maja 2001  r. Zespół genetyków przebadał materiał genetyczny pobrany od 12.127 osób ze 163 populacji zamieszkujących Azję i  Oceanię. Śledząc trzy charakterystyczne sekwencje DNA w  obrębie chromosomu Y, badacze odkryli, że we wszystkich przebadanych przypadkach w  jednym z  tych trzech miejsc występowała mutacja charakterystyczna dla populacji, która zamieszkiwała Afrykę jakieś 89-35 tys. lat temu. Stanowi to znaczący argument na rzecz hipotezy "afrykańskiej" głoszącej, że wszyscy żyjący dziś ludzie wywodzą się z  Afryki, i  zarazem zadaje poważny cios hipotezie "multiregionalnej", zgodnie z  którą poszczególne populacje ludzi współczesnych wywodzą się od przodków zamieszkujących przed setkami tysięcy lat różne regiony geograficzne.
Nanokomputer z wykorzystaniem DNA

Naukowcy z  Weizman Institute of Science twierdzą, że stworzyli z  cząsteczek organicznych mikroskopijny nanokomputer. W  jednej kropli cieczy może ich pracować nawet bilion (tysiąc miliardów) naraz, wykonując miliard operacji na sekundę i  zużywając na to mniej niż jedną miliardową część wata energii. W  przyszłości komputery tego typu mogłyby być wykorzystywane w  celach leczniczych wewnątrz ludzkiego organizmu. Wejście, wyjście i  oprogramowanie takich nanokomputerów składa się z  cząsteczek DNA. Role hardware'u spełniają dwa występujące w  naturze enzymy, manipulujące DNA. Wystarczy zmieszać tego typu "sprzęt" i  programowanie" w  odpowiednich proporcjach, by podejmowały prace. Poprzez dobór odpowiednich cząsteczek "oprogramowania" można definiować zadania, jakie nanokomputer ma wykonywać. Zdaniem naukowców, żywe komórki robią to samo od dawna, dlatego teraz trzeba poszukać sposobów na wykorzystanie tego zjawiska w  kontrolowany przez człowieka sposób.

Biotechnologia z pogranicza fantastyki
Urządzenia, podzespoły komputerowe wyposażone w  kod genetyczny? Jeszcze kilka lat temu byłby to  świetny temat na opowiadanie science fiction, dzisiaj staje się to  całkiem realne. A  to  za sprawą firmy Biowell, która niedawno ogłosiła opracowanie metody wbudowywania w  elektroniczne chipy fragmentu materiału genetycznego (DNA), pochodzącego z  żywego organizmu! Tego typu zabezpieczeń nie tylko sprzętu komputerowego, ale  także kart kredytowych, dokumentów, a  nawet pieniędzy nie można by było praktycznie złamać i  podrobić, gdyż nie ma w  naturze dwóch identycznych genetycznie organizmów. Dla światowych producentów, ponoszących rocznie wielomilionowe, a  nawet wielomiliardowe straty z  powodu podrabiania hardware'u i  software'u, jest to  wymarzone rozwiązanie problemu. Podobno już myśli się o  innych zastosowaniach tego typu zabezpieczeń, np.  przy produkcji... atramentu (niepodrabialny podpis), lub farb (sygnowanie dzieł malarskich).
Jak na razie rewelacyjne doniesienia z  firmy Biowell traktowane są przez świat nauki z  lekkim niedowierzaniem. Jedna z  wątpliwości dotyczy sposobu zabezpieczenia materiału genetycznego przed rozkładem. Firma Biowell na razie jednak zasygnalizowała tylko to nieprawdopodobne odkrycie, nie przedstawiając żadnych konkretów. Snute są tylko przypuszczenia, że w  technologii produkcji biochipów materiał genetyczny będzie wtapiany w  sztuczne tworzywo. Generowany sygnał będzie odczytywany przez specjalne urządzenia w  czasie dwóch sekund.
Naukowcy z  niedowierzaniem kręcą głową. Hakerzy, piraci komputerowi oraz fałszerze pieniędzy i  kart kredytowych są zapewne zaniepokojeni. Jak jednak twierdzą wtajemniczeni, być może jest to blef lub oszustwo. Dlaczego? Otóż dlatego, ponieważ ani w  USA, ani w  Japonii nikt na ten temat się wypowiedział. Opiniotwórcze: „Science” oraz „Nature” milczą na temat tego wynalazku. A  gdy one milczą to wynalazku... nie ma.
Firma Biowell jest jednak firmą zbyt potężną by całkowicie zlekceważyć jej głos. A  jeśli to jednak prawda? Czy klonowanie identycznych materiałów genetycznych nie nabierze wtedy całkiem innego wymiaru, obok naukowego, etycznego i  in. - także czysto technologicznego?
Hakerstwo z  wykorzystaniem... klonów?


Ludzkie spojrzenie szczura?

Newsweek podał informację, że ostatnio do Europejskiego Urzędu Patentowego w  Monachium wpłynął pomysł amerykańskiego Uniwersytetu Stanforda na hodowlę "mieszanych istot". Zwierzęta z  wszczepioną ludzką tkanką lub płodem mają ponoć pomóc w  walce z  wieloma chorobami, w  tym m.in. z  rakiem i  AIDS. Problem poważny, a  już z  pewnością szalenie kontrowersyjny, stał się w  niemieckich mediach, w  tym w  "Sueddeutsche Zeitung", tematem licznych żartów. Wśród nich takich jak te, że wkrótce doczekamy się czasów, gdy biegające po mieście szczury będą spoglądały na nas ludzkimi oczami, a miejskie gołębie, przejmując cechy ludzkie, będą wyrywać kobietom torebki...



20 lat za klon

Rząd francuski przyjął projekt ustawy bioetycznej dopuszczającej badania na embrionach, ale zakazującej klonowanie człowieka do celów terapeutycznych. Za złamania zakazu ma grozić 20 lat więzienia. Wcześniej z  projektu ustawy wycofano zapis o  możliwości wszczepiania do macicy kobiety - po śmierci ojca - embrionu ich dziecka, przechowywanego w  stanie zamrożonym. Możliwe jest natomiast prowadzenie badań na zamrożonych embrionach. Tekst ustawy zostanie przekazany Zgromadzeniu Narodowemu na początku 2002  r. Dotychczas tylko Wielka Brytania dopuszcza klonowanie istoty ludzkiej do celów terapeutycznych.



Gen - łasuch na słodycze

Jak informuje "Nature Genetics" - grupa naukowców pod kierownictwem Roberta Margolskee z  Mount Sinai School of Medecine w  Nowym Jorku zidentyfikowała pierwszy gen, który koduje receptor słodyczy. Gen o  nazwie T1R3 znajduje się na końcu chromosomu  4 i  odpowiedzialny jest za zdolność odczuwania smaku słodkiego. Jak na razie badania przeprowadzono tylko na myszach, które po zmutowaniu tego genu, traciły zdolność odczuwania walorów smakowych słodkiego jedzenia.
Przypuszcza się, że gen T1R3 może być receptorem w  kubkach smakowych wszystkich osób uwielbiających słodycze. Wniosek z  tego, że łakomstwo na czekoladki, ciastka i  cukierki jest uwarunkowane genetycznie, a  wśród naszych licznych genów są także i  geny-łasuchy.
Hmm, jeszcze jedną napoleonkę poproszę...

Co Adam widział w tej Ewie?

Badania genetyczne doprowadziły do ustalenia "mitochondrialnej Ewy", która żyła prawdopodobnie ponad 140 tys. lat temu. Nazwa "mitochondrialna" pochodzi od genów zawartych w  ludzkich mitochondriach - czyli "centrach energetycznych" zawartych w  każdej naszej komórce.
Po ustaleniu naszej prehistorycznej matki rozpoczęto poszukiwanie pierwszego mężczyzny. Na uniwersytecie Stanford w  USA przeprowadzono badania genetyczne na próbie 1100 osobników płci męskiej, pochodzących z  21 miejsc na Ziemi. Po dokładnym przeanalizowaniu chromosomów Y  (mitochondria mężczyźni dziedziczą wyłącznie po matce) i  mutacji jakie miały miejsce w  genach i  zgromadzone zostały w  DNA stwierdzono, że nasz praojciec Adam żył niecałe 60 tys. lat temu na terenie dzisiejszej Afryki. Wynik badań jest o  tyle zaskakujący, że różnica wieku między naszymi prarodzicami wynosiłaby coś około 80 tys. lat!
Jeżeli wierzyć genetykom, to nie wiadomo - czy współczuć Adamowi, czy też podziwiać witalność pramamusi Ewy...

O ile genów jesteśmy bogatsi od glisty?

Według ostatnich ustaleń genetyków człowiek posiada od 30 000 do 40 000 genów (a nie ok. 100 000 - jak przewidywano wcześniej). Ciekawe jest to, że np. taka glista nie jest aż tak znacząco uboższa od homo sapiens - będąc właścicielką 18 000 genów. Drożdże mają ich 6 000, a mikroskopijny prątek gruźlicy "aż" 4 000. No, no... na szczęście jak zapewniają naukowcy, sedno sprawy leży nie w ilości, a w organizacji systemu genetycznego organizmu.



Genetyczny doping?
Rozwój badań nad genami człowieka stał się również nadzieją dla świata sportu. Nadzieje te przeplatają się jednocześnie z obawami nad zastosowaniem tej dziedziny nauki do sztucznego wspomagania organizmu. Coraz głośniej już jest o przeprowadzanych testach na zwierzętach, które dają nieprawdopodobne rezultaty.. Polega to na wpuszczaniu do krwiobiegu odpowiedniego genu, co ma powodować poprawę wytrzymałości organizmu, zwiększenie jego wydolności oraz przyrost masy mięśniowej (od 20 do 50%). Doping tego rodzaju jest praktycznie niemożliwy do wykrycia. Przewiduje się, że ten rodzaj wspomagania organizmu może być praktykowany w sporcie już za 2 - 3 lata.
Gdyby Darwin wiedział...
Czy wiesz w jakim stopniu DNA różnią się między ludźmi? Otóż różnice te sięgają ok. 0,2%. A między człowiekiem, a szympansem? Zaledwie o 2%. Darwin powiedziałby prawdopodobnie - "A widzicie, tylko o 2%!". Przeciwnicy jego teorii - "Uff, na szczęście, aż o 2%!". Zaniepokojonym, proponuję spacer do ZOO. Empirycznie możemy tam sprawdzić, że różnica jednak jest znacząca...
Paprotka zrobi sobie doniczkę sama?

Jak informuje serwis "Science Daily", zmodyfikowane genetycznie rośliny mogą gromadzić w swoich komórkach surowce do produkcji plastiku. Nad wykorzystaniem roślin w produkcji nowych materiałów pracują amerykańscy badacze z Uniwersytetu Purdue (Indianapolis). Tworzywa sztuczne to polimery Obecnie są produkowane z ropy naftowej, podobnie jak rozpuszczalniki, paliwa czy tysiące innych produktów. Jednak równie dobre, a może nawet lepsze tworzywa można by uzyskać z roślin - na przykład soi czy kukurydzy. Rośliny mogą wytwarzać monomery, których chemicy jeszcze nie wyprodukowali. Wyodrębniając odpowiednie geny, można przenosić zdolność do produkcji monomerów na przykład na buraki czy kartofle. Na razie problemem jest zbyt mała wydajność roślin. Z tego powodu uzyskiwane z nich plastiki byłyby droższe niż otrzymywane z ropy naftowej. Jednak rośliny potrafią gromadzić duże ilości substancji (związanych, czyli skoniugowanych z innymi związkami) w wakuolach, wyodrębnionych częściach komórki. Odizolowane od zachodzących w cytoplazmie komórki procesów biochemicznych, mogą gromadzić monomery w dużych ilościach. Udało się już sklonować gen, odpowiedzialny za koniugację. Pochodzi z ulubionej przez genetyków rośliny - rzodkiewnika. Jego genom jest pierwszym genomem roślinnym, który jest już dokładnie znamy. Z pewnością przyspieszy to prace nad polimerami pochodzącymi od roślin.


Biochip poproszę...
Już dziś prowadzone są prace nad skonstruowaniem tzw. biochipa, w którym zawarty zostanie cały materiał genetyczny konkretnego człowieka. Każde nowonarodzone dziecko będzie miało przeprowadzony test genetyczny. W zapisie genomu na biochipie zamieszczone zostaną informacje m.in. na temat skłonności do pewnych chorób. Optymiści uważają, że pozwoli to na zapobieganie im, poprzez np. manipulacje genetyczne, dobranie odpowiedniej profilaktyki, trybu życia. Pesymiści ostrzegają przed zagrożeniami, takimi jak podział ludzi na tych o "dobrych" i "złych" genach (np. z genetyczną skłonnością do alkoholizmu, schizofrenii itd.).
A w towarzystwach ubezpieczeniowych zapewne pierwsze co usłyszymy to - "dzień dobry, pański biochip poproszę...".

W przedziale siedzi młoda dziewczyna i facet. Ten spogląda co chwila na dziewczynę i w końcu mówi:
-Ale ma pani śliczne zęby.
-To po babci - odpowiada zadowolona z komplementu dziewczyna.
-Coś takiego! I pasowały?!!!

Jaś po szkole udaje się do Instytutu Genetyki. Tam zadaje pytanie jednemu z naukowców:
- Czy to prawda, że potraficie już klonować ludzi?
- No tak, jest to możliwe... - pada odpowiedź.
- A czy moglibyście mnie sklonować?
- A czy mogę wiedzieć, jaki jest powód twojej decyzji chłopcze - pyta zdziwiony naukowiec.
-Bo widzi pan, moja matematyczka powiedziała dzisiaj, że drugiego takiego jak ja, to ona już by nie przeżyła...


Lekarz zwraca się do pewnej aktorki amerykańskiej, po kolejnej operacji plastycznej:
- Czy jest pani zadowolona z  nowego kształtu podbródka?
- Tak, tak panie doktorze, ale mam jeszcze jedną prośbę. Czy mógłby pan mi zrobić lifting genotypu?
- Co takiego? - woła zaskoczony lekarz - A  na co to pani?!
- Wydaje mi się, że jest on taki jakiś pokręcony...

Dwie krowy przyglądają się owcy Dolly. Jedna z  nich mówi:
- Słyszałaś? Podobno od przyszłego roku wszystkie owce będą już klonowane.
- Co ty powiesz, to straszne!
- Jednak nam to na szczęście nie grozi.
- Tak sądzisz?
- Oczywiście, przecież jesteśmy pingwinami!

Jest rok 2100. Na brzegu rzeki siedzą trzy krokodyle. Jeden z nich mówi ze smutkiem:
- Kiedyś to byliśmy koloru zielonego.
Drugi markotnie:
- I umieliśmy pływać
Trzeci energicznie się podnosi i mówi:
- Panowie, dość tych narzekań, lecimy na łąkę zbierać nektar!

Spotyka się dwóch facetów. Jeden z nich jest strasznie zdenerwowany. Na pytanie, co go tak wyprowadziło z równowagi, mówi - Wczoraj porwano moją teściową. - No to problem z głowy, czego się przejmujesz - uspakaja go kompan. - No wiesz, porywacze zadzwonili wczoraj wieczorem i oświadczyli, że jak im nie zapłacę sto tysięcy złotych to ją sklonują!

Gdzieś daleko, na biegunie północnym idzie mały, biały miś z mamą. Trzęsie się z zimna i nieustannie marudzi. A to, że nie ma tu nigdzie jagód i słodkich korzonków, a to że ani jednego drzewa eukaliptusowego na horyzoncie, a on tak lubi się na nie wspinać, to znowu wybrzydza na ryby, twierdząc, że od nich dostanie z pewnością skrętu kiszek. Mama podirytowana tym ciągłym narzekaniem, mruczy pod nosem ze złością - Niech no ja spotkam tego mądralę genetyka... To miał być miś uniwersalny!

Genetyk i genetyczka spotykają się na romantycznej randce. Siedzą na ławce w parku, objęci czule, wpatrując się w gwiazdy. On jej się w pewnym momencie oświadcza, ona rozradowana mówi - Ach kochany, cudownie! Po ślubie będziemy mieli mnóstwo własnych, małych, pięknych kloników!

Dwa wilki idą przez las. Jeden z nich co chwila przystaje skubiąc ze smakiem soczystą trawkę i mech, po czym wydaje z siebie radosne beknięcia. Drugi wilk widząc to, mówi z wyrzutem - Ostrzegałem, żebyś zostawił w spokoju tę cholerną owcę Dolly!

Saddam Husajn, zlecił Instytutowi Genetyki w Bagdadzie wykonanie jego idealnej kopii. Jak donoszą źródła dobrze poinformowane, każda próba klonowania przywódcy narodu kończy się wyprodukowaniem kolejnej rakiety balistycznej Scud. Podobno jest to jedno z największych osiągnięć genetyki irackiej ostatnich lat.

Profesor na wydziale genetyki, prosi zdenerwowaną studentkę o przeczytanie swojego referatu o klonowaniu. Rozdygotana dziewczyna szuka w torbie kartki, w końcu wyjmuje i zaczyna czytać - Przygotować dwa jajka... - Na co pani tu jajka? - pyta zdumiony profesor. Studentka kontynuuje jednak dalej - Rozbić i ubić... - Tego już za wiele - protestuje profesor i uspokajającym głosem prosi - Niech pani spojrzy na samą górę kartki i powoli przeczyta tytuł. Studentka po chwili czyta - Przepis na makowiec...

Na przyjęciu, do pięknej, długonogiej blondynki zwraca się genetyk - Pani to z pewnością musi mieć cudowne geny. Słysząc to, blondynka rumieni się i zalotnie mówi - Oj świntuszek z pana, świntuszek...

Materiały:
- czasopismo „Wiedza i życie”
- zbiory własne
- www.retina-forum.pl

Referat w załączniku.

Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 48 minut