profil

"Nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym" - Winston Churchill.

poleca 83% 2911 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Arkady Fiedler w reportażu o polskich lotnikach walczących o Brytanię opisuje dzieje pewnego dywizjonu. W jego skład wchodzili Polacy, Anglicy oraz dzielny Czech Frantiszek. Zumbach, Ferić, Łokuciewski, Daszewski, Paszkiewicz i Urbanowicz to polskie asy Dywizjonu 303. Po upadku kampanii wrześniowej żołnierze przedostali się do Rumunii, a stamtąd do Anglii, gdzie znajdował się polski rząd na emigracji z Naczelnym Wodzem generałem Władysławem Sikorskim premierem Polski. Żołnierze Ci przedostali sie do Anglii, zeby kontynuować walkę przeciwko Niemcom. Walczyli tam w Dywizjonie 303 głównie złożonym z Polaków. Lotników latających na maszynach typu \"myśliwiec\" potocznie nazywano- myśliwcami. Mimo,iż byli ryzykantami, każdy ich ruch był przemyślany. Powieżone im zadania wykonywali starannie i sumiennie. Moją uwagę zwrócił podporucznik Jan Zumbach. Był na pozycji osłaniającego, pilnował by wróg nie zaatakował z nienacka. Wykazał się odwagą i spokojem. Pewnego dnia jego "klucz" wyleciał z bazy. Kiedy po wygranej walce z Messerschmittem 109 chciał powrócić do dowódcy nagle zza chmur spadł na niego z góry nowy atakujący Messerschmitt. Myśliwiec właśnie zataczał koło i to go uratowało od pocisków wroga. Wszystkie uderzyły w pustą przestrzeń. Wtem do Messerschmitta dołączył się drugi. I nagle samoloty zmieniły taktykę. Nie atakowały. Wyglądało to tak, jakby tylko pilnowały. W istocie - pilnowały. Ukazały się jeszcze dwa nowe. Tego za wiele! Zumbach nie myślał już o walce. Jedyni: uciekać. Spojrzał w dół. Piąty! Jeszcze jeden. Ale myśliwiec miał stalowe nerwy. Kilka razy Messerschmitty próbowały trafić w Zumbacha, ale on unikał strzałów. Przez nieuwagę wroga zdążył doleciec do chmury, która go ocaliła. Był odurzony i rozdygotany lecz żywy. Gdy wylądował koledzy patrzyli na jego spieczone usta: miał w ich kącikach krople krwi. Lecz mimo to uśmiechał się do nich.

Drugim z lotników, który mi zaimonował jest podporucznik Kazimierz Daszewski. "Łagodny jego uśmiech i bardzo jasne, bardzo pogodne oczy kryły w sobie jeszcze inną niespodziankę, bo nikt by nie przypuszczał, że Daszewski przeszedł za życia męki piekła."

Pewnego wrześniowego dnia Daszewski ścigał wroga aż nad Dover, lecz tu został otoczony Messerschmittami i dostał pociskiem z działka lotniczego. Przeszył go ból taki, że od razu sparaliżował mu całą prawą część ciała. Jednocześnie jakiś gorący płyn poparzył mu całą twarz. Samolot wpadł w korkociąg. Chciał skoczyć, lecz był za słaby. Walczył jak oszalały. Wrogie samoloty miały zwyczaj strzelania do spadochroniarzy. Ale on spadał tak, że nie widział ziemi. Już chciał otworzyć spadochron, ale... Spadochron otwiera się prawą ręką! Siłował się i po kilku chwilach udało się! Myśliwiec zrozumiał, że jest ocalony. W końcu był blisko ziemi i słyszał głosy ludzi. Ci zaś ciągnęli go za zranioną nogę. Ściągnęli go na ziemie. Rozcieli pasy nożem. Ktoś z obcych zadzwonił po ambulans. Po trzech i pół miesiacach Daszewski wyszedł ze szpitala. Podczas tego zdarzenia wykazał się niezwykłą wytzrzymałością i wolą awlki do ostatnich sił.

W mojej pracy opisałam tylko dwóch lotników, lecz to nie znaczy, że było ich tam tylko tylu! Było ich bardzo wielu i byli bardzo odważni i to również oni przyczynili się do wygrania wojny z Niemcami. Winston Churchill powiedział: "Nigdy w dziedzinie ludzkich konfliktów tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym". To prawda. Byli to "chłopcy zdrowi, jędrni, krzepcy i przystojni". To dzięki ich waleczności, poświęceniu, zawziętości i wytrzymałości udało się zwyciężyć z III Rzeszą.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 3 minuty