profil

Adaptacje filmowe dzieł literatury polskiej w twórczości Andrzeja Wajdy. Przedstaw najciekawsze dokonania artystyczne reżysera.

poleca 85% 1994 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Literatura polska – skojarzenie, lektura, kolejna myśl, przykry obowiązek męczenia oczu nad tekstem, który w naszym mniemaniu, zamiast dostarczyć nam przyjemności, czyni zjawisko całkowicie odwrotnym. Filmowa adaptacja dzieła literatury polskiej – skojarzenie, kolejny cios dla naszego zmysłu wzroku, jednakże zdecydowanie krótszy od poprzedniego, może wiec warty zainteresowania.

Takie jest najczęściej myślenie polskiej młodzieży o naszym dorobku literackim i jego ekranizacjach filmowych. Jednak są takie dzieła i ich odpowiedniki w kinematografii, które nie klasyfikują się do powyższej grupy. Utwory, to zazwyczaj każdego wybór indywidualny, ale filmy są jednego, niezaprzeczalnego autorstwa: Andrzeja Wajdy.

Cóż w nim takiego szczególnego, specjalnego? Wajda nie jest człowiekiem z marmuru i żelaza. Nie jest pustą pomnikową personą, którą należy podziwiać, oglądać, wyrażać nad nią zachwyt. To jego dokonania są tu przesłaniem, które powinniśmy zrozumieć. Ale czy podołamy temu zadaniu? Współczesne pokolenie żyje innymi wartościami, niż ci odbiorcy, do których adresowane były pierwsze dzieła reżysera. Wydaje mi się jednak, że stworzył on w pewnym stopniu coś ponadczasowego i będąc Polakami, powinniśmy zrozumieć alegorie zawarte w tej formie twórczego przekazu, jaką są jego filmy.

Urodził się 6 marca 1926 roku w Suwałkach. Jego rodzina pochodzi ze wsi Szarów. To wiejskie pochodzenie wydaje mu się bardzo istotne, dlatego, że z tej małej wsi, z tego miejsca, w tej rodzinie wyszło czterech młodych ludzi, z których wszyscy zostali inteligentami. Młodym ludziom z wiejskiego środowiska udało się osiągnąć coś, o czym marzy nie jeden z bogatej rodziny. Andrzej jest potomkiem jednego z nich - zawodowego oficera Wojska Polskiego zamordowanego w Katyniu. Jednak pęd tych niedojrzałych chłopców, żeby uciekać gdzieś, żeby nie zostawać tutaj, że życie jest gdzieś przed nimi, jest częściowo w nim. Jak sam podkreśla: „ ... nigdy nie chciałem mieszkać tam, gdzie przypadkowo rzucił mnie los, tylko tam, gdzie mnie się wydawało, że jest miejsce, do którego powinienem dążyć.” Lata okupacji spędził wraz z matką, nauczycielką w Radomiu, gdzie uczęszczał na tajne komplety oraz uczył się w tajnej szkole rysunku i rzeźby pod kierunkiem prof. Wacława Dąbrowskiego.

W 1946 podjął studia malarskie w Krakowie, gdyż uważał za swoje przeznaczenie właśnie Akademię Sztuk Pięknych. Jego pedagogiem była między innymi Hanna Rudzka-Cybisowa. Należał też do Grupy Samokształceniowej, której przewodził Andrzej Wróblewski. W tamtych czasach czuł się on przede wszystkim malarzem. Niestety brakowało mu samozaparcia, wytrwania, odpowiedniego charakteru i chyba najważniejszego – talentu.

Następnie w 1949 przeniósł się do Łodzi, bo w Łodzi była Szkoła Filmowa - jedyna, jaka wtedy powstała i wydawało mu się, że to jest właśnie jego właściwe miejsce. Rozpoczął studia reżyserskie. Został m.in. asystentem Aleksandra Forda podczas realizacji filmu "Piątka z ulicy Barskiej"(1953). Jednak nie osiadł tam na długo. Przeprowadził się do Warszawy, gdyż tam rozgrywały się wszystkie decyzje dotyczące robienia filmów. A potem znowu do Krakowa, bo to tam był Teatr Stary.

W ostatnich 30 latach XX wieku wykazał się bardzo dużą aktywnością społeczną. Był m.in. kierownikiem artystycznym Zespołu Filmowego "X" (opiekun m.in. młodych reżyserów tworzących nurt tzw. kina moralnego niepokoju), prezesem Stowarzyszenia Filmowców Polskich oraz Polskiej Federacji Dyskusyjnych Klubów Filmowych. W 1988 został powołany przez Lecha Wałęsę w skład Komitetu Obywatelskiego przy przewodniczącym NSZZ "Solidarność". Lata 1989-1991 to czas, gdy był senatorem; do 1994 przewodniczył Radzie Kultury przy Prezydencie RP. Jest inicjatorem i jednym z fundatorów (za otrzymaną w 1987 nagrodę Kyoto) Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej w Krakowie.

Ale nasze społeczeństwo docenia go przede wszystkim za jego twórczość reżyserską. Zalicza się on do grona najwybitniejszych twórców polskiej sceny powojennej. W teatrze debiutował (jako reżyser i scenograf) w 1959 sztuką Michaela Gazzo "Kapelusz pełen deszczu" w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Liczba jego doskonałych sztuk jest ogromna, a tworzył m.in. w Starym Teatrze w Krakowie, w Teatrze Ateneum, Powszechnym i na Woli w Warszawie, w Teatrze Polskim we Wrocławiu, jak również za granicą: w Yale Repertory Theatre, Deutsches Nationaltheater w Weimarze, Teatrze Sowriemiennik w Moskwie, Teatro Stabile Friuli w Trieście, Teatrze Benisan w Tokio.

Przejdźmy do jego najważniejszych osiągnięć, a mianowicie filmów. Wyreżyserował ich ponad 35 i każdy z nich był na swój sposób wyjątkowy i niezapomniany. Już dwa lata po wstąpieniu do „łódzkiej filmówki” nakręcił swój pierwszy film fabularny pt.: "Pokolenie" (1954), przedstawiającym skomplikowane losy młodzieży z warszawskich przedmieść w latach okupacji hitlerowskiej. Jak napisał później w swojej autobiografii Roman Polański: "Dzieło Wajdy nie przypominało żadnego filmu nakręconego dotąd w Polsce Ludowej" .

Wtedy też odkrył swój wielki kinowy temat: losy pokolenia uwikłanego w wojnę, które szukało dla siebie miejsca w nowej rzeczywistości. Sam do tego pokolenia należał. Nie był to wtedy łatwy temat, nie można było powiedzieć całej prawdy o tamtych czasach, wszystko przechodziło cenzurę. Ale przecież Wajdze udało się przekazać prawdę emocjonalną. Oglądając jego filmy potrafimy je zrozumieć dzięki przeróżnym symbolom, scenografii, muzyce, nastrojowi i oczywiście grze aktorów.

Zrealizowany w 1957 "Kanał" oraz rok później "Popiół i diament" stanowiły punkt zwrotny w dziejach polskiego filmu i ustaliły pozycje Wajdy jako jednego z najważniejszych reżyserów europejskich. Dzięki niemu zaczęto w świecie mówić o „szkole polskiej”. Kolejne wybitne filmy to „Lotna”, „Samson”, „Popioły”, „Bramy raju”, „Wszystko na sprzedaż”, „Polowanie na muchy”, „Brzezina”, „Krajobraz po bitwie”, „Wesele”, „Ziemia obiecana”, „Smuga cienia”, „Człowiek z marmuru”, „Bez znieczulenia”, „Panny z Wilka”, „Dyrygent”, „Człowiek z żelaza”, „Danton”, „Kronika wypadków miłosnych”, „Biesy”, „Korczak”, „Pierścionek z orłem w koronie”, „Panna Nikt”, „Pan Tadeusz”, „Wyrok na Franciszka Kłosa”, czy najnowsza „Zemsta”.

Większość obrazów ekranowych Andrzeja Wajdy była adaptacjami głośnych i bardzo wówczas aktualnych utworów literackich. Wielkiej literaturze, polskiej i zagranicznej, twórca pozostał wierny do dnia dzisiejszego. Zaledwie kilka filmów zrealizował według oryginalnych scenariuszy. Jednak nie tylko o proces adaptacji tu chodzi, ponieważ jego filmy wypełniała tradycja literacka, o czym świadczą liczne cytaty, odwołania i aluzje. Na literaturę jednak patrzył Wajda zawsze oczami malarza i wprowadzał do kina symbole, motywy i skróty rodem z teatru. Plan filmowy był dla niego wielką sceną, na której odpowiednio dobrane elementy będą współtworzyć harmonijną całość. Przekazu do widza, niczym lornetka, dokonywała kamera.

Z pośród tych kilkunastu ekranizacji wybrałam cztery adaptacje filmowe dzieł literatury polskiej, które uważam za najdoskonalsze dokonania reżysera „Popiołu i diamentu”.

Pierwszy film, jaki moim zdaniem zasługuje na wyróżnienie, to „Kanał” powstały w 1956 roku. Wtedy to straciły siłę komunistyczne rygory krępujące życie artystyczne i zaczęto podejmować tematy dotąd zatajone lub przemilczane. Można już było wiele powiedzieć publicznie o walce żołnierzy Armii Krajowej oraz mówić o Powstaniu Warszawskim bez strachu przed cenzurą lub narażeniu się władzy. I tak tez zrobił Wajda.

Czas, w jakim rozgrywa się akcja filmu jest dla nas przykry. Warszawa, 1944 rok, powstanie zbliża się do końca. Historia nie obeszła się z nami łaskawie. Film ten na podstawie powieści Jerzego Stefana Stawińskiego to obraz tragicznego heroizmu i bezowocnego cierpienia grupy warszawskich powstańców, którzy po utracie pozycji przedzierają się cuchnącymi kanałami do walczącego jeszcze Śródmieścia. Początkowo wszyscy podążają jednym śladem, lecz w miarę utraty sił przez słabszych lub rannych, oddział zostaje rozbity na trzy mniejsze grupki ludzi, błąkających się po omacku w cuchnących czeluściach stolicy.

Niestety wszystkich czeka śmierć. Łączniczkę "Stokrotkę" i rannego "Koraba" zatrzymuje krata u wylotu kanału; "Halinka" popełnia samobójstwo; kompozytor Michał dostaje pomieszania zmysłów. "Mądry" wychodzi przy Dworkowej wprost na niemiecki patrol. "Smukły" ginie rozbrajając granaty. Ostatni „Kula” ginie śmiercią najgorszą z możliwych. Tuż po wydostaniu się z kanału w bezpiecznym miejscu, zostaje zastrzelony za zdradę towarzyszy przez „Zadrę” – dowódcę kompani, który, mimo iż ma przed sobą szanse na przeżycie, decyduje się powrócić do kanału, by ratować swych ludzi.

Już w pierwszych kadrach prezentuje nam się oddział porucznika „Zadry”, a komentator mówi: „Oto ostatnie godziny życia tych ludzi, patrzcie uważnie... „ Ma to duże znaczenie dla przesłania filmu. W tej chwili, bowiem znika typowe dla widowiska kinowego pytanie, „co się stanie z bohaterami?", "uratują się, czy zginą?". Widz zostaje uprzedzony o klęsce. Zostaje tu po cichu powiedziane: „nie cel jest ważny, ale droga do niego”.

Pojawiają się pytania: "jak do tego doszło?", "dlaczego zginęli?", "jaki był mechanizm katastrofy?". To celowe uprzedzenie o zakończeniu akcji zostało tu umiejscowione, by widz zwrócił uwagę nie na ogół, nie na typową tragedię typowych tragicznych bohaterów, nie na kolejny wojenny epizod, lecz na szczegóły. Główny wątek już zna – zginą, lecz jak? Jako kto? Jakie będzie ich postępowanie w ostatnich godzinach życia? To jest tu ważne.

Reżyser doskonale zobrazował to, co w książce było trudne do osiągnięcia: stopniowe „uwalnianie ekspresji”. Pierwsza część filmu, rozgrywająca się przed zejściem do kanału, zbudowana jest na zasadzie chłodnej, reportażowej precyzji. Chodzi tu reżyserowi o oszczędne i beznamiętne przedstawienie bohaterów i sytuacji wyjściowej. Nie znamy ich charakterów, co najwyżej przezwiska, stopnie, hobby. Są dla nas kolejnymi powstańcami bez wyraźnie nakreślonej osobowości.

Oddział Zadry posuwa się w skupieniu naprzód. Oglądamy go z pozycji posuwającej się równolegle kamery. Co chwila kamera zwalnia, zagląda w twarz i w oczy poszczególnym bohaterom. Twarze są skupione, pełne oczekiwania, co będzie dalej. Pusto brzmiący komentarz wymienia ich nazwiska. Ruch kamery jest swobodny, powolny, jakby odpowiednio dozowany. To bardzo artystyczne rozwiązanie reżyserskie, które ma nam przybliżyć postacie, obsadza nas w roli obserwatorów, jakbyśmy brali bezpośredni udział w wydarzeniach.

W kanale naraz wzrasta skala ekspresji. Zbliżenia, szczególne kąty widzenia kamery, oświetlenie, a raczej jego niedosyt, dźwięk - wszystko zaczyna przemawiać ostrzej, mocniej atakuje widza, podsuwa mu coraz wyraźniej nastrój grozy i strachu. Wtedy dochodzi do trzech scen kończących trzy wątki. Korab i Stokrotka dochodzą do kraty, poza którą nie wydostaną się; Mądry wpada w ręce Niemców; Zadra wychodzi z kanału, by po chwili doń wrócić. Tworzą one kontrast (podkreślony kontrastem jasnego światła) z ponurą ekspresją scen poprzednich. Działają na widza jak ostre uderzenie. Mają one nam powiedzieć, że ta cała przeprawa, walka z samym sobą i własnymi słabościami była nadaremna. I tak ich los jest z góry przeznaczony – muszą zginąć.

Robiąc ten film Wajda chciał ukazać jak trudne było przetrwanie podczas powstania, jak ciężkie były realia i mimo dalekosiężnych chęci oraz, wydawało by się wielu możliwości, patriotyczna i dzielna walka okazuje się bezsensowna. Walki w obronie życia, godności i niezależności podjęli się ludzie zwyczajni, niepodobni do posągowych herosów. Pełni wewnętrznych rozterek, wahań i zasad. Widać głęboki tragizm ich samotnej walki spychanej do piekła miejskich kanałów. Te korytarze można porównać do piekła Dantego, jak robi to kompozytor, recytując fragment pierwszej części „Boskiej komedii” opisującej podziemny świat.

W tym obrazie artysta cofnął się przed jakąkolwiek interpretacją zdarzeń warszawskich, a tym samym politycznych. Odrzucił wszystko, co nie mieściło się w małym światku kilku osób błądzących w kanale. Nie mogąc zobrazować całego powstania ograniczył się do mikroświata, jakim dla naszych bohaterów była ich kompania i jej losy. Zamierzył pokazać widzowi dramat, zanurzając się w głąb psychiki bohaterów. Widzimy ich w ostatnich chwilach życia. Poznajemy ich wewnętrzne myśli, desperackie zachowania, jak również refleksje, jakie roztaczają nad swoim żywotem. I właśnie to jest przesłanie tego dzieła: spójrz, jaką wysoką cenę zapłaciliśmy za wolność naszą i waszą? Nawet nie to, jak wielu z nas zginęło, ale w jaki sposób!

W czasie powstania warszawskiego Józef Szczepański, podchorąży "Ziutek" - żołnierz batalionu "Parasol" - napisał wiersz. Oto jego fragmenty:

”Czekamy ciebie...
Czekamy ciebie, czerwona zarazo,
Byś wybawiła nas od czarnej śmierci,
Byś nam - kraj przedtem rozdarłszy na ćwierci
Była zbawieniem - witanym z odrazą...
(...)

Nic nam nie zrobisz! Masz prawo wybierać,
Możesz nam pomóc, możesz nas wybawić
Lub czekać dalej i śmierci zostawić...
Śmierć nie jest straszna - umiemy umierać.
Ale wiedz o tym, że z naszej mogiły
Nowa się Polska zwycięska narodzi
I po tej ziemi ty nie będziesz chodził,
Czerwony władco rozbestwionej siły!

„Ten wiersz mówi prawdę, prawdę i tylko prawdę... Czy przystępując do filmu nie miałem świadomości, że tej prawdy nie będę mógł powiedzieć z ekranu?

Miałem! Więcej, wiedziałem, że warunkiem powstania filmu jest właściwie ukrycie tej prawdy możliwie głęboko pod ludzkim dramatem powstańców... Czy byłem świadomym kłamcą?” – powiedział o „Kanale” Andrzej Wajda.

W czerwcu 1957 roku, Jerzy Stefan Stawiński, autor scenariusza filmu „Kanał” napisał w programie premiery:

..."Tu w kanale śmierć jest potwornym bezsensem. Na taką śmierć żaden z tych romantycznych bojowników nie może się zgodzić... Zepchnięci do piekła, pozostawieni bez pomocy i nadziei, giną w podziemiach miasta straszną szczurzą śmiercią. Byli wśród nich ludzie piękni; ”Kanał” ma przypominać ich tragedię i złożyć im hołd."

Również w kolejnych swoich dziełach Wajda dotykał bolesnych problemów narodowych, tak jak to zrobił w „Kanale” ukazując powstanie warszawskie, bezsensowną i nieskuteczną walkę mieszkańców stolicy z niemieckim okupantem. Kolejnym był kompleks Armii Krajowej (dramat Maćka Chełmickiego, partyzanta walczącego początkowo z Niemcami, a potem z komunistami, młodzieńca nie potrafiącego dokonać wyboru politycznego, „Popiół i diament” – 1958) i kompleks września 1939 roku (dramat ułanów walczących z nowocześnie uzbrojoną armią niemiecką, „Lotna” – 1959). Przedstawił na ekranie ludzi znajdujących się w sytuacjach bez wyjścia, którzy wykonywali „gesty romantyczne”, bohaterskie, lecz bezsensowne i niepotrzebne. Nie unikał goryczy i pesymizmu.

Sytuacja przybiera inny obrót w dziele „Brzezina”, które to niewątpliwie należy do czołówki dorobku Andrzeja Wajdy. Jest to ekranizacja powieści Jarosława Iwaszkiewicza pod tym samym tytułem. Akcja rozgrywa się w leśniczówce otoczonej przepiękną brzeziną na przełomie zimy i wiosny. Do Bolesława przyjeżdża ciężko chory na gruźlicę brat, by u niego spędzić ostatnie miesiące życia. W kontakcie z przyrodą dostrzega wszystkie uroki życia i potrafi się nim cieszyć. Na tym tle pojawia się miedzy braćmi konflikt.

Leśnik żyjący w osamotnieniu bardzo cierpi po śmierci żony, mimo że minął już rok. Nie chce do siebie dopuścić choćby odrobiny radości, swobody, lekkości życia – nadal zatopiony jest w żałobie. Jego zachowanie oddziałuje na córeczkę Olę, która mimo swojego dziecinnego wieku w ogóle się nie śmieje, zamyka przed wszystkimi, cierpi na brak energii życiowej. I wtedy zjawia się Stanisław. Po powrocie ze Szwajcarii, musi radykalnie zmienić tryb życia. Tam cały czas brał udział w licznych przyjęciach, bywał w towarzystwie. Teraz u brata znajduje się w środku lasu, mając za towarzystwo jedynie przyrodę.

Dzięki swojej chorobie docenia wagę życia i choć czasem nie układa się ono po naszej myśli, jest naszym największym skarbem. Już na samym początku sprowadza do domu fortepian. Gra w tenisa, jeździ na rowerze, dużo spaceruje. Próbuje wprowadzić w monotonny świat malej Oli, choć trochę szaleństwa. Chce, by ona uczyła się na jego błędach, a mając przed sobą jeszcze długi żywot, wykorzystała go należycie. Niebawem rodzi się uczucie łączące go z gosposią Maliną. Jednak te wszystkie naraz wprowadzone zabiegi, mające na celu podkreślenie wartości życia i wyciśniecie z niego wszystkiego co tylko możliwe, wprowadzają zamęt w dotychczas spokojną egzystencję mieszkańców leśniczówki. Bolesław jest początkowo przeciwny. Drażnią go te wszystkie błazenady i hałaśliwe usposobienie brata. Jednak w miarę czasu nawet on zaczyna się budzić z „zimowego odrętwienia”, jakie spowodowała strata żony. Pokazana jest nawet jego walka z samym sobą, gdy to nie wiedząc, kogo winić za te wszystkie zmiany, złości się na córkę, która zawiniła najmniej.

Jest to szczytowy moment jego wahań. Później jest już tylko lepiej. Zaczyna rozumieć postępowanie brata, lecz niestety zbyt późno. W końcowych momentach filmu Stasiu umiera. Jednak robi to jako szczęśliwy i spełniony człowiek. To wydarzenie również zmienia diametralnie leśnika. Dokonuje się przełom w jego psychice, zaczyna jeździć konno, nawiązuje bliższy kontakt z córką, zwraca uwagę na kobiety, a ostatnie sceny przynoszą wieść o jego planach wyjazdu. Podsumowując, choć Stanisław odszedł jeszcze jako młodzieniec, nie zdążywszy zbudować ani domu, ani rodziny, nie nauczywszy się jeszcze właściwie żyć, to odniósł ogromy sukces – ocalił swego brata przed mrokiem, jakim jest osamotnienie i zamkniecie się w sobie.

Film w przeciwieństwie do wcześniejszych obrazów Wajdy wprost emanuje światłem. Piękne widoki przyrody, takie jak wiosenna brzezina, zielone pola uprawne, łąki pełne kaczeńców, stanowią tu główne tło. Choć jest to historia mężczyzny dręczonego nieuleczalną chorobą, nie ma tu akcentów grozy, tragizmu czy strachu. Reżyser chce pokazać piękno otaczającego nas świata i póki mamy swój czas, póty powinniśmy go wykorzystać. Delikatne i powolne ruchy kamery dodatkowo potęgują sielankowy nastrój. Moim zdaniem prawdziwym kunsztem artystycznym jest przedstawienie ostatniego dnia życia Stanisława. Pokój. Jest ciemno. Okno przysłonięte jest kocem. On mimo choroby dźwiga się z łóżka i zrywa przeszkodę zasłaniającą mu jedyne źródło światła i połączenie ze światem zewnętrznym.

Widzimy przez chwile jego oczami – tylko naturę, tylko brzezinę. Odnosimy wrażenie, jakby zbliżał się do nas ten zagajnik, nie my, lecz on w potrzebie do nas przychodzi. Nic innego się nie liczy tylko ta piękna, niezastąpiona przyroda. Gdy przychodzi po niego Śmierć, nie widzi on przed sobą ludzi, przedmiotów, nie targają nim miłość, chęć posiadania, zazdrość, smutek, żal. Widzimy go, gdy powstaje i zaczyna „płynąć” przez brzezinę, ruchem monotonnym, spokojnym, jak w krainie mlekiem i miodem płynącej. To jego nagroda jeszcze przed zejściem ze świata – możliwość ostatniego spaceru po ziemi. Ziemi, która zrodziła te wszystkie cuda. Na której to może raz jeszcze zaczerpnąć głęboki, pełen błogości oddech.

Tak swoje dzieło komentuje Andrzej Wajda: „ ... tworzyliśmy film inny, świeży i dla mnie samego zaskakujący. Chwyciłem w płuca powietrze, poczułem się lżejszy i ze zdziwieniem patrzyłem na ekran, jakby to był nie całkiem mój własny film. Coś z tej świeżości zostało, zarówno w grze aktorów, jak i w pracy kamery.”

Podobne zdanie ma Albert Cervoni: „Promień słońca ma tu taką samą wagę jak ostatni oddech. Ten film, pulsujący agonią, ostatnim gestem życia, pulsuje także życiem.”

Podsumowując: „ Jest to swoista medytacja o miłości i śmierci, o radości życia i pesymistycznej udręce, o heroizmie i postawie rezygnacji, z barwnym tłem wiosennej puszczańskiej przyrody (film nakręcono w leśniczówce w Puszczy Kampinoskiej), podporządkowanym koncepcji plastycznej wzorowanej na malarstwie Jacka Malczewskiego.”

Utrzymany w podobnym klimacie jest kolejny film wybitnego reżysera, który chciałam tu przedstawić. Mowa o „Pannach z Wilka” – ekranizacji opowiadania znanego już nam pisarza – Jarosława Iwaszkiewicza. Akcja rozgrywa się miejscowości Wilko. Niespełna czterdziestoletni Wiktor Ruben po stracie przyjaciela przyjeżdża tam do wujostwa, gdzie w pobliskim dworku, w gronie kilku panien, spędził młodzieńcze lata. Julia doczekała się bliźniaczek, wyemancypowana Jola wyszła za mąż, Fela przedwcześnie zmarła, zmieniły się też Zosia i Kazia, mała Tunia wyrosła na piękną pannę. Pojawienie się Rubena burzy spokój mieszkanek dworu.

Panny z Wilka The Maids of Wilko Roman Cieslewicz movie; 1979; size B1

Już na początku reżyser ukazuje nam życiowe rozterki bohatera. Dosięga go ogromny ból, jakim jest śmierć przyjaciela. Lekarz radzi mu wyjechać, gdyż inaczej jego stan zdrowia się pogorszy. Czy oby na pewno chodziło mu tylko o stan fizycznego zdrowia? Z pewnością nie. Wiktor przedstawiony jest jako postać złożona, którą targają wątpliwości: czy jego życie nie jest nadaremne, czy dobrze wykorzystał swój czas, jaką rolę w naszym życiu odgrywają wspomnienia? Chcąc znaleźć odpowiedź na te i inne pytania postanawia powrócić w miejsce swej młodości, gdzie przeżył niezapomniane i szczęśliwe chwile – do Wilka. Jednak wbrew pierwotnemu zamierzeniu jego pojawienie się ujawnia inne niewyjaśnione prawy, powikłane losy, dramaty, życiowe klęski.

Przez piętnaście lat wiele się zmieniło w jego Arkadii. Dawne panny dorosły, dziewczynki zamieniły się w kobiety oraz pojawili się nowi członkowie rodziny. Niestety też niektórzy odeszli. Teraz nadszedł czas na wyjaśnienie paru niedociągnięć z przeszłości. Jednak on nie po to tu przyjechał, zrobił to, by uciec od wspomnień, a one tym czasem same go znajdują i jak łaszący się kot, nie chcą odejść.

Można by się pokusić o stwierdzenie, że jednym z głównych tematów filmu jest miłość. Jednak ktoś, kto zetknął się z twórczością Nicholasa Sparksa - mistrza opisu najpotężniejszego z uczuć – użyłby tu raczej słowa erotyka. I ja tak właśnie zrobię. Głównej roli nie odgrywa tu uczucie, lecz niespełnione marzenia i nadzieje. Te kobiety nie są nieszczęśliwe, przeciwnie powodzi im się bardzo dobrze, do czasu, aż przybywa Wiktor, którego postać zdaje się mówić: „Tak, jestem tym, co ci w życiu nie wyszło. Kochałaś się we mnie, ale ja tego nie odwzajemniłem. Byłem twierdzą nieczułą i nie do zdobycia.” Wajda robiąc tą ekranizację chciał przekazać tu cos więcej, niż tylko obraz nieszczęśliwej miłości, obojętności i rozczarowań ludzkich. Przedstawił tu w pewien sposób rozprawę nad sensem egzystowania. Słowa te obrazują już początkowe sceny. Główny bohater wraca w miejsce sielankowe, by uciec od problemów. Zna drogę a mimo wszystko się waha. Bladzi, nie wie czy iść, ma chwile zadumy. Pobudza to widza do refleksji, cóż mogło tak wstrząsnąć tym człowiekiem. Atmosferę niepewności dodatkowo potęguje akompaniament melancholijnej muzyki Karola Szymanowskiego.

Z całego filmu najbardziej przejmująca i adekwatna do powyższych rozważań wydaje mi się scena rozmowy Rubena z wujem. Przedstawiony jest tu kontrast postaci. Stary człowiek zbliżający się do kresu swego życia nie może spać. Nie przez chorobę, lecz by jeszcze jak najdłużej móc rozkoszować się urokami żywota. Dla niego wspomnienia to prawdziwy skarb, ciągle je przywołuje w pamięci, by raz jeszcze przeżyć tamte chwile i być z nich dumnym. Może teraz powiedzieć, że tamte chwile były szczęśliwe, ale niestety osąd ten wydaje dopiero z perspektywy minionego czasu. Wtedy mniemał, że szczęście to coś innego. Natomiast druga postać, młody mężczyzna, który ma przed sobą jeszcze pół życia właśnie stracił motywacje do kontynuowania go. Dla niego wspomnienia są jak cierń, który zadaje rany. Są dla niego zmarnowanym czasem, a co gorsze nadal trwają i są obecne w teraźniejszości. Nie może spać, bo chce zapomnieć. Zapomnieć to, co dokonał, bo wydaje mu się to niegodne nawet miejsca w pamięci ludzkiej.

Panny z Wilka The Maids of Wilko Marcin Mroszczak movie; 1979; size B1

Podsumowując, Wilko to miejsce, gdzie nie docierają wojny i zawieuchy wielkiego świata, a ludzie - przynajmniej na zewnątrz - umieją cieszyć się życiem. W powietrzu czuć jeszcze ducha przeszłości, a przebywanie tu wywołuje wiele przemyśleń odnośnie przemijania i ulotności ludzkiej egzystencji. Choć Wiktor nie odnajduje tu niczego w poszukiwaniu czego przyjechał – ani przeszłości, ani sensu życia, to jednak pobyt tu wywiera na nim pewne traumatyczne przeżycie. Postanawia wrócić do Stokroci i zająć się przyszłością - życiem mniej pięknym i wygodnym, ale za to prawdziwym. Nie wspomnieniami, bo te nigdy już nie będą prawdziwe, ale tym, co może zmienić i sprawić by nie musiał wspominać, tylko cieszyć się chwilą obecną.

Na koniec chciałabym przytoczyć wypowiedź reżysera, który zawarł w niej częściowo moje przemyślenia: „Kiedy się zastanawiam, co jest treścią opowiadania „Panny z Wilka”, myślę, że jest nią i to, i tamto, i jeszcze coś innego. I to jest właśnie precyzyjna odpowiedź. Jakaś cienka nitka łączy nas z tym opowiadaniem, jakbyśmy w sobie odgrzebywali coś dawnego, coś z dzieciństwa, coś lepszego, coś piękniejszego. W „Pannach z Wilka” pojawia się świat wartości. Te kobiety wiedzą dokładnie, czego nie wolno im przekroczyć. Ale wyrażenie tego na ekranie nie było łatwe.”

Ostatnim dziełem wielkiego Polaka, jakie zdecydowałam się przedstawić, jest ekranizacja epopei „Pan Tadeusz”. Poemat Mickiewicza zaliczany jest do grona najbardziej niezrozumianych lektur szkolnych. Trudno młodemu czytelnikowi, któremu obce są problemy braku tożsamości narodowej, przenieść się w czasy odległe o 200 lat i zrozumieć sposób myślenia ówczesnych ludzi. Lektura opowiada o problemach międzyludzkich spowodowanych takimi pobudkami jak zdrada, zemsta, miłość pod różnymi postaciami, pokuta. Wszystko to odbywa się na tle trudnej sytuacji politycznej. Tymczasem Wajda potraktował 12 ksiąg jak scenariusz brawurowego kina akcji i romansu pulsującego w rytm porywającego wojskowego marsza Wojciecha Kilara. Po chwili nie zauważamy nawet, że aktorzy wygłaszają swoje kwestie trzynastozgłoskowcem.

Wajda wydaje się być jedynym polskim reżyserem filmowym, który ma autentyczny epicki talent, potrafi połączyć wizje z uczuciem, pokazać równie przejmująco przemarsz napoleońskich wojsk, jak litewski bór czy serwis do kawy. Potrafił zastąpić wyobraźnię widza kamerą, która w doskonały sposób odzwierciedliła mickiewiczowskie piękne opisy przyrody. Raz jesteśmy w gaju, w którym przechadzają się bohaterowie na kształt "elizejskich cieni", zbierając grzyby, raz w mateczniku, to za chwile w nieprzebytych lasach i trzęsawiskach. Każdy znajdzie coś dla siebie w tym 'rogu obfitości'. Miłosny czworokąt (Telimena, Pan Tadeusz, Zosia, Hrabia), komediowy epizod (scena z mrówkami), dramat winy i odkupienia (spowiedź Jacka - Robaka) jak i sceny batalistyczne.

Mierząc się z Mickiewiczem Wajda zaczerpnąć musiał ze wszystkich wypracowanych przez siebie stylów, jak i kątów widzenia kamery. Dlatego dla miłośnika jego twórczości jest to ponowne, wzruszające przeżycie cytatów i wątków z innych jego filmów. Jakby stary mistrz kina omiatał w tym filmie spojrzeniem cale swoje życie. W scenie, gdy Tadeusz zajeżdża bryczką przed ganek, czujemy klimat 'Panien z Wilka', przez cały film przewija się choreografia chocholego tańca z 'Popiołu i diamentu' i 'Wesela', a szarża szlachty na rosyjskie bagnety przypomni kawalerzystów nacierających na czołgi w 'Lotnej'. Tykanie zegara odmierzającego ostatnie minuty życia Jacka-Robaka to cytat z przedstawienia 'Nastazji Filipownej' w Teatrze Starym.

Jednak czy ten film jest nam w ogóle potrzebny? Czy zainteresowanie epopeją narodową, do której zagląda się tylko w czasach szkolnych (i to zazwyczaj pod przymusem) nie jest chwilowe, dzięki kampanii reklamowej filmu? Odpowiedzi na te pytania znajdziemy w codziennym życiu. Czy nie najlepszym dowodem jej żywotności jest liczba słów, jakie przeszły z niej do języka potocznego? „Świątynia dumania”, „młodzian piękny i posępny”, „urodzony w niewoli, okuty w powiciu”, „kraj lat dziecinnych”, „żołnierz tułacz” – to słownictwo znane nie tylko tym, co przeczytali powieść po kilka razy. Ten poemat mówi naszym językiem, słowami znanymi z codzienności. Więc czy naprawdę jest aż tak trudno go zrozumieć? Wajda pokazał, że to tylko mylny stereotyp. Nie sfilmował „Pana Tadeusza” na klęczkach i na szczęście to jest główna zaleta jego dzieła. Ma on swój własny charakter. Film nie może być książką, a książka nie może stać się filmem. Choć oba te nośniki słów i obrazów w podobny sposób oddziałują, to jednak każde z nich używa swoich metod. Gdy mamy do czynienia z wierszem, przeniesienie wyrazów na ekran jest podwójnie trudne. Wajda jednak chce pokazać nie słowa, lecz obrazy. To, co te słowa tworzą w wyobraźni. Opisy przyrody zamieniają się w krajobrazy oglądane przy dźwięku łagodnej muzyki, sceny walki pełne są efektów pirotechnicznych, a podczas spotkań towarzyskich zapoznajemy się z bogatą i kolorową modą, jaka panowała w tamtych czasach. I to właśnie jest sztuka – umiejętność przeniesienia na taśmę filmową nie szczegółu za szczegółem, lecz klimatu i atmosfery dawnych wieków, którą odczuwamy podczas czytania poematu. Ten film to jego osobisty sen o 'Panu Tadeuszu', a nie żadna 'ogólnie obowiązująca adaptacja'. Jest to pewnego rodzaju nowa propozycja odczytania dzieła Mickiewicza. Wydaje się, że reżyser dostrzegł to, co w naszej narodowej epopei nie wszyscy zauważają – cierń dramatu na tle sielankowego życia.

Niezwykle ważną rolę odgrywają w naszej tradycji także pojedyncze motywy z mickiewiczowskiej epopei. W „Panu Tadeuszu” finałowy polonez jest symbolem zgody narodowej, zażegnania wszelkich konfliktów. Ten sam motyw, przetworzony odpowiednio, towarzyszył takim dziełom jak „Wesele” czy „Popiół i diament”.

Zwróćmy uwagę, że wszystkie te trzy utwory przeniósł na ekran Andrzej Wajda, można więc pokusić się o twierdzenie, że sfilmowanie Mickiewiczowskiej epopei jest dla reżysera po prostu ciągiem tej samej serii. Otóż wszystkie jego filmowe adaptacje przedstawiały dzieła, które odcisnęły głębokie piętno na czytelnikach. Tematyka ich często dotyczyła spraw narodu ciemiężonego przez ciężką chorobę, jaką były konflikty wewnętrzne lub zewnętrzne. Brak solidarności i współdziałania społeczeństwa. A jeśli już do takowego dochodziło, w wielu przypadkach kończyło się ono tylko chwilową chwałą, by później znów wkradł się ten sam „wirus”.

Główną tematyką wielu jego filmów jest tragizm jednostkowego bohatera ponoszącego nieuchronną klęskę w starciu z historią. Reżyser zadaje pytania dotyczące dziejowych mechanizmów, charakteru narodowego oraz wartości, którym należy być wiernym. Zrozumienie „mowy” filmu jest każdego osobistym doświadczeniem i dlatego niejednokrotnie Wajda tracił kontakt z częścią publiczności. Było tak szczególnie po roku 1982. W jednym z wywiadów prasowych szczerze wyznał, że „ stan wojenny był największym nieszczęściem, jakie zdarzyło się w Polsce. Wszystkie dzisiejsze podziały, wszystko, co jest dziś mętne w naszej polityce i naszej sztuce – to jest konsekwencja stanu wojennego. Polska się wtedy rozpadła i do dziś nie może się scalić. Dla mnie to były stracone lata. Wszystko, co zrobiłem po <Dantonie>, uważam za filmy zmarnowanych możliwości. [...] straciłem wtedy talent do komunikowania się z widownią.”

Wybierając powyżej przedstawione filmy jako doskonałe osiągnięcia reżyserskie Andrzeja Wajdy kierowałam się głównie swoją własną opinią. Na ich przykładzie można doskonale zobrazować kontrast pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. Pierwszy film tutaj opisany traktuje o wojnie, częściowo polityce ale przede wszystkim kładzie nacisk na ludzkie dramaty i przeżycia. Tak samo uwidoczniony jest ten element w kolejnych dziełach, których zadaniem jest nawiązanie kontaktu z widownią i pobudzenia do refleksji. Reżyser trafnie stwierdził, iż sfilmowanie dzieła literackiego jest rzeczą niezwykle trudną. Bo są to przede wszystkim słowa, które tworzą obrazy w naszych umysłach. Film składa się z obrazów, więc jego zadaniem jest pobudzenie nas do myślenia i zastanowienia się, jakie słowa ilustrują te kadry. Sytuacja przyjmuje inną postać w ostatniej wyżej wspomnianej ekranizacji.

„Pan Tadeusz” jest symbolem naszej polskości, kultury, walki o wolność. Trudno jest sprostać wymaganiom milionów Polaków, z których każdy widzi to w inny sposób. Mimo to Wajda uporał się z problemem tworząc nie tylko filmowy odpowiednik lektury, ale także obraz niezwykłego życia, jakie panuje w tym poemacie. W charakterystyczny dla siebie sposób kładzie nacisk na wewnętrzne losy dusz bohaterów. Niektórzy z widzów posądzali go o styl rodem z telenoweli, gdyż pełno tu namiętności, awantur i melodramatycznego tła. Ale jak inaczej przedstawić prawdę, która kryje się miedzy wersami epopei? Reżyser doskonale ukazuje gniew żyjący w Gerwazym, pożądanie Telimeny, skruchę w postępowaniu Jacka Soplicy czy idylliczne życie Sędziego. Wydarzenia historyczne się tłem dla prawdziwych aktorów: uczuć ludzkich.

„Możecie myśleć o kinie, jak i co chcecie, ale jednego wam,
drodzy koledzy, nie wolno robić: myśleć z pogardą o widzu.” – słowa Andrzeja Wajdy skierowane do studentów Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi.

Wypowiedź ta może służyć jako podsumowanie twórczości Andrzeja Wajdy. Tworząc swoje dzieła nie myśli o sobie i własnej sławie, lecz ukazując historię Polski stara się ją przybliżyć kolejnym pokoleniom Polaków.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 30 minut