profil

Moskwa lat 30- moje miasto. Opis rzeczywistości państwa totaliternego na podstawie "Mistrza I Małgorzaty" M.BUłhakowa

poleca 86% 102 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Nazywam się Jan Gorbaczow. Urodziłem się dnia 02.01.1900 roku w Moskwie. Rodzice moi radzili sobie w życiu jako tako. Ojciec był pisarzem, a matka urzędniczką. Tylko dzięki ich pomocy nie musiałem spędzać większości dzieciństwa, oraz okresu mojej młodości na usługiwaniu. Mieliśmy dwoje służących, oraz nauczycieli, którzy przychodzili do domu na nauki. Żyło mi się bardzo dobrze, do czasu kiedy zginęli moi rodzice, aczkolwiek później dałem sobie radę.

Kiedy pewnego dnia poszedłem z Tatą do „Domu Gribojedowa” od razu zauroczyło mnie to miejsce. Postanowiłem wtedy, że nie chcę być przeciętnym Rosjaninem, który boi się wychodzić na miasto, gdyż ktoś może na niego donieść, lecz zostanę pisarzem. Podobało mi się to wszystko co obowiązywało w tym domu. Wszystkie te śmieszne napisy na drzwiach, możliwość otrzymania „legitymacji członkowskiej Massolitu, brązową, pachnącą kosztowną skórą, z szeroką złotą obwolutą, legitymację, którą zna cała Moskwa.”, również wszelkiego rodzaju wczasy i wynagrodzenia.

Na początku zacząłem od pisania krótkich wierszy, które nie ujrzały światła dziennego. Poczułem , że odziedziczyłem w genach po ojcu umiejętności pisarskie. Pomyślałem, że nie może się to zmarnować, skoro dzięki temu będę żył w spokoju i dostatku. Czasami jednak spacerując po Patriarszych Prudach widziałem sporo ludzi wyglądających tak samo. Były to chyba tajne służby, które obserwowały ludzi. Czasami strach mnie ogarniał, gdyż bałem się, że ktoś na mnie doniósł i zostanę posłany do Szpitala psychiatrycznego. Chociaż nie zrobiłem nic złego, to strach zawsze był. Kiedy zacząłem pisać wedle narzuconego programu, przestało mnie to interesować. Nagle stałem się „pępkiem świata”. Zaczęto mnie nagradzać rożnego rodzaju urlopami, dostałem sporo kartek, jednak to i tak nie pomogło, gdyż w kolejkach stać było trzeba, co mnie bardzo irytowało, ponieważ jestem człowiekiem nerwowym.

Nie mam żadnej kobiety jak na razie i nie umiem gotować. Gdyby nie restauracja na parterze Domu literatów, to bym umarł z głodu. Jednak opłacało się pójść w stronę artystyczną. Przynajmniej nie musze się martwić o byt. Kiedyś jak poszedłem do biura spraw mieszkaniowych zobaczyłem pewien plakat, na którym wyobrażona była skała, na niej jeździec w burce, z przewieszonym przez plecy karabinem. Poniżej były palmy oraz taras, a na tarasie siedział młody człowiek z czubem nastroszonych włosów, siedział i patrzył ku górze niezmiernie bystrymi oczyma, a w dłoni trzymał wieczne pióro. Pomyślałem, ze mogło by być fajnie będąc tym młodym człowiekiem i postanowiłem dążyć do tego. Aby dostać długi urlop postanowiłem napisać trylogię (za co należał się rok odpoczynku). Jakoś mi to nie szło, ale uporałem się z tym problemem. Napisałem ‘bzdury” lecz towarzystwu się podobało i w nagrodę dostałem rok wakacji. W trylogii było o ludziach na których patrzyłem z dołu tak jak ten młody człowiek. Pisałem tam to co obserwowałem, oczywiście pochlebiając władzy naszego kochanego państwa.

Po powrocie z urlopu odeszła mi chyba „wena twórcza” oraz chyba mi odbiło trochę, gdyż zacząłem pisać o Bogu, chociaż w niego nie wierzyłem. Bałem się pokazać tych dzieł komukolwiek. Jednak po jakimś czasie za namową mojej lubej (którą poznałem na odpoczynku) postanowiłem, ze wydam niektóre z tych dzieł. Nie pomyślałem wtedy o tym, że jej chodzi tylko i wyłącznie o spadek po mnie, gdyż wydanie ich wiązało się z zesłaniem na Sybir bądź umieszczenie w szpitalu psychiatrycznym.

Jednak z miłości do niej poszedłem do domu literatów i dałem cenzorowi do sprawdzenia. Oczywiście wiązało się to z moim upadkiem. Kiedy nazajutrz po powrocie z „Domu Gribojedowa” pojawiły się tajne służby nie wiedziałem o co chodzi. Poszedłem z nimi tak jak mnie proszono. Myślałem, ze znów dostanę jakieś wynagrodzenie, lesz okazało się, iż wysyłają mnie do szpitala psychiatrycznego.
Tak bardzo się załamałem tym faktem. Próbowałem nawet kilka razy w szpitalu popełnić samobójstwo, lecz się nie udało. Zniszczono wszystkie moje dzieła. Kobiecie, której zaufałem a ta mnie oszukała, przekazano moje mieszkanie, oraz majątek. Nic mi innego nie pozostało, tylko czekać w samotności na kres mojego życia.

Doczekałem się. Nie wychodząc ze szpitala przez 20 lat zmarłem na duszności.
Teraz siedzę w niebie. Doznałem całkowitego oczyszczenia duszy. W czyśćcu mi wszystko wytłumaczono. Naprawdę za żywota nie wierzyłem w istnienie Boga, teraz jednak moje poglądy się zmieniły. Patrząc z góry na tych wszystkich ludzi jest mi ich bardzo żal, gdyż żyją oni w niesprawiedliwym świecie. Nie mają prawa do własnej wiary, chociaż spora grupa wierzy w istnienie Boga to i tak nie mają prawa wyrażać swoich poglądów. Jest mi bardzo smutno, że musiałem w takim świecie żyć i się męczyć. Myślałem, ze to co robiłem było dobre, lecz większość była tragiczna. Nawróciłem się dopiero tutaj, w niebie.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 4 minuty

Podobne tematy