profil

D-DAY czyli kulisy największego w historii desantu.

poleca 85% 713 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Przygotowania Aliantów do spotkania, w walce na śmierć i życie z Niemcami odbywały się na angielskim wybrzeżu. Miejsce było wcześniej przygotowane, i usunięto z niej cywili. Było to miejsce zwane Slapton – Sands cicha plaża wybrana z uwagi na geograficzne podobieństwo do wybrzeży Normandii. Najbardziej realistyczne ćwiczenia pod kryptonimem „Tygrys” były próbą „Dnia D”. Brało w niej udział około 300 jednostek jednostek 30 tysięcy ludzi, wyposażonych w ostrą amunicje. Odbyło się na sześć miesięcy przed planowana inwazją. 27 kwietnia gen. Dwight D. Eisenhower, głównodowodzący operacją „Overlord” (kryptonim inwazji), z pokładu okrętu obserwował ćwiczenia „Tygrys”, które przybrały fatalny obrót, zawiodła osłona lotnicza, barki desantowe miały opóźnienia, na przyczółku na plaży panowało zamieszanie. Czołgi pływające, które zmierzały w stronę brzegu, źle wycelowały działa i raniły żołnierzy na brzegu. Co najmniej jeden czołg zatonął w lekko wzburzonym morzu. Eisenhower wrócił do kwatery głównej żywiąc poważne obawy, że ćwiczenia były złą wróżbą dla operacji. Gorsze rzeczy miały dopiero nastąpić. 28 kwietnia, około 2 00 w nocy, dziewięć niemieckich Schnellbootów (szybkich kutrów torpedowych) zaatakowało formację ośmiu amerykańskich LST (okrętów przewożących czołgi) sunących wzdłuż wybrzeża w stronę Slapton Sands. Desantowce były załadowane pojazdami i ludźmi, mającymi lądować w następnej fazie manewrów „Tygrys”. Niemieckie torpedy trafiły w trzy ostatnie okręty formacji LST-531 wywrócił się do góry dnem, wraz z setkami ludzi, torpeda, która trafiła w LST-289 zgniotła rufę, ale statek zdołał dotrzeć do portu. LST-507 stanął w ogniu. Eisenhower, aby utrzymać katastrofę w tajemnicy, zarządził nadzwyczajne środki, i tak szczelnie zatrzaśnięto wieko, że szczegóły pozostały nieznane przez wiele lat. Nie chciał, żeby niemieckie lub aliancki oddziały dowiedziały się o ogromnych stratach – zginęło 749 żołnierzy i marynarzy. Jeszcze bardziej niepokoiło, że Schnellbooty mogły przechwycić rozbitków znających najściślej strzeżoną tajemnice wojenną – miejsce lądowania w „Dniu D”. Na planach operacyjnych widniały pieczątki ze słowem „BIGOT”, był to kryptonim, więcej niż „ściśle tajne”. Tych, którzy mieli otrzymywać informację związane z datą i miejscem lądowania, poddawano gruntownemu sprawdzeniu. Jeśli kontrola wypadła pomyślnie określano ich jako „BIGOTED” Toteż, gdy Eisenhower dowiedział się o katastrofie pod Slapton Sands, chciał natychmiast wiedzieć, czy któryś z poległych bądź zaginionych miał taki status. Miało go dziesięciu. Ich ciała odnaleziono, a dokumenty odzyskano. Była też teoria, że Niemcy mogli znaleźć informację, przy ciałach, ale alianccy specjaliści od deszyfracji, posłujący Niemców, całymi dniami nadstawiali uszu, by stwierdzić czy nieprzyjaciel nie ma nowych danych wywiadowczych na temat „Dnia D” I nie miał.

Projekt Bigot był do tego stopnia zastrzeżony, że gdy król Jerzy VI odwiedził okręt sztabowy i zapytał, co jest za przegrodą zasłoniętą kotarą został uprzejmie skierowany gdzie indziej. Czasem ten system zawodził. W marcu 1944 r. pewien amerykański sierżant, wysłał przypadkowo paczkę z dokumentacją „Bigot”, z których część zawierała datę i miejsce inwazji. Jego rodzina była pochodzenia niemieckiego, niemieckiego siostra mieszkała w niemieckiej dzielnicy Chicago. Przez przypadek paczka otworzyła się w chicagowskim urzędzie pocztowym. Ujrzawszy na dokumentach pieczątki „Bigot” i „Top Secret”, urzędnicy pocztowi powiadomili FBI. Śledczy oczyścili żołnierza z zarzutu szpiegostwa. Do wyłomu w systemie bezpieczeństwa doszło w maju, gdy pewien amerykański generał powiedział gościom na przyjęciu w Londynie, że „Dzień D” nastąpi przed 15 czerwca, został od zdegradowany i odesłany do USA.

Morska część operacji „Dnia D” miała kryptonim „Neptun” Kryptografowie tworzyli mapy wielowarstwowe Bigot, przedstawiające szczegóły Wału Atlantyckiego (sieci nadbrzeżnych umocnień). Notatki na mapach Bigot, takie jak „rów przeciwczołgowy wokół umocnień” albo „zapory przeciwdesantowe”, co 30-35 stóp” (tzw. jeże), były częstokroć doniesieniami od obywateli francuskich. Robotnicy przymusowi mierzyli krokami odległości między przeszkodami i śledzili ruchy wojsk niemieckich. Malarz pokojowy pracujący przy renowacji niemieckiej kwatery głównej w Caen ukradł plany fortyfikacji Wału Atlantyckiego. Wiele cennych informacji, przekazał aliantom francuski ruch oporu. Radiooperatorzy nadawali, krótkie najwyżej 30 sek. Sygnały, by zmylić niemieckie zespoły radiolokacyjne. Wiadomości docierały do Anglii w kapsułkach przenoszonych przez gołębie pocztowe. W połowie maja 1944 kryptografowie Bigot poprosili o zdjęcia lotnicze wybrzeża wykonane z małych wysokości. Dzięki takim zdjęciom ujawniono tkwiące w piasku pale nachylone w stronę morza, zwieńczone minami. Inne fotografie wykazywały, że płaskie plaże zalewane przez pływy, usiane są zaporami przeciwdesantowymi (zespawanymi kawałkami szyn przypominające ogromne kozły do piłowania drewna). Przeszkody te miały rozpruwać kadłuby barek desantowych, gdyby te zbliżały się do brzegu w czasie przypływu. Fotografie przekonywały planistów, że statki desantowe powinny przybywać w czasie odpływu i wyładować żołnierzy przed przeszkodami. Kartografowie musieli nanieść na mapy pływy i nachylenia plaż. Powstały w ten sposób akwarelowe widoki plaż, takie, jakie będą widzieć sternicy podpływających do brzegu. Piloci wykonujący te zdjęcia „prześlizgiwali” się po brzegu na wysokości 10 metrów. Jeden samolot wyszczerbił wieżę kościoła, inny powrócił do Anglii przybrany gałęziami drzew. Podczas gdy mapy zapełniały się od informacji, grupa oficerów wywiadu pracowała nad jedna z największych mistyfikacji tej wojny, operacją, którą została w pełni ujawniona dopiero w latach 80-tych. Nieco wcześniej oficerowie kontrwywiadu brytyjskiego postawili schwytanych szpiegów przed wyborem szubienica albo praca dla nas. Większość wybrała życie. Instruowani przez swych prowadzących przekazywali niemieckim centralom szpiegowskim mieszaniny prawdziwych fałszywych informacji. Operacja ta kierowana przez komitet XX, miała przekonać niemiecki Naczelne Dowództwo, że zaatakowana zostanie albo Norwegia, albo Pas de Calais (czyt. pa de kale), położone naprzeciwko Dover. Elementem mistyfikacji były dwie wielkie, ale wyimaginowane formacje wojskowe. Jedna, przygotowująca się rzekomo do inwazji na Norwegie zasypywała, prowadzących nasłuch radiowy Niemców, rozmowami na temat liczącej 350 tys. ludzi armia, której potrzeby obejmowały min. „szkolenie narciarskie” oraz „podręczniki mające na celu omówienie pracy silników w niskich temperaturach”. Druga widmowa armia, przygotowywała się do uderzenia na Calais pod wodzą gen. Pattona. Zwiadowcze loty Luftwaffe dostarczały fotograficznych dowodów na istnienie armii Pattona – zdjęć kolumn i szeregów baraków, flotylli barek desantowych. Wszystko to były imitacje wykonane z drewna, gumy przez fachowców, pośród których byli spece od dekoracji.

Abwehra otrzymywała raporty na temat operacji normandzkiej, że ma ona być odwróceniem uwagi, by alianci mogli przypuścić atak prawdopodobnie w rejonie Pas de Calais jak doniósł Abwehrze najbardziej zaufany szpieg. Mimo to feldmarszałek Rommel rozmieszczał w Normandii przeszkody, które dostrzegli lotnicy alianccy. Tłumaczył to tym, iż jedyną szansą będzie obrona na plaży. Gdyby alianci mieli uderzyć na Normandię, chciał ich zatrzymać właśnie tam. Liczył na to, że przybędą podczas przypływu i rozprują barki na jego barierach.

1 czerwca 1944 roku oficerowie łącznikowi weszli w portach na pokłady okrętów. Każdemu dowódców wręczono zalakowaną kopertę z napisem „Top Secret”. W jej wnętrzu mieściła się inna koperta. Zamknięta w niej notatka zawierała datę „Dnia D” – 5 czerwca z możliwością zmiany na 6 lub 7 czerwca. Wiadomość kończyła się słowami „Po przyswojeniu spalić”. 5 czerwca panował sztorm. Następnego dnia morze było wzburzone, ale sztorm minął. Dwa potężne sztuczne porty w tym czasie były holowane przez kanał La Manche. Jeden z nich zatonął. Porty były zbudowane z betonu i stali, zwane „morwami”. Pod kanałem La Manche ułożono 20 rurociągów, które zapewniały dostawę paliwa. Wkrótce po świecie 6 czerwca armada alianckich okrętów pojawiła się w szarej mgle u wybrzeży Normandii, gotowa do ostrzelania niemieckich fortyfikacji przedstawionych na mapach Bigot.

Ten desant jest największym w historii, głosił gen. Eisenhower, „Rozpoczynacie wielką krucjatę” mającą na celu wyzwolenie północno - zachodniej Europy z rąk nazistów.
Na miejsce inwazji wybrano 5 plaż, którym nadano nazwy Utah, Omaha, (na której Niemcy stracili 3000 żołnierzy) Gold, Juno, Sword. Niemieckie baterie nadbrzeżne zza plaży Utah otworzyły ogień jako pierwsze, niektóre z dział trafiły niszczyciele Fitch i Corry. Okręty wykonały zwrot na prawą burtę by ustawić się równolegle do plaży. Miały rzucić kotwicę i zmienić się w pomosty działowe, ostrzeliwując wybrzeże. O godz. 610 alianckie samoloty zaczęły stawiać zasłonę dymną by ukryć niszczyciele. Gdy barki desantowe dopłynęły do brzegu zaczął się desant. Siły amerykańskie, brytyjskie i kanadyjskie pod dowództwem gen. Montgomer’ego wyległy z barek na plaże. Woda była wtenczas lodowata. Piechota wspierana była przez pływające czołgi. Przebiły się przez stalowe zapory i zasieki z drutu kolczastego stanęły na francuskiej ziemi. 2727 statków podpłynęło do wybrzeża Normandii wysadzając na ląd 156 tys. żołnierzy, 4 mln. ton żywności, 450 tys. pojazdów. W tym czasie alianci lądowali we Francji na spadochronach i szybowcach a siły powietrzne zniszczyły większość mostów na Sekwanie i Loarze, uniemożliwiając Niemcom dostarczenie posiłków.

Żołnierze ci zdobyli to, co Hitler uważał za niezdobyty Wał Atlantycki – szereg umocnień nadbrzeżnych, które miały ciągnąć się od Norwegii do Pirenejów. Broniący Normandii feldmarszałek Rommel pogardliwie nazwał Wał Atlantycki „krainą iluzji Hitlera” i skupił się na zbrojeniu plaż. Żołnierze, którzy dotarli do brzegu, musieli pokonać kilkaset metrów odsłoniętej plaży przeciąć druty kolczaste, ominąć ukryte miny i podejść do niemieckich bunkrów, z których karabiny maszynowe ostrzeliwały plaże. Większość żołnierzy biorących udział w inwazji zdołała przeżyć szturm plaż i zajęła teren położony wyżej. Pod koniec dnia alianci mieli w ręku 75 kilometrów wybrzeża. Wał Atlantycki został przerwany a drugi front został otworzony. Niemcy podczas tych operacji stracili ok. 500 tys. ludzi a alianci mieli
224 tys. zabitych bądź rannych. Sukces sił alianckich w dużej mierze spowodowany był brakiem koordynacji działań w Niemieckim dowództwie.

Bibliografia :
- National Geographic 06/2002
- Encyklopedia Historii Świata
- Encyklopedia Historii XX wieku
- Encyklopedia PWN

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Przeczytaj podobne teksty

Czas czytania: 9 minut