Jakiś czas temu przeczytałam książkę autorstwa Harper Lee pt. „Zabić Drozda”. Zachęciła mnie swoją okładką i muszę przyznać – tytułem.
Opowieść przekazuje czytelnikom dziewięcioletnia dziewczynka nazywana przez znajomych Smykiem. Opowiada ona o wydarzeniach, które miały miejsce w jej rodzinnym miasteczku. Akcja dzieje się w latach trzydziestych XX wieku w miasteczku położonym w jednym z południowych stanów USA. Opowiadanie wydaje się być realistyczne dla tamtych czasów. Książka jest napisana łatwym językiem, lecz nie współczesnym, gdyż została napisana jakieś 45 lat temu. Głównymi bohaterami książki są: Smyk, czarnoskóry oskarżony oraz ojciec Smyka – owdowiały, szanowany adwokat, który podejmuje się obrony Murzyna, oskarżonego o zgwałcenie białej kobiety. Dowody przeciwko oskarżonemu są bezpodstawne i łatwo podważalne, więc sprawa powinna być prosta do wygrania, gdyby tylko oskarżonym był ... biały. Ojciec Smyka jest mądrym, uczciwym i rozważnym człowiekiem, ale czy to wystarczy, by przekonać sędziów o niewinności czarnoskórego mężczyzny?
Uważam, że „Zabić Drozda” to nie tylko opis procesu sądowego, ale przede wszystkim nauka tolerancji odniesiona do każdego człowieka. Jest pełna współczucia, miłości, dobroci, ale również okrucieństwa i nienawiści. Nie żałuję, że przeczytałem tę książkę oraz gorąco polecam ją czytelnikom w każdym wieku.