profil

Zasady dobierania się w pary.

poleca 85% 313 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Każdy człowiek na drodze swego życia napotyka innych mu podobnych homo sapiens... A więc nie istnieje sam. Swoiste jestestwo, które to odróżnia go od innych, ten indywidualizm zaszczepiony głęboko w podświadomości jest jednak na tyle pospolity i powszechny, żeby dało się jednostkę zakwalifikować, wedle jakiegoś podziału, do pewnej grupy, która to charakteryzuje się pewną cechą, która to z kolei jest kryterium owego wyżej wymienionego podziału. To myślę będzie podstawą, bazą, na podstawie, której rozpocznę swoje rozważania, gdyż będę tu uogólniał i pomijał odosobnione, choć jednak realne przypadki takich a nie innych postaw. Nie ukrywam, iż ścieżka mego rozumowania jest wąska i kręta, ale jest to moja ścieżka i postaram się Ciebie drogi czytelniku słowa mego przeprowadzić nią bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym.

Człowiek żyjąc nie jest w stanie uniknąć kontaktu z innym człowiekiem. Mówiąc prościej – jest zwierzęciem stadnym. Współistnienie ludzi na pewnej płaszczyźnie jest bodźcem do wykształcania się sieci powiązań i zależności pomiędzy poszczególnymi osobnikami danej grupy ludzi. Tak tworzą się rozmaite stosunki międzyludzkie, tak wykształcamy w sobie setki postaw i zachowań. Człowiek posiada wielopłaszczyznową strukturę osobowości i nie mnie rozbierać ją na części pierwsze. Pragnę jedynie skonfrontować swe własne spostrzeżenia i przemyślenia na temat człowieka z tym, co dane mi było wbić sobie do głowy na lekcjach psychologii.

Kobieta i mężczyzna. Wenus i Mars. Ten temat to tak naprawdę wór bez dna, ale wydaje mi się ciekawym polem do rozważań. Zastanówmy się... siedmioletnie dziewczynki wojują z chłopcami jak tylko potrafią, a już siedemnastoletnia dziewczyna poluje na jakiegoś przystojnego młodzieńca, zwrot o 180 stopni. Podobnie jest z przedstawicielami płci męskiej. Chłopiec, któremu tylko w głowie piłka i (biorąc pod uwagę dzisiejsze „małe” pokolenie) Dragon Ball wprost lubuje się w tak nam wszystkim znanym ciąganiu dziewczynki za warkoczyki. Natomiast młodzian w szkole średniej kombinuje jak tylko może, aby znaleźć sobie dziewczynę. Zachodzące w każdym z nas procesy sprawiają, że wchodzimy po szczebelkach drabiny rozwoju i zmieniamy się, co jest normalną rzeczą, nie oglądając się wstecz. Nadchodzą jednak takie okresy przełomowe, gdzie przystajemy w drodze życia i analizujemy. Te przełomy, dzielą nasze życie na okresy, które to płynnie przechodzą jeden w drugi i mimo pozorów nie zlewają się ze sobą, a każdy inny jest i coraz to trudniejszy, i w coraz to większe zapasy doświadczenia nas na dalszą drogę wyposaża.

Skupie się jednakże na czymś, co mi w obecnym etapie życia bardzo bliskie, na koegzystencji kobiet i mężczyzn. Ile to nocy potrafi przesiedzieć na analizowaniu zachowań swojej wybranki chłopak. Ile łez wylewa przeciętna dziewczyna starając się odreagować niezrozumiałe dla niej zachowania swego chłopaka. Celowo nie postawiłem znaków zapytania, gdyż pytania te są raczej (raczej na pewno) retoryczne. Co kieruje nami, aby łączyć się w pary? Myślę, iż inaczej to wygląda ze strony płci pięknej, a inaczej z mojej. Druga połowa okresu adolescencji, okresu dorastania. Tu obserwujemy początki wykształcania się pierwszych związków partnerskich (celowo użyłem tu tego słowa, aby odróżnić ten rodzaj związków od rozmaitych przyjaźni i zarazem unikać słowa miłość). Primo: dziewczęta wolą starszych chłopców. Czemu? A może tak nam się tylko wydaje widząc uganiającego się za piętnastolatką siedemnastolatka, może jest na odwrót, może to chłopcy wolą młodsze dziewczęta... chłopak rozpoczynając swe życie z kobietami celuje niżej, wybiera takie osobniczki płci przeciwnej, które to go nie odrzucą, u których wie, że ma szanse, bo jej rówieśnicy, męscy rówieśnicy jeszcze siedzą na etapie spędzania przyjęć urodzinowych w gronie samców... już od dzieciaka wiedziałem, że dziewczynki szybciej dojrzewają, w podstawówce wszystkie były wyższe od najwyższego z grona nas - miniatur prawdziwego mężczyzny, pierwsza miesiączka, gdy ja nie zdawałem sobie sprawy z tego, w jaki sposób przyszedłem na świat. Dziewczyny wcześniej zaczynają chcieć łączyć się w pary.(nie poprawne gramatycznie? A myślę, że oddaje to, co chciałem tym zdaniem wyrazić) Czemu? Nie wydaje mi się, żeby większy wpływ na to miało całe multum czasopism pokroju Brawo Girl. Te gazety to po prostu swoiste popychacze, podtrzymywacze tych typowo damskich (mówię tu jeszcze o tym nastoletnim okresie życia człowieka) poglądów i zachowań. Dziewczyny mają swe brawo podobne gazety a chłopcy sięgają po zakazane „świerszczyki”. To może być męski powód wiązania się (cały czas w pamięci nastoletni chłopcy). On nie miałby szans u rówieśniczek (i tu kółko się zamyka), bo te już go przejrzały, same miały do czynienia z takimi jak on, gdy były parę (tu można nawet całkiem dosłownie rozumieć) lat młodsze. Same teraz szukają kogoś, kto będzie chciał nie tylko ich ciała i setek eksperymentów seksualnych, ale kogoś, kto będzie odczuwał potrzebę emocjonalnego związku. Nie należy mnie tu źle rozumieć, nie twierdzę, że podstawowym, nadrzędnym i najświętszym celem siedemnastoletniego chłopaka „chodzącego” z dwa lata młodszą dziewczyną jest chęć pójścia z nią do łóżka. Tyle, że pod realną dla niego, ale jednak z perspektywy czasu i nabytego doświadczenia przykrywką, miłości i oddania chce on zaspokoić ciekawość ciała kobiety. Teraz łącząc to i teorie rozwoju psychospołecznego Eriksona można wyciągnąć wnioski o charakterze mniej „jedynie moim”, a bardziej poprawnie psychologicznym. 13 - 19 lat, owe dorastanie, tło moich dotychczasowych rozważań. Pan E. na ten wiek przypisuje konflikt: tożsamość – rozproszenie ról. Odpowiadamy sobie na pytanie: Co sprawia nam przyjemność? Mamy tu pierwszą samodzielność, izolowanie się naszego świata od mamy i taty, pierwsze związki, pierwszy chłopak/dziewczyna, pierwsze doznania cielesne, zawody miłosne, ból, cierpienie, wszystko to bardziej nas dotyka, niż kiedy byliśmy dziećmi. Tu nie biegniemy do mamusi z płaczem, gdy coś poszło nie tak, a mama jednym skinieniem swej dojrzałej ręki likwiduje nasze smutki i problemy. Tu sami stajemy twarzą w twarz z problemem, sami walczymy, szukamy drogi, nierzadko zagubieni źle wybieramy, ale to nas kształtuje. Kształtuje się nasz system wartości. Gdy wyjdziemy obronną ręką jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia i z bagażem zaufania wkraczamy w kolejny okres naszego życia.

Czym jest miłość? Poza faktem, iż jest kolejną wypadkową kolejnego konfliktu w naszym życiu, o przebiegu którego nie zdajemy sobie sprawy aż do momentu, gdy już się zakończy. Wspomniany już wcześniej pan Erikson słusznie „datuje” wykształcanie się zdolności do miłości (człowiek nie czuje, kiedy rymuje;)) na wczesną dorosłość. To właśnie wtedy, gdy mamy po dwadzieścia lat, gdy wraz ze szkołą średnią zostawiamy ten poprzedni okres życia zaczynamy potrzebować „kogoś”, partnera życiowego, a odbierając temu trochę wyniosłości – odpowiedniej osoby do trwalszego związku. Ale czy nie ma miłości wcześniej, nie takiej do mamy czy taty, lub do ulubionego misia. Takiej do drugiej osoby, do kogoś, kogo sami sobie wybraliśmy i z kim chcemy kroczyć przez życie, być, chodzić, spotykać się, czy jak to tam zwał. Czy owy siedemnastoletni chłopak i jego dziewczyna nie czują nic do siebie? Napisałem wcześniej, że to „uczucie” naszego już w sumie bohatera – Xińskiego lat 17 – do niej jest czymś w rodzaju przykrywki pociągu bardziej fizycznego niż psychicznego. Napisałem też, że nie zdaje on sobie z tego tak do końca sprawy. Ano, bo zarówno on jak i ona się nie kochają w takim tego słowa znaczeniu jak zapewne by chcieli (a już na pewno ona). Miłość ma swoje fazy. Już w czasie antenowym TVP przeznaczonym onegdaj na program 5-10-15 grupa młodzików z pułapu wieku max 15 lat dyskutowała na temat miłości od pierwszego wejrzenia i trafnie różnicowała miłość od zauroczenia. To zauroczenie w późniejszym wieku sam zacząłem nazywać zakochaniem, czemu przeciwstawiałem kochanie i dumnie twierdziłem, że o miłości wiem wszystko. Miłość ma swoje fazy, które ktoś nazwał: 1.zakochanie; 2.romantyczne początki; 3. związek kompletny; 4. związek przyjacielski; 5. związek pusty.

Zakochanie... myślę, że można je określić mianem zauroczenia. Jest to faza gdzie wizualny, fizyczny efekt wywoływany przez obiekt zakochania jest na tyle dobitny, aby przyćmić cokolwiek innego. Zapominamy o zdroworozsądkowym myśleniu, nie istotne są kwestie barier społeczno-kulturowych, różnica wieku itp. Ta osoba po prostu podoba nam się tak bardzo, że aż czujemy motylki w brzuchu, nie możemy jeść, bo o niej myślimy (nie możemy spać, bo jesteśmy głodni;)), a gdy ją widzimy to potrafimy zastygnąć w bezruchu a wypowiedzenie najkrótszego zdania jest trudem porównywalnym do wykucia na pamięć biblii tysiąclecia i wyrecytowania jej od tyłu. Co sprawia, że ktoś nam się podoba? I tu w grę wkracza kwestia tzw. atrakcyjności interpersonalnej. Jest to pozytywny stosunek do drugiego człowieka, na który składa się lubienie, szacunek, miłość. Dużo mówią i tłumaczą zarazem wyznaczniki atrakcyjności interpersonalnej. Bardziej pozytywne odczucie wzbudzi w nas osoba, którą widujemy częściej niż widywana rzadziej, a większą przyjemność nam będzie sprawiało wyświadczanie przysług takiej lubianej osobie niż te, które ona nam będzie wyświadczać. Warto zauważyć, że na relacje z taką lubianą osobą nie mają wpływu te jej wady, które dla nas nie są ważne. Natomiast szczególnej wartości nabierają istotne dla nas zalety takiej osoby. Nierzadko osoba atrakcyjna interpersonalnie dla nas jest do nas pod pewnym względem (umiarkowanie) podobna. Wreszcie w kontaktach międzyludzkich ważna jest też wszechobecna atrakcyjność fizyczna. Ten główny filar zakochania. Zauważyłem też pewną zależność związaną z atrakcyjnością fizyczną i powiedzmy grupkami przyjaciółek w odniesieniu do nawiązywania związków. A mianowicie (po raz kolejny uogólniając) jedna z dwóch przyjaciółek, takiej pary papuszek nierozłączek, jest bardziej atrakcyjna fizycznie, druga zaś wprost przeciwnie. I uniknąć chciałbym wytykania mi niespójności logicznych pokroju: jeśli jedną nogę ktoś ma dłuższą to siłą rzeczy druga jest krótsza. Te dwie przyjaciółki cechuje skrajność urody, żeby nie napisać, że jedna jest ładna, a druga brzydka. Ma hipoteza jest następująca: ta ładna w towarzystwie „pięknej inaczej” nie musi obawiać się konkurencji w stosunku do chłopaków, do obdarzania jej ich zainteresowaniem. Ta... hmm... druga zaś ma potencjalnie większe szanse przy tej pierwszej, aby znaleźć sobie chłopaka, bo obraca się w ich gronie dzięki przyjaciółce działającej na nich jak lampa na ćmy. Uciekając jednak od uogólnienia w tym przypadku stwierdzić jestem w stanie, że owy powód takiego a nie innego dobierania się przyjaciółek może wynikać też (wyciągając poza nawias czynniki takie jak sąsiedztwo, znajomość ich rodziców itp.) z różnorodnego postrzegania piękna. (a jak wiadomo gusta i kolory nie podlegają dyskusji) Nie koniecznie w stosunku do płci przeciwnej, ale kobiecego, własnego. Z drugiej strony barykady patrząc chłopcy mają łatwiej. Atrakcyjny fizycznie chłopak ma szansę zarówno u dziewczyny równie hojnie obdarzonej przez naturę jak i tej nazwanej wcześniej drugą. Nie powiedziane, że te szanse muszą się urzeczywistnić, ale... Natomiast chłopak uchodzący za nieatrakcyjnego, czy to przez wzgląd na fizyczny wygląd, czy sposób bycia (w dzisiejszych czasach przy mnogości subkultur i sposobów na życie oraz rzeszy pozerów – osób jedynie upodabniających się do danej subkultury, a nie „żyjących nią”) ma potencjalnie większe szanse na znalezienie sobie drugiej połówki niż podobnie tu pojmowana dziewczyna. To chłopak wychodzi z założenia z inicjatywą, a nie dziewczyna, której, idąc w rozważaniach dalej, na utrzymanie przy sobie chłopaka i w ogóle zdobycie go trzeba poświęcić więcej. Trzeba takiej dziewczynie nierzadko okazać się „łatwą”, bo przecież na początku młodzieńczego związku między nią a nim notujemy fazę zakochania, tj. wzmożonej wagi fizyczności w utrzymaniu jak i wcześniej zawiązaniu się takiego związku.
Takie dojrzewanie miłości dwojga ludzi, przechodzenie jej w kolejne fazy, biegnie z dojrzewaniem psychologicznym tych ludzi, tym, o którym mówi pan Erikson w swej teorii rozwoju psychospołecznego. I tak jak już wspomniałem do uświadczenia miłości bardziej zaawansowanej predysponują ludzie, u których wykształci się już możliwość jej przeżywania na wskutek pomyślnego rozwiązania konfliktu: intymność – samotność. Za to odpowiada też już wspomniany okres życia 20 – 30 lat. Ale jak pozytywnie ten konflikt rozwikłać? W pogoni życia codziennego nikt nie zastanawia się przecież na tym problemem. Kolejne doświadczenia, nauki... Podobnie jak i wcześniej bieg wydarzeń życiowych sam owocuje. (lub też nie) Romantyczne początki przechodzą w związek kompletny... nie jest on pozbawiony porywów namiętności tak obecnych w fazie poprzedniej. Jest dojrzalszy, trwalszy, bardziej odporny na wichry losu.

Przyjaźń. Związek chyba bardziej ceniony niż typowa miłość, z którą ma dużo wspólnego. Oba posiadają dwie takie same składowe: intymność – poczucie bliskości z drugą osobą; zaangażowanie – chęć podtrzymywania tego związku. Miłość posiada jeszcze tę nutkę dekadencji a mianowicie namiętność. Podobno nie może istnieć przyjaźń pomiędzy kobietą a mężczyzną, ponieważ nie przetrwa pociągów wynikających z różnic płciowych, ale to tak na marginesie. Przyjaciel to osoba, za którą jesteśmy w stanie oddać życie, którą cenimy i którą... kochamy. To pewnie dlatego związek przyjacielski znalazł się we wcześniejszym wyliczeniu faz miłości. Tu niekoniecznie musi wystąpić atrakcyjność fizyczna jako składowa atrakcyjności interpersonalnej, chociaż reszta występuje. Ale nie wychwalaniem przyjaźni miałem się tu zająć... chciałem opisać swoje poglądy, swoje zasady, swoje spostrzeżenia dotyczące spraw damsko – męskich, na łamach tej pracy mniej lub bardziej skonfrontowałem je z pewnymi prawdami psychologicznymi i socjologicznymi.


Bibliografia:
· Swoje przemyślenia
· Notatki z lekcji psychologii

Roman Pluta

Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 12 minuty