profil

Stosunki Kościół-Państwo w latach 1945-1956

poleca 85% 259 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Stosunki Kościół-Państwo w latach 1945-1956.
Ustalenia Jałty, potwierdzone w Poczdamie w 1945 r., utrwaliły na dziesięciolecia sowiecką dominację w Polsce, której stróżami stali się członkowie PPR/PZPR i funkcjonariusze UB. Opanowanie terytorium Europy Środkowej przez komunistów oznaczało nadejście czasów konfrontacji pomiędzy totalitarnym, ateistycznym reżimem a Kościołem i wierzącym społeczeństwem.

Już w 1945 r. został przez komunistów zerwany konkordat zawarty między II RP a Watykanem. Był to dopiero przedsmak tego, co czekało Kościół w Polsce w nadchodzących dziesięcioleciach. Działania komunistycznych władz skierowane przeciwko Kościołowi i wierzącym Polakom można prześledzić na przykładzie represji, jakich doznał Kościół katolicki na terenie Dolnego Śląska i Opolszczyzny. Temu tematowi była poświęcona sesja naukowa we Wrocławiu 6-7 listopada, zorganizowana przez wrocławski Oddział IPN i Papieski Wydział Teologiczny.

Polska chce być katolicka
W wyniku zmian granic po II wojnie światowej cały Śląsk wszedł w granice państwa polskiego, uszczuplonego z kolei o Kresy Wschodnie. Te przesunięcia spowodowały trwającą przez kilka lat "drugą wędrówkę ludów" ze wschodu na zachód. Przesiedlani kresowianie godzili się na zamieszkanie na obcym terenie jedynie pod warunkiem, że w danej miejscowości obecny będzie ksiądz. Potrzeba budowy struktury kościelnej na tych terenach stała się koniecznością.
Powracający do kraju w lipcu 1945 r. ks. Prymas August Hlond zaopatrzony został w pełnomocnictwo wydane przez Watykan do uregulowania polskiej administracji kościelnej "in tutto territorio polacco". Ksiądz Prymas na terenie wcześniejszej archidiecezji wrocławskiej ustanowił trzy nowe jednostki administracyjne i nominował administratorów apostolskich z siedzibami w Opolu, Gorzowie i Wrocławiu. Podział miał dwa zasadnicze cele: szybką organizację posługi duszpasterskiej oraz zerwanie z przeszłością niemiecką na tych terenach.
Kościół katolicki jako pierwszy podjął działania integrujące na ziemiach zachodnich i północnych. Swą posługę mógł początkowo rozwijać zasadniczo bez większych przeszkód, komunistyczny reżim (jeszcze zbyt słaby, by otwarcie zwalczać Kościół) skupił się na szerzeniu ideologii.

Nawrót barbarzyństwa
Od roku 1948 r. zaznacza się zdecydowana zmiana polityki wobec Kościoła na ziemiach zachodnich. Przedmiotem szantażu ze strony władz były m.in. przejęte przez Kościół świątynie. Nieuregulowany status prawny (brak aktów własności) miał stać się kartą przetargową w wymuszeniu uległości władz kościelnych na tych terenach. We wrześniu 1949 ogłoszono powołanie grupy tzw. księży patriotów organizowanych przez Urząd Bezpieczeństwa - WUBP na Dolnym Śląsku okazał się najszybszy, bo grupę "montowano" tu już od maja tego roku. W styczniu 1950 r., pod pretekstem rzekomych malwersacji finansowych, upaństwowiono Caritas, które to przejęcie "spontanicznie" poparli "księża patrioci". W kwietniu Episkopat podpisał porozumienie z rządem komunistycznym, lecz już po kilku miesiącach zostało ono pogwałcone.
W styczniu 1951 r. rząd obwieścił, że usuwa administratorów apostolskich na Ziemiach Odzyskanych, a na ich miejsce zostaną powołani wikariusze kapitulni ("księża patrioci"). Godziło to w Kościół i polską rację stanu, wywoływało poczucie tymczasowości i niestabilności, podważało autorytet polskiej administracji kościelnej. Poza tym było niezgodne z Kodeksem Prawa Kanonicznego. Działania swe komuniści motywowali tym, że hierarchia kościelna (Pius XII i Episkopat Polski) sprzyja "imperialistom i rewizjonistom" z Zachodu, nie chcąc powołać stałych biskupów na tych ziemiach. Warto pamiętać,że powołanie administratorów było wstępem do nominacji biskupów diecezjalnych. Wrocławski administrator ks. Karol Milik został internowany w Rywałdzie Królewskim (do Rywałdu dwa lata później trafi aresztowany ks. Prymas Stefan Wyszyński), a wikariuszem kapitulnym został ks. Kazimierz Lagosz - postać kontrowersyjna i tragiczna. Ksiądz Prymas, zapobiegając schizmie w łonie Kościoła w Polsce, zaakceptował wybór wikariuszy. Intencje komunistów stały się jasne, kiedy Prymas Wyszyński uzyskał nominację na biskupów rezydencjalnych na Ziemiach Odzyskanych, jednak władze nie zgodziły się na objęcie przez nich diecezji.
Komuniści, dążąc do rozsadzenia Kościoła od środka, ogłosili 9 lutego 1953 r. dekret, w którym uzurpowali sobie prawo do decydującego głosu przy obsadzeniu stanowisk kościelnych (w tym biskupich!). Doprowadziło to do ogłoszenia słynnego listu Prymasa Wyszyńskiego "Non possumus".


Rozbijanie od środka
Postępowanie komunistów wobec Kościoła miało swój wcześniejszy wzorzec w Związku Sowieckim. Polegał on na niszczeniu fizycznym ludzi Kościoła i rozbijaniu go od wewnątrz. Do pierwszoplanowych zadań UB należało pozyskiwanie agentów wśród duchownych lub w ich najbliższym otoczeniu. W tej materii stosowano przekupstwa, szantaż, zastraszenia. W zależności od potrzeb tajni współpracownicy zajmowali się przekazywaniem wszelkich informacji związanych z funkcjonowaniem Kościoła. Do zadań lepiej umocowanych agentów należało wpływanie na obsadę stanowisk kościelnych i w seminariach duchownych, przeniesienia do innej parafii lub wydalanie z diecezji, wywieranie nacisku na liczne uczestnictwo w wiecach i manifestacjach. W celu kompromitacji środowiska podrzucano materiały ośmieszające duchowieństwo. Oczywiście niepoślednią rolę odgrywała propaganda i media, wśród których figurowali współpracownicy bezpieki.
Dla walki z Kościołem w 1950 r. powołano Urząd do spraw Wyznań. Wszystkie sprawozdania naczelnika tejże instytucji trafiały na biurko szefa UB.
Od 1954 r. wrocławski Urząd Bezpieczeństwa przeprowadzał tajną i długofalową operację, mającą na celu obsadzenie kluczowych w Kurii urzędów przez osoby pozyskane do współpracy. Operacja była na tyle tajna, że nie wiedział o niej I sekretarz KW PZPR. Fotografowano i inwigilowano osoby mające jakikolwiek związek z Kurią. Szczególnie bolesnym ciosem dla Kościoła stała się akcja wymierzona w zakony: Urząd Bezpieczeństwa wraz z tzw. aktywem partyjnym autobusami z napisem "wycieczka" wywoził osoby konsekrowane z ich domów zakonnych. Nierzadko celem były obozy pracy w Gostyniu, Kobylinie, Bojanowie etc.

"Aspołeczny zawód"
Swoje działania komuniści kierowali również przeciw seminariom. Zainteresowaniem UB "cieszyli się" zwłaszcza profesorowie i wykładowcy, przeciwko którym zbierano materiały. Jednym z nich był ks. Marcinkowski, ówczesny rektor seminarium we Wrocławiu. Samych zaś kleryków zmuszano do pracy fizycznej w gospodarstwach rolnych m.in. w Wojcieszycach.
Dalszy etap szykan PRL wobec kleryków to powoływanie ich od 1959 r. do odbywania czynnej służby wojskowej. Początkowo alumnów wcielano do różnych jednostek, jednak kiedy zauważono ich wpływ na innych żołnierzy, utworzono trzy kompanie kleryckie: w Bartoszycach (zwanych "największym seminarium duchownym w Polsce"), Brzegu i Szczecinie. Z biegiem lat zostały przekształcone w bataliony. W jednostkach tych pracowała starannie wyselekcjonowana kadra dowódcza i podoficerska. Klerycy byli pod stałą obserwacją wywodzących się z ZMS, ZMW żołnierzy "świeckich". W razie opuszczenia seminarium obiecywano im zwolnienie z wojska, studia, stypendium. Klerycy otrzymywali przepustki w porach, gdy nie było Mszy św., w dni postne przyrządzano potrawy mięsne, obowiązkowe było uczestnictwo w szkoleniach politycznych, na których atakowano Kościół. Nierzadkie były próby urządzania potańcówek z dziewczętami i pokazy filmów o nieprzyzwoitych treściach. Instrukcja, jaką otrzymali dowódcy jednostek kleryckich od gen. Jaruzelskiego, brzmiała: "Należy wpajać im dogłębne przekonanie o aspołecznym charakterze zawodu księdza, rozbudzając wiarę w idee socjalizmu i osiągnięcia Polski Ludowej".

Ksiądz Tomasz Sapeta i inni
Wśród osób, które straciły życie we wrocławskich więzieniach, jest ksiądz Tadeusz Sapeta. 17 października 1949 r. sąd apelacyjny (przewodniczył Jerzy Majewski) skazał 73-letniego kapłana na dwa lata więzienia. W czasie rewizji znaleziono u niego materiały "szkodzące" interesom państwa polskiego: "Kurier Ilustrowany" z 1943 r., w którym zamieszczono zdjęcia z Katynia, kroniki parafii lipowieckiej i stubniańskiej, wiersz "Czerwona zaraza", pisma do władz komunistycznych i UB domagające się poszanowania własności kościelnych. Ksiądz Sapeta zmarł z "nieznanych przyczyn" 1 marca 1950 roku.
Na listach skazanych widnieją i inne nazwiska duchownych. Często byli oni ofiarami wyroków ferowanych przez Wojskowe Sądy Rejonowe, mające siedziby w 17 miastach wojewódzkich. To restrykcyjne narzędzie reżimu, uposażone w drakońskie przepisy, wydawało wyroki nie tylko na duchownych, ale i na żołnierzy podziemia, działaczy politycznych, chłopów i tych, którzy ośmielili się opowiedzieć dowcip polityczny. Ogółem, w Polsce WSR-y działające w latach 1946-55 wydały 5 tys. wyroków śmierci. Na Dolnym Śląsku WSR zasądził 11 tys. wszystkich wyroków, z czego ok. 3,5-4 tys. dotyczyły spraw politycznych. We Wrocławiu wydano ok. 300 wyroków śmierci, z czego wykonano 133.
Pierwszym księdzem sądzonym przez WSR we Wrocławiu był ks. Pyclik. Inni, poddani wyrokom WSR, kapłani to m.in. franciszkanin o. Andrzej Deptuch, ks. Władysław Lorek ze Świebodzic, ks. Jan Dybiec z Jeleniej Góry, ks. Dominik Milewski, ks. Józef Śmietana - większości zarzucano udział lub namawianie do tworzenia organizacji wrogich ustrojowi. Wyroki, jakie wydano, opiewały od kilku lat do dożywocia czy nawet kary śmierci (ks. Jan Dybiec).
- Przesiedziałem 5 lat i 1,5 miesiąca. Przy zwalnianiu jeszcze nas pouczano, jak się mamy zachować. Sądzono mnie, w sprawie WiN-u, za przechowywanie skrzynki kontaktowej. Stosowali albo bicie, albo metody psychiczne: pozbawianie snu, jedzenia, przesłuchania nocne... Ja byłem "na maglu" ok. 10 dni i nocy, potem już się miało zwidy, następowało jakby rozdwojenie jaźni. Zaparłem się i nikogo nie zdradziłem - wspomina franciszkanin o. Andrzej Deptuch.
- Stosowali "konia Andersa" - sadzano na jednej nodze stołka, kazano wyciągać ręce i nogi i bijąc, utrzymywano przesłuchiwanego w równowadze; bili po piętach wyciorem, bili szablą po plecach - wspomina Władysław Załogowicz ps. "Felek", towarzysz niedoli ks. bp. Pawła Latuska.
"Szpiedzy w sutannach"
27 stycznia 1953 roku Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie skazał ks. Józefa Lelitę, Michała Kowalika i Edwarda Chachlicę na karę śmierci, ks. Franciszka Szymonka na dożywocie, ks. Wita Brzyckiego na 15 lat więzienia, ks. Jana Pochopienia na 8 lat i Stefanię Rospond na 6 lat więzienia. Ogromne tytuły na pierwszych stronach gazet informowały o osądzeniu "bandy szpiegów wywiadu amerykańskiego" i "aferze szpiegowskiej w kurii krakowskiej". Proces ten był kolejnym krokiem komunistów w rozprawie z Kościołem katolickim, której apogeum nastąpiło kilka miesięcy później, gdy we wrześniu 1953 roku skazano kieleckiego biskupa ks. Czesława Kaczmarka i uwięziono Prymasa Polski.

Mimo iż na ławie oskarżonych zasiadło siedem osób, w tym czterech duchownych, a spośród nich dwóch notariuszy Kurii krakowskiej, to rozprawę określano mianem "procesu kurii krakowskiej". Właśnie ta instytucja i zmarły latem 1951 roku, Książę Niezłomny - ks. kard. Adam Stefan Sapieha, byli głównym celem propagandowej kampanii, mającej skompromitować i zohydzić w oczach społeczeństwa Kościół katolicki.
Komuniści mnie nie kupią...
"Kuria krakowska stała się poważnym źródłem informacji i materiałów szpiegowskich. Kuria krakowska stała się ośrodkiem, cementującym reakcję na terenie archidiecezji krakowskiej. Była ona powiązana z Watykanem, dokąd wyjeżdżał książę kardynał Sapieha w celu informowania Watykanu i przedstawicieli USA i jak się okazuje dla otrzymywania konkretnych poleceń i wskazówek co do działalności w kraju" - oskarżał prokurator Stanisław Zarakowski.

Po zakończeniu II wojny światowej, w okres komunistycznych rządów Krakowski Metropolita wkraczał z ogromnym autorytetem. Jego postawa wobec niemieckiego okupanta przyniosła mu wielkie uznanie w społeczeństwie. W 1945 roku odbudowywał "Caritas". Sam nadzorował rozdział darów, sprawdzał potrzeby. Często zagraniczna pomoc nadchodziła po prostu na adres: "Archibishop Sapieha, Cracow, Poland". Piętnował komunistyczne nieprawości. W sierpniu 1948 roku spotkał się z byłym amerykańskim ambasadorem w Moskwie, Averellem Harrimanem. Przedstawił mu sytuację w Polsce, oczekiwania wobec państw demokratycznych. Zapytany o własne perspektywy odpowiedział: "komuniści będą najprawdopodobniej unikać, w każdym razie jeszcze przez jakiś czas, bezpośrednich ataków na mnie. W społeczeństwie będą różnymi sposobami podrywać zaufanie do mnie. (...) wiedzą, że nie mogą kupić ani mnie, ani żadnego biskupa, więc każdy chwyt jest przydatny do podrywania zaufania i siania podejrzeń".
Dopiero po śmierci kard. Sapiehy nadszedł czas na zemstę. Na procesie zaatakowano go wprost, używając najohydniejszych pomówień o zdradę Polski, szpiegostwo, malwersacje finansowe, dążenie do wojny...
W służbie Niepodległej
Już wcześniej Urząd Bezpieczeństwa zaczął gromadzić informacje o księżach pełniących w czasie wojny służbę kapelanów w oddziałach konspiracyjnych. Jednym z nich był ks. Józef Lelito, wikariusz w Liszkach, a następnie w Skawinie, od 1943 roku kapelan oddziału Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW była formacją zbrojną Stronnictwa Narodowego, powstałą w październiku 1939 roku, liczyła ok. 100 tys. członków), a od wiosny 1946 roku komendant powiatowy NOW w Skawinie. Zagrożony aresztowaniem wyjechał do Krosna Odrzańskiego, gdzie ukrywał się u dawnego kapelana AK i NOW - ks. Jana Stępnia. W tym czasie UB rozbił jego grupę w Skawinie. Wkrótce wrócił do Krakowa, gdzie skorzystał z amnestii i po ujawnieniu został wikariuszem w parafii Niedźwiedź, a następnie w Rabce. Zimą 1951 roku nawiązał kontakt z przebywającym na Zachodzie Janem Szponderem, swoim dowódcą z NOW i przesyłał mu informacje o sytuacji Kościoła w Polsce. W 1949 roku Szponderowi udało się przedostać za żelazną kurtynę i rozpocząć działalność w emigracyjnym Wydziale Krajowym Rady Politycznej (m.in. Tomasz Arciszewski, gen. Tadeusz Bór-Komorowski, Tadeusz Bielecki, Stefan Korboński). Ks. Lelito przekazywane wiadomości otrzymywał m.in. od notariuszy Kurii, ks. Jana Pochopienia i ks. Wita Brzyckiego. Wysyłał je osobiście lub przez innego rabczańskiego wikariusza ks. Franciszka Szymonka.

Aresztowani biskupi
W listopadzie 1952 roku bezpieka uwięziła ks. Lelitę i ks. Szymonka, a wkrótce kurialnych notariuszy księży Pochopienia i Brzyckiego. Przeprowadzono także rewizję w budynku Kurii i w grudniu aresztowano krakowskiego metropolitę ks. abpa Eugeniusza Baziaka, ks. bpa Stefana Rosponda oraz kurialnych urzędników księży Tadeusza Kurowskiego, Bolesława Przybyszewskiego, Rudolfa Schmidta. Zatrzymano również byłych żołnierzy NOW i wychowanków Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej: Edwarda Chachlicę, Michała Kowalika i przyrodnią siostrę Szpondera, Stefanię Rospond, należącą do Kongregacji Żywego Różańca Dziewcząt. Ostatnia trójka, niezależnie od ks. Lelity, współpracowała z emigracyjną Radą Polityczną. Dołączeni do duchownych mieli uwiarygodnić zarzuty o szpiegostwo i ułatwić bezpiece "zmontowanie" korzystnego propagandowo oskarżenia. Przed sądem nie stanęli aresztowani krakowscy biskupi. Dzięki staraniom ks. kard. Wyszyńskiego zostali wyłączeni z procesu i internowani poza diecezję.

Rozprawa przeciwko "kurii krakowskiej" była wzorowana na sowieckich procesach pokazowych. Oskarżeni zmaltretowani w czasie śledztwa potwierdzali prokuratorski scenariusz, a odpowiednio dobrana publiczność wyrażała swój gniew i pogardę wobec sądzonych. Przez wiele dni był to główny temat doniesień prasowych, proces transmitowano przez radio.

Niepodległościową działalność ks. Lelity, jego kontakty z emigracją potraktowano jako szpiegostwo. Przesyłanym informacjom, dostępnym w każdym normalnym kraju w prasie, nadano charakter szpiegowski. Identycznie potraktowano działalność ks. abpa Sapiehy, nie cofając się przed oskarżeniem go o okupacyjną współpracę z Niemcami. Działalność w narodowej konspiracji była współdziałaniem z gestapo, a przynależność do KSMM, którego w Skawinie ks. Lelito był opiekunem, i Żywego Różańca demoralizacją młodzieży. Znalezione w piwnicach Kurii dzieła sztuki, biblioteka zawierająca liczne starodruki i inne cenne materiały miały dowodzić chciwości duchowieństwa. Tymczasem pochodziły one m.in. ze zbiorów zamku Sapiehów w Krasiczynie oraz innych arystokratycznych rodzin i zostały zdeponowane w Kurii pod koniec wojny.
Szpiedzy Watykanu
W prasie duże tytuły donosiły o "aferze szpiegowskiej w krakowskiej kurii arcybiskupiej", o "kanaliach zwerbowanych do szpiegowskiej roboty", "księżach-agentach wywiadu amerykańskiego". Pisano o "bandzie zorganizowanej na zlecenie monachijskiego ośrodka wywiadu amerykańskiego przez tzw. radę polityczną skupiającą na emigracji wrogów i wyrzutków narodu polskiego, nazwiska dobrze w kraju znanych zdrajców i renegatów naszego narodu". Dodawano, że "w pracy szpiegowskiej posługuje się rada polityczna elementem kryminalnym niezależnie od narodowości. Nie brak tam byłych hitlerowców i SS-owców".

Obiektem ataku była również Stolica Apostolska: "Watykan wprzągnięty w służbę amerykańskiego imperializmu błogosławi wszystkim przygotowaniom do nowej wojny, stara się podsycić rewizjonizm niemiecki i bierze udział we wszystkich antypolskich knowaniach, popiera odbudowę nowego Wehrmachtu. Kto z takiego antypolskiego zatrutego źródła jak Watykan czerpie polityczne natchnienie, musi działać na szkodę naszej ojczyzny".

"Tak jak nie przewietrzana była piwnica w kurii, tak zatęchłym rezerwatem wstecznictwa była siedziba kurii krakowskiej. Podziemia kurii nie przypadkiem stały się meliną dla przechowania mienia znienawidzonych przez naród, zdetronizowanych jaśniepanów dziedziców, hrabiów i książąt targowiczan, odwiecznych wyzyskiwaczy ludu" - mówił prokurator Zarakowski. "Szereg osób na najwyższych stanowiskach w Kurii zajmowało się przez długie lata giełdziarskimi transakcjami, handlując dolarami i złotem, kupując i sprzedając je na czarnym rynku. Byli to przede wszystkim szpiedzy wyobcowani z polskiego społeczeństwa, którzy oparcie i troskliwą opiekę znajdowali jedynie w monachijskim ośrodku amerykańskiego wywiadu, albo w krakowskiej kurii. Proces pokazał przy tym ich spekulanckie, paserskie dusze. Sprzedawali głównie wiadomości, szpiegowskie informacje, ale handlowali także materiałami, lekarstwami, gromadzili wyborowe gatunki wódek, worki kawy".

Dążono również do kompromitacji katolickich organizacji: "Pod płaszczykiem działalności w KSM Męskiej i Żeńskiej oraz w kołach różańcowych zbrodnicze elementy werbowały młodych ludzi do band, celem organizowania napadów rabunkowych i mordów politycznych".
Propagandowej obróbce poddawano życiorysy sądzonych. "Oskarżony Kowalik, (...) wychowanek KSMM (...) Jego zeznania odsłaniają całą ohydę moralnego upadku tego wytrawnego agenta obcego wywiadu, historię jego zdrady i nienawiści do własnego narodu. Już w roku 1940 Kowalik wstąpił do faszystowskiej organizacji NOW, gdzie przeszedł szkołę współpracy z gestapo. Tam już współpracował z Lelito i Janem Szponderem, późniejszym hersztem bandy gestapowsko-nsz-owskiej... ".

W kampanii propagandowej przeciwko Kościołowi wzięli udział również niektórzy duchowni. Szczególnie haniebnie zabrzmiała rezolucja krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich. W prasie pojawiły się liczne artykuły. W tekście pt. "Zbrodnia główna i inne", Sławomir Mrożek pisał: "Zdrada, dobijanie rannych, wykolejenie młodzieży, nadużywanie zaufania, nadużywanie uczuć ludzi wierzących, kradzieże, kombinacje czarnogiełdowe - to wszystko spiętrzyło się wokół oskarżonych i wokół kurii w procesie krakowskim (...) Atmosfera środowiska, które zostało pośrednio oskarżone, - to próchno rozsypujące się za lada uderzeniem, albo miękka masa bez kości. (...) Potrzebna jest nasza czujność. Nie ma zbrodni, której byśmy się po nich nie mogli spodziewać". To "próchno" się jednak nie rozsypało. Już trzy lata później, 26 sierpnia 1956 roku, na Jasnej Górze stanął pusty fotel więzionego Prymasa Polski, z bukietem biało-czerwonych kwiatów. U jego stóp, milionowa rzesza wiernych powtarzała: "Królowo Polski! Przyrzekamy czynić wszystko, co leży w naszej mocy, aby Polska była rzeczywistym Królestwem Twoim i Twojego Syna!...".

Te same metody
Przez kilka dziesięcioleci Kościół w Polsce był prześladowany przez władze komunistyczne. Ściągano krzyże ze ścian, nakładano niebotycznie wysokie podatki na instytucje kościelne, nie udzielano zgody na budowę i remonty świątyń, kapłanom nie wydawano paszportów. Gomułka organizował konkurencyjne dla uroczystości Milenium Chrztu Polski obchody tysiąclecia państwa polskiego. Służby specjalne koniecznie chciały aresztować Matkę Bożą wędrującą po Polsce w Kopii Jasnogórskiego Obrazu. Było morderstwo księdza Kotlarza, później ks. Popiełuszki, ks. Zycha, ks. Suchowolca, ks. Niedzielaka. Ofiary stanu wojennego m.in. w "Wujku", Lubinie i innych miejscowościach. W Złotoryi - podpalenie samochodu ks. kardynała Henryka Gulbinowicza; pobicia, zgony, aresztowania, podsłuchy... Choć czasy dyktatury PZPR minęły, to metody walki z Kościołem, jak ośmieszanie duchownych, lżenie i poniżanie wartości chrześcijańskich, pozostały i wciąż są stosowane, zwłaszcza przez lewicowo-liberalne media. Czyżby więc historia zataczała koło?

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 17 minut