profil

Recenzja "Hobbit, czyli tam i z powrotem" Tolkiena

Ostatnia aktualizacja: 2022-12-04
poleca 84% 2966 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Na początek chciałbym może trochę niepoprawnie zacząć od wzmianki o autorze „Hobbit, czyli tam i z powrotem”. Jest nim jak zapewne kojarzysz, drogi czytelniku John Ronald Reuel Tolkien (1892-1973). Wiele by można o nim pisać, ale ja ograniczę się tylko do kilku zdań. O jego sławie może świadczyć to, że został wybrany przez czytelników „The Times” na pisarza XX wieku. Tolkien jest jedynym takim autorem, który sam zapoczątkował zupełnie nowy gatunek. Wykreował on cały świat fantasy. Chciałbym tu napisać, że stworzenie tak fantastycznego, niesamowitego oraz rozwiniętego świata nie wykreował jeszcze żaden pisarz. Spotkałem się z bardzo trafnym porównaniem, że to zupełnie tak, jakby Homer, zanim przystąpił do napisania Iliady i Odysei, musiał najpierw wymyślić całą grecką całą grecką mitologią i historię. Tolkienowskie Śródziemie jest światem o intrygującej historii, powstały niezliczone ilości map tego obszaru, często zamieszczanych na okładkach różnych wydań.

Powieść J. R. R. Tolkiena „Hobbit albo tam i z powrotem” opowiada o losach pewnego, typowego niziołka - Bilbo Bagginsa. Jest w książce cytat, który tu przytoczę do opisania rasy hobbitów: „Są to mali ludkowie, niżsi od nas prawie o połowę i mniejsi nawet od brodatych krasnoludów (…). Zazwyczaj bywają dość brzuchaci, noszą jaskrawe, barwne stroje (…). Nie używają butów, stopy hobbistów są bowiem twarde, skórzaste i porośnięte gęstymi brązowymi włosami podobnymi do włosów (kręconych!) na ich głowach. Mają długie, zręczne, brązowe palce i poczciwe oblicza, a śmieją się dźwięcznie i donośnie (zwłaszcza po obiedzie, który jeśli tylko mogą, jadają dwa razy dziennie). Bilbo Bagginsa na początku książki był takim właśnie zwyczajnym niziołkiem, który nigdy nie wyruszyłby na przygodę. Sam Bilbo zapytany przez Gandalfa o kogoś chętnego do przeżycia przygody rzekł: „w tych stronach? Lud tu spokojny i prosty; nie trzeba nikomu przygód. Są takie okropnie nieprzyjemne! I niewygodne; przez coś takiego można się spóźnić na obiad. Nie mam pojęcia, co inni w nich widzą”. W gruncie rzeczy pan Bilbo odziedziczył jednak pewną żyłkę wędrowca po swojej matce Belladonnie Tuk, która pochodziła z rodziny, o której pojawiały się plotki, że ma związki z elfami. Należy tu jednak zaznaczyć, że już sam narrator dementuje te przypuszczenia.

Wydarzenie, które „zachęciło” Bilba do wędrówki jest opisane z właściwym tylko dla „hobbita…” humorem sytuacyjnym, ale by nie psuć niespodzianki, która może się ewentualnemu czytelnikowi przytrafić podczas czytania (niestety w dzisiejszych czasach jest to raczej rzadko spotykana czynność) napiszę tylko, że Bagginsa odwiedza Gandalf podstępem zmusza Bilba do uczestnictwa w wyprawie z trzynastoma krasnoludami. Celem wędrówki staje się pomoc na powrót na tron samego Thorina Dębowej Tarczy. Zapewne ktoś, kto czyta te słowa myśli o jakichś walkach politycznych lub czegoś w tym rodzaju, ale ja od razu zaprzeczam. Mianowicie, jak na świat fantasy przystało, kopalnię krasnoludów (kto jest obeznany w świecie fantasy to wie, że krasnoludy zawsze spędzają całe życie kopiąc swoje własne, klanowe kopalnie) zajął smok, widocznie uznając, że to doskonałe miejsce na skarbiec (smoki mają zwyczaj kolekcjonowania złota oraz magicznych przedmiotów) oraz baza wypadowa do gnębienia okolicznej ludności.

Tak właśnie zaczyna się wielka przygoda Bilba. Po drodze do Smauga (tak bowiem nazywał się ten ogromny jaszczur) Bagginsa wraz z kompanią napotyka po drodze wiele trudności. Pierwszą wartą wzmianki są gobliny. Należy tutaj nadmienić, że hobbit to tak jakby wstęp do „Władcy pierścieni”. Wracając do tego spotkania, dobrze by było rzec, że to właśnie tam Bilbo spotkał golluma, a więc także i zdobył tytułowy Pierścień. Nie jest on tutaj aż tak ważny, ale kampania nie wyszłaby cało bez jego pomocy. Nie będę może jednak opisywać wszystkiego po kolei, by nie psuć przyjemności z czytania.

Tym artykułem chciałbym jedynie zachęcić do przeczytania lektury, bowiem jest ona bardzo ciekawa. Jeżeli próbowałeś czytać „Władcę pierścieni” i uznałeś, że Hobbit jest za „ciężką” książką, to muszę zauważyć, że jesteś w błędzie. Czyta się ją bardzo przyjemnie, język jest zrozumiały oraz prosty. Każda sytuacja potrafi tutaj wzbudzić uśmiech na twarzy. Powieść jest przy tym bardzo pouczająca (co może nie być argumentem dla części odbiorców), a świadczy o tym chociażby wpisanie jej na listę lektur dodatkowych (to raczej ma jakąś fachową nazwę, ale nauczycielem nie jestem i nie znam jej).

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem