profil

Wydarzenia sierpniowe i wprowadzenie stanu wojennego w Gdańsku.

poleca 85% 138 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Lata 1980 – 1982 na długo utkwiły w pamięci ludzi, którzy te czasy przeżyli. Wszystko zaczęło się w lipcu osiemdziesiątego roku, gdy rząd zapowiedział podwyżkę cen mięsa w całej Polsce. Najszybciej zareagowała na tę decyzję ludność z południa, organizując strajki. Na północy natomiast media nic nie wspominały o tych wydarzeniach. W tym czasie w Gdań-sku odbywał się tradycyjnie jarmark dominikański.
7 sierpnia dyrekcja Stoczni Gdańskiej podjęła decyzję o zwolnieniu z pracy Anny Wa-lentynowicz, która miała wśród załogi stoczniowców duży autorytet i na dodatek współpra-cowała z Wolnymi Związkami Zawodowymi Wybrzeża. Dwa dni później zwróciła się o po-moc do Bogdana Borusewicza, który rozpoczął drukowanie ulotek wzywających do jej obro-ny. Taką samą decyzję podjęli działacze RMP i studenci współpracujący z WZZ. Odezwa broniąca Annę Walentynowicz została podpisana przez Bogdana Borusewicza, Joannę i An-drzeja Gwiazdów, Alinę Pieńkowską, Marylę Płońską, Jana Karandzieja i Lecha Wałęsę. Przez następne dni w stoczni rosło napięcie. 14 sierpnia, w czwartek, z samego rana, w tram-wajach i pociągach Szybkiej Kolei Miejskiej pojawiły się ulotki i niewielkie plakaty.
Od godziny szóstej rano robotnicy z pierwszej zmiany zbierali się i rozmawiali na temat ulotek, które znaleźli w środkach komunikacji miejskiej oraz przekazywali sobie egzemplarze nielegalnego pisma „Robotnik”. Jeden z pierwszych plakatów nakleił w szatni Jerzy Borow-czak. Grupy składające się z kilkudziesięciu osób kierowały się w stronę stołówki. Utworzył się duży pochód, który przed ósmą dotarł do bramy numer 2, gdzie 10 lat wcześniej zginęli stoczniowcy Zebrani uczcili ich pamięć minutą ciszy. W tym samym momencie do stoczni dostał się przez płot, zwolniony w 1976 roku, Lech Wałęsa. Rozpoczął się wiec. Ze stojącej w pobliżu koparki przemówili robotnicy. Kiedy doszedł do głosu dyrektor stoczni, Klemens Gniech, nawołując do pracy, za jego plecami stanął Wałęsa i powiedział: „Dziesięć lat praco-wałem na stoczni i czuję się stoczniowcem, ponieważ mam mandat zaufania załogi. Już cztery lata jestem bez pracy. Zakładamy strajk okupacyjny!”
Po wiecu powstał Komitet Strajkowy, który przedstawił dyrekcji żądania: przywrócenie do pracy Anny Walentynowicz i Lecha Wałęsy, budowy pomnika ofiar Grudnia, gwarancji bezpieczeństwa dla strajkujących, podwyżki płac o 2 tysiące złotych i zrównania zasiłków rodzinnych z MO i SB. Po pierwszych negocjacjach dyrekcja zgodziła się na trzy pierwsze postulaty. Strajkujący odrzucili tę propozycję i rozpoczęli strajk okupacyjny. Utworzono straż robotniczą, pilnującą między innymi, aby do stoczni nie wnoszono wódki.
W piątek 15 sierpnia do strajku dołączyły kolejne zakłady: pozostałe stocznie, porty, przedsiębiorstwa współpracujące ze stocznią i przede wszystkim komunikacja miejska, gdzie liderem strajku została tramwajarka Henryka Krzywonos. W tym momencie cały Gdańsk wiedział już o strajku. W południe władze zablokowały łączność telefoniczną Trójmiasta z resztą kraju. Napięcie rosło.
Następnego dnia dyrekcja wyraziła zgodę na pozostałe postulaty w złagodzonej wersji i o piętnastej komitet ogłosił zakończenie strajku. Wtedy delegaci z innych zakładów zaczęli przy bramie numer 2 przekonywać do kontynuowania strajku, obawiając się przegranej bez wsparcia stoczni. Przeważyło dramatyczne wystąpienie pielęgniarki Aliny Pieńkowskiej z Wolnych Związków Zawodowych. Rozpoczął się strajk solidarnościowy.
Niedziela w stoczni rozpoczęła się od mszy polowej przy bramie numer 2, odprawionej przez proboszcza parafii św. Brygidy, księdza Henryka Jankowskiego, który bez wahania pospieszył strajkującym z posługą duszpasterską. W tej mszy uczestniczyło pięć tysięcy stoczniowców i dwa tysiące mieszkańców Gdańska po drugiej stronie bramy. Od tej chwili gdańszczanie tłumnie będą przybywać pod bramę przez dwa tygodnie. Po mszy, w miejscu, w którym zginęli stoczniowcy, wbito krzyż. Zawiązany wcześniej Miejski Komitet Strajkowy przekształcił się w Międzyzakładowy Komitet Strajkowy grupujący w niedzielę już 28 zakła-dów. Późnym wieczorem powstała ostateczna lista 21 postulatów.
W stoczni i w mieście pojawiły się pierwsze ulotki nawołujące do pracy, ale reakcje władz były opanowane, ale zdarzały się zatrzymania delegatów zakładowych zmierzających do stoczni. W poniedziałek kolejne delegacje przybywały do sali BHP, gdzie mieściła się sie-dziba MKS. Rano o godzinie 9.30 było ich czterdzieści, o jedenastej ponad sześćdziesiąt, o czternastej – ponad sto. MKS przejął praktycznie kontrolę nad życiem Gdańska. Strajkujący zdecydowali, że będą pracowały służby miejskie, elektrociepłownie, gazownie, służba zdro-wia, handel i zakłady produkujące żywność. Zapowiedziano, że komitet będzie także repre-zentował ich interesy. Powołano służby informacyjne, które prowadziły nasłuch radiowy, grupę łączności z rodzinami, a także kuchnie strajkowe i służby porządkowe. Całkowity za-kaz picia alkoholu w zakładach był respektowany przez wszystkich, zaprzestano także sprze-daży alkoholu w sklepach. Zaczął ukazywać się Strajkowy Biuletyn Informacyjny „Solidar-ność” powielany w Wolnej drukarni Stoczni Gdynia, redagowany między innymi przez Ma-riusza Wilka, Konrada Bielińskiego i Krzysztofa Wyszkowskiego. Uruchomiono także wła-sny transport i zaopatrzenie. Codziennie dostarczano do strajkujących zakładów warzywa, masło, wędliny, papierosy i pieczywo (prywatne piekarnie pracowały na okrągło). Rolnicy z okolicznych wsi ciągnęli z całymi transportami żywności. W mieście kierowcy prywatnych samochodów starali się w miarę możliwości zastąpić komunikację miejską.
Najważniejszym punktem miasta stała się bram numer 2. Była ona przystrojona w por-trety Ojca Świętego i obraz Matki Bożej, setki kwiatów i odręcznie napisanych ulotek. Nad bramą wisiał duży transparent z napisem „Proletariusze wszystkich zakładów, łączcie się”. Napisy zdobiły także mur stoczniowy na całej jego długości, a wszystkie strajkujące zakłady były oflagowane. Gdańszczanie z bardziej oddalonych dzielnic codziennie rano sprawdzali, czy strajk trwa nadal, wychodząc na tory tramwajowe. Pokrywająca je rdza była znakiem, że tramwaje nie wyjechały z zajezdni.
W tym czasie władza usiłowała rozbić rodzącą się zbiorową solidarność. Powołano ko-misję rządową z wicepremierem Tadeuszem Pyką do rozmów ze strajkującymi. Pyka podjął negocjacje z niektórymi komitetami strajkowymi, omijając MKS, lecz jednym skutkiem tego było powstanie żartu: „Wałęsa fajkę pyka, a Pyka się wałęsa”. Nie doszło do spotkania dele-gacji MKS (Bogdan Lis, Henryka Krzywonos, Florian Wiśniewski) z komisją rządową, a Py-kę wezwano z powrotem do Warszawy.
W czwartek 21 sierpnia w sali BHP znajdowały się delegacje 347 zakładów z całego województwa. Tego dnia ostatnie zakłady zaprzestały indywidualnych rozmów z przedstawi-cielami władzy. Do prezydium MKS zaproszony został Lech Bądkowski, pisarz, który zorga-nizował delegację członków gdańskiego Związku Literatów Polskich. Powierzono mu funkcję rzecznika prasowego. Przez cały dzień napływały do stoczni deklaracje poparcia od organiza-cji, instytucji naukowych, osób prywatnych oraz pieniądze na pomnik ofiar Grudnia. W piątek 22 sierpnia do Gdańska przybył wicepremier Mieczysław Jagielski, który zastąpił Tadeusza Pykę. W sobotę komisja rządowa przybyła do stoczni i rozpoczęły się rozmowy. Tego same-go dnia przedstawiono projekt pomnika poległych stoczniowców inżyniera Bogusława Pie-truszki, konstruktora stoczniowego. Pracę podjęli także przybyli z Warszawy eksperci MKS na czele z Tadeuszem Mazowieckim i Bronisławem Geremkiem.
W niedzielę, 24 sierpnia, o dziewiątej rano odprawiono mszę z udziałem kilkunastu ty-sięcy ludzi. Przez kilka następnych dni toczyły się trudne rozmowy z komisją rządową trans-mitowane przez stoczniowy radiowęzeł. Przysłuchiwały się im tysiące gdańszczan z drugiej strony bramy. W środę 27 sierpnia w MKS zarejestrowanych było już ponad 500 strajkują-cych zakładów, do stoczni dotarły informacje, że fala strajków rozlała się na cały kraj.
30 sierpnia salę BHP wyklejono plakatami z napisem „Solidarność” o charakterystycz-nym kroju liter, nazwanym później „solidarycą” autorstwa Jerzego Janiszewskiego. Cały dzień narastało poczucie radosnego podniecenia i zarazem niepokoju. Wszyscy oczekiwali finału, ale w sobotę do ostatecznych rozmów nie doszło.
Trzecią niedzielę strajkową 31 sierpnia tradycyjnie już rozpoczynała msza przy bramie. Od strony miasta kilkadziesiąt tysięcy ludzi zebrało się, by być świadkami historycznej chwi-li. O jedenastej przybyła delegacja rządowa. W południe podpisano ostatni z 21 postulatów. Po krótkiej przerwie, w dużej sali BHP podpisano porozumienie, a Lech Wałęsa ogłosił za-kończenie strajku. Tłumy delegatów, stoczniowcy i ludzie z drugiej strony bramy odśpiewali hymn narodowy, wielu płakało, długo brzmiały oklaski i skandowanie „Leszek, Leszek!” oraz „Solidarność!”. Na zakończenie Wałęsa powiedział: „Chcę jeszcze raz podziękować premie-rowi Jagielskiemu i wszystkim siłom, które nie pozwoliły na siłowe załatwienie sprawy. Do-gadaliśmy się jak Polak z Polakiem, tylko i wyłącznie w rozmowach, pertraktacjach, z mały-mi ustępstwami i tak zawsze powinno być. My teraz rozumiemy, że jest to jednak nasza wspólna sprawa i wspólnie musimy podnieść to wszystko, co zostało przewrócone. Musimy się poczuć przede wszystkim gospodarzami tej ziemi, a będziemy ją czuć i będziemy praco-wać. Ja, któremu ufaliście i wierzyliście, mówię, że zrobię wszystko, żeby tak się stało. I wiem, że mi pomożecie. I zrobimy.” Podziękował następnie ekspertom, którym przewodni-czył Tadeusz Mazowiecki. Ten odpowiedział: „Chciałem wam podziękować, nauczyliśmy się wiele, proszę, abyście byli wierni solidarności i rozwadze”. O osiemnastej w małej sali BHP rozpoczął obrady Komitet Założycielski Niezależnych samorządnych związków Zawodo-wych.
Od pierwszych dni września we Wrzeszczu przy ulicy Dmowskiego (Marchlewskiego) w tymczasowej siedzibie, a potem przy ulicy Grunwaldzkiej, spotykał się Międzyzakładowy Komitet Założycielski Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych. 17 września zjechali do Gdańska przedstawiciele komitetów założycielskich z całego kraju. Już wtedy gotowość do przystąpienia do nowego związku deklarowało w Polsce ponad 3 miliony ludzi. Na gdańskim spotkaniu podjęto decyzję o utworzeniu jednej organizacji dla całej Polski, która na wniosek Karola Modzelewskiego z Wrocławia przyjęła nazwę NSZZ „Solidarność”.
18 września zapadła decyzja o lokalizacji pomnika Poległych Stoczniowców. Przewod-niczący Społecznego Komitetu Budowy Henryk Lenarciak i profesor Wiktor Zin, konserwa-tor generalny, uzgodnili, że wyjściowy projekt Bogdana Pietruszki zostanie zmieniony z za-chowaniem wiodącej idei (krzyże i kotwica). Przez cały czas do komitetu napływały z całej Polski dary na rzecz budowy.
29 września gdański MKZ po rozmowach z Mieczysławem Jagielskim podjął osta-teczną decyzję o ostrzegawczym strajku powszechnym 3 października z powodu zbyt powol-nej realizacji porozumień sierpniowych. Na wezwanie odpowiedziały miliony Polaków. Tego dnia stanęły na godzinę tysiące fabryk i instytucji; a te, które nie mogły przerwać pracy, ofla-gowały bramy. W Gdańsku nawet nauczyciele w czasie lekcji wpisywali do dzienników temat „strajk ostrzegawczy”. W ciągu kilku tygodni „Solidarność” stała się potężną i zorganizowaną organizacją. Euforia wywołana tryumfem „Solidarności” szła w parze z udręką dnia codzien-nego. Kolejki przed sklepami, w których były puste półki, stały się trwałym elementem mia-sta. W Gdańsku zaopatrzenie było wyjątkowo złe, chodziły plotki, że władza, która kontrolo-wała dystrybucję żywności, bierze w ten sposób odwet na niepokornym mieście.
11 listopada na Targu Drzewnym odbyła się wielotysięczna manifestacja z okazji odzy-skania niepodległości. Przemawiał między innymi Lech Wałęsa.Wiec miał spokojny prze-bieg, co podkreślała miejska prasa. Wielkim finałem tego burzliwego roku była uroczystość odsłonięcia pomnika Poległych Stoczniowców. We wtorek, 16 grudnia, od samego rana przy-bywały do Gdańska delegacje „Solidarności” z całej Polski. Pomnik w kształcie trzech krzyży z kotwicami o wysokości 42 metrów, stanął przy bramie numer 2 Stoczni Gdańskiej, w miej-scu, gdzie od kul zginęli w 1970 roku stoczniowcy. Dzień był mroźny, ale plac przed bramą i pobliskie ulice zapełniło ponad sto tysięcy ludzi.

W uroczystościach wzięli udział między innymi Lech Wałęsa, kardynał Franciszek Macharski, przewodniczący Rady Państwa Henryk Jabłoński. O godzinie 17 w całym mieście rozległy się syreny fabryczne i dzwony kościołów, wszyscy zgromadzeni odśpiewali „Rotę”. Najbardziej wzruszającym momentem było odczytanie przez Daniela Olbrychskiego Apelu Poległych.
Później przemówił Wałęsa: „Rok temu w tym właśnie miejscu powiedziałem, że na dziesiątą rocznicę Grudnia stanie tu pomnik. Jeśli nie w inny sposób, to przyniesiemy kamie-nie takim hurmem, jak tu jesteśmy, ale postawimy go”. Pomnik powstał dzięki składkom lu-dzi i ofiarności przedsiębiorstw, które wykonały elementy pomnika i postawiły go w rekor-dowo krótkim czasie.
Na początku roku 1981, podczas spotkania Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność” bardzo krytycznie oceniono działania rządu Józefa Pieńkowskiego, a szczegól-nie realizację porozumień sierpniowych. Gorąco było wokół problemu więzionych za przeko-nania działaczy Konfederacji Polski Niepodległej oraz problemu wolnych sobót. 20 stycznia gdański Międzyzakładowy Komitet Założycielski podjął decyzję o czterogodzinnym strajku ostrzegawczym 22 stycznia. Tego dnia stanęły wszystkie zakłady województwa.
27 marca w Gdańsku, podobnie jak w całym kraju, odbył się czterogodzinny strajk ostrzegawczy. Był to protest przeciw brutalnej interwencji władz w trakcie sesji rady narodo-wej w Bydgoszczy, kiedy ciężko pobito miejscowych działaczy „Solidarności”, w tym jej tamtejszego lidera Jana Rulewskiego. Strajk miał charakter powszechny i był szczytowym momentem tzw. kryzysu bydgoskiego. Po raz pierwszy na masową skalę gdańskie ogniwa PZPR przyjęły prosolidarnościową postawę, domagając się w licznych odezwach szybkiego wyjaśnienia prowokacji. Przez kilka dni w gdańskich zakładach i instytucjach „Solidarność” zarządziła całodobowe straże i dyżury, pojawiły się bowiem pogłoski o możliwości wprowa-dzenia stanu wyjątkowego, a nawet rosyjskiej interwencji. Po rozmowach z rządem, na które-go czele od kilku tygodni stali premier Wojciech Jaruzelski i wicepremier Mieczysław Ra-kowski, 30 marca „Solidarność” odwołała zapowiedziany na następny dzień strajk generalny.
Lipiec zaczął się od I Walnego Zgromadzenia Delegatów gdańskiej „Solidarności” na przewodniczącego MKZ wybrano Lecha Wałęsę. Dużo głosów uzyskał też jego najpoważ-niejszy konkurent Andrzej Gwiazda, wokół którego skupiła się grupa krytycznych wobec Wałęsy działaczy, lecz żaden z nich nie wszedł do ścisłych władz regionalnych. Pośród nich znaleźli się między innymi Bogdan Lis i Jacek Merkel.
Po wielomiesięcznej kampanii wyborczej w zakładach pracy i regionach 5 września rozpoczął się w Gdańsku w hali „Olivia” I Krajowy Zjazd NSZZ „Solidarność”. Przez wielu obserwatorów był on nazywany pierwszym po wojnie parlamentem w Polsce. Rozpoczął się on mszą w katedrze oliwskiej, celebrowaną przez prymasa Polski, kardynała Józefa Glempa. Po mszy delegaci udali się do „Olivii”, gdzie witało ich mnóstwo gdańszczan. Zjazd budził ogromne zainteresowanie całego świata. Delegowano na niego 750 dziennikarzy. Delegaci radzili nad statutem związku, samorządem pracowniczym, deklaracją programową. Najwięcej emocji, także za granicą, wzbudziło „Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej”, które koń-czyło się słowami: „Wierzymy, że już niedługo Wasi i nasi przedstawiciele będą mogli się spotkać celem wymiany związkowych doświadczeń”. Władza oceniła je jako prowokację wobec polskich sąsiadów, szczególnie wobec Związku Radzieckiego. W deklaracji delegaci zażądali między innymi przeprowadzenia wolnych wyborów do sejmu i rad narodowych.
26 września rozpoczęła się druga tura zjazdu. Obecni na niej delegaci będący członkami KSS KOR poinformowali o jego samorozwiązaniu. Dyskusja o zasługach KSS KOR dla „Solidarności” i formie podziękowania przez zjazd ukazała wyraźne podziały delegatów. Pracowano nad programem związku, ale momentem kulminacyjnym były wybory przewodniczącego. Wyraźne zwycięstwo odniósł Lech Wałęsa. Obradom towarzyszyła atmosfera rosnącego napięcia w całym kraju. Do ścisłych władz „Solidarności” wybrano także Jacka Merkla, inżyniera ze Stoczni Gdańskiej.
Listopad w całym kraju stał pod znakiem akcji protestacyjnych. Szczególnie napięta sy-tuacja miała miejsce na wyższych uczelniach. 18 listopada strajk okupacyjny ogłoszono na Uniwersytecie Gdańskim, a kilka dni później dołączyły do niego inne uczelnie.
W pierwszych dniach grudnia napięcie między władzą a „Solidarnością” sięgnęło nie-bezpiecznego pułapu. W piątek 11 grudnia komisja Krajowa zebrała się w sali BHP Stoczni Gdańskiej. Wśród wystąpień przeważały głosy radykalne, domagające się utworzenia rządu tymczasowego, wolnych wyborów lub strajku generalnego. O potrzebie spokoju mówiło wie-lu ekspertów i Lech Wałęsa. W sobotę „Solidarność” kontynuowała obrady. Wieczorem do stoczni dotarły pierwsze wieści o ruchach wojska i milicji, a tuż przed północą informatorzy z miasta potwierdzili pogłoski o pojedynczych aresztowaniach. Zebranie skończyło się w ner-wowej atmosferze przed pierwszą w nocy.
Nad ranem w obecności wojewody Jerzego Kołodziejczyka i I sekretarza Tadeusza Fiszbacha Służba Bezpieczeństwa wyprowadziła z mieszkania Lecha Wałęsę i wywiozła go w nieznanym kierunku. Później okazało się, że został on internowany w ośrodku rządowym w Arłamowie w Bieszczadach, gdy odmówił zaakceptowania wprowadzenia stanu wojennego. Tej samej nocy internowano tysiące działaczy „Solidarności”, w tym wielu liderów regional-nych i krajowych.
O szóstej rano w niedzielę radio podało pierwszy oficjalny komunikat o ogłoszeniu sta-nu wojennego na terenie całej Polski. W tym czasie w Gdańsku kontynuowano masowe inter-nowania działaczy „Solidarności”. Oddziały ZOMO zajęły w nocy na kilka godzin siedzibę Zarządu Regionu we Wrzeszczu przy Grunwaldzkiej, demolując sprzęty i aresztując grupę pracowników. Około południa w porcie gdańskim Krajowy Komitet Strajkowy założony przez tych działaczy, którzy uniknęli internowania. Wkrótce komitet przeniósł się do stoczni, a w poniedziałek rozpoczął się w gdańskich zakładach strajk okupacyjny.
W nocy z poniedziałku na wtorek duże siły milicji zablokowały stocznię, a następnie wkroczyły na jej teren. Większość strajkujących opuściła zakład, ale rano we wtorek 15 grud-nia stoczniowcy powrócili.
Mimo blokady placu i bramy numer 2 przez czołgi jednostki pancernej spod Kołobrze-gu rosła liczba ludzi pod pomnikiem i w samej stoczni. Czołgi pooblepiano plakietkami z napisem „Solidarność”, a w lufy powtykano goździki. Wielu żołnierzy wchodziło do stoczni, aby ogrzać się w stołówce. Kilka godzin później jednostkę wycofano. Po południu do stoczni przedostał się Bogdan Borusewicz, dzięki któremu poprawiła się organizacja strajku i straży robotniczej. W tym czasie tłum pod pomnikiem liczył już blisko 10 tysięcy osób. Strajkujący liczyli, że przetrzymają w stoczni noc z wtorku na środę, kiedy to przypada rocznica Grudnia i można się było spodziewać obecności tysięcy ludzi z miasta. Jednak o godzinie 5.30 rano pod bramę zjechały dziesiątki wozów bojowych ze szturmowymi oddziałami ZOMO. Czołg staranował bramę, zaczęto wyłapywanie ludzi, nieliczni tylko uniknęli aresztowania. Główny punkt solidarnościowego oporu został spacyfikowany. Trwał jednak strajk w innych głów-nych zakładach Gdańska.
W środę od rana w stronę zajętej przez ZOMO stoczni zmierzały grupy mieszkańców. Był szesnasty grudnia, rocznica wydarzeń sprzed jedenastu lat. W południe doszło do pierw-szych strać z milicją blokującą pomnik i stocznię. Tłumy demonstrantów rosły nieustannie, po południu w walkach brało już udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi.
„Ludzi jest coraz więcej – wspominał Marian Terlecki – ale zomowców też przybyło. Teraz strzelają już petardami i gazem wprost w ludzi. Biało – czerwona flaga powiewa nadal z przodu. Z drewnianych ławek powstał zaczątek barykady. Któryś z chłopaków ma maskę gazową, inny zomowską tarczę. Musiało więc dojść do walki wręcz. Tłum jest ogromny: wypełnia całą przestrzeń między Dworcem Głównym, hotelem „Monopol” i rzednie dopiero gdzieś w okolicy Huciska. A przecież od strony Rajskiej i Wałowej też napierają ludzie. Jest nas wielu – młodzież, mężczyźni, kobiety, nawet dzieci”.
W innej relacji można było przeczytać: „Opancerzona milicja naciera na bezbronny tłum. Ten, z szaleńczą odwagą, z gołymi rękami, z petardami, które nie zdążyły wybuchnąć, broni się, chcąc dojść do pomnika. Ludzie ze świecami idą ulicą Wałową. Podchodzą blisko do milicjantów. Wtedy dopiero padają w tłum strzały kulistymi, żółtymi petardami. Dym dłu-go się utrzymuje. Kiedy opada, ulica jest cicha i pusta. Walki trwają wciąż w okolicach dwor-ca. Na parkingu koło ulicy Rajskiej kilkudziesięciu milicjantów walczy z grupą dwudziestu młodych ludzi. Walka trwa dwie godziny. W okolicznych domach jest tak duże stężenie gazu, że wprost trudno oddychać. Łzy płyną z oczu bez przerwy. Dookoła rozlegają się salwy strza-łów. W tę kanonadę włącza się potężny huk wystrzałów oddanych z czołgów w okolicy Huci-ska. W pobliskich domach lecą szyby. Walki trwają nadal. Ludzie już prawie dochodzą do pomnika, ale, niestety, milicja dostaje posiłki”.
Kolumnę ZOMO usiłowano przerwać przy pomocy samochodów ciężarowych. Wieczo-rem do akcji wkroczyły czołgi i wozy pancerne, w okolicach dworca milicja użyła broni ma-szynowej. W czwartek nadal trwały starcia w śródmieściu Gdańska. Pod budynkiem Komitetu Wojewódzkiego milicja wielokrotnie użyła broni palnej. W trakcie dwudniowych starć jedna osoba zginęła od kuli, a ponad tysiąc odniosło obrażenia. W Gdańsku od dwudziestej do szó-stej rano obowiązywała godzina milicyjna. W piątek wygasły strajki w porcie i rafinerii.
Od pierwszych dni stanu wojennego działacze „Solidarności” próbowali organizować podziemne struktury. W noc wigilijną, w którą nie obowiązywała godzina milicyjna, pod ko-ściołami rozrzucono ponad sto tysięcy ulotek wyprodukowanych w pierwszych podziemnych drukarniach, a na murach pojawiły się napisy „Zima wasza, wiosna nasza”.
Po przymusowym urlopie 4 stycznia do pracy wrócili pracownicy Stoczni Gdańskiej. W Gdańsku trwały aresztowania i internowania organizatorów grudniowych strajków i działaczy „Solidarności”. Życie w mieście utrudniały nie tylko rygory stanu wojennego, ale także fatal-ne zaopatrzenie sklepów w podstawowe artykuły i gwałtowny atak zimy, który sparaliżował całą komunikację miejską.
W sobotę 30 stycznia cały świat obchodził dzień solidarności z „Solidarnością”. Tego dnia wczesnym popołudniem w okolicy pomnika Poległych Stoczniowców zaczęły się gro-madzić grupy młodych ludzi, głównie studentów. Wkrótce dołączyli do nich stoczniowcy kończący pierwszą zmianę. Wielotysięczną żywiołową manifestację przerwał atak milicji. Doszło do gwałtownych starć, które rozprzestrzeniły się na całe śródmieście. Na Hucisku spalona policyjną nyskę, demonstranci próbowali także podpalić budynek KW PZPR. Kilka-dziesiąt osób odniosło obrażenia, ponad dwieście aresztowano. Wieczorem w tysiącach okien zapłonęły świece. Następnego dnia władze przesunęły początek godziny milicyjnej na dwu-dziestą. Wydano też zakaz, aż do odwołania, poruszania się samochodami osobowymi i mo-tocyklami na obszarze miasta.
W pierwszych tygodniach 1982 roku ukrywający się działacze „Solidarności” podjęli wysiłki na rzecz stworzenia podziemnych struktur organizacyjnych. Wśród nich znajdowali się między innymi Bogdan Lis, Bogdan Borusewicz i Aleksander Hall. Stworzyli oni Regio-nalną Komisję Koordynacyjną, stanowiącą nieformalną władzę całego gdańskiego podziemia solidarnościowego.
1 maja władze zorganizowały mizerny pochód pierwszomajowy. Maszerował jeszcze ulicami, gdy pod pomnikiem Poległych Stoczniowców zaczęły gromadzić się tłumy gdańsz-czan. O jedenastej manifestujący przeszli na mszę do kościoła Mariackiego, by po jej zakoń-czeniu sformować pochód, który we Wrzeszczu liczył już ponad 50 tysięcy ludzi. Ogrom de-monstracji zniechęcił milicję do interwencji. Pochód przemaszerował aż na Zaspę pod dom Lecha Wałęsy.
3 maja władza zareagowała z niezwykłą brutalnością, jakby biorąc odwet za pierwszomajowe upokorzenie. Późnym popołudniem ZOMO zaatakowały ludzi zbierających się pod pomnikiem Sobieskiego, używając gazów łzawiących, pałek i armatek wodnych. W trakcie mszy w kościele Mariackim zapalił się ołtarz od petard i gazów wrzucanych do wnętrza świątyni. Wieczorem na ulicach miasta rozpętała się prawdziwa bitwa trwająca do późnych godzin nocnych. Wzniesiono wiele barykad, spłonęło kilka samochodów milicyjnych, dziesiątki osób odniosło rany, zatrzymano kilkuset demonstrantów. Po tych wydarzeniach wojewoda przywrócił godzinę milicyjną. Także 13 czerwca, w pół roku po ogłoszeniu stanu wojennego, doszło do manifestacji i zamieszek w centrum gdańska. Milicja zatrzymała 49 osób. Podobne zdarzenia miały miejsce 13 i 16 sierpnia.
31 sierpnia w całym kraju odbyły się wiece „Solidarności” dla upamiętnienia drugiej rocznicy porozumień sierpniowych. W Gdańsku, podobnie jak w innych miastach, doszło do nagłych starć z wojskiem i milicją. Setki osób odniosło obrażenia, jedna zginęła. Walki trwały do północy.
9 października Sejm PRL uchwalił nową ustawę o związkach zawodowych, skutkiem czego była ostateczna delegalizacja zawieszonej 13 grudnia „Solidarności”. Trzy dni później, w poniedziałek, pierwsza zmiana Stoczni Gdańskiej rozpoczęła strajk, protestując przeciw tej decyzji władz. Strajk podjęły załogi wielu innych gdańskich zakładów i instytucji nie bacząc na grożące im konsekwencje wynikające z przepisów stanu wojennego. Przez cały dzień pod bramą numer 2, na której jak w sierpniu pojawiły się kwiaty i transparenty, gromadzili się mieszkańcy. Po południu pod pomnikiem Poległych Stoczniowców zawiązał się żywiołowy wiec, który wkrótce zaatakowały zmasowane oddziały ZOMO. Do późnych godzin nocnych w całym mieście trwały gwałtowne walki uliczne. Szczególnie ostry przebieg miały one we Wrzeszczu, gdzie postawiono barykady. Niektóre z nich płonęły. Armatki wodne i inne po-jazdy milicyjne atakowano butelkami z benzyną. 12 października zmilitaryzowano Stocznię Gdańską, ale nie zapobiegło to rozruchom, które były podobne do tych z poprzedniego dnia.
W listopadzie zintensyfikowała swe działania gdańska SB, dokonując licznych areszto-wań zakonspirowanych działaczy „Solidarności” i Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Zli-kwidowano kolejną tajną radiostację Radia „Solidarność”. 10 listopada pomimo apelu tym-czasowej Komisji Koordynacyjnej, najwyższej władzy podziemnej „Solidarności” w kraju, nie doszło do strajku powszechnego. Także w Gdańsku nie podjęto wezwania. 11 listopada doszło jednak do demonstracji po mszy w kościele Mariackim. Tego dnia do Gdańska doszła wiadomość o śmierci Leonida Breżniewa i uwolnieniu z internowania Lecha Wałęsy.
9 grudnia komendant gdańskiej MO Jerzy Andrzejewski podjął decyzję o zwolnieniu z ośrodków internowania gdańskich robotników i studentów. Do Wigilii zwolniono między innymi wszystkich internowanych z ośrodka odosobnienia w Strzebielinku. Jednak niektórzy działacze (np. Andrzej Gwiazda) pozostali w areszcie w oczekiwaniu na procesy. Równocze-śnie trwały aresztowania działaczy podziemia. W grudniu SB zatrzymała Mariusza Wilka i innych redaktorów gdańskiego biuletynu „Solidarność”. Stan wojenny zawieszono decyzją Rady Państwa 31 grudnia 1982 roku.










BIBLIOGRAFIA



· Grzegorz Fortuna, Donald Tusk, Wydarzyło się w Gdańsku 1901-2000, Gdańsk 1999


· Zofia Klimaszewska, Przegląd Reader’s Digest, Kronika Polski, Warszawa 2000


· Seria Świat Wiedzy, Historia świata, str. 329-330


· Roszkowski W., Półwiecze. Historia świata, Warszawa 1995


· Holzer J., Polska 1980-1981, seria Dzieje PRL, Warszawa 1995

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 24 minuty