profil

Moja deszczowa przygoda

poleca 85% 176 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Był to, tak jak sugeruje tytuł, pewnego pochmurnego dnia. Wolałem nie wychodzić z domu. Przejrzawszy już wszystkie strony internetowe, na które regularnie wchodzę wyłączyłem komputer i podszedłem do okna.
Akurat zaczęła się burza. Na początku lekko kropiło i grzmiało, ale z czasem kapuśniaczek przerodził się w potężną ulewę. Byłem sam w domu więc mogłem się spokojnie oddać słuchaniu grzmotów i grubych kropli deszczu uderzających w dach i okna, a także oglądaniu błysków. Centrum burzy było niedaleko mojego domu. Widziałem jak pioruny walą w pobliższe domy i płynącą koło mojego domu rzekę Wartę. Z pozory monotonny widok przerodził się w istną arię operową, której nagle stałem się jedynym w tym domu z głównych bohaterów. Nagle w dom uderzył piorun. Co prawda na dachu mamy kilka anten telewizyjnych i kilkaset dachówek ale piorun musiał uderzyć właśnie w antenę telewizyjną. Odbiornik zleciał się z dachu i zahaczając o rynnę potłukł kilka dachówek. Aż podskoczyłem, gdy nagle usłyszałem głośny dźwięk spadającego na ziemię metalu i kilku dachówek. Poczułem zapach spalenizny i zauważyłem że z gniazdek leci dym i wraz z dymem, iskry. Musiało to wywołać nic innego jak piorun uderzający w antenę. Na moje nieszczęście cały sprzęt elektroniczny w domu był podłączony do prądu. Będąc świadomym, że zaraz wybije po kolei wszystkie korki, podbiegłem do skrzynki z bezpiecznikami w korytarzu i zacząłem je wszystkie wyłączać. Niektóre już wyskoczyły, ale resztę udało się uratować. W tym czasie przestało padać.
Gdy rodzice wrócili do domu okazało się że jedynym spalonym urządzeniem był telefon który się tego dnia ładował. Do wymiany było też większość gniazdek. Nie wiadomo jak by się to potoczyło gdy bym nie wyłączył prądu.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 1 minuta