profil

Kartka z pamiętnika do lektury "Kamizelka".

poleca 84% 2830 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

25 lipca 1908
Dziś jak co dzień poszłam do pracy, jednak zwolniłam się trochę wcześniej, by kupić lekarstwa dla męża i wrócić do niego, do domu. Od tygodnia był przeziębiony i choć wiedziałam, że to nic poważnego, zaczęło mnie martwić, dlaczego nie powraca do zdrowia.
Poszłam więc po dwunastej do pobliskiej apteki. Nie wiedziałam dokładnie co mogłoby pomóc mojemu mężowi, ale byłam przekonana, że lekarstwa są teraz niezbędne. Na szczęście trafiłam na bardzo sympatyczną i – jak mi się wydaję – doświadczoną farmaceutkę. Poleciła mi kilka leków i po chwili wracałam już do mieszkania z pełną siatką lekarstw.
Dotarwszy do domu, podeszłam do męża i chwilę z nim porozmawiałam. Był osłabiony, ale nic nie zapowiadało, by jego stan miał się dziś pogorszyć. Później zaczęłam się zajmować zwykłymi codziennymi czynnościami i aż do wieczora wszystko przebiegało narmalnie.
Dopiero po dziewiątej usłyszałam jak okropnie kaszle. Przez chwilę się dusił i nagle zobaczyłam jak krwawi. Przestraszona starałam się jakoś temu zaradzić. Postanowiłam, że może zatamuję tą krew, która nieustannie leciała z ust męża. Wtedy myślałam, że gorzej już być nie może, jakby na przekór, w tej chwili stracił przytomność. Nie wiedziałam co mam zrobić. Cała się trzęsłam. Muszę przyznać, że nie mogłam się uspokoić. Dopiero po chwili mąż sam się ocknął. Przez chwilę nie był świadom, co się wokół niego dzieje, aż wreszcie oprzytomniał. Zaczął mnie przekonywać, że wszystko jest już w porządku, a mimo to ja wciąż się denerwowałam. Zdecydowałam się pobiec po jakiegoś lekarza. Wybiegłam z domu i skierowałam się w stronę przychodni. Cudem udało mi się złapać jednego doktora, który i tak już wracał do domu. Pośpiesznie opowiedziałam o zaistniałej sytuacji. Zareagował bardzo spokojnie. W drodze do mieszkania powtarzał, że to na pewno nic poważnego, że takie sytuacje czasami się zdarzają i nie ma czym się zamartwiać. Chociaż w pewnym stopniu się uspokoiłam, czułam jeszcze, że coś musi być nie w porządku. Będąc w domu oboje; i mój mąż, i doktor, przekonali mnie ostatecznie, że wszystko dobrze się skończyło. Stwierdziłam też, że zachowuję się dość głupio. W takiej sytuacji to ja powinnam pocieszać swojego męża, nie odwrotnie. Dlatego też udaję przekonaną i pogodną.
Niestety, opisując te sytuację, mam coraz większe wątpliwości. Wiem, że mój mąż czuje się już lepiej, ale czy jednak mogę być pewna, że to się już więcej nie zdarzy?

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 2 minuty