profil

Ideał człowieka - Brat Albert

poleca 85% 688 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Nazywano go „najpiękniejszym człowiekiem pokolenia”, „Szarym Bratem”, „Polskim Biedaczyną z Asyżu”, „Bratem wszystkich ludzi”; Karol Wojtyła w swej sztuce nazwał go „Bratem naszego Boga”, a potem, jako papież Jan Paweł II, podczas kanonizacji, „patronem naszego trudnego przełomu”.
Kim był Brat Albert i jaki wywarł wpływ na moje życie?
Był wiernym naśladowcą św. Franciszka z Asyżu, czerpał z duchowej doktryny św. Jana od Krzyża i św. Wincentego a Paulo, ale swojej drodze nadał specyficzne, indywidualne piętno.
Będąc obecnie w Krakowie, mieszkając przy ulicy Woronicza 10, mogę dowoli kontemplować w Sanktuarium Ecce Homo namalowany przez niego obraz umęczonego Chrystusa. Chrystusa w koronie cierniowej przedstawionego ze sceny u Piłata. Czerwony płaszcz opada z ramion Pana tak, że na ubiczowanej piersi Boga-Człowieka zarysowuje się duże serce. Kim jest twórca tego dzieła?
Autorka jego żywota, Maria Winowska, we wstępie swej książki wymienia kolejne etapy jego bogatego życia: „Żołnierz. Inwalida. Malarz. Mnich. Żebrak. Cudotwórca. Człowiek z Bogiem zbratany.”
Na skutek trudnej sytuacji społeczno- ekonomicznej u schyłku XIX wieku, Kraków a także inne miasta Polski stawały się siedliskiem największej nędzy. Wzrastał problem bezrobocia, mnożyły się rzesze bezdomnych żyjących z żebraniny, kradzieży, często przymierających z głodu i z zimna. Szczególnym skupiskiem tej nędzy w Krakowie była dzielnica Kazimierz. Władze miasta były bezbronne wobec problemu nędzy. Jedyną formą pomocy były otwierane przez magistrat, zwłaszcza zimą, tzw. ogrzewalnie miejskie. Była tam duża sala, pełna robactwa. Przez środek przechodziła rura od stojącego na zewnątrz pieca. Blisko 200 osób tłoczyło się w tym zaduchu. Na podłodze leżeli obok siebie ludzie różnego wieku i pokroju, a także małe niedorostki. Na ławach pod ścianą siedzieli opryszki i złodzieje. Kłótnie, przezwiska, jęki bezbronnych, były "chlebem" codziennym tych nędzarzy. Ogrzewalnia stawała się miejscem największego zła i grzechu.
Św. Brat Albert, jeszcze jako artysta malarz pilnie śledził tę groźną sytuację społeczną. Zdawał sobie sprawę, że żadna filantropia nie rozwiąże problemu. Kiedy raz, wiedziony wewnętrznym niepokojem o los biedaków zetknął się bezpośrednio z ogrzewalnią, doszedł do przekonania, że trzeba tam z nimi zamieszkać, stać się jednym z nich, by stworzyć im warunki godne ludzkiej egzystencji oraz atmosferę domu rodzinnego w oparciu o pełne zaufanie i afirmację każdego, i w ten sposób wyprowadzić ich z tej nędzy.
Wsłuchany w słowa Chrystusa w Ewangelii: "wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili", dotknął tajemnicy utożsamienia się Chrystusa z człowiekiem. W ludziach wydziedziczonych dostrzegł umęczone oblicze Chrystusa, który w nędzarzu dopomina się o pomoc, o wsparcie. Chrystus z namalowanego przez niego obrazu Ecce Homo zdawał się go pytać: Czy duszę dasz? Czy dasz siebie samego? Chmielowski stanął wobec pytania: "Czy Panu Jezusowi cierpiącemu za mnie mękę, mogę czego odmówić?". Przestało się liczyć wszystko, co mogło obiecywać karierę i sławę. Zamieszkał w ogrzewalni stając się bratem nędzarzy. Duszę swą dał.
Aby upodobnić się do swych nędzarzy, przywdział szary zgrzebny habit św. Franciszka i przyjął nowe imię: Brat Albert. W dniu swoich obłóczyn napisał: "Umarł Adam Chmielowski, a narodził się brat Albert". Zajął się całkowicie opieką nad bezdomnymi w ogrzewalni.
Jako naczelną zasadę swych Zgromadzeń postawił radykalne ubóstwo, by sercem wolnym od posiadania i przywiązania do czegokolwiek, naśladować Chrystusa i uczestniczyć w Jego wyniszczeniu, a przez prosty styl życia i ciężką pracę bardziej zbliżyć się i upodobnić do swych biedaków. Z ubóstwem wiązał Brat Albert wielką ufność i zawierzenie Bożej opatrzności. Druga cecha albertyńskich zgromadzeń to ofiarna, pełna miłości bezinteresownej służba ubogim. Wpajał braciom i siostrom to przekonanie, że służąc ubogim - służy samemu Panu Jezusowi. "Im więcej kto opuszczony - mawiał - z tym większą miłością służyć mu trzeba, bo samego Pana Jezusa w osobie tegoż zbolałego się ratuje". Zakładane przez siebie domy dla bezdomnych nazwał przytuliskami. Cechą ich było, że będący w potrzebie, każdy i o każdej porze znajdował w nich dach nad głową, odzież, pożywienie. Bracia czy też siostry mieszkali w przytuliskach pod jednym dachem z ubogimi, stanowiąc z nimi wspólnotę rodzinną.
Św. Brat Albert w służbie ubogim podkreślał zasadę powszechności, czyli obejmował opieką wszystkich znajdujących się w ostatecznej potrzebie, bez względu na narodowość, wyznanie czy pochodzenie, w każdym bowiem widział Chrystusa.
Obecnie, gdy otworzyły się te możliwości, zgromadzenia albertyńskie starają się wracać do tej formy posługi człowiekowi, obejmując opiekę nad bezdomnymi w przytuliskach.
Matka Boża miała w życiu świętego Brata Alberta szczególniejsze miejsce. Można by powiedzieć, że Brat Albert, podobnie jak to zanotował o sobie św. Jan Ewangelista, "wziął Maryję do siebie ".
Wziął Ją Brat Albert w swoje życie osobiste i w dzieło posługi miłosierdzia, powierzając Jej wszystko i siebie samego.
Rozpoczynając pracę w ogrzewalni krakowskiej, zawiesił na ścianie obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej, by Ona tam królowała i opiekowała się swymi biednymi, bezdomnymi dziećmi. Odtąd mógł być spokojny. "Oddaliśmy się w opiekę Najświętszej Panny - pisał do braci - która nas nigdy nie opuszcza".
Święty Brat Albert postawił ewangeliczną zasadę, że "wielką rzeczą jest człowiek" i że "w człowieku wykolejonym trzeba ratować godność ludzką". W tym celu zaczynał od zaspokojenia pierwszych niezbędnych potrzeb ludzkich. Poprzez świadczenie miłosierdzia względem ciała, docierał do dusz ludzkich, podnosząc ich stan moralny. Można o nim pisać wiele i bez końca.
Widziałam na własne oczy przytułki dla starszych, schorowanych ludzi prowadzone przez kontynuatorki tego wielkiego dzieła oraz noclegownię przy Krakowskiej prowadzoną przez braci albertynów. Widziałam z jaką miłością można odnosić się do drugiego człowieka, pielęgnować „odrzutki” społeczeństwa, ludzi niekochanych. Spędziłam kilka popołudni na rozmowach z dwiema cudownymi starszymi kobietkami, mieszkankami Domu Pomocy Społecznej. Widziałam wiele wegetujących ludzi skazanych na leżenie do końca swych dni w łóżku w zastygłych pozach.
Św. Brat Albert jest dla mnie wzorem – to on wskazał mi w tych opuszczonych przez wszystkich Chrystusa. To on z łaski Pana podczas tego krótkiego pobytu nauczał mnie dawać siebie innym- szczególnie tym najbardziej pokrzywdzonym, zapomnianym i niekochanym. To on pokazał mi, że trzeba i że jest to możliwe, by być dobrym jak chleb:

„Powinno się być dobrym jak chleb;
powinno się być jak chleb,
który dla wszystkich leży na stole,
z którego każdy może kęs dla siebie ukroić
i nakarmić się, jeśli jest głodny”

Amen! Niech mi się stanie!

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 6 minut