profil

”Jakich marzeń jestem ambasadorem?”

poleca 86% 103 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
William Szekspir

Marzenia ma każdy. Niektórych trzymają przy życiu, innych motywują do pracy i wysiłku, który prowadzi do ich ziszczenia a, jeszcze innym ukazują świat ze snów i budują całą rzeczywistość. Towarzyszą każdemu człowiekowi na każdym etapie jego życia. Były, są i będą - odwieczne i niezmienne. Każdy powinien je mieć, bo dzięki nim nieraz nasze życie z szarej codzienności przeobraża się w świat ze snów. To właśnie one sprawiają, że ma się ochotę żyć, mniej lub bardziej realne, czasami będące w zasięgu ręki lub te tak bardzo odległe, prawie niemożliwe do spełnienia powodują, że wciąż - mimo przeciwności losu, niepewności tego świata - pozostaje nadzieja, jest jakaś szansa, jest, na co czekać... Co wprowadza ludzi w stan gdzie marzenia biorą górę nad rzeczywistością? Może to pragnienie wolności, miłości, władzy, luksusowego życia, pragnienie przeżycia wspaniałej przygody, czegoś niepowtarzalnego, jedynego w swoim rodzaju? Jedno jest pewne, marzenia były, są i zawsze będą nieodłączną częścią ludzkiego życia.
Ja, jak niemal każdy człowiek na ziemi też mam marzenia. Niektóre z nich są niemal nie do spełnienia, inne bardziej możliwe, jednak największym moim marzeniem jest gra w NBA, najlepszej lidze koszykówki na całym świecie. Od dziecka byłem wychowywany w rodzinie gdzie sport zajmował bardzo ważną rolę w życiu. Mój tata grał w koszykówkę, a moja mama skakała wzwyż. W ślady ojca poszedł brat, a ja zafascynowany tą grą, również zacząłem trenować kosza. Niektórzy z moich starych kolegów do dziś śmieją się, mówiąc, że nie potrafiłem jeszcze dobrze chodzić, a już biegałem za piłką. Odkąd pamiętam moim idolem zawsze był (i jest do dnia dzisiejszego) Michael Jordan. „MJ” to najlepszy koszykarz w historii tego sportu. Uwielbiam go nie tylko za to jak grał w kosza, ale i za to, jakim był człowiekiem. Na boisku był oazą spokoju, w ciągu jednej sekundy, potrafił ocenić całą sytuację na parkiecie i w każdym momencie meczu, wziąć ciężar gry na siebie. Poza boiskiem nie tylko był człowiekiem mediów i wspaniałym ojcem dla trójki swoich dzieci, ale także udzielał się społecznie. W każdej wolnej chwili odwiedzał domy dziecka, organizował charytatywne mecze i akcje, mające na celu pomóc biednym i chorym dzieciom. Michael przeobraził koszykówkę w sztukę, a całym swoim życiem pokazał światu, że by pomagać innym wystarczy odrobina dobroci w sercu. Zawsze chciałem być jak Jordan, ale nie można skopiować czyjegoś charakteru, a co do sportu, Bóg nie dał mi aż tyle talentu, co Mike’owi. Inne moje marzenia są mniej związane ze sportem, a bardziej z moją przyszłością. Chciałbym mieć już „z głowy” maturę, dostać się na studia, potem znaleźć prace i na końcu założyć rodzinę. Mam także marzenia, które nie są związane głównie z moja osobą, ale z ludźmi na całym świecie. Chciałbym żeby ludzkość przestała dążyć do samo destrukcji, żeby wielcy władcy tego świata zaczęli myśleć o tych, nad którymi mają władzę i o tym, że często przez swoją głupotę, wysyłają ich na śmierć. Rzeczą cudowną jest, gdy w swoich marzeniach "troszczymy" się o innych. Bo, jak myślę, są także i tacy, którzy po prostu nie mają pojęcia, że można o czymś śnić, że można czegoś pragnąć nie tylko dla siebie Bywa jednak czasami, że niewinne marzenia mogą przekształcić się w niebezpieczne żądze, których realizacja wymaga ofiar. Bywa, że czasem nie tylko nie pomagają i nie przynoszą radości innym, ale wręcz przeciwnie - zadają im ból i cierpienie, nawet śmierć. Ale czy problem dążenia do osiągnięcia władzy, nawet wtedy, gdy "cel uświęca środki" jest słuszny? W tym miejscu chciałabym wspomnieć losy szekspirowskiego Makbeta. Tytułowy bohater dramatu z chwilą, kiedy dowiaduje się, że jest mu zapisane przejąć władzę, że ma zostać kolejnym władcą, usilnie próbuje dopomóc przeznaczeniu. Z pomocą swej małżonki, której także odpowiadałaby wysoka pozycja męża powoli, acz skutecznie eliminuje domniemanych rywali, a zabijając swe kolejne ofiary, popada ostatecznie w obłąkanie. Tak, więc dosłownie "po trupach dąży do celu", kierując się chorobliwą już żądzą władzy.
Myślę, że każdy w mniejszym lub większym stopniu dąży do tego, by zapewnić sobie możliwość dominacji w pewnej określonej grupie ludzi. Jest to proces-całkowicie naturalny, ·jeśli odbywa się drogą zawierania kompromisów i nie przynosi nikomu cierpienia. Jeżeli jednak odbywa się to drogą bezwzględnego wykorzystywania innych, podporządkowywania ich sobie, zadawania im bólu, jak to miało miejsce w przypadku kształtowania się systemów totalitarnych, zasługuje na ostrą krytykę i potępienie.
Kończąc, chciałbym posumować moje zadanie stwierdzeniem, iż proces marzenia jak najbardziej ludzki, jest rzeczą piękną i bardzo potrzebną. Marzyli nasi przodkowie, robimy to my, będą to czynić następne pokolenia. Czym więc jest to pragnienie? Czy tylko złudzeniem, niedostępną zachcianką, nie mającą prawa spełnienia mrzonką? Odpowiedź brzmi, że nie zawsze - czasem w jej osiągnięciu wystarczy trochę pracy, dobrej woli i ochoty. Gdy marzymy, nasze życie staje się piękniejsze i bogatsze.
I pomyśleć tylko, co by się stało, gdyby rodzice nie wierzyli, że ich dzieci będą żyły w lepszych niż oni warunkach, gdyby ludzie starsi nie wierzyli w spokojne ostatnie dni swojego życia, gdyby chorzy nie wierzyli, że wyzdrowieją, gdybyśmy my nie żyli w przekonaniu, że świat zmierza ku lepszej rzeczywistości...
Człowiek bez marzeń jest biedny, pozbawiony czegoś pięknego, wzbogacającego, kształcącego wyobraźnię. Biedną jest osoba, która w życiu osiągnęła wszystko - rzecz jasna, że w takim przypadku nie może już pragnąć niczego więcej, bo wszystko już ma. Zamyka wtedy swój punkt widzenia i chyba nie może być w pełni szczęśliwą.
I na koniec jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz: nasze osobiste marzenia będą nic warte, jeśli ich realizacja mogłaby zadać ból i cierpienie choćby jednemu, niewinnemu człowiekowi.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut