profil

"Don Kichot z La Manchy" streszczenie.

poleca 85% 863 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Czy słyszeliście historię o walce Don Kichote’a z wiatrakami? Zapewne wszyscy powiecie, że tak...
Lecz czy nie wydało Wam się dziwne, że Sanczo Pansa, postać tak rozważna i o bardzo realistycznym podejściu do życia pozwoliła swemu panu na tak niebezpieczny czyn, jak walka z rzekomymi potworami?
Przedstawię Wam teraz zmienioną wersję tej opowieści, która w sposób bardziej prawdopodobny zobrazuje reakcję Sanczo Pansy...

Hiszpania...kraj wiecznego słońca...To właśnie tu , w pewnej miejscowości - Manczy żyje sobie mężczyzna w średnim wieku. Na pozór zwykły człowiek. Lecz tak naprawdę jest to postać nadzwyczajna. Szlachcic, który jak na człowieka wyższych sfer przystało ma pałac, tarczę, zbroję i pięknego wielkiego rumaka. Tak mu się przynajmniej wydaje. Jest on takim „wspaniałym i bogatym” człowiekiem dzięki swej wielkiej pasji - czytaniu książek. Powieści „wciągnęły Go” tak bardzo, iż uwierzył, że może zmienić świat i sprawić, że będzie on lepszy.
Pewnego dnia postanawia, że uratuje ludzkość przed smokami. Hmmm... Ciekawe czy wie, że wszystkie potwory zostały wybite ok.300 lat temu?!

Idzie więc na najwyższe piętro swego pałacu (czyt. rozpadającej się chaty), skąd zabiera pięknie lśniącą zbroję...-ouupss... ! Przepraszam... . To nie ta bajka...- Bierze stamtąd szczątki brudnej, starej zbroi.
Stara się wyczyścić ją najdokładniej jak umie i wtedy właśnie okazuje się, że jego hełm nie ma przyłbicy. Don Kichote, jako człowiek bardzo pomysłowy i zaradny robi dolną część górnej części zbroi z kartonu.


Pewnie każdy z Was myśli teraz, jakim cudem osoba tak spostrzegawcza jak nasz bohater mogła zapomnieć o koniu?! I tu Was zaskoczę. Otóż Don Kichote pomyślał o tym na samym początku, i po prostu zapomniałam Was o tym poinformować. Poszedł do prowizorycznej stajni, skąd zabrał chudą szkapę, która według niego była wspaniałym rumakiem. A wyglądało to mniej więcej tak:

Stajnia położona nieopodal domu była zbudowana z desek pomalowanych na rudy kolor. Doni ( tak możemy mówić na naszego bohatera) wszedł do stajni i trochę się zdziwił, że jego klacz wygląda tak kiepsko. Jednakże wziął ją do domu, wymył i wyszczotkował. Potem, gdy już wszystkie czynności związane z pielęgnacją rumaka dobiegły końca Don Kichote stwierdził, iż koń tak wspaniałego rycerze jak on, musi mieć równie piękne imię jak jego właściciel. Myślał nad tym ponad tydzień. Po wielu, mówiąc delikatnie dziwnych propozycjach takich jak np. Grom, Tupecik, Froterka, Włochacz, Ferdynand czy Rosental, doszedł do wniosku, iż najlepszą nazwą będzie Rosynant.

Wydawało się, że przygotowania dobiegają końca, gdy nasz bohater uświadomił sobie, że przecież nie może być rycerzem bez damy serca i giermka.
„Szczęściara”, która została mianowana „damą myśli Quejana” (tak naprawdę miał na imię Don Kichote) to wieśniaczka, w której Doni kochał się gdy był młodszy. Na imię było jej Aldonza Lorenzo, lecz nasz bohater stwierdził, iż jest to zbyt mało eleganckie i nazwał ją Dulcyneą z Toboso.
-Dobrze mam już damę serca, lecz któż pomoże mi w tej trudnej wyprawie?- rzekł Doni mając na myśli giermka.
-Witam Cię Quejanie.- powiedział nagle jakiś głos.
-O...dzień dobry Sanczo!- odpowiedział Don Kichote.

W tym momencie, w jego głowie, zaświtał pewien pomysł.



-Sanczo, czy nie chciałbyś przeżyć przygody swego życia?
-O czym ty mówisz Doni?
-Chciałbyś wyruszyć ze mną na ratunek światu?
-Ale ja mam żonę i dzieci...Poza tym przed czym chcesz go ratować?
-Nieważne...Pomyśl Sanczo, jeżeli na przykład zabijemy smoka, który panuje na wyspie i będzie ona pusta, to dostaniesz ją Ty i będziesz mógł robić z nią co zechcesz. Możesz ją nawet nazwać według własnego pomysłu. Chociażby....Sancza albo Pansonia...Decyzja należeć będzie do Ciebie.
-Obiecujesz?- spytał niepewnie.
-Ależ oczywiście...- odrzekł Don Kichote.
-A jeśli po drodze nie będzie żadnej wyspy?

Przebiegły Doni nie wytrzymał i zaczął obiecywać wszystko, co przyszło mu do głowy.

-Po powrocie dostaniesz dom, samochód (mimo, iż na świecie nie było jeszcze tzw. aut), ubrania, konia, złoto...
-A więc zgadzam się.- rzekł Sanczo- Kiedy wyruszamy?
-Być może jeszcze dzisiaj!
-Dobrze. Nie ma sprawy.

Pożegnali się, i każdy poszedł w swoją stronę. „Ale z niego materialista”,- myślał Don Kichote, gdy wracał do domu. Pakowanie nie zajęło mu zbyt dużo czasu, gdyż do drogi był gotowy już od tygodnia. Poszedł do stajni po konia, by następnie udać się po giermka.

Tymczasem Sanczo Pansa spakował tylko najpotrzebniejsze rzeczy, wziął osiołka i mógł jechać. W całym tym pośpiechu zapomniał pożegnać się z żoną i dziećmi.



Wyjechali jeszcze tego samego dnia.

Początkowo podróż mijała szybko i przyjemnie....Do czasu... Jechał Doni wraz ze swym giermkiem już dwa tygodnie, lecz nie natknęli się jeszcze na żadne potwory.
Aż wreszcie nastał ten szczęśliwy dzień... Tak im się przynajmniej wydawało.

Mijał trzeci tydzień ich podróży i byli właśnie w okolicach dzisiejszego Cannes, gdy natknęli się na gromadę, jak to określił Doni „potworów”. W rzeczywistości były to po prostu zwykłe wiatraki. Don Kichote początkowo bardzo się przestraszył i kazał swemu giermkowi odsunąć się od smoków. Giermek nie wiedząc o co chodzi jego panu jechał dalej.

-Sanczo stój! Czy nie widzisz tych olbrzymów?
-Ależ panie przecież to zwykłe wiatraki!!!
-Głupcze tylko Tobie wydaje się, że to są zwykłe...jak to nazwałeś... „wiotraki”
-Nie jestem głupcem! To Ty masz panie po prostu zbyt wybujałą wyobraźnię - krzyknął Sanczo.
-I co z tego!? Przynajmniej nie jestem takim „sztywniakiem” jak Ty!
-Ale ja najpierw myślę, a nie tak jak Ty!!! Najpierw działasz...potem myślisz!!! – wrzasnął giermek.
-Ty egoistyczny, samolubny materialisto!
-Ty...Ty porywczy i bezmyślny, marzycielski fajtłapo. Nie pozwolę Ci zaatakować tych wiatraków.... bo, bo.... za bardzo Cię lubię!!!
-Naprawdę mnie lubisz?- rzekł Doni dziwnym głosem.
-I to bardzo! Wiedziałem, że będziesz coś kombinował, dlatego z Tobą pojechałem. Z tego samego powodu, nie powiedziałem Ci , że potwory nie istnieją...


-Nie istnieją??? – zdziwił się nasz bohater.
-Potwory zostały zabite około 300 lat temu...
-I dlatego mi nie powiedziałeś, ponieważ mnie lubisz?
-Pomimo tego, iż czasem nie myślisz i masz, nieco delikatnie
mówiąc, dziwne podejście do życia to bardzo Cię lubię!

W tym momencie Doni rozpłakał się. Mocno przytulił do siebie swego giermka i powiedział, że chce już wrócić do domu.

Droga powrotna mijała naszym bohaterom o wiele szybciej. Tak im się przynajmniej wydawało.

Gdy wrócili, Sanczo dowiedział się, że jego żona omal nie postradała zmysłów. Nie wiedziała gdzie jest i co robi jej mąż!!! Don Kichote, a raczej Quejan, bo przecież przestał być rycerzem, poślubił Aldonzę i wszyscy żyli długo i szczęśliwie.


Mam nadzieję, że ta historia pokazała Wam jaki stosunek wobec życia mieli bohaterowie. Wierzę także, że czegoś się nauczyliście...Ja wiem jedno...Nie trzeba mieć takich samych charakterów, by się przyjaźnić...

A tak przy okazji... Czyja postawa wobec życia bardziej przypadła wam do gustu?
Moim zdaniem lepiej zachowywał się Sanczo Pansa. Pomimo, iż bardzo „trzeźwo” patrzył na świat i wiedział, że jego pan to „fajtłapa”, której z reguły nic się nie udaje i zawsze coś psuje, to był mu wierny. Miał też wielkie serce i duuużo odwagi, by pomagać takiemu roztrzepańcowi jak Don Kichote!

Myślę, że z wiernością, odwagą, realizmem i rozwagą Sanczo Pansy , każdy z nas może osiągnąć w życiu bardzo dużo.

Pewnie teraz wydaje Wam się, iż myślę, że Don Kichote to jakiś „czubek”?! Sądzę jednak, iż Quejan również był bardzo ciekawą postacią. W końcu nie można być egoistycznym snobem, który zawsze stoi na uboczu...A, że był szalony?! To też może być w życiu atutem.

Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić, który z bohaterów miał według mnie lepsze podejście do życia. Bardzo chciałabym poznać obu... Myślę, że byłoby to bardzo ciekawe...

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 7 minut