W lipcu byłyśmy na wycieczce w górach. Na trudnym szlaku spotkałyśmy pewną starszą panią. Wyglądała na około sześćdziesiąt lat. Poruszała się w zdumiewającym tempie i wcale nie była zmeczona. Postanowiłyśmy z nia porozmawiac. oto jej historia:
Jaki ma Pani sposób na tak doskonałą kondycję? Nie każdy, a nawet można powiedzieć prawie nikt w Pani wieku nie uprawia wspinaczki górskiej.
Od dziecka odnosiłam sukcesy sportowe. Na początku swojej kariery zajmowałam się lekkoatletyką. Kiedy skończyłam szkołę podstawową zrezygnowałam z tej dyscypliny, poniewaz zaczęłam odnosic coraz większe sukcesy w pływaniu. Później jednak ograniczyłam uprawianie sportu, ponieważ dużo więcej czasu poświęcałam nauce, a nawet przez pewien czas z niego zrezygnowałam. Chyba trochę odbiegam od tematu. Oprócz ćwiczeń, żeby utrzymać kondycje trzeba się zdrowo odżywiać. Kategorycznie nie wolno pić alkoholu i palic tytoniu.
A kiedy zaczęła Pani chodzić w góry?
W 1960 roku poznałam chłopaka. Był cudowny i był zafascynowany górami. Każdego roku jeździliśmy przynajmniej na dwa tygodnie do Zakopanego. Czasami myślałam, że góry kocha bardziej niż mnie. Później był ślub, także w górach, w malutkim drewnianym kościółku. Miesiąc miodowy spędziliśmy w Alpach Szwajcarskich. Było wspaniale, lecz uważam, że nasze polskie Tatry są najpięknięjsze.
Dlaczego teraz jest Pani sama na wyprawie?
Trzy lata temu mojego męża potrącił samochód i zmarł. Od tamtej pory sama zwiedzam przepiekne zakątki polskich gór. Bardzo brakuje mi w tych wędrówkach mojego ukochanego męża i często wspominam nasze współne wyprawy.
Starsza pani jeszcze przez kilka minut z nami rozmawiała, potem pożegnała się i poszła szybkim krokiem w kierunku pobliskiego schroniska. Z podziwem patrzyłyśmy za oddalającą się turystką, aż znikneła za zakrętem.