profil

"Ikar zatonął... Przedstaw swoje refleksje na temat dziejszych Ikarów".

poleca 85% 1138 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Ikar utonął… I niewielu zauważyło ten tragiczny w skutkach wypadek. W epoce antyku, śmierć Ikara w morskich falach nie wzbudzała niczyich emocji. W czasach Breughela, syn Dedala zatonął niezauważony, mimo wielu par oczu i wielu istnień obecnych przy tym zdarzeniu. Podczas okupacji Michaś, kojarzony przez autora z Ikarem, zginął w tak okrutny w swej bezmyślności sposób i tylko jeden postronny obserwator w osobie Jarosława Iwaszkiewicza dostrzegł ogrom jego nieszczęścia. A jak wygląda Ikar w dzisiejszym świecie szarych obywateli, tuzinkowych zjadaczy chleba, często mimowolnych konsumpcjonistów? Czy i my, ludzie XXI wieku nie umiemy zauważyć śmierci tego naiwnego poniekąd buntownika, który chciał być niezależny, niczym fruwające w chmurach ptaki?
Widzieliście kiedyś jak Ikar tonie? Ja widuję go bardzo często. Postać Ikara bowiem można odnaleźć w większości naszego społeczeństwa. Postronnych obserwatorów to dziwi, ale i nie wzbudza żadnych innych, głębszych emocji. A wyprani z wszelakich ludzkich odruchów, nieczuli egoiści nie potrafią dostrzec tonących lotniarzy. By posiąść tą sztukę trzeba wyjątkowej, wręcz wpisanej w geny wrażliwości na uczucia drugiego człowieka oraz szczególnego rodzaju empatii i zrozumienia.
„To już trzeci miesiąc mojego wybawienia. Nadal nic nie jem. Żołądek mnie boli, ale mimo to jestem szczęśliwa. I lekka… Jak motylek…” – wiele takich i podobnych teksów możemy odnaleźć na popularnych w dzisiejszych czasach blogach zrozpaczonych nastolatek. Anorektyczki, jak je nauka nazwała, w tych kilkunastu słowach, zdaniach pisanych raz na kilka dni uzewnętrzniają swoje cierpienie oraz chorobliwą chęć złamania własnych ograniczeń i przekroczenia barier. Każda z nich jest Ikarem XXI wieku, buntownikiem, ryzykantem, poszukiwaczem własnego ‘ja’. Jednak, jako że życie ludzkie, niby płomień świeczki, jest nietrwałe i można ugasić je jednym dmuchnięciem, wiele z nich ginie zanim zrozumie ogrom swojej lekkomyślności. Umierają w sposób okrutny w swej bezmyślności, w imię wypaczonych ideałów, do których dążą. Toną, często krzycząc ile sił w płucach. Niewielu jednak przystanie, starając się dojrzeć umierających. Jeszcze mniej rzuci się im na pomoc, bo wyłowić ich z zimnej wody. Bo ludzie, jako uświadomione i wszechstronne społeczeństwo, czytają o nich w gazetach, rozprawiają o nich we własnych gronach i publicznie potępiają. Jednak, tak naprawdę, niewiele się nimi interesują. Większość po prostu przechodzi obok, nieczuła na ból i głucha na krzyki.
Ikarów można też spotkać po drodze do domu, idąc do sklepu czy najzwyczajniej w świecie wyprowadzając psa na spacer. Nie są tak abstrakcyjni jak kościste cienie przemawiające do nas z otchłani komputera, z innej rzeczywistości. To tuzinkowi obywatele, równie nic nieznaczący i normalni jak my. Siedzą w swoich samochodach, kroczą ulicą zapatrzeni pod własne nogi czy przebiegają przez jezdnie, bawiąc się telefonem komórkowym. Z każdym wdepnięciem pedału gazu, wszelkim krokiem zbliżającym go do celu, ten Ikar igra ze śmiercią, tańczy na krawędzi życia i śmierci. Ginie równie szybko jak się pojawia – cicho i niezauważalnie, tonąc śród morza innych codziennych spraw. Potem w gazecie czy w telewizji słyszymy o kolejnych śmiertelnych ofiarach zbyt szybkiej jazdy czy o następnych poszkodowanych w wypadkach pieszych. Taka informacja dociera do nas codziennie, jak nie kilka razy na dzień. Jest warta chwili uwagi – na sekundę odkładamy długopis, zamieramy przed telewizorem czy zastygamy ze szklanką kawy w ręce. W naszych jaźniach pojawia się na krótko myśl ‘A gdybym to był ja? Przecież to równie dobrze mogłoby być moje dziecko…’, jednak znika ona równie szybko, jak się pojawia. Cudze wypadki wydają nam się abstrakcyjne, ponieważ wydarzyły się komuś innemu, dotyczyły kogoś obcego. To nie my, więc szczęśliwie to nie nasza sprawa. I w tej świadomości trwamy dopóki, dopóty podobna tragedia nie dotknie nas, kiedy jest już za późno na zmianę poglądów.
Jednak czy na pewno takie podejście do życia jest złe? Wydaje mi się, że w drodze skomplikowanej ewolucji, matka natura nie obdarzyła nas tym specjalnym rodzajem znieczulenia na cudze nieszczęście, by zrobić nam na złość, by pozbawić nas człowieczeństwa. Miała w tym jakiś zamierzony cel. Populacja ludzka, obdarzona zbyt wielką odpowiedzialnością społeczną i empatią, mogłaby nie przetrwać. Myśl o cudzym nieszczęściu byłaby przytłaczająca, nie dawałaby żyć. Gdyby nie nasza egocentryczność i zdolność zapominania, ludzie nie poradziliby sobie z własną psychiką i przestaliby istnieć jako zbiorowość.
Mit o Dedalu i Ikarze, sama postać krnąbrnego syna jest uniwersalna i odnajduje się w każdej epoce, ubrana w innej troski i ideały, jednak wewnętrznie identyczna. Postawa ludzi, postronnych obserwatorów i koneserów świata, także pozostanie niezmieniona. Bowiem ocena i wyciągniecie wniosków z tego zdarzenia należy wyłącznie do nas i jest uzależniona od naszej wrażliwości. Każda śmierć jest tak samo tragiczna. Nad każdą warto się pochylić i rozpaczać.
Czy jednak taka postawa pozwoliłaby nam żyć? Czy nie zatopiłaby nas w żałobie i rozpamiętywaniu starych ran? Ikar już utonął i nic tego nie zmieni. Lećmy, niczym Dedal, dalej…

Czy tekst był przydatny? Tak Nie