profil

„Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także tego dokonać” – Walt Disney

poleca 85% 939 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Stefan Żeromski Johann Wolfgang Goethe

Praca została zgłoszona do IV ogólnopolskiego konkursu na prace literacką w 2005 roku
----------------------------------------------------------------------------------------------------

Walt Disney należał do tych którzy nie tylko marzą, ale i wprowadzają swoje marzenia w życie. Posiadał moc zmieniania swojego życia zgodnie z własnymi planami.
O Disney'u wiemy, że "miał jeden pomysł na minutę" i realizował to, w co wierzył. Zapytany o swoje marzenia i wizję przyszłości mówił: "To, co widzę przed sobą jest bardzo zamglone. Ale wygląda na coś dużego i błyszczącego".
Cieszył się każdym nowym pomysłem i umiał zaangażować ludzi w przygotowywane i realizowane projekty. Sposób, w jaki zapowiadał zbliżające się przemiany i wprowadzał do organizacji nowe rozwiązania sprawiał, że otaczający go ludzie koncentrowali całą swoją energię i uwagę wyłącznie na pomyśle. Zachęcani do twórczej zabawy i wspólnego urzeczywistniania marzeń myśleli tylko o sukcesie. Ludzie postrzegali nowe pomysły i Disneyowskie zmiany jako coś optymistycznego, czego realizacja dawała dużo radości i satysfakcji, a także pozwalała rozwijać własne umiejętności. Ich wiarę w sukces potęgowała postawa i zachowanie Disney'a, jego dynamizm i spontaniczność.
Dziś wytwórnia filmowa Walta Disney'a i park rozrywki "Disneyland" znane są na całym świecie jako fabryka pomysłów, gdzie ludzie żyją zmianami i odważnie realizują nowe zadania. Są dowodem na to, że jak napisał Paulo Coelho w swojej książce pt. Alchemik: "Jeśli czegoś bardzo pragniesz to cały Wszechświat działa potajemnie byś mógł to osiągnąć".
Marzenia towarzyszą człowiekowi na każdym etapie jego życia. Były, są i będą - odwieczne i niezmienne. Posiadając je - te mniej lub bardziej realne, czasami będące w zasięgu ręki, lub te, tak bardzo odległe, prawie niemożliwe do zrealizowania, można podbudować swoją wiarę, poprawić samopoczucie, zapomnieć o problemach, które burzą spokój duszy i oddać się w słodkie zapomnienie. To właśnie marzenia sprawiają, że ma się ochotę żyć, że wciąż - mimo przeciwności losu, niepewności tego świata - pozostaje nadzieja, szansa na lepsze jutro...
Nie sposób zliczyć wszystkich motywów i przyczyn "pchających" ludzi w "objęcia" marzeń, ale te najistotniejsze to - pragnienie wolności, miłości, władzy i wiedzy, bogatego, luksusowego życia, pragnienia przeżycia wspaniałej przygody, czegoś niepowtarzalnego, a zarazem jedynego w swoim rodzaju. To właśnie skomplikowane sylwetki bohaterów literackich, niezwykłe kreacje filmowe są perfekcyjnym sposobem na opisanie zagadnienia, które pojawiło się w temacie.
Mitologiczny Ikar - młody, niedoświadczony, chciałoby się powiedzieć - nierozważny - lotni, dążył do osiągnięcia upragnionego celu - odwiecznego marzenia - aby wznieść się w przestworza, w chmury; jak ptak, by spojrzeć z góry na to, co ziemskie, co tak bardzo realne, co codzienne i nudne. Dlaczego tak bardzo tego pragnął? Nie posłuchał, zlekceważył rozsądne rady ojca dotyczące bezpiecznego latania. Przypłacił to niestety swoim młodym, cennym życiem - runął z wielkiej wysokości, gdyż słońce roztopiło wosk łączący skrzydła. Postąpił nierozważnie... Takie właśnie są prawa młodości; Ikar chciał uciec i uciekł, nikt jednak nie przypuszczał, że nie dane mu będzie wrócić.
Czy więc jego marzenie miało jakikolwiek sens, jakąkolwiek wartość? myślę, że tak. "Ludzie pragną, aby ich szczęście było bez granic, zapominają jednak o prawach tego świata" - pisał Mikołaj Gogol. No więc właśnie; o tych twardych, żelaznych zasadach, rządzących losem każdego człowieka, zapomniał i nasz młody bohater. Nie było mu dane dożyć spokojnej starości, doczekać się własnych dzieci, którym przekazywałby swoje spostrzeżenia i wskazówki. Jednak dzięki próbie realizacji swoich pragnień chociaż przez moment był szczęśliwy, wolny, niczym nie skrępowany - i chyba to się najbardziej liczy.
Nie sposób nie wspomnieć, przy okazji omawiania tego tematu, o innym wielkim i odwiecznym marzeniu bohaterów literackich różnych epok - marzeniu przeżycia prawdziwej, wielkiej i szczerej miłości; miłości nieskazitelnej, niczym nie skalanej, jedynej i niepowtarzalnej. Myślę tutaj o Werterze - młodym mężczyźnie z powieści Johanna Wolfganga Goethego pt. "Cierpienia młodego Wertera". On - młody, wrażliwy i nader uczuciowy człowiek wyjechał na wieś, by tam zaznać ukojenia po niezbyt szczęśliwych perypetiach miłosnych w mieście. Tu poznał Lottę - prześliczną dziewczynę - anioła. Między tych dwojgiem ludzi zrodziło się uczucie, któremu nie było dane rozwinąć się i wybuchnąć młodzieńczym żarem - cudowna, nowopoznana kobieta była już narzeczoną innego mężczyzny. Werter - miotany namiętnościami, znalazł się w ślepej uliczce. Ogromnie przeżywał swój niewypowiedziany ból, swój konflikt z konwenansami tego świata. Wreszcie; po romantycznym pożegnaniu, pełen wewnętrznego rozdarcia, popełnił samobójstwo, strzelając do siebie.
Nie tylko jednak Werter marzył o wielkiej miłości... Myślę, że tak wielkiego i głębokiego uczucia pragnie zasmakować każdy człowiek - nawet ten skryty, zamknięty w sobie, który, jakby się mogło wydawać, nie potrzebuje drugiej osoby do osiągnięcia pełni szczęścia. Jestem przekonany o tym, że w sercu każdego drzemie nieprzejednana chęć posiadania drugiej "połówki", takiej drogiej istoty na dobre i na złe, na całe życie, będącej oparciem, służącej radą i pomocą. I właśnie tego typu uczucie w perfekcyjny sposób, niezwykle delikatną kreską nakreślone jest w obrazie Nick'a Cassavetes'a pt. Pamiętnik. Jest to kronika pewnej miłości, która rozkwitła po zakończeniu II wojny światowej gdzieś w Karolinie Północnej. Noah Calhoun odczytuje ją wieczorami w domu opieki starej kobiecie, cierpiącej na chorobę Alzheimera. Dzięki sile uczucia przeżywa na nowo cudowne chwile swojej wielkiej miłości. Przypomina sobie, kiedy w 1932 roku po raz pierwszy zobaczył Allie Nelson - ich potajemne spotkania, wspólne wakacje i trudny okres rozstania... Noah pragnie, aby Allie choć na chwile powróciła do jego świata, aby mógł zaznać dotyku jej ust, bliskości. Dzięki uporowi i konsekwencji udaje się mu osiągnąć postawiony cel, zrealizować marzenie i dowieść, że miłość ma magiczną moc.
Czy możemy spotkać w literaturze bohatera, który zapragnął cofnąć czas i powrócić do wcześniejszych lat, kiedy stawał przed wyborem drogi życiowej, kiedy cały świat stał przed nim otworem? Jest nim z pewnością tytułowy bohater innego utworu Goethego - doktor Faust. On właśnie - średniowieczny, stary alchemik, przez wiele, wiele lat poszukiwał prawdy. Pracował bardzo dużo, niezwykle wytrwale i konsekwentnie realizował zamierzony cel. W końcu posiadł całą wiedzę książkową, zgłębił wszelkie naukowe prawa. Wkrótce jednak zdał sobie sprawę, że tak właściwie nie dało mu to prawdziwej znajomości świata, nie poznał żadnej tajemnicy życia, definicji dobra i zła, sensu istnienia. Dopiero wtedy poczuł i przekonał się, jak płytka może być nauka. Bohater ten zapragnął wiecznej młodości, zapragnął powrotu do minionych lat, by zgłębić istotę ludzkiego bytu, by posiąść tajemną wiedzę, by na nowo być w stanie pokonać bariery czasu. Dopiero teraz, będąc starym człowiekiem, zrozumiał, jak ważną jest rzeczą, by złapać i zatrzymać każdą chwilę młodości, by ją sensownie i racjonalnie wykorzystać, by móc się nią nacieszyć.
Myślę, że przeżycia doktora Fausta powinny dać wiele do myślenia nam - młodym ludziom, być dla nas jednocześnie przestrogą i poradą oraz wskazać, co powinno być najważniejsze, czego absolutnie nie można zaniedbać, a na co koniecznie zwrócić uwagę.
W następnym punkcie chciałbym wspomnieć o tytułowym bohaterze powieści Honoriusza Balzaca pt. "Ojciec Goriot". Przedstawia ona losy starego człowieka - ojca dwóch dorosłych, zamężnych już córek, które, uzyskawszy samodzielność i niezależność, będąc stałymi bywalczyniami salonów i wielkich przyjęć, zapomniały o swoim starym, schorowanym ojcu, który całe swe życie poświęcił ukochanym dzieciom. Stary Goriot zawsze marzył o szczęściu rodzinnym, dawał zawsze córkom wszystko co miał. Teraz - opuszczony, samotny jak palec, praktycznie pozbawiony kontaktu z najbliższą rodziną, może zadowolić się jedynie cudownymi wspomnieniami chwil szczęścia minionych lat. Teraz może tylko marzyć, że pewnego dnia wszystko wróci do normy, że jego ukochane córki znów będą przy nim, u jego boku, służyć mu radą i być podporą jego starości. Jakie więc musiało być jego rozgoryczenie, jak wielki musiał być żal wypełniający jego serce, kiedy uświadamiał sobie z dnia na dzień, że szczęście minęło i nic nie będzie w stanie go przywrócić?
Dlaczego tak się dzieje? Czyż ojcom i matkom, którzy przed wieloma laty podjęli trud wychowania, nie należy się choćby odrobina szacunku? Zastanawiam się, jak wielu ludzi znajduje się dzisiaj w podobnej sytuacji, jak wielu spotkał podobny los? Ile takich osób żyje samotnie lub w domach starców, ilu skazanych jest na litość i pomoc obcych osób, które jednak stać na chociaż najdrobniejszy gest serdeczności względem nich. Ilu opuszczonych na nowo odzyskuje nadzieję na radosne spotkanie z najbliższymi, widząc bożonarodzeniową gwiazdkę? A ilu z nich musi kolejny raz gorzko i boleśnie się rozczarować?
Czy więc takim ludziom wolno marzyć? - myślę, że tak, jeśli takie pragnienia dają im choćby chwilowe pocieszenie, ukojenie, uspokojenie i wyciszenie, chwilową radość, czasową nadzieję oraz pomagają "poradzić" sobie z tak bardzo dłużącym się czasem, czasem oczekiwania na kres życia...
Komu jeszcze przyświecał w życiu cel, kto jeszcze marzył o czymś i do czegoś dążył? Na pewno Stanisława Bozowska - tytułowa bohaterka "Siłaczki" Stefana Żeromskiego. Jej marzenie, jakże realne - mogło się spełnić, lecz należy tutaj zauważyć, iż nie dotyczyło jej samej. Dla siebie nie chciała nic - jej pragnieniem było szerzenie oświaty; dążyła do niego z wytrwałością i zaangażowaniem ambitnej, młodej osoby. Poświęciła swoje życie wierząc w osiągnięcie celu; marzyła podwójnie, potrójnie, z całą mocą i za wszystkich, którzy, być może nie posiadali takiej możliwości, którzy nie mieli żadnych złudzeń.
W swojej wizji poprawy świata zabrakło Stasi mocy, która jest napędem, motorem każdego działania. System jej mrzonek nie załamał się z pierwszym niepowodzeniem. Podążała za marzeniami - mimo że droga była bardzo trudna i mimo że pozostała na tej drodze zupełnie sama. Na przykładzie tej dzielnej kobiety można udowodnić, jaką ważną sprawą jest wytrwałość, upór i posiadanie przekonań zgodnych z własnym sumieniem, które w dążeniu do upragnionego celu nie zachwieją się przy byle jakim podmuchu.
Tak właśnie byt każdego człowieka wymaga poświęceń. Rzeczą cudowną jest, gdy w swoich marzeniach "troszczymy" się o innych. Bo, jak myślę, są także i tacy, którzy po prostu nie mają pojęcia, że można o czymś śnić, że można czegoś pragnąć nie tylko dla siebie. Bywa jednak czasami, że niewinne marzenia mogą przekształcić się w niebezpieczne żądze, których realizacja wymaga ofiar. Bywa, że czasem nie tylko nie pomagają i nie przynoszą radości innym, ale wręcz przeciwnie - zadają im ból i cierpienie, nawet śmierć. Od początków ludzkości sprawowanie władzy jest rzeczą niezwykle pożądaną. W tym miejscu chciałbym wspomnieć losy szekspirowskiego Makbeta. Tytułowy bohater dramatu z chwilą, kiedy dowiaduje się, że jest mu zapisane przejąć władzę, że ma zostać kolejnym władcą, usilnie próbuje dopomóc przeznaczeniu. Z pomocą swej małżonki, której także odpowiadałaby wysoka pozycja męża powoli, acz skutecznie eliminuje domniemanych rywali, a zabijając swe kolejne ofiary, popada ostatecznie w obłąkanie. Tak więc dosłownie "po trupach dąży do celu", kierując się chorobliwą już żądzą władzy.
Myślę, że każdy w mniejszym lub większym stopniu dąży do tego, by zapewnić sobie możliwość dominacji w pewnej określonej grupie ludzi. Jest to proces-całkowicie naturalny jeśli odbywa się drogą zawierania kompromisów i nie przynosi nikomu cierpienia. Jeżeli jednak odbywa się to drogą bezwzględnego wykorzystywania innych, podporządkowywania ich sobie, zadawania im bólu, jak to miało miejsce w przypadku kształtowania się systemów totalitarnych, zasługuje na ostrą krytykę i potępienie.
Film "Wielki Błękit" w reżyserii Luc'a Besson opowiada historię dwóch przyjaciół, którzy całe życie rywalizują ze soba o tytuł mistrza świata w nurkowaniu swobodnym. Każdy z nich pragnie być tym jedynym, wybitnym, lecz obu przyświeca w każdym poczynaniu wielka pasja w dążeniu do doskonałości, do osiągnięcia najlepszego wyniku. Film ten stał się symbolem wolności, którą osiągnąć można realizując to, co najbardziej się kocha.
Proces marzenia, jak najbardziej ludzki, jest rzeczą piękną i bardzo potrzebną. Marzyli nasi przodkowie, robimy to my, będą to czynić następne pokolenia. Czym więc jest to pragnienie? Czy tylko złudzeniem, niedostępną zachcianką, nie mającą prawa spełnienia mrzonką? Odpowiedź brzmi, że nie zawsze - czasem w jej osiągnięciu wystarczy trochę pracy, dobrej woli i ochoty. Gdy marzymy, nasze życie staje się piękniejsze i bogatsze.
I pomyśleć tylko, co by się stało, gdyby rodzice nie wierzyli, że ich dzieci będą żyły w lepszych niż oni warunkach, gdyby ludzie starsi nie wierzyli w spokojne ostatnie dni swojego życia, gdyby chorzy nie wierzyli, że wyzdrowieją, gdybyśmy my nie żyli w przekonaniu, że świat zmierza ku lepszej rzeczywistości...
Człowiek bez marzeń jest pusty, pozbawiony czegoś pięknego, wzbogacającego, kształcącego wyobraźnię. Biedną jest osoba, która w życiu osiągnęła wszystko - rzecz jasna, że w takim przypadku nie może już pragnąć niczego więcej, bo wszystko już ma. Zamyka wtedy swój punkt widzenia i chyba nie może być w pełni szczęśliwą.
Nasze osobiste marzenia nie będą nic warte, jeśli ich realizacja mogłaby zadać ból i cierpienie choćby jednemu, niewinnemu człowiekowi. A dokonać możemy wszystkiego, bo granice człowieczeństwa są niezmierzone...

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 12 minuty