profil

Dzieci w obozach koncentracyjnych i obozach aglady

poleca 89% 114 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

W całym, jakże ogromnym i cennym powojennym dorobku wydawniczym istnieje oddzielny nurt, oddzielny dział, obejmujący książki, które dotyczą spraw dziecka, lecz jakże niespotykanej treści ...
Są to książki, które mówią o losach dzieci i młodzieży polskiej w latach II wojny światowej.
Publikacje wstrząsające, tragiczne, często budzące grozę i przerażenie... Ale równocześnie prawdziwe, ukazujące dramat i tragedię, jaka nie miała sobie równych w historii ziemskiej cywilizacji.
Zawsze od zarania dziejów, dzieci stanowiły największe bogactwo każdego narodu, były jego nadzieją i przyszłością.
W czasie każdej z licznych wojen, nawet barbarzyńskich, starano się zawsze oszczędzać i ochraniać dzieci, respektując niepisane prawa moralności.
Zbrodnia jakiej dopuścił się wobec dzieci hitleryzm, jest najczarniejszą plamą na sumieniu ludzkości.
Faszyzm nie oszczędzał nikogo.
Z całym okrucieństwem i bezwzględnością kierował ostrze ludobójczych poczynań przede wszystkim na najmłodsze generacje Polaków.
Dzieci i młodzież dzieliły los starszych. Wraz z nimi ginęły i wraz z nimi - walczyły.
Zabijane były podczas pacyfikacji wsi Zamojszczyzny, Kielecczyzny i Lubelszczyzny, ginęły w gazowych komorach i krematoriach hitlerowskich obozów zagłady.
Umierały z głodu i zimna w czasie wysiedleń i transportów, odrywane były przemocą od najbliższych – od matek i ojców – i wywożone do III rzeszy w celu wynarodowienia.
Z ogólnej liczby ponad sześciu milionów obywateli naszego kraju, którzy zginęli w latach 1939-1945, ponad jedną trzecią – 2 miliony 200 tysięcy – stanowią dzieci i młodzież.
Taki był los dzieci i młodzieży polskiej w owych straszliwych latach, los młodej generacji narodu, który został skazany przez hitleryzm na całkowitą biologiczną zagładę.
Gdy odzyskaliśmy wolność, gdy przystępowaliśmy do odbudowy bestialsko zniszczonego kraju, zabrakło nam całego jednego pokolenia.
Zabrakło tych, którzy mieli być narodu przyszłością, którzy mieli – wolnej – już ojczyźnie – poświęcić swe zdolności, swe gorące, młodzieńcze serca i umysły...
Tej tragedii, tej okrutnej lekcji historii, My, Polacy, nie zapomnimy nigdy...



PRZEWODNICZĄCY
RADY OCHRONY POMNIKÓW WALKI I MĘCZEŃSTWA


Janusz Wieczorek


„Nie umiera nigdy zbrodnia, kiedykolwiek była dokonana – przed tysiącleciem czy dzisiaj nade dniem”- pisał Stefan Żeromski w 1924 roku.






DZIECI W OBOZACH KONCENTRACYJNYCH I OBOZACH ZAGŁADY



Obozy hitlerowskie były miejscem eksterminacji i ludobójstwa. Niewolnicza praca i tragiczne warunki egzystencji w obozach służyły wyniszczeniu więźniów. Ich przeciętne wyżywienie przy ciężkiej 10-12 godzinnej pracy zawierało 700-1000 kalorii dziennie. Stosowano system wyrafinowania i okrutnych kar za najdrobniejsze przewinienia, dokonywano masowych egzekucji.
Obozy koncentracyjne i ośrodki zagłady odgrywały podstawową rolę w systemie obozów hitlerowskich. Były to obozy stopniowej bądź natychmiastowej zagłady więźniów. Pochłonęły one najwięcej ofiar. Dzieci mordowane były prawie we wszystkich obozach koncentracyjnych i ośrodkach zagłady, w niektórych istniały zresztą specjalne oddziały dla nieletnich.
6 stycznia 1943 roku Heinrich Himmler wydał specjalny rozkaz, w którym stwierdził, że „rasowo bezwartościowych chłopców i dziewczęta należy przekazywać jako uczniów do zakładów gospodarczych w obozach koncentracyjnych”.
Rozkaz ten zawierał wyrok śmierci na steki tysięcy polskich dzieci. Do obozów koncentracyjnych kierowano je bowiem nie do pracy, jak to celowo fałszywie formułuje Himmler, lecz na zagładę. I tak też rozkaz ten był realizowany.
Więźniowie małoletni byli osadzani w obozach koncentracyjnych głównie w związku z aresztowaniem i deportacją do obozu całych rodzin, choć zdarzały się fakty osadzania ich za współpracę z ruchem oporu, jako zakładników za ojców lub starszych braci walczących w oddziałach partyzanckich. Dzieci żydowskie wraz z rodzinami kierowano do obozów koncentracyjnych na zagładę z racji pochodzenia. W obozach koncentracyjnych przebywały również noworodki.
Władze obozowe pozbywały się dzieci – szczególnie małych – wszelkimi możliwymi sposobami. Utrudniały one bowiem utrzymanie normalnego rytmu obozowego, a jednocześnie były za małe, aby pracować.
Wiele dzieci umierało już podczas transportów do obozów.
Władysław Sakowski, wówczas 17-letni więźień Stutthofu, tak opisuje transport do obozu koncentracyjnego w Mauthausen:

„Warunki transportu potworne. Załadowano nas po ok. 40 do wagonu towarowego – wagony zamknięte były z zewnątrz. Na drogę wydano nam potrójne racje chleba, napojów nie przewidziano. Podróż trwała 4 doby. W rezultacie w każdym wagonie ok. 30% więźniów zmarło z głodu, zimna i pragnienia.”

W obozie los dzieci był szczególnie tragiczny. Podczas przeprowadzania selekcji dzieci – zeznał prof. Bertold Epstein z Pragi, były więzień obozu w Oświęcimiu – esesmani zakładali pręt na wysokości 120 cm. Wszystkie dzieci, które pod tym prętem przeszły – szły do pieca. Wiedząc o tym małe dzieci wyciągały się i prężyły, jak mogły by trafić do grupy, która miała pozostać przy życiu. Lecz i te dzieci, którym udało się uratować podczas wstępnej selekcji, nie żyły długo w obozowych warunkach. Nie ogrzewane zimą i duszne latem baraki, głodowe racje żywnościowe i ciężka, ponad siły praca szybko wyniszczały organizmy dziecięce. Wiele dzieci w obozach zmarło, wiele zginęło w masowych egzekucjach, w komorach gazowych lub zostało zamordowanych zastrzykami dosercowymi z fenolu. Ponadto lekarze hitlerowscy przeprowadzali w obozach eksperymenty pseudomedyczne na dzieciach, które również kończyły się ich śmiercią.

*

Największym obozem koncentracyjnym na ziemiach polskich był KL Auschwitz w Oświęcimiu.
Centralny obóz koncentracyjny dla ludności z Polski południowej i Śląska – jak to pierwotnie zakładano – z trzema kompleksowymi obozowymi: obóz macierzysty, Brzezinka i Monowice, był z jednej strony największym hitlerowskim centrum zbrodni, miejscem zagłady 4 mln ludzi – mężczyzn, kobiet i dzieci z całej okupowanej Europy, z drugiej zaś – arsenałem siły roboczej dla przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy. Pierwszy transport Polaków – 14 czerwca 1940 roku. Było w nim wielu młodych, dzieci poniżej 14 lat jednak nie było.
Nie można w świetle dotychczasowych badań ustalić, kiedy zostało przywiezione do Oświęcimia pierwsze dziecko, jak nazywało się lub skąd pochodziło.
Faktem jest, że od 1942 roku w obozie Oświęcimskim ginęły dzieci ze wszystkich krajów okupowanej Europy.
W styczniu 1942 roku domek wiejski, mieszczący się na terenie obozu, zwany czerwonym domkiem, władze obozowe zaadaptowały na komorę gazową. Wypróbowanym na jeńcach radzieckich w podziemiu bloku 11 we wrześniu 1941 roku gazem cyklon B mordowano całe rodziny, przywożone w tym czasie do Brzezinki. W komorze nr 1 w ciągu doby uśmiercono ok. 2500 osób, a ciała grzebano w masowych grobach. W późniejszym okresie spalono je. Nie dopalone kosteczki dziecięce potwierdziły, że już wówczas masowo mordowano dzieci.
Od czerwca 1942 roku w obozie czynna była druga komora gazowa, w której w ciągu doby uśmiercano już ok. 3000 osób. Zginęły w niej m.in. rodziny wraz z dziećmi z Polski, Francji, Słowacji, Holandii, Jugosławii.
Pod koniec października 1942 roku napłynęły do obozu transporty Żydów z Czechosłowacji oraz obywateli polskich pochodzenia żydowskiego z gett w Białymstoku, Ciechanowie, Płoński u innych. Trudno ustalić, ile w tych transportach było dzieci.
13 grudnia 1942 roku przywieziono do Oświęcimia grupę 630 Polaków – w tym dzieci – wysiedlonych z Zamojszczyzny, a 16 grudnia 1942 roku następnych 88 więźniów z obozu przesiedleńczego w Zamościu. Dzieci znajdujące się w tych transportach były w obozie mordowane zastrzykami z fenolu.
Stanisław Głowa, były więzień obozu, który zeznawał w 1946 roku w procesie przeciwko Rudolfowi Hssowi, powiedział:

„Zimą 1942-1943 roku sprowadził Rapportfhrer Palitsch z obozu w Brzezince dwóch chłopców, pochodzących z transportu z Zamojszczyzny. Umieścił ich początkowo na bloku 11, a dnia następnego przyprowadził ich na blok 20, gdzie Pańczyk obu zaszpilował (uśmiercił dosercowymi zastrzykami). Byli to chłopcy: Rycaj Mieczysław i Rycyk Tadeusz. Rodzice tych chłopców zostli wraz z całym młodszym rodzeństwem zagazowani. Z całego transportu wybrano tylko około dziewięćdziesięciu kilku chłopców w wieku od 8 do 14 lat. Rycyk i Rycaj pochodzili właśnie ztej grupy. Resztę, tzn. około 90 chłopców, przyprowadził Palitsch na blok 20 i tam zostali zabici zastrzykami przez podoficera sanitariusza Scherpego”.
Działając na terenach wschodnich grupy operacyjne policji bezpieczeństwa kierowały do obozów transporty całych rodzin. Niektóre z nich trafiały bezpośrednio do Oświęcimia, inne – poprzez obóz na Majdanku. W transportach tych było wiele dzieci.
W 1943 roku przybyły do Oświęcimia transporty rodzin z gett w Będzinie, Krakowie, Preżanach, Sosnowcu, Wołkowysku oraz transporty z Grecji.
We wrześniu 1943 roku w Brzezince utworzono tzw. Obóz rodzinny – Familienlager Theresienstadt B II b. Obok „obozu rodzinnego” Cyganów utworzonego w lutym 1943 roku, był to drugi „obóz rodzinny”, w którym znajdowało się wiele dzieci. Podczas likwidacji cygańskiego obozu w 1944 roku uśmiercono wszystkie znajdujące się tam dzieci.
Bogdan Bartnikowski, który w Oświęcimiu znalazł się po powstaniu warszawskim jako 12 letni chłopiec, tak opisuje te wydarzenia:

„A gdzie starzy? – pytam Cygana.
Starzy? – powtórzył. Nie rozumiem.
No, rodzice, familia.
Tam! – wskazał na krematorium. Jeszcze tylko my zostali, dzieci... Biorą Cyganów.
Po pewnym czasie płacz ucichł, przez chwilę jeszcze trwał za ścianą jakiś ruch i wreszcie nad obóz wróciła cisza...
Rano, gdy wreszcie można było wyjść z bloku, pobiegłem spojrzeć na obóz „B”. Pusto, nigdzie żywej duszy (...)”

12 sierpnia 1944 roku przywieziono pierwszy transport ludności cywilnej z powstańczej Warszawy, z obozu przejściowego w Pruszkowie. W transporcie przebywało 1984 mężczyzn i chłopców oraz 3175 kobiet i dziewcząt. 4 września przybył drugi transport z Pruszkowa, w którym znajdowało się 1955 mężczyzn i chłopców oraz 1131 kobiet i dziewcząt, a 13 września trzeci transport – z 929 mężczyznami i chłopcami ok. 900 kobietami i dziewczętami. W czwartym transporcie pruszkowskim, który do obozu przybył 12 września, było 3021 mężczyzn i chłopców. W październiku 1944 roku przywieziono 370 dziewcząt w wieku do 14 lat. Większość z nich zmarła wskutek warunków panujących w obozie.
Komendant obozu Oświęcim-Brzezinka Rudolf Hss zeznał: „ (...) cyfrowych danych o ilościach dzieci, które zginęły w obozie, nie posiadam i podać nie mogę”. Wiadomo natomiast, że w każdym transporcie więźniów przywożonych do Oświęcimia znajdowały się dzieci.

Była więźniarka Oświęcimia Nina Gusiewa w swoich wspomnieniach pisze:

„(...) Pamiętam młoda kobietę z 3-letnim dzieckiem na ręku, śliczną dziewczynką o jasnych kędziorkach z niebieską kokardką. Dziecko trzymało w ręku lalkę ze sterczącymi warkoczykami. Kobietę skierowano do obozu, SS-mani zaczęli wyrywać jej dziewczynkę. Matka z szeroko otwartymi, oszalałymi z rozpaczy oczyma broniła córki. Dwa strzały z bliska i obydwie padły na miejscu. Oprawcy SS-manowi Traubowi nie drgnęła nawet ręka”

O dzieciach w zachowanych dokumentach obozowych wspomina się bardzo mało. W zestawieniu dotyczącym zatrudniania więźniów z 30 sierpnia 1944 roku czytamy:

„W obozie koncentracyjnym Oświęcim II żyło 619 więźniów – chłopców (w wieku od 1 miesiąca do 14 lat), z tego w obozie żeńskim B I a przebywało 187, w obozie kwarantanny męskiej B II a – 204, w obozie męskim B II d – 175, w obozie żydowskim męskim B II e – 4, w obozie szpitalnym męskim B II f – 49 bliźniaków przeznaczonych do celów doświadczalnych”

Oddzielną, ponad 300- osobową grupę stanowiły dzieci-bliźnięta zakwalifikowane do eksperymentów dr Josepha Mengele. Esesmani dokonywali najpierw pomiarów zewnętrznych, antropometrycznych, a następnie przeprowadzali badania rentgenologiczne i morfologiczne oraz eksperymenty chirurgiczne. Obszernie mówił o tym w swych zeznaniach dr Miklos Nyiszli, który pracował przy badaniu zwłok bliźniąt i wysłał preparaty ich narządów do Instytutu Antropologii w Berlinie. W pracach swych Mengele usiłował znaleźć sposób, aby kobieta aryjska mogła wydawać na świat jak największą liczbę bliźniąt. Badał skrupulatnie bliźniacze narządy wewnętrzne, mając unikalną w historii medycyny możliwość uzyskania zgonów obojnaków w jednym czasie. Wielu genetykom, nawet hitlerowskim, prace Mengelego wydawały się bezsensowne i obliczone na zrobienie osobistej kariery. W dniu ewakuacji obozu 17 stycznia 1945 roku z 49 bliźniaków przebywających w obozie szpitalnym męskim B II f oraz 300, na których przeprowadzał eksperymenty dr Mengele – pozostało przy życiu ok. 100.
Rudolf Hss zeznał na procesie, że „(...) małe dzieci zabijano z reguły, gdyż były za małe, aby pracować”, większe zaś niejednokrotnie wysyłano do obozów pracy.
On też pisał w swojej biografii:

„Wiele kobiet ukrywało swoje niemowlęta pod stosami ubrań. Członkowie oddziałów specjalnych zwracali na to szczególna uwagę i tak długo namawiali kobietę, że zabrała swoje dziecko. Kobiety ukrywały swoje dzieci w obawie, że dezynfekcja może im zaszkodzić. Mniejsze dzieci przeważnie płakały przy rozbieraniu w takich niezwykłych okolicznościach, gdy jednak matki lub członkowie oddziału specjalnego przyjaźnie do nich przemówili, uspokajały się i bawiąc się lub przekomarzając wchodziły do komór z zabawkami w rękach. Zauważyłem, że kobiety, które przeczuwały lub wiedziały, co je czeka, zdobywały się na to, aby mimo śmiertelnej trwogi w oczach żartować z dziećmi lub łagodnie je przekonywać. Pewna kobieta podeszła do mnie i wskazując na czworo swoich dzieci, które wzięły się grzecznie za ręce, aby prowadzić najmłodsze przez nierówny teren, szepnęła mi: „Jak możecie zdobyć się na to, aby zamordować te śliczne miłe dzieci? Czy nie macie serc?” Były matki, które dla uspokojenia swoich dzieci z wyjątkową gorliwością i pogodą pomagały im się rozebrać, aby tylko skrócić im cierpienia i przerażenie”.
Rudolf Hss opisuje dalej, jak jedna wyjątkowo piękna Żydówka, mająca przy sobie dwoje dzieci, rozebrała je i chętnie pomagała innym matkom, które miały po kilkoro dzieci, aby szybciej rozebrać je i szybciej wejść do komory gazowej. Matka ta powiedziała przed wejściem do komory gazowej, że specjalnie zabrała dzieci, aby nie zaliczono jej do grupy zdolnych do pracy i nie oddzielono od nich. Chciała przeżyć to wszystko razem z dziećmi. Były jednak matki, które przy zamykaniu komory próbowały wypchnąć swoje dzieci. Szczególnie występowało to u tych matek, które do końca nie mogły uwierzyć, że dzieci czeka śmierć. To właśnie one krzyczały: „Zostawcie przynajmniej moje dzieci przy życiu”.
Hss pisze, że już na rampie przy selekcji transportów i dzieleniu na tych, którzy przeznaczeni byli do pracy, oraz na dzieci i starców, którzy mieli od razu iść na śmierć, powstawało duże zamieszanie i podniecenie. Oddzielenie zdolnych do pracy budziło podejrzenia. Najbardziej nieświadome były same dzieci. Szły często do komór gazowych roześmiane lub zapłakane z powodu jakichś swoich dziecięcych zmartwień.

„Pewnego dnia – wspomina dalej Hss – dwoje małych dzieci tak się pogrążyło w zabawie, że matka nie mogła oderwać ich od niej (...) Nigdy nie zapomnę spojrzenia matki błagającej o zmiłowanie, matki, która wiedziała, o co chodzi... Skinąłem na podoficera służbowego, a ten wziął opierające się dzieci i zaniósł do komory wśród rozdzierającego serce płaczu matki idącej za nimi... Gdy widzi się jak kobiety z dziećmi idą do komór gazowych, myśli się mimo woli o własnej rodzinie (...) Prawda, że mojej rodzinie było dobrze w Oświęcimiu. Spełniano każde życzenia żony i dzieci. Dzieci mogły szaleć do woli. Żona miała tyle ulubionych kwiatów, że czuła się wśród nich jak w raju”.
Z Oświęcimia wysłano również dzieci do innych obozów, m.in. do obozu w Potulicach. 9 września 1943 roku do Oświęcimia przybył transport 459 mężczyzn i 753 kobiet aresztowanych przez Einsatzkommando 9 z Witebska (grupy operacyjne policji bezpieczeństwa), a 22 października 1943 roku – 298 mężczyzn i 411 kobiet. Z dużej liczby znajdujących się w tych transportach dzieci ok. 500 przewieziono 5 listopada 1943 roku do obozu w Potulicach.
W filiach obozu oświęcimskiego również więzione były dzieci. W Sławięcicach, np. 14-16 letni chłopcy różnych narodowości pracowali przy budowie dróg.
Dzieci w Oświęcimiu, podobnie jak w innych obozach, były głodzone, bite , torturowane, rozstrzeliwane i masowo uśmiercane w komorach. Dodatkową formą udręki była tęsknota za rodzicami.
Bogdan Bartnikowski tak opisuje spotkanie z matką w Oświęcimiu:

„Podchodzę do cienkiego pojedynczego drutu. Mama też. Dzielą nas zaledwie trzy metry. Nie mówimy nic. Patrzymy. Uśmiecham się, ale musi to wyglądać żałośnie. Mama, mamusiu, jesteś tak blisko mnie. Strasznie wychudłeś, syneczku – mówi, a łzy płyną jej po policzkach... Mam tu kawałek chleba... łap... Uciekaj, synku, uciekaj! – krzyczy mama. Spojrzałem szybko w bok. Za późno. Esesman już zeskoczył z roweru, zamachnął się szeroko, pociemniało mi w oczach, zaryłem twarzą w błoto.

15-letni chłopiec, zamęczony w Oświęcimiu, pisał:

„Przywykliśmy do tego, by o 7 rano, w południe i znów o 7 wieczorem czekać w długich szeregach z miską na jedzenie w ręku, aż nam wleją do niej trochę ciepłej wody ze smakiem soli, albo kawy, albo może parę kartofli. Przywykliśmy do tego, aby spać bez pościeli, by pozdrawiać każdy mundur... Przywykliśmy do wymierzanych bez powodu policzków, do poniewierki i wyroków, przywykliśmy do widoku ludzi umierających we własnym kale, do mijania trumien pełnych ludzkich ciał, chorych w odrażającym brudzie i beż żadnych lekarzy... Przywykliśmy do tego, że od czasu do czasu tysiące nieszczęśliwych przywożono do nas i że tysiące znowu na opuszczały (...)”

W okresie funkcjonowania obozu w Oświęcimiu od 1940 do 27 stycznia 1945 roku czynnych było 5 krematoriów, posiadających łącznie 52 retorty do spalania zwłok. Od września 1942 roku zwłoki spalano również na stosach. Pozostałe liczne ślady po najmłodszych ofiarach obozu oświęcimskiego. Stosy dziecięcych bucików, ubrań, zabawek.
Ostatnie transporty więźniów wywożonych w głąb Rzeszy opuściły Oświęcim 19 stycznia 1945 roku. Pod nadzorem zmniejszonej liczby posterunków pozostali jedynie chorzy i nie nadający się do transportu. I na nich przygotowany był wyrok: cały obóz miał być wysadzony w powietrze, zgodnie z tzw. planem Molla.
Trudno dziś ustalić, co przeszkodziło hitlerowcom w zrealizowaniu planu. Zniszczyli tylko 3 krematoria i magazyn zrabowanego mienia. Stało się to 25 i 26 stycznia 1945 roku.
W momencie wkroczenia do Oświęcimia 27 stycznia 1945 oddziałów Armii Radzieckiej w obozie znajdowało się m.in. 180 dzieci (52 w wieku 8 lat, 128 – od 8 do 15 lat), które zostały przebadane przez lekarzy. W wyniku badań ustalono, iż 67, 2% chorowało na awitaminozę i wyniszczenie organizmu, 40% na gruźlicę, każde dziecko miało niedowagę – czasami do 15 kg – a były to przecież dzieci przywiezione do obozu w ostatnich miesiącach przed wyzwoleniem. Na terenie Brzezinki znaleziono ok. 300 zwłok, w tym zwłoki dzieci, a pod gruzami krematorium nr V zwłoki kobiety i płodu dziecka. W pobliżu krematoriów II, III, IV znaleziono dużą ilość popiołu i nie dopalonych kości ludzkich, w tym kości dzieci. Znaleziono również na terenie obozu 115 063 sztuk ubranek niemowląt i dzieci w wieku do 10 lat. Obozowa księga ewidencyjna rzeczy wysłanych z obozu do Rzeszy za okres od 12 grudnia 1944 do 18 stycznia 1945 roku, a więc za okres 37 dni, wymienia 116 wagonów z różną odzieżą, w tym około 1/3 stanowiły ubrania dzieci (99 922 komplety ubrań i bielizny dziecięcej).
Obozowa historia dla 180 małych ocalonych oświęcimiaków nie zakończyła się z chwilą odzyskania wolności. Nie wiedziały, jak się nazywają, skąd pochodzą, gdzie są rodzice.
Jedną z uwolnionych – 4-letnią Lidkę – zabrało do siebie małżeństwo Rydzikowskich z Oświęcimia. Miała numer obozowy 70 072. Pamięta niewiele. Oto fragmenty jej relacji:

„(...) moja Matka miała długie, ładne, czarne warkocze. Mama moja chodziła do pracy, a kiedy z pracy wracała, przynosiła mi kawałek chleba z cebulą... Ona była piękna – zawsze uważałam ja za najpiękniejszą... Wybrano kobiety, które miały być przewiezione do innego obozu. Wśród nich była i moja matka, która nie chciała mnie pozostawić. Więcej mojej Matki nie widziałam”.

Trudny był okres przystosowania się małej Lidki do normalnego życia. Oprócz nękających ją chorób miała poważne urazy psychiczne. Ryszard Rydzikowski wspominał, że bawiąc się z dziećmi zbierała je w gromadkę, kazała klęczeć z podniesionymi rękami i chodząc między nimi krzyczała głośno: „Cicho, bo pójdziesz na rewir i do pieca, bo przyjdzie Mengele”. Nie umiała płakać i dziwiła się, że ktoś płacze. Wiele lat po wojnie odnalazła matkę na Ukrainie.

To tylko jeden opisany przykład obozu dla dzieci. Było ich bardzo wiele i opisywać by je można godzinami. Poza obozem w Oświęcimiu dzieci przywożono do takich obozów jak:
 Majdanek – najwięcej dzieci, bo około 5000 przebywało tam w lipcu i sierpniu 1943; dzieci do lat trzech nie miały swoich kartotek
 Stutthof – pierwsi małoletni więźniowie, którzy znaleźli się w tym obozie to chłopcy w wieku 14-17 lat aresztowani we wrześniu 1939 roku. Ostatni transport przybył tu w 29 września 1944 z 99 dziećmi. Najmłodsze miało 5 lat. Stutthof było miejscem martyrologii dzieci nie tylko polskich; przywożono tu Żydów z różnych krajów, Rosjan i innych
 Gross-Rosen – liczbę dzieci przebywających w tym obozie jest strasznie trudno ustalić, gdyż nie zachowały się prawie żadne dokumenty; wiadomo jedynie że 15 listopada 1944 roku do obozu przybył transport 49 dzieci w wieku 14-15 lat
 Treblinka – od lipca 1942 do września 1943 roku zginęło tu kilka tysięcy dzieci polskich oraz pochodzenia żydowskiego
 Chełmn – zginęło tu od grudnia 1941 do 18 stycznia 1945 roku około 360 000 osób: rodziny żydowskie z Polski, Żydzi austriaccy, francuscy, belgijscy, węgierscy, niemieccy, młodzież z okolic Łodzi i Włocławka, dzieci z Zamojszczyzny, dzieci czeskie z Lidic oraz rodziny cygańskie.
 Bełżec – w latach 1941-1943 pochłonął ok. 600 000 ofiar
 Sobibór – małe dzieci, które przeszkadzały w ustalonym programie zagłady , 38- letni Karol Frenzel z Hamburga chwytał za nóżki i rozdzierał żywe
 Dzieci polskie mordowane były również poza granicami kraju, m.in. w Neuengamme, Dachau, Ravensbrck



***


OBÓZ DLA DZIECI W ŁODZI



Obóz koncentracyjny dla młodzieży powyżej 16 lat, wymagającej tzw. opieki publicznej, zaplanowano w III Rzeszy w roku 1941 i uruchomiono w roku następnym. Obóz ten usytuowano w Mohringen/Solling w miejscowości Dzierżążnie koło Łodzi i z dniem 1 stycznia 1942 roku rozpoczęła się jego działalność. Powstał również w późniejszym czasie (w drugiej połowie 1942 r) w Łodzi obóz dla dzieci w wieku od lat 7 do 16.
Systematyzując przyczyny zsyłania do tego obozu, dokumentacja niemiecka sklasyfikowała je następująco: "wałęsanie się” w miejscach publicznych, brak mieszkania, uchylanie się od pracy przymusowej, podejrzenie o uczestniczenie w ruch oporu, pochodzenie z rodzin odmawiających podpisania Volkslisty, pobyt rodziców w obozie lub więzieniu albo tam zmarłych oraz upośledzenie fizyczne i psychiczne, a także bez określonych przyczyn.
Uzasadnienie wniosków o skierowanie do obozu zawierało – przykładowo – następujące stwierdzenia:
 Chłopiec nie wykonuje swojej pracy, trudni się nielegalnym handlem, złapano go na drobnej kradzieży;
 Przebywał w obozie w Mysłowicach;
 Nielegalnie nabywał karty żywnościowe.

Licznie reprezentowana i charakterystyczna ze względu na niezwykle ciężką sytuację rodzinną i bytową jest następująca motywacja:
 Ojciec w obozie koncentracyjnym, matka polka ma zły wpływ na dziewczynę, która włóczy się i dwa razy była zatrzymana przez policję;
 Chłopiec włóczy się i żebrze, użebrane rzeczy musi odnosić do domu, matka nie żyje;
 Ojciec nie żyje, chłopiec włóczy się po ulicy; młodszy brat Henryk przebywa już w obozie w Łodzi;
 Chłopiec włóczy się i nie chodzi do szkoły, zarabia odnoszeniem walizek na dworcu w Katowicach;
 Ojciec nie żyje, matka w areszcie, rodzeństwo na robotach w Rzeszy, chłopiec włóczy się, nie ma dachu nad głową;
 Ojciec zmarł w obozie koncentracyjnym w Mauthausen, matka pracująca nie może dziecku (10 lat) zapewnić opieki, dziecko wałęsa się i kradnie;
 Złe wychowanie, ojciec w areszcie, matka nie żyje, dziecko włóczy się, nie chodzi do szkoły.
Małoletnich, wobec których okupant stosował zasadę odpowiedzialności zbiorowej , również umieszczano w obozie. Przykładem tego jest zesłanie do obozu około 80 dzieci ze wsi Mosiny położonej w Poznańskiem, których rodzicom zarzucano sabotaż, masowe trucie bydła i niszczenie paszy.
Dzieci upośledzone fizycznie i psychicznie były w III Rzeszy skazane na śmierć w ramach programu eutanazji, w interpretacji ideologii nazistowskiej. Kierowano je również do obozu w Łodzi, co potwierdza źródłowa dokumentacja:
 Wniosek o umieszczenie głuchoniemego rodzeństwa Renaty i Jerzego Kaschnia (7 lat) w obozie w Łodzi;
 Znalezione w wieku 3 lat dziecko, które przebywało w sierocińcu w Katowicach, jest kaleka. Trudne do wychowania, trzęsie głową, moczy łóżko, ma skłonności do kradzieży.
Uważano je w ustroju hitlerowskim za „niepotrzebnych zjadaczy chleba”.
Obóz – umiejscowiony na wydzielonym z obszaru getta terenie – składał się z kilkunastu dużych, drewnianych baraków; małe okienka, oczywiście zakratowane, umieszczone były wysoko (baraki przeznaczone dla „politycznych” nie były oszklone), brak było światła elektrycznego. Mycie latem i zimą odbywało się pod pompą na placu, nic więc dziwnego, że dokładniejsze mycie pojmowane było jako kara.
Po przybyciu do obozu robiono dzieciom zdjęcia, zakładano akta i nadawano numer obozowy. Otrzymywały one obozowe ubrania z szarego drelichu, w których chodziły przez cały czas, niezależnie od pory roku. Dziewczęta w sukienkach i kurtkach, chłopcy w ubraniach i furażerkach – na nogach trepy. Pończoch ani skarpet nie dostawały. Niektóre dzieci – natychmiast po przybyciu do obozu – oznaczono farbą krzyżem na plecach albo też opaskami na rękawach lub nogawkach. Były one szczególnie źle traktowane, częściej karane i zmuszane do wykonywania najcięższych prac. Dzieci spały po 50 w blokach na piętrowych pryczach z desek, bez sienników. Przykrywały się pojedynczym kocem.
Dzień obozowy rozpoczynał się o 6 rano i trwał 12 godzin. Po śniadaniu odbywał się apel, następnie zaczynała się praca – zarówno przed, jak i po obiedzie. Dzieci głodowały. Na śniadanie mali więźniowie dostawali czarną zbożową kawę nie słodzoną i 200 g chleba, na obiad ½ litra zupy z liśćmi buraczanymi lub kapuścianymi, na kolację – ponownie czarna kawę. Obiad, zimą i latem, niezależnie od pogody, jadły na dworze.
Zatrudniony jako szewc Marian Miśkiewicz napisał:

„Pewnego dnia ugotowaliśmy duży garnek kleju do klejenia skóry. Klej nagle zniknął. Później okazało się, że zjadły go zgłodniałe dzieci”

Nieustanne głodowanie w okresie rozwoju młodego, pozbawionego rezerw organizmu prowadziło do szybkiego wyniszczenia. Dzieci chorowały, śmiertelność w obozie była bardzo wysoka. Z zachowanych 14 sprawozdań miesięcznych za okres od września 1943 do listopada 1944 roku wynika m.in., że w lipcu 1944 roku, przy przeciętnym stanie 1040 dzieci, liczba ambulatoryjnych zabiegów wynosiła 2687. W listopadzie tego roku zanotowano 78 odmrożeń i poparzeń, 280 owrzodzeń i czyraków, 20 ran w wyniku obtarcia nóg, 250 zachorowań na tyfus plamisty. Były to tylko wypadki zauważone i zanotowane przez służbę obozową.
Okrucieństwo i znęcanie się należały do czynności programowych; stanowiły integralną część wyszkolenia wymienionych wyżej formacji. Uczucie litości, okazywanie współczucia i wyrozumiałości dyskwalifikowały prawdziwego hitlerowca, obnażały jego słabość. Okrucieństwo było zaletą, którą ceniono do dalszej kariery. Elementami składowymi tej „zalety” były pogarda i nienawiść.
Podstawową karą była chłosta. Za mniejsze przewinienia – jak np. stłuczenie garnka, nieprzepisowe odpowiedzi, brak guzika – wymierzano jednorazowo 15-20 uderzeń bykowcem. Do większych przewinień zaliczano kradzież chleba, mówienie po polsku, zerwanie owoców z drzew. Za takie przewinienia wymierzano do 80 uderzeń batem, rozłożonych na raty. Innymi rodzajami kary było skakanie w worku zawiązanym pod szyja, zamykanie w ciemnicy na kilka do kilkunastu dni, pozbawienie posiłków, skakanie „żabką”, biegi do utraty tchu po placu apelowym , ćwiczenia kroku defiladowego. Częste były przypadki sadystycznego znęcania się nad więźniami, jak np. wieszanie za nogi w garażu, zanurzanie głowy w oleju, polewanie zimna woda na mrozie.
Obóz w Łodzi powstał w końcu trzeciego roku okupacji hitlerowskiej i jego działalność była relatywnie krótka, co oczywiście nie pozostaje bez wpływu na ocenę efektów ludobójczych tej instytucji.
Przeciętny stan obozu wg sprawozdania sanitarnego wynosił ok. 1000 osób (1089 dzieci w styczniu 1944 roku). Jeśli do tego dodamy około 150 dziewcząt przebywających w filii obozu Arbeitsbetrieb Dzierżążnia oraz prawdopodobieństwo przebywania około 200 dzieci w szpitalu w getcie otrzymamy liczbę ok. 1500 osób
Był to jedyny taki obóz koncentracyjny o tym profilu na ziemiach polskich . samo jego istnienie – czego nie otaczano tajemnicą – stwarzało wśród ludności polskiej poczucie zagrożenia. Celem jego działalności było fizyczne i psychiczne wyniszczenie więźniów poprzez ciężką, niewolniczą pracę. Następowało ono systematycznie, stopniowo, dzień za dniem.






Zbrodnie popełnione na dzieciach stanowią najczarniejszą kartę w

annałach ludzkości !!!












Dzieciom odebrano wszystko, co jest udziałem młodości: radość życia i poczucie bezpieczeństwa.









Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 27 minut